Katarzyna Wójcik – Pani Dulska na tropie

0
270

Katarzyna Wójcik


 

Pani Dulska na tropie
 

 

tajemnica-domu-helclowKraków, 1893 rok. W Domu Ubogich fundacji imienia Ludwika i Anny Helclów na strychu zostają znalezione zwłoki zaginionej kilka dni wcześniej pani Mohrowej. Atak serca? Ale jak niedomagająca staruszka, która prawie nie wychodziła ze swojego apartamentu, miałaby się wdrapać na strych? Niedługo potem ktoś dusi panią Krzywdową, prebendariuszkę pomagającą w kuchni. Znika też trzecia staruszka, pani Czystogórska… Czyżby mordercą był stróż? Kucharka? Któraś z zakonnic prowadzących Dom? Może student medycyny, Tadeusz Żeleński? Albo Alfons Fikalski, jeden z mieszkańców Domu, zwany „łowcą posagów”?

 

W roli śledczego – Zofia Szczupaczyńska, mieszkanka kamienicy Sub Pavone (czy raczej po prostu: Pod Pawiem), trzymająca żelazną ręką cały dom i męża (świeżo upieczonego profesora anatomii), wierząca w swoje aktorskie i poetyckie talenty, Galicjanka i mieszczka rodem z komedii Bałuckiego albo Zapolskiej, która zupełnie przypadkiem znajduje się w Domu Helclów w czasie poszukiwania zaginionej staruszki. Szczupaczyńska, obdarzona sprytem i bystrością umysłu, wtyka swój nos gdzie tylko się da. Aby dotrzeć do upragnionych informacji nie cofnie się przed niczym – mały szantaż, naciągana prawda, przypomnienie o niegdyś wyświadczonej przysłudze czy wielogodzinne wyczekiwanie przed kamienicą w celu „przypadkowego” spotkania. Momentami jej wścibstwo staje się męczące, a niektóre z ofiar jej dociekliwości zbyt łatwo dają się zmanipulować, finalnie jednak Szczupaczyńska zawstydza opieszałą policję (której uosobieniem jest śledczy Klossowitz), a która nie daje wiary jej teoriom i niemal do końca zostaje nieprzejednana.

 

Zofia Szczupaczyńska to postać stworzona przez Marylę Szymiczkową, czyli – jak podaje krótka notka biograficzna na tylnej okładce – „wdowę po prenumeratorze »Przekroju« w twardej oprawie, królową pischingera, niegdysiejszą gwiazdę Piwnicy pod Baranami i korektorkę w »Tygodniku Powszechnym«.” W rzeczywistości kryją się za nią Jacek Dehnel (pisarz, poeta, tłumacz) i Piotr Tarczyński (tłumacz, historyk, amerykanista). Główna bohaterka książki jest sklejeniem pani Dulskiej z panną Marple. Jej tok myślenia toczy się dwutorowo: intryga kryminalna przeplata się z opracowywaniem strategii obiadu i życia towarzyskiego, w którym musi wypaść w jak najlepszym świetle. Taka kreacja kobiety-detektywa, która wcale nie odgrywa na siłę twardego stróża prawa i zalicza po drodze do rozwiązania zagadki kilka „wpadek” sprawia, że książkę czyta się lekko, szybko i przyjemnie. 

 

„Mordowanie kucharek w czasach, kiedy tak trudno o służbę z prawdziwego zdarzenia, kiedy do pracy zgłaszają się same garkotłuki, nieumiejące odróżnić szparaga od sznurka, wydawało się Szczupaczyńskiej nie tylko zbrodnią, ale i aktem oburzającego marnotrawstwa.”

 

Równocześnie ze śledztwem toczy się życie XIX-wiecznego Krakowa: otwarcie nowego budynku Teatru Miejskiego przy placu św. Ducha, śmierć i pogrzeb Jana Matejki, drugi ślub Henryka Sienkiewicza oraz nieco bardziej „przyziemne” sprawy, takie jak wyścigi krakowskich matron w akcjach dobroczynnych, zwalnianie i zatrudnianie kolejnych pokojówek, sprawunki na niedzielny obiad. Mimo tylu rzeczy na głowie Szczupaczyńska, miłośniczka kryminałów i pasjansów, zaczyna żyć prowadzonym na własną rękę śledztwem. A wszystko w tajemnicy przed mężem, który „ […] nie mógł nabrać podejrzeń, że jego żona, zamiast zajmować się sprawami właściwymi jej płci, pozycji i regułom uczciwego małżeństwa, rozbija się po budynkach użyteczności publicznej w poszukiwaniu jakiegoś zbója-dusiciela”.

 

W korowodzie występujących w powieści bohaterów czasami trudno połapać się kto jest kim. Postaci historyczne zostały dokumentnie wymieszane z fikcyjnymi, a czasem te pozornie fikcyjne okazują się rzeczywiste (jak choćby służąca Szczupaczyńskiej, Franciszka Gawęda). A im bliżej końca książki, tym zamieszanie jest większe – bo prawie nikt nie jest tym, za kogo się podaje. Przez całą książkę czytelnikowi towarzyszy niepośledni humor. Przy okazji autorzy (czy też autorka) serwują czytelnikowi garść bardzo przydatnych porad, jak choćby „do czego prócz jedzenia służy widelec” albo w jaki sposób, według Anielskiej pomocy na obronę i ochronę w wielkiej biedzie, pozbyć się krost:

„ – […] co ty masz na twarzy? – zapytała nagle, przyjrzawszy się jej bacznie. – Cała jesteś czerwona.

– Nic to, proszę pani – odparła służąca, rumieniąc się na dodatek.

– Franciszko! […]

– To wszystko w  Anielskiej pomocy na obronę i ochronę w wielkiej biedzie napisane – zebrała się w końcu na odwagę. – Jesli kto ma krosty na czole, to mu Marianna Werner, która była sławna jako jasnowidząca […] radzi, żeby iść w takie miejsce, gdzie są stare mury i trzeć dłonią mur tak długo, aż zwilżeje ręka, i tą ręką przetrzeć twarz, piersi i ręce. I tak trzy razy, a potem odejść, nie oglądając się, i nigdy nie wracać […].”

 

„Tajemnica Domu Helclów” – jak głosi napis na okładce – jest „literacką zagadką roku” (zakończenie okazuje się niemałym zaskoczeniem). To napisany bardzo ładnym językiem kryminał, pastisz literacki, pamflet i komedia w jednym; eksperyment-zabawa, zarówno dla autorów, jak i dla czytelnika.

 

Maryla Szymiczkowa, „Tajemnica Domu Helclów”, Wydawnictwo Znak, Kraków 2015.


Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko