Krystyna Konecka – WIERSZE – WYSPY ANNY A.

0
907

     „Archipelag” Anny Andrych dotarł z drugiej strony kraju. Zatrzymała mnie ta książka. Najpierw jeden wiersz, odkryty podczas pierwszego przeglądania. Odnalazłam pierwodruk, odrobinę odmienny od wersji aktualnej, doprecyzowanej, a przecież tożsamy z intencją pierwotną. „Przegrany” to ekfraza do obrazu Krzysztofa Rapsy – liryk zainspirowany fragmentem abstrakcyjnego obrazu współczesnego polskiego artysty. Obrazu, który poruszył emocje także trójki innych poetów: Adriany Pedicini i Marco Mastrilli z Italii oraz Stefana Jurkowskiego z Polski. Każdy wiersz jest odmienny. Autorów z tych krajów i innych (z Kanady, Hiszpanii, Indii) jest wielu. Z Polski m.in. – dwa liryki Marii Magdaleny Pocgaj, znakomitej poetki związanej z poznańskim środowiskiem literackim, podobnie jak Anna Andrych. Wspaniale zaaranżowany album pt. „Rapsodia. Wiersze i obrazy” wydany został w 2015 roku we Włoszech. Przygarnięci do tej edycji poeci mają prawo czuć się wyróżnieni.
     „Przegrany”, wbrew tytułowi i przylegającym do malarskiej wizji sytuacjom, jest konstrukcją optymistyczną:

kolejna myśl
nagłym wzruszeniem

odnajduje
kod
innego jutra

     Taka jest poezja Anny Andrych, o czym zaświadcza jej dotychczasowy dorobek literacki. Najnowszy zbiorek dodała do siedmiu wcześniej wydanych: od „Do dna”, najciekawszej książki poetyckiej 19. Międzynarodowego Listopada Poetyckiego w Poznaniu poprzez m.in. „Kariatydę” (alter ego?), „Jabłoń”, „Ucieczkę z Hadesu” i „Rękawiczkę” po „Zanim wypłynie świt” i „W oczekiwaniu”. Formalnie – autorka sięga po różne próby, sprawdzając się m.in. w miniaturowych haiku czy fraszkach, ale też radzi sobie z prozą (opowiadania). W antologiach – zawsze na początku, o czym decyduje determinanta alfabetyczna. Nie wiem, czy tak bym chciała: każdy pierwszy wiersz może stać odniesieniem dla kolejnych, więc ryzyko porównawcze mogłoby być trudne do zniesienia. Wiersze Anny Andrych odważnie „stawiają czoła” sąsiadom z antologii i almanachów. No, ale skoro jest się laureatką ponad stu konkursów literackich, przecież anonimowych…
     Twórczości tej obcy jest introwertyzm, wprost przeciwnie, autorka próbuje „zaczepiać” czytelnika, prowokować do myślenia, nie tylko o poruszanych często emocjach, doświadczeniach intymnych, ale też o wielu kwestiach uniwersalnych. Być może, jest to konsekwencja codziennej aktywności społecznej, determinującej postawę autorki „Archipelagu”, jej potrzeby rozmowy z odbiorcą poprzez artykuły, szkice i felietony publikowane na forach „w eterze” (sama administruje – jako sekretarz kolejnej już kadencji Oddziału ZLP w Poznaniu – jego stroną internetową) i na łamach prasy literackiej. Jest animatorką licznych działań twórczych, współzałożycielką rozpoznawalnego w całym kraju Klubu Literackiego Topola przy Miejskim Domu Kultury w Zduńskiej Woli, z którą to miejscowością związały się niegdyś jej losy. Należy też do współorganizatorów jednego z najważniejszych festiwali literackich, jakim jest Międzynarodowy Listopad Poetycki. O licznych formach doceniania jej działań animatorskich oraz twórczych przeczyta każdy, kto sięgnie po tom „Archipelag”.
     To szczególna edycja, warta zauważenia. Pod koniec roku 2018 aż trzy poetki ze środowiska poznańskiego otrzymały swoje książki w pięknej serii Wydawnictwa Miejskiego POSNANIA. Poza Anną Andrych, także Zofia Grabowska-Andrijew („To wszystko człowiek”) i Zdzisława Jaskulska-Kaczmarek (A imię twoje niepokój”). Skromna, elegancka oprawa książek w dotyku wydaje się przypominać skórkę bakłażana lub moreli (ot, takie bardzo osobiste doznanie), jest przytulna, zachęca do zajrzenia do środka.
    Z pewną zazdrością czytałam o potrójnej promocji autorek w poznańskim Pałacu Działyńskich, które wyciągali na zwierzenia poeci Jerzy Grupiński, przyjaciel środowiska poetyckiego, związany ze Stowarzyszeniem Pisarzy Polskich oraz Zbigniew Gordziej, obecny prezes Oddziału ZLP w Poznaniu. Oryginalnym pomysłem scenograficznym spotkania były tematyczne stoliki z charakterystycznymi atrybutami, które bohaterki promocji mogły dobrać do osobowości. Anna Andrych wypatrzyła dla siebie zestaw złożony z albumu „Moje Tatry”, maski teatralnej, zbiorku wierszy Adama Asnyka (czy także z powodu inicjałów poety?) oraz płyt kompaktowych. Nie bez powodu: pierwszy cykl w „Archipelagu”, zatytułowany „W białej sukni wiersza” otwierają liryki tatrzańskie – w sensie topograficznym, ale i uniwersalnym, ilustrujące nie tyle walkę o każdy krok wspinaczki, ile o zmaganie z samym (samą)  sobą wbrew przeciwnościom losu:

nie musisz się wspinać
zdobywać kolejnych szczytów
z ich perspektywy pokazywać siebie

ponieważ:

nie warto niczego nikomu udowadniać
przecież zawsze jest ktoś dla kogo
jesteś ważny

     Nadzieja. Pewność wartości wyższych niż codzienna krzątanina wokół spraw, na które nie ma się wpływu. To ważny wyznacznik tej poezji, często ukryty pod metaforą, podskórnie. Przecież poezja nie mówi wprost. Czasem odnajdujemy ukryte sensy po wielokrotnej lekturze wiersza, i wtedy dopiero odkrywamy – jak w „Archipelagu” – ich kolor, muzykę, temperaturę. 
     Topografia w drugim cyklu pt. „Nie zadrżała ziemia” znosi czytelnika na północny kraniec kraju. Ale to już „Inny wymiar czasu” – jak mówi tytuł jednego z erotyków tego cyklu – i z powodu tematu odmienny stan świadomości podmiotu lirycznego (autorki?). Dzieją się tu sprawy intymne, wracają zamierzchłe emocje, wszystko razem buduje klimaty fraz wykreowanych z pejzaży i nastrojów, i rodzi się pragnienie, by posiadać we wspomnieniach chociaż skrawek własnej „Wyspy Sobieszewskiej”, kiedy autorka zwierza się:

patrzę na nią jak na ósmy kontynent
mojej wrażliwości

      A potem droga zaczyna meandrować,  i wyobraźnia poetki wędruje „Daleko poza horyzonty”, na porozrzucane w tym niesubordynowanym „archipelagu” wierszy – wyspy, stanowiące nie dla wszystkich dostępne rewiry sztuki. Na jednej z tych wysp odbywa się „Weekend z Leonardem da Vinci”, ale nie autorki, lecz adresata dedykacji i zarazem autora motta, Zbigniewa Gordzieja, którego gość w wierszu:

próbował rozszyfrować na kartce w notesie
twój kod genetyczny

     Tak. To bardzo oryginalna interpretacja spotkania artysty wszechczasów z poetą… Mnie ujął ponadto w tym cyklu „List do Stanisława Barańczaka”, skądinąd jednego z najbardziej  poznańskich niegdyś poetów, który dla młodszych o jakąś część generacji jest czymś (kimś) w rodzaju warsztatowego „wzorca z Sevres”. Z jego właśnie punktem widzenia po drodze jest poetce:

wciąż literaci w naszym kraju
rozpamiętują wręcz namiętnie
przeszłość i martyrologię
mało otwarci są na przyszłość

a Pan był ponad tę skostniałość

Stąd i ta pewność, że warto iść pod prąd, gdyż

świat jest otwarty dla nas zawsze
chociaż nie można mieć wszystkiego

Ale coś zawsze można mieć. Chociażby nadzieję. Zawsze coś…

                                                                                Krystyna Konecka

Anna Andrych „Archipelag”. Wydawnictwo Miejskie Posnania, 2018

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko