Pamięć
budzą mnie duchy
minionych zdarzeń
pierwszych zauroczeń sprzeniewierzeń
zdrad załamań radości
koła pociągu relacji Warszawa – Zagórz
wystukują zapomniane melodie
budzą tamte dziewczęce wzruszenia
stają w szeregu niewysłane listy
smak łez miesza się ze smakiem szampana
gaudeamus igitur z ave maria
ta trasa zawsze przenosi mnie w czasie
i maszynista cofa wskazówki mego
zegara życia o ileś tam lat
Powroty
Jankowi Tulikowi
z każdej podróży do krainy
dzieciństwa
przywożę jakiś gościniec
a to okruszek
galicyjskiej gomółki
w liściu chrzanu
który łaskocze pamięć
a to podpłomyki
ciepłe jak dłonie
babci Anieli
okna pędzącego samochodu
niczym kadry filmowe
oferują coraz to nowe widoki
a ja zagarniam pod powieki
zachłannie
fragmenty umierających pejzaży
tu posiwiałe kalenice
unoszą popękane wargi dachówek
do nieba
tam osierocone gniazda
wiją się z bólu pod okapami
poczerniałych i zgarbionych chat
zieleniejące kotliny I wzgórza
jak wielbłądy
uginają się pod płachtami
szaro mlecznych mgieł
te obrazy
odciskają się w mózgu
niczym drzeworyty
wieszam je zawsze po powrocie
do domu na ścianach
jak dotąd
łaskawej pamięci
Światy równoległe
Marii Wollenberg-Kluza
ptaki szturmują zaciekle
taflę nieboskłonu
i zwisają z chmur jak nuty
zepchnięte z pięciolinii
postacie z innych wymiarów
wyłaniają się niespiesznie
z twoich płócien
i zaglądają ciekawsko
w oczy
przybywających na wernisaż
stoisz z boku
za gęstym parawanem
różnobarwnych kwiatów
i rozmawiasz bezgłośnie
z Piotrem Kuncewiczem
kiwającym z niebytu
bezwładną pod koniec życia ręką
w kolejce przepychają się
następni
zbliża się
Zbyszek Jerzyna z nowym wierszem
a może esejem o twojej twórczości
za nim wyłaniają się Romek Śliwonik
Krzysiek Gąsiorowski i Dzidka Błaszkowska
której spowiadałaś się w radio
z tajemnicy kolorów
do galerii wciąż wchodzą
kolejni goście
i nie pędzą – o dziwo
do zastawionego bufetu
bo postacie z okładki katalogu twojej wystawy
prowadzą ich na
granice światów –
widzialnego i niewidzialnego
xxx
Pamięci Danusi Nicpoń-Jeziorowskiej
twój Anioł Stróż zdrzemnął się
na chwilę
to wystarczyło by zmęczone serce
zaczęło trzepotać skrzydłami
i zjawili się aniołowie
z pogotowia ratunkowego
którzy troskliwie dowieźli cię na OIOM
do szpitala
w którym przez tyle lat
podpinałaś kroplówki nadziei
że też w ciągu paru godzin
człowiek może wyprowadzić się z życia
tak niespodziewanie
dziwiła się sąsiadka
której jeszcze wczoraj
robiłaś opatrunek na ciało i duszę
ciężko tu będzie bez niej
w tej wiejskiej przystani
mruczała przebierając paciorki
różańca
kto mi zmierzy ciśnienie i
poda kromkę życzliwości albo
zrobi zastrzyk światła
pamiętam twój
dziewczyński wiersz
o długim jak pacierz lesie
który czai się za chałupą dziadków
pamiętam nie
wypłakane łzy
kiedy pijany kierowca wracający z wesela
na masce samochodu zawiózł
twoją czternastoletnią córkę do nieba
ona do mnie
przychodzi
– pisałaś w listach –
ostrzega mnie i przykłada plaster ciepła
na zmarznięte serce
czy to właśnie
ona podała rękę
twojej duszy
i zabrała cię tak niespodziewanie
do nowego domu
x x x
maj był tak ciepły tego roku
że ziemia wchłonęła trumnę
jak rosiczka muchę
tylko słońce na chwilę
odwróciło zażenowaną twarz
tłum gęstniał
a twoja dusza oddalała się
cichła jak głos naszego kuzyna jezuity
odprawiającego pożegnalną mszę
czy w świecie równoległym
przywitały cię
te same barwy i zapachy
czy dotarłeś już tam
gdzie na ciebie czekano
xxx
kiedy pochylasz się
nad trumną młodszego brata
obrazy przewijają się
jak na taśmie filmowej
a ty czujesz
że odcięto ci
kawałek dzieciństwa i młodości
kiedy pochylasz się
nad trumną młodszego brata
czas przystaje
zmieniają się drogowskazy
Zamiast epitafium
nie napiszę dla ciebie
epitafium
bo czuję że jesteś obok
choć to brzmi jak bluźnierstwo
wkradasz się w moje sny nad ranem
rozwijamy kłębki niedokończonych rozmów
tłumaczysz dlaczego tak wcześnie
odszedłeś
w inny wymiar
jak w dzieciństwie
dmuchasz mi w grzywkę
a z chmury wyzierają
twoje piwne oczy
po chwili małym palcem lewej
dłoni
złamanym kiedyś podczas gry w siatkówkę
gasisz łzę na mojej skroni
pogadajmy proszę
bez świadków szepczesz
tyle mam ci do…
i budzi mnie cisza
Perłopławy
sumienia naszych bliźnich
ostatnio wypiękniały
spójrzcie
ostatni krzyk makijażu
pokrywa je eleganckim odcieniem
ciepło-perłowym
co nas zaskoczy
kiedy pękną muszle
milczenia
perły czy pustka
Mag
Hermesie Trismegistosie
Hermesie – mamroczę prośby
i zaklęcia – zacznij mówić
daj znak
jak w górze tak i na dole
wskazuje mi Mag
znak nieskończoności
nie rozumiem twojego
lęku
spójrz na Kapłankę
jaki spokój i cisza
choć rozwiązała tajemnicę
Nieba i Ziemi
ona cię poprowadzi
jak najniżej w głąb
i jak najwyżej w górę
zaufaj wysyła
przyjazne wibracje
Cesarzowa
jesteś pod ochroną
Zachwyt
ten zachwyt
to zachłyśnięcie się urodą zdań
i szemrzącym potokiem słów
odkrywających tajemnicę gwiazdy
co zabłysła tylko dla nas
ten zachwyt
dziś jawi się jako zasnute
mgłami wspomnienie
a jednak słyszę tamten
wiosenny wiatr
zstępujący pospiesznie z gór
i przywołujący przebiśniegi oczekiwania
oraz twoje zdyszane słowa
wsiadłem w pierwszy samolot
i przez Kraków na opak
dotarłem tutaj
bo sen mi podpowiedział ciebie
w tym miejscu i w tej sukni odbijającej się
w oczach tylu mężczyzn
tamten zachwyt
rozpisałeś w wersy
i zamknąłeś w sonetach
które moja wnuczka
analizuje bez emocji
na lekcjach języka polskiego
xxx
dziewczyna kładzie głowę
na ramieniu świtu
oto studium zasypiającego kwiatu
Lekcja miłości
staromodna miłość
podobno umarła
w spłowiałych dekoracjach
ale czasem
przy odrobinie szczęścia
można ją jeszcze spotkać
na ławeczce w parku
gdzie przycupnie nieśmiało
wsparta o wytartą laskę
i podmuch wiatru
trzyma zazwyczaj
ukradkiem za ręce
dwoje starszych państwa
on się wyrwał
od zachłannych dzieci
ona od kapryśnych wnuków
ta miłość
tak niemodna
w znoszonej jesionce
i wytartej kurtce
tuli zziębnięte dłonie
czule i tkliwie
jak pisklę
wyrzucone z gniazda
czasem tylko porazi
zbyt wścibskiego przechodnia
ostrym błękitem
młodych nagle oczu
Wiersze tygodnia redaguje Stefan Jurkowski
[email protected]