Dariusz Pawlicki – O tym, który między innymi opiewał słowika

0
514

DARIUSZ PAWLICKI

 

O TYM, KTÓRY MIĘDZY INNYMI OPIEWAŁ SŁOWIKA

 

      To wiersz „Kumkwat dla Johna Keatsa”, autorstwa Tony’ego Harrisona, współczesnego poety angielskiego, sprawił, że z fazy chęci przeszedłem do realizacji zamiaru napisania o innym poecie angielskim. Z tym, że żyjącym znacznie wcześniej, gdyż na przełomie XVIII i XIX w., i wymienionym w tytule wspomnianego utworu poetyckiego. A ponieważ zapoznanie się z tym właśnie wierszem było pisarskim impulsem, więc napomknę, iż Harrison wspomina w nim m. in., że winogrona były owocem „Radości dla Keatsa”. Jeśli chodzi o mnie to lubię winogrona, nie aż tak bardzo jednak, jak miało to miejsce w przypadku Keatsa. Może gdyby było inaczej, mógłbym wskazać zgodność w owocowym upodobaniu, jako bardzo prawdopodobne źródło owego impulsu. Tak więc pozostaje mi sądzić, że był nim szczególny stan mego ducha, może wręcz Keatsowski (cokolwiek by za tym określeniem się kryło), który uaktywnił się w trakcie czytania bądź chwilę lub dwie po zaznajomieniu się z wierszem Harrisona. W nim zaś imię i nazwisko: John Keats pojawia się kilkakrotnie. Tak więc nie mogłem nie zareagować, gdy dał o sobie znać imperatyw pisania o nim. Musiałem…

 

*

 

      Porusza mnie życie Keatsa: przez skondensowaną w nim, w tym życiu, dramaturgię, jak i towarzyszącą poecie, w ciągu kilku ostatnich lat, świadomość, że będzie ono krótkie. No bo życia trwającego 25 lat i 4 miesiące, nie sposób inaczej określić (jeśli oczywiście patrzy się na nie ze współczesnego punktu widzenia). Ale moich myśli o Keatsie nie odstępuje również, i to z bardzo konkretnych powodów, podziw. Daje on o sobie znać choćby dlatego, że prawie wszystko wskazywało na to, że Keats nie może liczyć na sukces w dziedzinie, w której ów sukces ostatecznie odniósł (zresztą sukces w jakiejkolwiek innej, jeśli chodzi o niego, też stałby pod wielkim znakiem zapytania). Nazbyt wiele było ku temu przeszkód. Choćby ta, że urodził się w społeczeństwie elitarnym, podzielonym na wyraźne klasy, z których każda miała do odegrania inną rolę. Wprawdzie rodzina, w której przyszedł na świat, do bardzo biednych nie należała (ojciec był właścicielem stajni wypożyczającej konie), ale, jakby nie było, należała do dołów społecznych. Na dodatek John Keats, gdy miał 9 lat, stracił ojca. Kilka lat później rodzina Keatsów utraciła swe jedyne źródło utrzymania – wspomnianą stajnię. Wkrótce zmarł dziadek Johna, który wspierał finansowo rodzinę Keatsów. Rok później umarła matka przyszłego poety mającego wówczas 15 lat. Do opieki nad czworgiem osieroconego rodzeństwa (trzech braci i siostra) zostało wyznaczonych dwóch prawnych opiekunów. Jeden z nich nie wykazywał żadnego zainteresowania obowiązkami wynikającymi z tego faktu. Drugi zaś czerpał bezprawnie pewne korzyści z zarządzania skromnym majątkiem młodych Keatsów. Spowodował też (chodziło o ograniczenie wydatków) przerwanie nauki w szkole przez Johna i podjęcie przez niego, wbrew jego marzeniom o studiowaniu, terminowania u pewnego chirurga i aptekarza w jednej osobie. Zresztą naukę tę zakończył uzyskując stosowny dyplom uprawniający go do wykonania zawodów chirurga i aptekarza. Nie skorzystał jednak z tych uprawnień i w wieku 21 lat podjął decyzję o poświęceniu się poezji.

 

      Mój wspomniany podziw dla tego Anglika wynika również z intensywności ziemskiego bytowania i ilości śladów jakie pozostawił. Dowodem tego są, na przykład, te pozostawione w książkach. I mam tu na uwadze, z jednej strony, pozycje jego autorstwa (będzie o nich jeszcze mowa). Z drugiej zaś, książki napisane przez innych. I nie mam wcale na uwadze autorów biografii tego, który, przykładowo, napisał „Odę do urny greckiej”. A biografii tych jest wiele, zresztą publikowane są kolejne (powinno to dziwić, gdy weźmie się pod uwagę krótkość życia Keatsa i to, że znamy je stosunkowo dobrze. Niewiele w związku z tym jest niejasności). Przede wszystkim chodzi mi o częste wzmianki o utworach jakie napisał, ich omawianie, przytaczanie cytatów z nich pochodzących, przywoływanie  jego poglądów. Jeśli chodzi o te ostatnie, najczęściej polega to na odwoływaniu się, do któregoś z listów autorstwa Keatsa, a napisał ich nadspodziewanie dużo (w znacznej mierze to dzięki nim tak dobrze znamy jego życie). Szczególnie wtedy, gdy odpowiednie fragmenty mają służyć przedstawieniu opinii Keatsa na przykład na rolę poety bądź pomóc w zinterpretowaniu tej czy innej strofy jego autorstwa.

 

                                      

keatsa-piotr

John Keats, rysunek Charlesa Browna, lipiec 1819 r.

 

      Aby przekonać się o tej jego obecności w publikacjach książkowych (nie ograniczonej jednak wyłącznie do nich), wystarczy zajrzeć do indeksu nazwisk. A wspominam o tym, gdyż zdumiało mnie, jak wielu twórców przywołuje/powołuje się na Johna Keatsa (nie chcę jednak stwarzać wrażenia, że jest to wręcz zjawisko masowe, gdyż tak nie jest). Rzecz jasna dotyczy to przede wszystkim prozaików i poetów przynależnych do literatur anglosaskich. Nie brakuje jednak autorów polskich. Lecz jeśli chodzi o „trzech romantycznych orłów” literatury angielskiej czyli Johna Keatsa, Percy’ego Bysshe’a Shelley’a i George’a Gordona lorda Byrona, to w Polsce bardziej znany jest ostatni z nich.

 

*

 

      Chcąc poszerzyć, a w pewnych kwestiach pogłębić moją wiedzę na temat tego poety romantycznego, najpierw sięgnąłem po pozycje (będę wspominał wyłącznie o tych, jakie zawiera moja biblioteka), w których jego obecność była pewna. Przykładem takowych jest Historia literatury angielskiej Przemysława Mroczkowskiego. Zawiera bowiem obszerną, jak na rozmiary tej publikacji, notę o życiu i twórczości Johna Keatsa. Potem zaś zainteresowałem się książkami nie gwarantującymi tej obecności, ale których treść sugerowała, że jest to możliwe. Ich przykładem jest Blake Petera Ackroyda, w której ów poeta jest przywoływany trzykrotnie. Za pierwszym razem po to, aby przytoczyć następującą jego wypowiedź:    

      „To, co jest twórcze, musi stworzyć samo siebie”.

      Natomiast w Saturnie i melancholii. Studiach z historii, filozofii, przyrody, medycyny, religii oraz sztuki Raymonda Klibansky’ego, Erwina Panefsky’ego i Fritza Saxla znajdują się trzy wzmianki odnoszące się do Keatsa. Ta trzecia, a dokładniej – znaczna jej część, brzmi tak: „Keats pańskim gestem odrzuca przykurzone rekwizyty i każe swej melancholii, niespokojnej i czujnej, wszystkimi zmysłami i z całych sił chłonąć jasną pełnię rzeczy. Odkrywa je naprawdę i przedstawia w bogatszej i bardziej skondensowanej formie, bo właśnie świadomość przemijania i odczuwany przez wzgląd na nią ból pozwalają mu zawładnąć żywym pięknem”. Ów fragment jest zresztą uzupełniony przypisem, w którym autorzy przytaczają myśl wyrażoną przez Keatsa w „Odzie do greckiej urny”. Tę mianowicie, że „czystego szczęścia dostępują jedynie marmurowe posągi, których uczucia nie umierają, ponieważ zostały wyryte w martwym marmurze”.

      Z kolei w Poecie rozmawiającym z filozofem, zbiorze szkiców Adama Zagajewskiego, imię i nazwisko: John Keats, i to opatrzone obszernymi komentarzami, przywoływane jest bodajże jedenastokrotnie. W tym wtedy, gdy autor szkiców stwierdza, że w obrębie literatury angielskiej Keatsowski wiersz „Po pierwszym zaznajomieniu się z Homerem Chapmana”, jest klasycznym przykładem utworu będącego rezultatem lektury jakiegoś innego tekstu. 

      W Prze-myśleć estetykę Arnolda Berleanta, John Keats wymieniony jest trzy razy. A pierwsze z tych przywołań, odnosi się do Keatsowskiej Zasady Negatywności (ang. negative capability). Wspominając bowiem o estetyce wartościującej, uznającej pluralizm w ocenie na przykład dzieł sztuki, Berleant zauważa, że przypomina to „negatywną zdolność Keatsa, kiedy to człowiek jest w stanie pozostać w niepewności wśród tajemnic i wątpliwości, bez irytującego sięgania po fakt i przyczynę. Staje się wtedy podobny wielkiemu poecie, dla którego poczucie piękna przezwycięża każdy inny cel, a raczej usuwa w cień wszystkie inne cele”. 

      Michał Fostowicz w Boskiej analogii (dzieło poświęcone dokonaniom Williama Blake’a jako artysty, jak również „myśliciela, herezjarchy i reformatora religijnego”) Johna Keatsa wspomina trzykrotnie (nawiasem mówiąc zwraca uwagę, przynajmniej moją, ta trójka jeśli chodzi o liczbę przywołań poety angielskiego w tekstach. A trzy  jest między innymi „liczbą szczęśliwą, mitologiczną, mistyczną, doskonałą, magiczną). Za trzecim razem ma to miejsce w związku z tym, że Keatsowska „Oda do greckiej urny” bywa uważana za przykład „wieczności rzeczy”. To znaczy jednego z dwóch rodzajów wrażeń, jakie inspirują filozofów (i najpewniej nie tylko ich). Drugim jest poczucie, że nic nie jest trwałe. A nawet, mało tego, wszystko jest wręcz nierealne.

      Z kolei Seamus Heaney w Zawierzyć poezji, zbiorze esejów, wielokrotnie wspomina o Keatsie. Ostatni z tych tekstów (użyczył zresztą tytułu całości), jest „wykładem z okazji przyjęcia literackiej Nagrody Nobla”. I w nim, co jest bardzo znamienne ze względu na cel towarzyszący jego powstaniu, Heaney napisał:

      „Jeszcze jako uczeń wielbiłem odę «Do jesieni» Johna Keatsa za to, że była arką przymierza między językiem a doznaniem (…)”.

 

      Mottem do „Przedmowy”, ale równocześnie i do całej książki Ronalda Sukenicka Bohema nowojorska są cztery początkowe linijki wiersza Johna Keatsa zatytułowanego „Wersy o Syreniej Karczmie”. A brzmią one tak:

     

Duchy wieszczów, co odeszli,

Znacież w Elizjum lepsze –

Pola jasne, groty mszyste –

Niż Syrenia Karczma? Chryste!

 

      Druga, i ostatnia, wzmianka o Keatsie, także znajdująca się w owej „Przedmowie” wyjaśnia powód obecności zacytowanego fragmentu. A rzecz w tym, że nawiązuje on wprost do tematyki Bohemy nowojorskiej. Ta zaś w znacznej mierze dotyczy pubów, barów, galerii wpisanych w historię cyganerii nowojorskiej. A „«Syrenia Karczma» Keatsa to w istocie przybytek sakralny, gdzie rozmowy, bijatyki i hulanki prowadzą do oswobodzenia spętanych bogów – i tych świętych, i tych sprośnych, i tych niebezpiecznych, i tych mocom twórczym przychylnych. Bogowie ci mogą nas równie dobrze unicestwić, jak i pchnąć w szersze rejony pogłębionej refleksji intelektualnej; mogą też jednocześnie zrobić i jedno, i drugie”. 

      W bijatykach, o których jest między innymi mowa w powyższym wyimku, Keats, ale jako uczeń szkoły podstawowej, brał bardzo chętnie udział. To dlatego cieszył się takim… autorytetem w swej klasie (drugim tego powodem była skłonność do płatania figlów). Zdumiewa to, gdy wie się, że był chłopcem niepozornej budowy (zresztą i mężczyzną był niewysokim, choć proporcjonalnie zbudowanym. Cechowała go przy tym miła powierzchowność). W dojrzałym wieku (czy w jego przypadku można w ogóle o tym mówić), do oswobadzania bogów, przynajmniej niektórych spośród tych, o których wspomniał Sukenick, John Keats był skory. Ale bijatyki do tego nie służyły.

 

*

 

      W liście (Adam Zagajewski napomknął, że jest on bardzo piękny) z grudnia 1817 r., do swych braci, Toma i George’a,  napisanym po zobaczeniu Szekspirowskiego Ryszarda III,  Keats zawarł swą słynną, wspomnianą już Zasadę Negatywności:

      „Zasada Negatywności, czyli zdolność wytrwania w niepewności, wątpieniu, tajemnicy, bez irytującego ustanawiania faktów i przyczyn…”*.

 

      Tak, poeta to nie filozof. I zdaniem angielskiego poety nie musi/nie ma obowiązku sięgać do podstaw, wyjaśniać pochodzenie, źródło czegokolwiek, tłumaczyć się. Może też nie dopowiadać… Lecz w takiej sytuacji bardzo wiele zależy od czytelnika. Bo ten, mając do dyspozycji wyłącznie tekst, będzie musiał jednak to i owo sobie wyjaśnić; a przynajmniej podjąć taką próbę. Jeżeli z lektury ma Coś wynieść, a nie wypełnić tą czynnością jedynie czasu. Tak więc, jeśli chodzi o powstawanie utworu poetyckiego – beletrystycznego niekiedy chyba również – swoistą sztuką jest dozowanie wiedzy, jaką autor chce się podzielić z czytelnikiem. Po to, aby w wierszu nie było jej ani za dużo, ani za mało. To znaczy tyle, żeby czytający zrozumieli intencje poetów. Choć są wśród poetów i tacy, którzy uważają, że każda kolejna, wcale nie zamierzona przez nich interpretacja/odczytanie ich utworu, wzbogaca go. I jest czymś jak najbardziej pożądanym (autor niniejszego szkicu, nie podziela tej opinii).

      Zaś w liście do Richarda Woodhouse’a, z 27 października 1818 r., odnośnie bycia poetą Keats wspomniał, że jest „najbardziej niepoetyckim ze wszelkich stworzeń, gdyż nie ma Tożsamości”**. A w liście do George’a i Georgiany Keatsów, brata i bratowej, pochodzącym z 19 marca 1819 r., ten pogląd tak oto uzupełnił:

      „Ja, młody, piszę na chybił trafił – sięgam do cząsteczek świata pośród wielkiej ciemności – nie szukając oparcia w niczyim twierdzeniu, niczyjej opinii”***.                                                             

                                                                 

      John Keats pokładał wiarę i nadzieje w wyobraźni. Tym samym wyrażał swój sceptycyzm, a może nawet Coś więcej niż sceptycyzm, wobec rozumu. Tego rozumu, który na piedestale postawili filozofowie Oświecenia (nie tylko jednak oni). Tym samym spychając na margines bądź wręcz negując m. in. właśnie wyobraźnię, także irracjonalizm. A o tej pierwszej, w liście z 22 listopada 1817 r., do Benjamina Baileya zawarł i taką myśl:

      „Nie mam pewności co do niczego prócz świętości porywów serca i prawdy wyobraźni – to, co wyobraźnia postrzega jako piękno, musi być prawdą, niezależnie od tego, czy istniało przedtem, czy też nie, gdyż mam tę samą ideę wszystkich naszych namiętności co miłości – wszystkie w swej wzniosłości tworzą zasadnicze piękno”****.

 

*

 

      Poetycka aktywność Keatsa nie była wynikiem postanowienia, aby być twórczym (takie postanowienia rzadko przynoszą pożądane efekty w sferze kultury). Energia twórcza była w nim bowiem stale obecna, choć w różnych okresach w niejednakowym natężeniu. Nie musiał jej przywoływać. Zaś natchnienie często go nawiedzało. On zaś nie wzbraniał się przed tym, aby mu ulec/ulegać. Interesująco na ten temat, ale nie tylko na ten, napisał George Steiner:

      „Zwykle to my mówimy językiem, chociaż z punktu widzenia neurofizjologii i historii i społeczeństwa zastajemy go jako dany. W przypadku prawdziwego poety to język nim mówi. Poeta jest medium wybranym z racji osmotycznej, kowalnej natury, którą Keats nazwał swym «negatywnym darem»”*****.

 

      Bohater niniejszego szkicu wierzył przy tym w swój talent. Do tego stosunkowo wcześnie zetknął się z gronem ludzi pióra, którzy bardzo pochlebnie wypowiadali się o jego poezji. I także wiele uczynili w sprawie jego debiutu, zarówno czasopiśmienniczego, jak i książkowego. Wśród nich byli między innymi William Hazlitt, Leigh Hunt, Percy Bysshe Shelley. I może dlatego, że będąc młodym, wrażliwym człowiekiem, który na początku swej twórczej zetknął się z uznaniem ze strony wielu znanych osób, tak ciężko przeżył ataki dwóch wpływowych czasopism. Otóż, jak napisał Przemysław Mroczkowski w Historii literatury angielskiej, «„Blackwood’s Magazine” i „Quarterly Review” ogłosiły kolejne ataki, naprzód na rzekomo nieuzasadnione wciskanie się parweniusza Keatsa do „dobrego towarzystwa” (naruszał, jak się zdaje, założenie, że poezja winna zostać domeną hrabiów), a potem na Endymiona». Owe ataki nie zachwiały wiary Keatsa w posiadane zdolności poetyckie, ale niewątpliwie były dla niego bolesne. Długo nawet uważano, że była to wręcz rana, która nie zagoiła się. To dlatego wielu współczesnych Keatsa, szczególnie tych mu sprzyjających, uważało (zwłaszcza Shelley w Adonaisie), że wspomniane ataki, mające okresowo znamiona nagonki, bardzo przyczyniły się do śmierci poety w młodym wieku. Niekiedy wręcz mówiono o tym, że został on zaszczuty/doprowadzony do załamania psychicznego. Były to jednak opinie przesadzone. Wprawdzie poeta owe ataki odczuł bardzo, jak odczułby je każdy człowiek, lecz równocześnie zdawał sobie sprawę, zresztą nie tylko on (aż nazbyt było to widoczne), że owe gwałtowne i ostre głosy krytyczne, były przede wszystkim pozamerytoryczne/pozaliterackie. Pewne koła, niewątpliwie wpływowe, ale na szczęście nie decydujące o wszystkim, uznały bowiem za niedopuszczalne aspiracje parweniusza, któremu zamarzyło się, za sprawą swych wierszy, stać się Kimś Ważnym w literaturze angielskiej.

 

*

 

      John Keats wiersze pisał od 1814 do 1820 r. W ciągu tych sześciu lat powstały m. in. utwory, które przyniosły mu sławę. Ale szczególnie owocny, wyróżniający się niezwykłą intensywnością, był okres od października 1818 r. do października 1819 r. To wtedy Keats napisał najistotniejsze wiersze. Właśnie te, które przeniosły go w literacką nieśmiertelność. I to między innymi dlatego ktoś, kto tworzy wiersze w języku angielskim, nie może przejść nad jego spuścizną do porządku (dziennego). Jest ona bowiem nazbyt żywa. I tak jak Keats czerpał z dorobku swych poprzedników, rozwijając go przy tym, tak ci którzy przychodzą po nim, niezmiennie czerpią z tego, co z kolei on pozostawił. I poetycko to przetwarzają, nadając z kolei, jeśli starczy im talentu, indywidualne piętno pisanym przez siebie utworom.

      Warte odnotowania jest i to, że nadzwyczaj owocne wykorzystanie owych dwunastu miesięcy, nie wynikało ze świadomości zbliżającej się śmierci (coraz większe problemy ze zdrowiem za sprawą gruźlicy, to zwiastowały). Keats o umieraniu nie myślał. Natomiast miała wówczas miejsce, po prostu, istna erupcja twórcza. Można powiedzieć, że natchnienie rzadko odstępowało go, choćby, na krok.

 

      Pierwszym utworem Keatsa, jaki ukazał się drukiem był sonet „O, Samotności! Jeśli nadal jak wspólnicy”. Został on opublikowany w maju 1816 r. w sławnym i wpływowym czasopiśmie „The Examiner” (jego założycielami i redaktorami byli bracia Leigh i John Huntowie. Pierwszy z nich szczególnie sprzyjał młodemu poecie). Za życia autora „Ody do słowika” ukazały się trzy zbiory jego utworów: Poems (1817), Endymion (1818), Lamia, Isabella, The Eve of St. Agnes, and Other Poems (1820). Mając na uwadze krótkość jego poetyckiej aktywności, mało to nie jest. Zwłaszcza, gdy weźmie się pod uwagę ostateczną wagę tych utworów.

      Warte odnotowania jest i to, że za życia Keatsa sprzedano zaledwie około 200 egzemplarzy książek jego autorstwa. Ale tych 200 egzemplarzy, jakby nie było, w znacznym stopniu utorowało drogę do wspomnianej literackiej nieśmiertelności.

                                                                 

      Ostatni wiersz, a był nim „Do jasnej gwiazdy”, Keats napisał na jednej ze stron własnego egzemplarza Sonetów Szekspira.

 

*

 

     W 1818 r. Keats odbył podróż po Irlandii, Szkocji (poznał między innymi strony rodzinne wielbionego przez siebie poety Roberta Burnsa, a także wyspy Mull i sławną Ionę). Zwiedził również Krainę Jezior położoną w północno-zachodniej Anglii. To właśnie wtedy dała o sobie znać wspomniana gruźlica, za której sprawą po kilku latach zakończyło się jego życie. 

 

*

 

      Na krótko przed śmiercią, a przebywał wówczas w Rzymie, do przyjaciela, który nim się opiekował, powiedział:

      „W czasie ostatnich miesięcy czułem się, jakby już rosły na mnie kwiaty”.

 

      Na nagrobku Johna Keatsa znajdującym się na rzymskim Cmentarzu Protestanckim, widnieje następujące, zresztą jego autorstwa epitafium:

      „Tutaj spoczywa ten, którego imię zostało zapisane wodą”. Pierwotnie owo imię rzeczywiście było zapisane wodą. Można by rzec: jak prawie każde inne. I wszystkie znaki, nie tylko na niebie i na ziemi, wskazywały, że takim pozostanie, czyli, tak naprawdę nie zapisane. Ale młody poeta wierzył, że jego imię nie zniknie, tak po prostu. I stało się tak, że minęło ledwie niecałych dwadzieścia sześć lat, gdy wykuto je w kamieniu. I nie chodzi wcale o kamień nagrobny.

 

 

 

  * Adam Zagajewski, Poeta rozmawia z filozofem, Fundacja Zeszytów Literackich, Warszawa   

    2007.

      ** Karen Armstrong, Spór o Boga. Czym naprawdę jest religia?, Wydawnictwo VIK, Warszawa

          2011.

    *** tamże.

  **** tamże.

 ***** George Steiner, Gramatyki tworzenia, Zysk i S-ka, Poznań 2004.

_________________________________________________________


Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko