Krzysztof Lubczyński rozmawia z prof. ANDRZEJEM ROTTERMUNDEM

0
235

Krzysztof Lubczyński rozmawia z prof. ANDRZEJEM ROTTERMUNDEM


38 lat temu, w lipcu 1974 roku ukończono odbudowę bryły Zamku Królewskiego w Warszawie, a dziesięć lat później udostępniono pierwszym gościom możliwość jego zwiedzania. W jakim punkcie jest muzeum dziś, na dwa lata przed 40 rocznicą ukończenia odbudowy?


– Zacząłbym od krótkiego zarysu obecnej sytuacji w muzealnictwie w ogóle, także na świecie. Literatura naukowa mówi o dwóch modelach instytucji muzealniczych. Zgodnie z jednym modelem, muzea powinny być silnie zaangażowane społecznie, a nawet politycznie. Model drugi opowiada się za funkcjonowaniem muzeów poza rzeczywistością społeczną i polityczną, tak aby były instytucjami elitarnymi. Wywodzi się on od założeń filozoficznych nieżyjącego już francuskiego filozofa Michela Foucault oraz niemieckiego myśliciela Petera Sloterdijka. Opowiadają się oni za heterotopicznym modelem, zgodnie z którym muzeum jest instytucją oddaloną od świata, rządzącą się swoimi prawami, pozostając w opozycji do hałasu i ekscytacji świata, jako enklawa spokoju i refleksji. Oba te modele wyrażają opozycję między koncepcjami muzeum otwartego a zamkniętego, dla społeczeństwa lub dla elit


Za którym modelem Pan się opowiada?


– W czystej postaci nie może istnieć ani jeden, ani drugi. Muzeum istnieje w pewnej rzeczywistości politycznej i ekonomicznej. Podatnik chce płacić na muzeum, które i jemu przyniesie jakieś korzyści, jako miejsce, które go przyciąga, które jest dla niego atrakcyjne. Oferta muzeum nie może więc być wyłącznie skierowana do elitarnej publiczności. Kiedyś, w pobliżu Zamku, młodzi ludzie bardzo intensywnie jeździli na deskorolkach. Robili sporo hałasu, ale tolerowaliśmy to spokojnie. Jednego z nich, który podjechał pod samą bramę, zapytałem pewnego dnia, czy był kiedyś w Zamku. Odpowiedział: „Nie, to nie mój teren” . Otóż chodzi by o to, żeby to był ich teren. W tym napięciu między dwoma modelami powinno się tworzyć coś pośredniego, ale moim zdaniem zbliżonego bardziej do modelu otwartego. O stosunku do kultury w dużym stopniu decydują media, bo to one przyciągają ludzi. W modelu otwartym muzeum staje się trochę supermarketem, w którym jest i kino i teatr i sklep i księgarnia i kawiarnia i inne atrakcje. Na dziedzińcu jednego z muzeów londyńskich jest zimą ślizgawka. Podobnie jest w Bonn. Model muzeum w Europie zbliża się więc do koncepcji otwartości. Elementem otwartości są choćby noce muzeów, czy miesiące wolne od opłat za wstęp. To bardzo istotne, bo niskie – wydawało by się – ceny biletów do muzeów, są dla wielu ludzi niepokonywalną barierą. To także wskazówka dla rządzących, nie tylko kulturą, w jakim kierunku powinny podążać instytucje prezentujące kanon kultury polskiej.


Jak w tym procesie i w tych dylematach sytuuje się Zamek Królewski?


– Zamek jest trochę innym muzeum niż większość muzeów klasycznych, ponieważ pełni także rolę miejsca wydarzeń politycznych, spotkań rangi państwowej i międzynarodowej. Tu odbywają się też wysokiej rangi wydarzenia kulturalne, jak festiwale mozartowski czy beethovenowski. Odbywają się też u nas spotkania poświęcone naszych relacjom z najbliższymi sąsiadami, z Litwą, Rosją, Niemcami. Wychodzimy więc daleko poza naszą statutową działalność ściśle muzealną.


Jakie jest w tym miejsce funkcji edukacyjnej Muzeum Zamku Królewskiego?


To podstawowa funkcja Zamku. Organizujemy miesięcznie około sześciuset lekcji, tzw. zajęć muzealnych, obejmujących zakres wiekowy od dzieci w wieku przedszkolnym do tzw. trzeciego wieku czyli osób w wieku emerytalnym. Największa liczbę w tym zbiorze stanowią jednak uczniowie szkół różnych stopni, przychodzący tu z nauczycielami. W każdej lekcji uczestniczy około trzydziestu uczniów, co miesięcznie daje liczbę około osiemnastu tysięcy osób. To mniej więcej jedna trzecia naszej całościowej frekwencji. Kolejna jedna trzecia, to turyści, a ostatnia, to uczestnicy wydarzeń pozamuzealnych, np. lipcowych ogrodów muzycznych odbywających się rokrocznie na dziedzińcu, pod namiotem, w których uczestniczy około tysiąca osób dziennie. Odbywają się też koncerty na żywo. W okresie wakacji prowadzimy zajęcia artystyczne dla dzieci i młodzieży w Arkadach Kubickiego. Są też organizowane konferencje naukowe, targi, bankiety itd. Latem organizujemy też „Arkady sztuki”, na które zapraszani są przedstawiciele sztuki alternatywnej, współczesnej, trudniejszej. Są to imprezy bezpłatne, bo finansuje je miasto Warszawa. Nowym zjawiskiem jest to, że sztuka współczesna nie już traktowana jak dziwactwo, ekstrawagancja, a spora część młodego pokolenia ma ją już za swoją sztukę. To bardzo ważne w wychowaniu młodego pokolenia dla kultury. Wspieramy to, choć jesteśmy statutowo pomnikiem dawnej kultury i historii, a nie kultury współczesnej. Uważamy jednak, że bez przekroczenia tej bariery, nie będziemy w stanie skutecznie funkcjonować jako instytucja kultury narodowej. Poza tym, przemiany społeczne, demograficzne sprawiają, że musimy się przygotować do wyzwań przyszłości, takich jak na przykład nieuchronna imigracja z innych kontynentów do Europy czy wydłużanie się długości życia. Jest też inne zjawisko, dokonujące się, paradoksalnie w czasie kryzysu – rośnie liczba ludzi bardzo bogatych, miliarderów. Jakie ma to konsekwencje dla muzealnictwa? Ano takie, że część swoich kapitałów lokują oni w kolekcjach dzieł sztuki i lawinowo niemal tworzą prywatne muzea. Kiedyś tacy kolekcjonerzy przekazywali swoje kolekcje muzeom publicznym. Dziś coraz częściej przekazują je muzeom prywatnym, bo publiczne nie są w stanie wywiązać się z oczekiwanych przez ofiarodawców zobowiązań. Muzea prywatne stają się coraz atrakcyjniejsze, bo w odróżnieniu od publicznych, wszystko w nich można sprzedać, kupić, zamienić. Nie ma żadnych barier administracyjnych. Nie ma też takich barier finansowych, jakie dotykają instytucje publiczne, czerpiące z budżetu. Inny jest też model zatrudniania pracowników muzeów, który w prywatnych ma charakter zadaniowy zamiast etatowego. Musimy mieć świadomość tych wszystkich wyzwań.


Czy można już dziś mówić o – zasadniczym – sfinalizowaniu całości kompleksu Muzeum Zamku Królewskiego? Otwarcie kilka lat temu Arkad Kubickiego, czy stosunkowo niedawno otwarcie stałej ekspozycji prywatnego apartamentu księcia Józefa Poniatowskiego w Pałacu pod Blachą zdaje się świadczyć, że muzeum ciągle jest in statu nascendi…


– Tu są dwie sprawy. Jedna, to organizowanie przestrzeni Zamku jako zespołu, jako rezydencji monarszej, a potem, relatywnie krótko, prezydenckiej. Ta rezydencja, to nie był tylko pięciobok Zamku, ale także zespół budynków wokół i ogród. To także odzyskany przez nas Pałac pod Blachą, który kiedyś należał do zespołu zamkowego. Uratowaliśmy go ze stanu daleko idącej destrukcji. Na parterze jest ekspozycja jednego z darów, które Zamek otrzymał. Nie odzyskaliśmy natomiast innego fragmentu dawnego zespołu, tego co zostało odbudowane przed podjęciem odbudowy Zamku, np. „Bacciarellówki”, dawnej malarni królewskiej, pracowni Marcelego Baciarellego, ani też tzw. Dworu Mniejszego. To dzięki niemu król mógł przejść z Zamku do katedry św. Jana krużgankami i korytarzami, nie wychodząc na zewnątrz swej rezydencji. W pozostałych elementach zespołu zagospodarowaliśmy się. Arkady Kubickiego, budynek oryginalny, wraz ze skarpą były w stanie katastrofalnym i ich remont, restauracja była gigantyczną pracą inżynieryjną. Odzyskaliśmy też połać dolnego ogrodu, który tak naprawdę został założony dopiero w latach trzydziestych XX wieku. Ogromna część środków na te wszystkie przedsięwzięcia pochodzi z funduszy Unii Europejskiej. Pozostałe budynki na Podzamczu, dawne koszary prezydenckie, prezydenta Mościckiego oraz tzw. willa z początku XIX wieku służy jako zaplecze administracyjne, jako magazyny dzieł sztuki i pracownie konserwatorskie.


Jakie są najbliższe plany w zakresie wzbogacania rezydencji zamkowej?


– W najbliższym czasie chcemy odtworzyć ogród górny, usytuowany kiedyś na skarpie. Projekty są gotowe i zatwierdzone, więc możemy przystępować do rewaloryzacji natychmiast. Liczę na rozpoczęcie tej inwestycji w przyszłym roku i zakończenie jej w połowie 2014 roku. Myślimy też o odtworzeniu ogrodu dolnego, w takim jednak tylko zakresie, jaki nam pozostał, po okrojeniu dużej połaci dawnego ogrodu przez trasę WZ i zjazd z mostu Śląsko-Dąbrowskiego. Kiedyś ogrody ciągnęły się do samej Wisły.


A w zakresie poszerzania zbiorów?


– Trzeba powiedzieć, że w 1984 roku, gdy Zamek został otwarty dla publiczności, zbiory były niewielkie. Nasza kolekcja zamkowa była bardzo uboga, głównie uratowanych z wojny. Było to nie więcej niż tysiąc pozycji inwentarzowych. Bardzo wspomagaliśmy się zbiorami Muzeum Narodowego. Od tamtego czasu powiększyliśmy nasze zbiory wielokrotnie. Dziś to około 35 tysięcy obiektów i około 15 tysięcy pozycji w fundacjach, które służą Zamkowi swoimi kolekcjami dzieł sztuki. Niedawno otrzymaliśmy, na razie jako depozyt, kolekcję doktora Tomasza Niewodniczańskiego, w tym największą kolekcję kartograficzną map polskich na świecie. Otrzymaliśmy też wiele darów, m.in. od pani Karoliny Lanckorońskiej, w której kolekcji jest m.in. kilkanaście obrazów z dawnej kolekcji Stanisława Augusta, w tym dwa arcydzieła Rembrandta. Mamy też w zbiorze ofiarowane w okresie międzywojennym dwa wielkie obrazy Jana Matejki, „Batorego pod Pskowem” i „Rejtana”. Sam Jan Matejko ofiarował Zamkowi „Konstytucję 3 Maja”, z zaznaczeniem, że obraz ten zawiśnie w nim po odzyskaniu przez Polskę niepodległości. Urządziliśmy też dużą kolekcję rzemiosła artystycznego, malarstwa i rzeźby. Na życzenie publiczności pokazaliśmy w bardzo spektakularnej formie multimedialnej ekspozycji dzieje zniszczenia i odbudowy zamku.


Co wyróżnia Zamek Królewski w Warszawie na tle krakowskiego Wawelu i takich obiektów zagranicznych jak np. Luwr w Paryżu?


– Nasza historia spowodowała, że w Polsce nigdy nie było tu tzw. państwowej kolekcji dzieł sztuki. Takie muzea jak Luwr, Kunsthistorisches Museum w Wiedniu, czy madryckie Prado powstawały przez wieki jako kolekcje monarsze. Dziś są one raczej muzeami narodowymi, takimi jak warszawskie czy krakowskie. U nas, od końca XVI wieku, królowie byli elekcyjni, więc nie było kolekcji przechodzącej z ojca na syna. Zamek Królewski jest typową rezydencją królów elekcyjnych, w odróżnieniu od Wawelu, rezydencji królów dziedzicznych, i pokazuje historię właścicieli tego miejsca od połowy XVI wieku do początków wieku XIX. Ponadto Zamek był nie tylko rezydencją króla, ale i Rzeczypospolitej, czyli także siedzibą parlamentu, sejmu, państwa. My to właśnie pokazujemy. Nasz Zamek można porównywać raczej z takimi rezydencjami zagranicznymi, jak wiedeński Schoenbrunn czy Pałac Królewski w Madrycie oraz Escorial pod Madrytem, a nawet z Wersalem, z którym ściśle współpracujemy.


W Zamku organizowane są prestiżowe wystawy czasowe. Obecnie jest to wystawa „Europa Jagellonica”. Jakie są plany na przyszłość w tym zakresie?


– Wspólnie z Wersalem przygotowujemy na jesień przyszłego roku wystawę o sztuce czasów Marii Leszczyńskiej, głównie o sztuce francuskiej i europejskiej drugiej połowy XVIII wieku z Wersalu. Przygotowujemy też wspólnie z petersburskim Ermitażem wystawę poświęconą neoklasycyzmowi rosyjskiemu i niemieckiemu, m.in. z kolekcji Stanisława Augusta i Katarzyny II, z zaakcentowaniem wpływów antyku i podróży arystokratów polskich i rosyjskich do Italii w XVIII wieku. Szykujemy też wystawę Marcelego Bacciarellego, którą pokażemy także w Akademii Świętego Łukasza w Rzymie, w której studiował. Przygotowujemy też, wspólnie z Muzeum Wojska Polskiego, wystawę poświęconą księciu Józefowi Poniatowskiemu, z okazji przypadającej na 2013 rok setnej rocznicy jego śmierci.


Jaki jest stan badań naukowych i działalności wydawniczej związana tematycznie z Zamkiem?


– Przez kilka dziesięcioleci powstało dziesiątki pozycji naukowych i popularnych poświęconych zamkowi i jego zbiorom. Obecnie koncentrujemy się na katalogach wystaw. Powstaje też piękna seria książek poświęconych polskiemu rzemiosłu artystycznemu, zdobniczemu. Wydaliśmy naukowy album poświęcony polskiej porcelanie. Przygotowujemy podobną, poświęconą srebrom gdańskim oraz polskim meblom z XVIII wieku. Pracujemy też nad katalogiem przyszłej wystawy poświęconej pasom słuckim, ważnemu elementowi stroku szlacheckiego


Dziękuję za rozmowę.



Prof. dr hab. Andrzej Jan Rottermund – ur. 11 maja 1941 w Warszawiehistoryk sztuki, muzeolog, dyrektor Zamku Królewskiego w Warszawie. Członek PAN. Prezes Stowarzyszenia Historyków Sztuki (1987–1991), wiceminister kultury i sztuki w rządzie Jana Krzysztofa Bieleckiego (1991) oraz przewodniczący Polskiego Komitetu Krajowego ICOM (International Council of Museum) (1990–1996).

 

 

 

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko