ELŻBIETA MUSIAŁ – o „Uśmiechu primadonny”, czyli kilka odsłon z życia Elżbiety Ryl-Górskiej i operetki

0
3304
Elżbieta Ryl-Górska zdj. Elżbieta Musiał

Usta milczą, dusza śpiewa. Ptaków tryl 

Patrzę na okładkę książki „Uśmiech primadonny”, na której widnieje portret pięknej kobiety autorstwa Edwarda Hartwiga. Modelka zastygła w naturalnej pozie, w którą wpisana jest i elegancja, i sceniczny wdzięk. I jeszcze ten subtelny uśmiech rozświetlający spojrzenie zawieszone „lekko ponad”, z nutą romantyzmu, ale i skupienia – i już wiadomo, że dzieje się tu teatr. Tak mistrz fotografii ujął fenomen primadonny Operetki Warszawskiej Elżbiety Ryl-Górskiej.

Ów portret jest kwintesencją i najlepszą zapowiedzią obrazu gwiazdy operetki i kobiety, z którym zetkniemy się w  bogatym w fakty i emocje wywiadzie-rzeka z Elżbietą Ryl-Górską przeprowadzonym i opracowanym przez dziennikarkę Karolinę Prewęcką. O część wspomnieniową przyjaciół śpiewaczki zadbał natomiast Paweł Świętorecki, znawca muzyki klasycznej i śpiewak. Książka ubogacona została licznymi zdjęciami w większości z prywatnego archiwum bohaterki. Na każdym z nich jest porywająca, wprost uwodzi widzów, a oni ją uwielbiają. Oko obiektywu też ją kocha.

Karolina Prewęcka: „Podobno siedemdziesiąt pięć procent wypożyczonych lornetek z szatni operetki trafiało przed spektaklem w ręce panów”.

Rewelacyjny sopran, uroda sceniczna, urzekający uśmiech. To bardzo wiele. Jednakże nawet te przymioty ciała i ducha nie wystarczyłyby dla utrzymania przy sobie publiki przez ponad pół wieku trwającej kariery, licząc od pierwszego scenicznego występu w 1954 roku, a to właśnie udaje się Elżbiecie Ryl-Górskiej. „Bo śpiew, to nie tylko talent, to przede wszystkim technika, jak podkreślała Ada Sari” – przywołuje słowa swojej mistrzyni bohaterka. Pani Elżbieta do dziś staje przed wielbicielami operetki i wyznawcami jej głosu oraz aktorskich talentów i… śpiewa. Wciąż zachwyca i wzrusza. Jest bodaj najdłużej koncertującą polską śpiewaczką.

Andrzej Knap, dyrygent i szef artystyczny wielu teatrów na przełomie lat 70. i 80. XX wieku oraz dyrektor muzyczny Operetki Warszawskiej: „Kiedy kurtyna szła do góry, to nikt nie zwracał uwagi, kto dyryguje, kto partneruje Elżbiecie, tylko że ona wychodzi i wtedy publiczność skupiała się na niej i na postaci, którą gra. Dziś już tego nie ma ani w operze, ani w operetce, dlaczego? Bo nie ma już takich gwiazd. Ona była prawdziwą Divą, gwiazdą wielkiego formatu, doskonale przygotowaną wokalnie i aktorsko, zawsze perfekcyjnie”.

Witold Sadowy, aktor i publicysta teatralny, tak odniósł się do jej aktorstwa, w którym doprecyzowany był każdy gest: „Miała to wrodzone. Myślę, że nie musiała nad tym dużo pracować. Pochodziła z dobrego domu, miała klasę, urok i wdzięk”.

Encyklopedie zgodnie wymieniają jej pamiętne operetkowe role. Ale nieporównanie więcej przytoczeń i odniesień, również smaczków i klimacików przy zaglądaniu za kulisy, znajdziemy w książce. Nie sposób zliczyć wszystkich arii i operetkowych szlagierów, które wyśpiewała na polskich scenach i świata. Wymienię tylko kilka lubianych przez nią ról: Hanny Glavari w Wesołej wdówce, Rozalindy w Zemście nietoperza, Heleny w Pięknej Helenie Offenbacha, czy Stasi i Sylwy w Księżniczce czardasza Kálmána śpiewanej w tańcu. Otóż właśnie, śpiewanej w tańcu i bez mikrofonów. Jakież perfekcyjne musiało być opanowanie technik emisyjnych głosu.

Elżbieta Ryl-Górska: „Mały głos nie oznacza, że jest słabo słyszalny, przeciwnie. Głos z „dobrego miejsca” będzie zawsze słyszalny, nośny. Lepiej zostawić wrażenie, że ktoś śpiewa w połowie swoich możliwości, niż że za chwilę z wysiłku zemdleje. Ada Sari powtarzała, że jeśli śpiewak może „jeszcze ho-ho-ho”, to jest to dobre śpiewanie”.

Elżbieta Ryl-Górska, podobnie jak Halina Mickiewiczówna, czy Bogna Sokorska, o których między innymi wspomina w książce, lekcje śpiewu pobierały u legendy światowej opery, u Ady Sari.

Nasza bohaterka miała szczęście do wielkich artystów i twórców powojennej sceny. Właściwie od pierwszych występów otoczona była ich mentorską opieką. Od mezzosopranistki Marii Bielickiej usłyszała wskazówkę, „że jedyny szept na scenie do zaakceptowania to taki, który słychać w ostatnim rzędzie”. Sławomir Lindner, aktor i reżyser, podpowiadał: „Kiedy wychodzisz na scenę jako amantka, musisz uwodzić nawet krzesło, które stoi na deskach teatru”. „Sempoliński podarował mi pierwsze teatralne szminki. Zapakował je do pudełeczka po papierosach. Nie przypominały dzisiejszych. Miały kształt lasek. Barwiłam nimi twarz. Najpierw trzeba było ją natłuścić. Zwykle, wtedy, w tym celu musiał mi wystarczyć zwykły smalec. Drugą warstwę nakładałam z wazeliny i dopiero potem rozprowadzałam kolor. Na koniec pudrowałam twarz mąką kartoflaną” (E. Ryl-Górska). Idealnej dykcji uczyła ją Ryszarda Hanin. Bez trudu więc uchwytne jest każde słowo, o czym przekonałam się ostatnio. Otóż sięgnęłam po wydaną niedawno (2018) płytę CD „Uśmiech primadonny”, na której zebrane zostały archiwalne zapisy arii i piosenek w jej wykonaniu i w fonograficznym opracowaniu oraz rekonstrukcji technicznej Tadeusza Stolarskiego, popularyzatora dawnej piosenki. Usłyszałam ogrom muzyki gładkiej i arcytonalnej. Jest tam też popisowa „Aria ze śmiechem” z operetki La Perichola Offenbacha. Mój Boże, jaki urzekający i niewymuszony jest ten śmiech.

Elżbieta Ryl-Górska przywołuje w pamięci próbę w Gliwicach, próbę przed swoim benefisem w Teatrze Polskim w Warszawie w 2008 roku: „Któryś z dźwiękowców proponuje mikrofon w mikroporcie. Nie będzie chyba potrzebny. Niektórzy są zdziwieni, że chcę śpiewać bez wspomagania. Śpiewam. Kiedy milkną ostatnie nuty zapada cisza. I za chwilę słychać brawa i stukanie orkiestry w pulpity”.

Operetka jest darem dla ludzi, powtarza z przekonaniem pani Elżbieta: „Przenosi ich w jakiś bajkowy świat, daje im radość, oddech. Zwykle bardzo prosta fabuła „niesiona” jest przez piękną muzykę, piękne kostiumy, ciekawą scenografię. Ale nawet w tej prostej fabule, dzięki interpretacji, można zawrzeć jakąś wewnętrzną prawdę o kreowanej postaci. Zawsze starałam się o znalezienie i wydobycie tego wnętrza. Śpiewem „opowiadałam” o wielkich emocjach, często o zdradzie, o tęsknocie i potrzebie zapomnienia, o radości i smutku, o dobrym i złym losie. Wszystkie te nastroje najpierw trzeba było odkryć w sobie, by móc je przekazać jako prawdę o bohaterce”. Jednakże osobowość artystyczna wyrażała się również w serdecznym kontakcie śpiewaczki z widownią, pisali: „gra i śpiewa tak, jak gdyby śpiewała nie dla anonimowej sali, ale dla każdego oddzielnie”. A prywatnie, poza sceną?

Wojciech Wiliński: „Podkreślam, że w kontaktach koleżeńskich nic z gwiazdy, tym bardziej operetkowej, bo to był szczególny zawsze rodzaj gwiazd. Wspaniała osoba”.

Wanda Polańska, wybitna śpiewaczka operetkowa: „Choć z Elą dawno się nie widziałyśmy, to często rozmawiamy telefonicznie o starych, dobrych operetkowych czasach. To jest świetna śpiewaczka, życzliwa osoba i cieszę się, że mogłam być z nią przez tyle lat w teatrze i że nasza przyjaźń trwa do dziś”.

Książka osadza nas w magicznym świecie operetki powojennej Warszawy, która zmieniała się wraz z przeobrażeniami ustrojowymi. Ale przed transformacją był wielki błysk i blask w świetle jupiterów, a poza sceną radzenie sobie z niedostatkami codzienności. O dziwo, to właśnie tamte czasy dały nam wyjątkowych artystów, wybitnych, których podziwiano, ba, kochano. I tłumnie oklaskiwano. Być może dlatego, że „wygłodzony czas” po prostu potrzebował oddechu, barw i potęgi kreacji (natura nie znosi próżni), a ludzie dzięki artystom przenosili się w świat marzeń. W świat nie do powtórzenia w zwyczajnym życiu. Odnosi się to zwłaszcza do przedstawień operetkowych, z nośną i ponadczasową muzyką, z bogatymi kostiumami, piórami, które w jakiejś mierze zastępowały brak rewii (w Warszawie jej wtedy nie było). Jak sądzę, oprócz tych kompensacji dawała jeszcze o sobie znać tęsknota za światem już niemożliwym.

Przeobrażenia zachodziły siłą rzeczy również w relacjach międzyludzkich i w przestrzeni sztuki. Operetkę wypierały nadciągające z Zachodu musicale. W teatrach muzycznych zaczęto grać wszystko, co mieści się w tym pojęciu. Natomiast słowo „operetka” zniknęło z nazw teatrów. Odchodziła złota era operetki w Polsce, a wraz z nią Elżbieta Ryl-Górska zamknęła wielki, dwudziestoośmioletni rozdział w swoim życiu i rozpoczęła nowy – przeniosła się na kilkanaście lat do Frankfurtu nad Menem. I to znów była jej wygrana – nadal mogła śpiewać dla publiczności. Z repertuarem operetkowym nie rozstała się do dziś. Bezsprzecznie to jest miłość do operetki i śpiewu. Odwzajemniona. A może i wypełnianie misji, skoro staje w obronie swojej muzy i mówi, że „… operetka klasyczna zasługuje na należne jej miejsce, na wielki powrót, choć, oczywiście, wymaga lekkiego uwspółcześnienia. A może powstaną nowe libretta operetkowe? To wielka szansa dla zdolnych literatów”.

O występach w kabarecie Hanki Bielickiej, o młodości i rodzinnym domu otwartym dla artystów, który nie od dymu z komina został odbudowany po wojnie, a od dwóch ostałych się łyżek, o rodzicach sekundujących córce w karierze i o wielkich mistrzach dowiemy się od Elżbiety Ryl-Górskiej z tej książki. A jest warszawianką od pokoleń, świadkiem losów stolicy od lat 30. XX wieku i symbolem świetności polskiej operetki. A ile w tych retrospektywach jest smaczków, wtrąceń i anegdot, lecz bez narzekania. Po uszy wpadamy w świat operetki i jej klimaty. W świat już dziś niemożliwy.

Dziękuję Pani Elżbiecie za podarowanie mi książki z wpisem. I cieszę się, że mogłam Ją osobiście poznać.

Elżbieta Musiał

Tytuł: „Uśmiech primadonny” (Elżbieta Ryl-Górska), autorzy: Karolina Prewęcka i Paweł Świętorecki; Wydawnictwo Demart S.A., Warszawa 2016, s. 254

Elżbieta Ryl-Górska. Primadonna Operetki Warszawskiej, gościnnie śpiewała w Operetce Szczecińskiej, Krakowskiej, Operze Nova, Operze Wrocławskiej i operetce Wrocławskiej. Koncertowała na wielu scenach całego świata, czterokrotnie w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie, wielokrotnie w Niemczech, krajach Beneluxu, krajach byłego Związku Radzieckiego i wielu innych. Obecnie mieszka w Warszawie, zajmuje się pracą pedagogiczną i nadal występuje na estradzie.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko