Wiersze tygodnia – Waldemar Michalski

0
587
Bogumiła Wrocławska

Adwent

Bogdzie, Oli i Staszkowi

Kalendarz ma swoje święta i godziny –

odwiedzają mnie przyjaciele

(nigdy nie ma ich za wielu).

Pierwszy przyniósł gałązkę

jedliny z zapaloną świeczką –

bądź jak ogień i nieś światło…

Drugi wręczył ołówek

I kartkę papieru: daj świadectwo

– żaden dzień bez kreski…

Trzeci przyszedł z opłatkiem

kruchym jak śnieżynka: bądź chlebem –

niech żyje w tobie nadzieja…

Czwarty ledwie w drzwiach stanął

już woła: bracie gwiazda wysoko

Betlejem daleko – bierz kurtę i w drogę…

Byliśmy wiatrem i kamieniem – miodem i raną

aż słowo stało się jako dziecię –

chcieliśmy być pierwsi – nie byliśmy ostatni.

Być wolnym

Jonasz połknął rybę

a może odwrotnie

ważne że było morze

i tak powstała kredowa góra

z Uherką pod progiem

stary bambus uczył geografii

pokazywał błotne żółwie

żółwie miały cztery nogi

i jedno marzenie

być wolnym

po szyję w błocie.

Gronie w złotej koronie

Kiedy Tych z Alojzem

po śląsku godali

nie wiele pojąłem

tak i oni

gdy my

po bałaku bajery wstawiali

a transporty szły

ciągle  szły na zachód…

na lwowskim rondzie

popijamy dziś  browar

gronie w złotej koronie

od kraja do kraja nasza sprawa

bo niemożliwe jest możliwe

gdy czas krzyżami się mierzy.

Lewiatan uciął sobie drzemkę

Diabli nadali sprawę

spłynęły rzeki

popioły zostały

Bóg patrzył na to bezradny

powstała nowa Sodoma

bez węgla (odrzucony)

bez domu (spalony)

z bratnią krwią na słonecznej tarczy

było

ale się nie skończyło

Lewiatan z czarnym podniebieniem

uciął sobie drzemkę

Mydło – powidło

.Kamienie kamienice

miasto siedmiu wzgórz

w lustrze okien twarze

poeta fotografuje 

na grodzkiej

brodaci mędrcy

pod szyldem mydło-powidło

niebo w studziennej kałuży

i taplające się w błocie dzieci

z sutereny od godziny lament

przepaliło się mleko…

– Jahwe

gdzie byłeś

gdzie Twoje dzieci

i te bose i bez mleka

za Żydowską Bramą

cisza.

Na Zachód

Wozy wędrowały  –  ostatni  

zapadał po osie do rowu

po śladach kładła się cisza

i zachód wieczoru – nie dzwoniło

w uszach nie dławiło w gardle

wszystko wydawało się oczywiste

nawet na granicznym moście

nie przerwano litanii

nie dziwiły się mrówki

nikt do ucha nie szeptał

wierzba była rosochata

w konopiach czaił się strach

nie pisano o tym w domowych raportach

spoglądano w mleczne gwiazdozbiory

garść rumianku ktoś położył przy odciętym

sznurku – popychali wóz ludzie

powoli koło za kołem pierś w pierś

ząb za ząb

Pani z Kosobud

Kosobudy w środku lasu

niby puszcza a tylko Park Narodowy

lis nocą grzebie w śmietniku

jajka wysiadują koguty

krowy tylko na obrazku

w Kosobudach mam swoje nabożeństwo

do Złotej Pani Pocieszenia

rozmawiam z nią po wołyńsku

najlepiej bez świadków

świadkowie przeważnie są fałszywi

więc daję za wygraną

i wolę  mieć dyrektora Parku

za przyjaciela.

Przez Bug i z Bogiem

Rzeka bagienno-szuwarowa

z cerkwią na horyzoncie

zarosło lustro

i pamięć

sto razy księżyc

odmienił się w błocie

nocą ciągnęły karawany

przez Bug i z Bogiem

budziło się nowe

z krzyżem na bezpowrotnej

drodze

z kamienną pamięcią

utopioną

w Stochodzie.

Śmierć i miłość

W oknie wczorajsze liście

wrzesień żegna się z latem

nosem podpieram szybę

gołąb z obrączką

znowu na parapecie

o jakżeś piękna

moja gołębico

na zielone łąki odpłynęli

wszyscy święci

a my

znowu spotykamy się

pod kaplicą Jana

od źródlanych luster

czas goi rany –

śmierć i miłość

chodzą w parze.

4. Wiejski filozof

Bocian chodzi po łące

biały i czerwony

wiejski filozof

tu urodzony a jednak

ze świata

żaby w bajki włożyć trzeba

święta Anna wróży poranki

Joachim zbiera kłosy –

raty spłacić trzeba

i tak od rana do nocy

z bocianem za komodą

tylko co dalej?

Więcej niż gest pokoju

Jest miła – mówi:

będziemy stale na skajpie

wolę rozmowy w łóżku

wirtualna obecność

jest bez soli i pieprzu

jadę na Wołyń

plecak paszport i mapy

stare i nowe

pytam: kto ty jesteś

nie słyszę odpowiedzi

przeprasza za to co było

ma przyjaciół w Polsce

ale tu jej dom

chleb daje na drogę

to coś więcej

niż gest pokoju

prezydentów

Wiosłujemy

Nie muszę pielgrzymować

dotykać białego kamienia

– sam jestem kamieniem.

Nie muszę wołać

czytać znaki na piasku

– jestem wołaniem.

Z kromką nadziei na progu

z tarczą zegara na ścianie

żyć znaczy być od nowa.

Wiosłujemy

omijamy bystrza i szypoty

– dobrze mieć obok Mistrza.


Waldemar Michalski ur. 27 września 1938 we Włodzimierzu Wołyńskim – poeta, krytyk literacki, eseista, redaktor. W 1956 r. ukończył Liceum Ogólnokształcące im. Stefana Czarnieckiego w Chełmie. Magisterium w zakresie filologii polskiej uzyskał w 1963 r. w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. W latach 1962 do 1985 r. był kustoszem Biblioteki Uniwersyteckiej KUL i lektorem Szkoły Kultury i Języka Polskiego dla Obcokrajowców KUL (1977-1987). Członek grupy poetyckiej „Prom” i współzałożyciel grupy „Signum” (razem z Wacławem Oszajcą i Zbigniewem Strzałkowskim). Od 1978 r. członek Związku Literatów Polskich. Od 1985 r. do 2014 sekretarz redakcji kwartalnika literackiego „Akcent” (nadal pozostaje członkiem zespołu redakcyjnego). Jako poeta debiutował w 1960 r. wierszem „Poezja Starego Miasta” w „Biuletynie Młodego Twórcy”. Jest autorem wielu tomów poezji, tekstów krytycznoliterackich. Przygotował do druku i zaopatrzył wstępem lub posłowiem ponad 40 książek poetyckich różnych autorów.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko