KRYSTYNA RODOWSKA
Dwa spojrzenia na chmury
Od zawsze fascynowały patrzących na nie z dołu, z perspektywy ziemi, tym, że są z tego i nie z tego świata. Tym, że „już po ułamku chwili / przestają być te, zaczynają być inne… Ich właściwością jest / nie powtarzać się nigdy w kształtach, odcieniach, pozach i układach”.
Obserwując chmury (gdy dzień jest pogodny) zwane obłokami, Wisława Szymborska zauważa, że są to zjawiska wyłączone ze świata ludzi, substancjalnie obce. Bywają wprawdzie także „wzniosłe i niepoważne / w swoim podobieństwie do suszących się w słońcu wysp szczęśliwych / baranków, kalafiorów i pieluszek”, „ale to tylko porównanie”, jak powie w innym wierszu.
„Chmury nie są obciążone pamięcią o niczym / unoszą się bez trudu nad faktami”. Nie uczestniczą w naszych sprawach; ulotność, zmienność i kapryśność należą do ich nieczytelnej dla nas natury. Niepochwytne, wypełniają wszystkie czasy, „paradują w przepychu / jak paradowały”. Gdyby były obdarzone świadomością, dziwiłyby się ludziom, skazanym na życie tylko do pewnego momentu, na do-czesność, podczas gdy one są „omal-że trwałe i prawie że wieczne”. Wisławę Szymborską chmury (a sporo ich pojawia się w jej wierszach) zadziwiają jakby przede wszystkim swoją niezdolnością do komunikacji. Nie mają człowiekowi nic do przekazania. Należą do porządku natury i kosmosu, którego wagi nie przecenia relatywizm poetki, nazywającej go w jednym z wierszy „niepozornym zakamarkiem, tutejszą remizą”, gdzie odbywa się przez chwilę bal ludzi. W swojej dociekliwości poznawczej – i etycznej
–Szymborska jest konsekwentnie przewrotna: woli znikome, małe, pozornie nieważne, od przytłaczającego ogromu, „czas owadzi od gwiezdnego”; widok martwego żuka na ścieżce porusza ją o wiele bardziej niż wiadomość o odkryciu nowej gwiazdy.
Ale na chmury można także spojrzeć inaczej. Nałożyć na nie siatkę zgoła innych pojęć i odniesień. A wtedy te nieprawdopodobne zjawiska zaczną opowiadać historie z ludzkiego świata, nie budząc w patrzącym ekscytującego zdziwienia, bez którego polska poetka
–jak sama przyznaje – nie byłaby sobą. To inne spojrzenie nie stawia fundamentalnych „pytań naiwnych”, nie ucieka się do uprawiania gier z językiem, z gramatyką, nie „gdyba” namiętnie, nie igra z czasami, nie wskakuje w coraz to inne podmioty poetyckiej narracji. Jest zanurzone w pamięci historii świata i jego kultur, pozbawione radości odkrywania jego tajemnic wzrokiem, obciążone nieprawdopodobną erudycją.
Poeta, którego przywołuję tutaj na zaświatowe spotkanie z naszą noblistką, poświęcił chmurom dwa wiersze pod tym właśnie tytułem. Ten pierwszy zaczyna się stwierdzeniem, od którego kategoryczności odżegnałaby się zapewne Wisława Szymborska lub wypowiedziała to zdanie z kpiącą intonacją: „Nie ma na świecie ani jednej rzeczy / co nie byłaby chmurą. Katedry – chmurami, / choć wzniesione są z głazów… Chmurą – Odyseja, / zmienna jak morze, ilekroć ją czytasz, / co innego znajdujesz. I odbicie / twojej twarzy już odkształca się w szybie/ a dzień staje się mrocznym labiryntem”. To drugie zapatrzenie w kształty chmur, ich werbalna ekspresja, różnią się diametralnie od poprzedniego.
W czym Jorge Luis Borges – bo o tym poecie tutaj mowa – dopatruje się istotnej analogii między ulotnością chmur a dziełami człowieka i jego losem? Oddaję znowu głos autorowi cytowanego, pierwszego wiersza o chmurach z jego ostatniego przed śmiercią tomu Spiskowcy.,,! dnia na dzień odchodzimy. W jakiejś chmurze / zbitej, co niknie o zachodzie słońca, / odnajdujemy siebie. I bez końca / kształty róży przechodzą w inną różę. / Jesteś chmurą i morzem, jesteś zapomnieniem. Jesteś wszystkim co oddałeś na stracenie”. Nie czuje się tutaj dramatu. Słychać ton elegijnej, pogodzonej z biegiem rzeczy konstatacji, wyrażonej w eleganckich, klasycznych formułach.
Dla argentyńskiego, niewidomego poety prawdziwym życiem była Biblioteka, domem zaś – znaki kultury i platońskie wieczne idee, wieczne archetypy, obejmujące także porządek Natury.
Nieustająca zmienność chmur, kołowrót narodzin i śmierci ich kształtów, urasta w jego umyśle do symbolu przeznaczenia indywidualnego i zbiorowego. Borgesowskie wiersze o chmurach to minitraktaty o fatum, zrządzonym przez Boga czy przez grę przypadków. Zamiast antypodów zachwytu i rozpaczy – sił sprawczych poezji Wisławy Szymborskiej – wszechogarniający, stoicki pesymizm. „Być może równie daremne są chmury / co człowiek, który o świcie je ujrzy”. W Borgesowskim świecie nie widać wyjścia z patetycznego labiryntu Biblioteki i czeluści czyhających zewsząd lustrzanych odbić. To cena za „uczłowieczenie” chmur. Za widok na Wszystko.
Wisława Szymborska radykalnie odrzuca widoki na Wszystko. Błędy młodości musiały jej zaszczepić alergię na wszelkie wizje totalne. Jej żywiołem jest poszczególność i niepewność – najbardziej osobiste miary intelektualnej uczciwości. Ale także – dyskretna zuchwałość wyobraźni w podejrzewaniu świata. „Wszystko – / słowo bezczelne i nadęte pychą/ Powinno być pisane w cudzysłowie. / Udaje, że niczego nie pomija, / że skupia, obejmuje, zawiera i ma. / A tymczasem jest tylko / strzępkiem zawieruchy”. Ta zwięzła puenta tomu Chwila ma siłę tsunami, zmiatającego z powierzchni ziemi niebezpieczne uroszczenia rozumu.
Czy wolno, można zestawiać Szymborską z Borgesem? Noblistkę, ciężko doświadczoną Noblem i pisarza, którego ten laur niezasłużenie ominął? Ich poezje i poetyki – „dwa na krańcach swych przeciwne bogi”? A dlaczegóż-by nie? Chmury są w wiecznym ruchu, płyną nad wspólnym terytorium obojga filozofujących poetów, „paradują jak paradowały”…
Krystyna Rodowska – ur. w 1937 r. we Lwowie, poetka, tłumaczka, krytyk literacki. Tłumaczyła i publikowała, w edycjach książkowych i na łamach pism literackich, utwory m.in. Jorge Luisa Borgesa, Octavio Paza, Pablo Nerudy, Andre Bretona, Philippe Jaccotteta, Bernarda Noela. W 1991 r. otrzymała nagrodę miesięcznika „Literatura na Świecie”, a w 2005 r. nagrodę ZAiKS-u za wybitne osiągnięcia w zakresie przekładów z literatur francusko- i hiszpańskojęzycznych.