Janusz Termer
Włodzimierz Kłaczyński – dramatopisarz
Znaliśmy dotąd Włodzimierza Kłaczyńskiego (rocznik 1933) jako wytrawnego prozaika, który przez długie lata życia i pracy zawodowego lekarza weterynarii na Podkarpaciu – z niejednego pieca chleb jadał, zbierając bogate obserwacje i doświadczenia czasu wielkich powojennych przemian; gruntownych przeobrażeń społecznych i obyczajowo-psychologicznych. Czego dał liczne dowody, rysując obszerną panoramę ludzkich postaw, zachowań i krajobrazów polskiej prowincji. Debiutował stosunkowo późno, bo na początku lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku, próbując swych sił i talentów w prozie. Poznaliśmy go więc najpierw jako autora tak znakomitych powieści, jak Popielec (wyd. I w 1985 r., film i serial telewizyjny w reżyserii Ryszarda Bera), Anioł się roześmiał (1993), obszernego, bo pięciotomowego cyklu Miejsce (2005) i dopełniającego go fabularnie fresku Zasiek polski (2008) czy opowiadań Wronie pióra (1985).
Znaliśmy go też w latach osiemdziesiątych jako intrygującego i popularnego przed laty felietonistę społeczno-kulturalnego czasopisma „Sycyna” (redagowanego przez Wiesława Myśliwskiego), z czego powstały – wykorzystujące owe jego niezmierzone wręcz pokłady autentzcynzch doświadczeń życiowych człowieka czynu – dwa książkowe zbiory wspomnień i felietonów: o sprawach i „sprawkach” ludzkich w ich relacjach z… poczciwymi domowymi zwierzętami w tle: I pies też człowiek oraz I kot ma duszę. To prawda, że – wbrew pewnym teoriom krytycznym – zainteresowanie odbiorców literatury budzi nadal przede wszystkim owa tak spostponowana i „wyklęta” przez naszą postmodernistyczną epokę powieść klasyczna: dobrze skrojona i wyważona, oparta na nowocześnie realistycznych środkach wyrazu i, rzecz jasna, na współczesnej psychologicznej wiedzy o człowieku. Czyli szeroko panoramiczna opowieść o konkretnej epoce, jej historycznych i społecznych uwarunkowaniach żyjących w niej ludzi. Postaci bohaterów poddawanych nieustającej presji wszelkich możliwych zewnętrznych nacisków, przeżyć i doświadczeń; „dużych i małych” (by odwołać się do tytułu powieści Wilhelma Macha), toczących potyczki (wojny) z historią (czasem) i własnym niepowtarzalnym, indywidualnym losem. Taką właśnie literaturę uprawiał dotąd autor Zasieku polskiego, znakomity realista, wrażliwy i wiarygodny świadek swojego czasu, bystry obserwator polskiej XX-wiecznej rzeczywistości.
Potwierdziło to całe prozatorskie dzieło Kłaczyńskiego, zwłaszcza Miejsce: powieściowy cykl złożony z pięciu obiecująco i atrakcyjnie dla odbiorcy brzmiących tytułowych części: Korso, Krawędź wieku, Ważenie bólu, Gon, Głowa Holofernesa oraz Zasiek polski. Utwory o wielowątkowej i czasowo rozległej akcji ulokowane w owym „miejscu” (domyślnie Mielec i okolice), symbolizującym, ogólne, złożone i pogmatwane losy mieszkańców nie tylko tego regionu, ale i dzieje najnowsze całej zbiorowości polskiej, z jej ogromnym wewnętrznym napięciem i zróżnicowaniem politycznych, społecznych, narodowościowych i psychologicznych problemów i konfliktów.
Taką też, najogólniej mówiąc, formułę widzenia świata proponuje teraz Włodzimierz Kłaczyński w swych tworzonych od paru lat sztukach teatralnych – zawartych obecnie w tym właśnie zbiorze utworów scenicznych. Nawiązuje w nich – choć to może pewna niespodzianka, ale wcale nie przypadek – do wielu wątków i motywów własnych wcześniejszych prozatorskich utworów (wraz z, dodajmy, wyprzedzającą teatr powieścią radiową Skorpionada 2010). Składają się na ten zbiór – znane z publikacji na portalu Pisarze.pl – następujące sztuki: Oficyna – komedia nieoptymistyczna w trzech aktach oraz Ciotka – dramat w dwóch aktach noszący wielce znaczący podtytuł: Obraz z czasów, kiedy w Polsce wsie zamieszkiwali chłopi. Dwie pozostałe sztuki są próbami nowego, aktualizującego odwoływania się do pewnych uniwersalnych tematów zawartych w wybitnych klasycznych dziełach dramatopisarskich. To dotyczy obecnej w tym tomie sztuki Moralność pani D. – oczywiście według dramatu Gabrieli Zapolskiej Moralność pani Dulskiej – jako autorska próba aktualizacji i dostosowania scenicznego sztuki Zapolskiej do współczesności – sztuki dla nowoczesnego i poszukującego reżysera, a także i dramat zatytułowany Inspektor, zwany przez autora „komedią w trzech aktach na motywach Rewizora Gogola – wersja współczesna”.
Oto w komedii Oficyna ukazuje Włodzimierz Kłaczyński pewne istotne – i dalej aktualne, po tylu dziesięcioleciach zmian, ciążące nadal nad naszą rzeczywistością – wątki problemowe, wcześniej już obecne, choć w odmiennym kształcie, w jego prozatorskim Zasieku polskim. Czyli stare i nowe problemy, dramaty ludzkie tego tużpowojennego czasu, jak nadzieje biednych mas chłopskich, rodzące się wielkie konflikty związane z tą historyczną epoką skomplikowanych naszych dziejów. Czyli m.in. w komediowo-satyrycznym świetle ukazany moment zetknięcia się ludności polskiej (dawnych „chłopów” i „panów” z nowymi „wójtami”) z przedstawicielami nadciągającej ze Wschodu zwycięskiej armii, co zapowiada ostre wewnętrzne konflikty mające swe źródła w owych nowych porządkach ustrojowych, terytoriach polityczno-społecznych przeobrażeń, z rozlicznymi efektami – poza reformą rolną i „kwestią agrarną” – zapowiadanej teraz, przez daleką od sielanki, słynną od końca lat czterdziestych, „bitwę o handel”.
W inne rewiry i czasy powojennej rzeczywistości polskiej wprowadza Włodzimierz Kłaczyński swych nowych odbiorców zwłaszcza w sztuce Ciotka. Nawiązuje w niej wprawdzie również do problematyki obyczajowej swych wcześniejszych utworów prozatorskich, takich jak Wronie pióra (efekty językowe), a szczególnie do bliższych naszej teraźniejszości powieści Anioł się roześmiał, ale prowadzi akcję tego dramatu mocniej znaczeniowo i ostrzej, bo wielotorowo. Zderza mianowicie bezlitośnie utarte stereotypy i „mity polskie” – związane m.in. z ideałami i wielkimi nadziejami pozytywistycznej jeszcze proweniencji – z powszechnymi oczekiwaniami, że progres cywilizacyjny, technologiczny i upowszechnienie oświaty automatycznie muszą dokonywać nieustającego cudu trwałego „postępu”, pod wpływem także powszechnej likwidacji biedy ekonomicznej, dostępności dóbr wszelkich, w tym także i kultury. Zderza je z ową zgrzebną rzeczywistością, z jaką spotykamy się nadal, jakbyśmy faktycznie tkwili ciągle w tych dawnych czasach, w jakich mentalnie pozostali współcześni chłopi z tej sztuki. Gorzką, wcale niejednoznaczną, sceptyczną i głęboko ironiczną wymowę dramatu Włodzimierza Kłaczyńskiego dopełnia i uwiarygodnia w oczach odbiorcy jego oryginalna warstwa językowa – mowa dzisiejsza głównych bohaterów – odkrywająca przed nami głębsze i groźniejsze, niż mogłoby się to na pierwszy rzut oka wydawać, źródła oraz efekty owych skamielin wiejskiej, ale i tej rodzącej się na gruzach dawnego świata wiejskiego „nowomiejskiej” mentalności i współczesnego polskiego obyczaju. Owego, w ujęciu autora, skansenu i „zasieku”, tak podatnego na powierzchowny blichtr, płytkie technologiczne „nowinki”, ale i z drugiej strony tak mało odpornego na różne odmiany demagogii, także politycznej natury, wykorzystywanej przez cynicznych manipulatorów różnej maści.
To jest bowiem naczelny motyw pojawiający się wyraziście i w dwu pozostałych sztukach Kłaczyńskiego (Moralność pani D. oraz Inspektor), niezależnie od tego, że ich akcje umieszczone są w każdorazowo odmiennych środowiskach społecznych. Jest on bowiem pisarzem, który niezależnie od formy swoich utworów – tak jak w tych wcześniejszych, prozatorskich czy obecnych – utworach scenicznych – na pierwszym planie stawia otwartość na rzeczywistość społeczną i prawdę, jakkolwiek by ona była nieprzyjemna, o autentycznych zachowaniach ludzkich. Przyświeca mu bowiem zawsze taki sposób literackiego „widzenia rzeczywistości”, które – jak powiadał świetny węgierski pisarz Sandor Marai – już z samej swej natury musi przynieść niezależne i znaczące poznawczo oraz artystycznie, bo niepodległe wobec wszelkich teorii oraz ideologicznych założeń czy „wmówień” wstępnych efekty. A także ważne efekty w zakresie – nie bójmy się tego określenia, pedagogiki społecznej. Choćby zawierały w sobie nie zawsze sympatyczne i przyjemne dla nas wszystkich diagnozy.
Dodajmy na koniec, że kilka sztuk Włodzimierza Kłaczyńskiego przeszło i wytrzymało już – z tego, co już wiadomo – z powodzeniem tak zwaną „próbę sceny”. Były to, jak dotąd, inscenizacje może i niewielkie, amatorskie raczej, acz poszukujące nowych propozycji autorskich i scenicznych. Myślę iż czas najwyższy, by sięgnęły po nie polskie teatry i sceny inne, te większe i największe. W pełni na to zasługują, bo mają w sobie także to, co w sztuce dramatopisarskiej – obliczonej przecież na żywy i bezpośredni kontakt z odbiorcą – zawsze bardzo istotne: przyciągające uwagę odbiorcy pełne autentycznego życia charakterystyczne postaci i „figury” uwikłane w autentyczne konflikty i życiowe problemy, których tutaj naprawdę multum. A przy tym autor ten tworzy postacie pełne owej nieodpartej vis comica – dającej zawsze realizatorom i aktorom wielką szansę scenicznego powodzenia. W pełni potwierdza to ten właśnie, zebrany pod wspólną okładką tom utworów scenicznych nowego dramatopisarza polskiego – Włodzimierza Kłaczyńskiego.
Janusz Termer
Włodzimierz Kłaczyński Dramaty