Józef Baran – O EMPATII W POEZJI (II)

1
254

Zdaję sobie sprawę, że mój głos o empatii w poezji może też budzić uzasadniony sprzeciw, bo przecież twórczość romantyków była wykwitem indywidualizmu, podobnie jak liryka Rimbauda i symbolistów, Wojaczka i Bursy… Tak. Indywidualizm był i jest motorem twórczości, podobnie jak poczucie odrębności, bunt jednostki przeciw masie, niepowtarzalność wizji, oryginalność wyrazu – to wszystko składa się na urodę przyrodzonego talentu poety. I wiadomo też, że poeta pisząc o innych, pisze zawsze o sobie, portretując innych, wyciska na ich rysach własne indywidualne piętno („Pani Bovary to ja” – mówił Flaubert). Wypośrodkowując te racje, wydumałem sobie takie oto poetyckie credo: poeta powinien pisać o sobie przez pryzmat świata i o świecie przez pryzmat siebie.

Bazując na najlepszym laboratorium, jakim jest własna dusza, własne wnętrze – nie może zapominać o wkomponowaniu peryskopów, wzierników, „judaszy” służących do obserwacji innych światów wewnętrznych, a także świata zewnętrznego.

W przeciwnym razie zamuruje się na amen, zamknie – w wieży z kości słoniowej, umrze za życia. Popadnie w narcyzm, który bywa wynaturzeniem współczesnej cywilizacji ludzkiej, a któremu właśnie przeciwstawiam empatię. Umiejętny balans na granicy tego, co zewnętrzne z tym, co wewnętrzne – byłby więc może wymarzonym ideałem.

1

Idea empatii była mi zawsze bliska może też i dlatego, że przeżyłem „kurne/ czupurne” dzieciństwo, w czasach, gdy ludzie tworzyli jeszcze wspólnotową gromadę i gdy na śniadanie jadało się niekiedy sam chleb posypany cukrem i mlekiem, a żur jadało się niekiedy z jednej misy. Może dlatego później tak łatwo identyfikowałem się z losem pokrzywdzonych, odrzuconych, biednych i nigdy nie był mi on – jako poecie obojętny – ba, był zawsze bliższy od losu ludzi z pierwszych stron gazet?

2

W końcu chciałbym też powiedzieć parę zdań o empatii poetyckiej, jako o zdolności dzielenia się z żyjącymi, ale i z „wnukami” – swoimi uczuciami, refleksjami. Norwid pisał przecież, że może „syn minie pismo, ale wnuk się nad nim pochyli”. Ta odwieczna nadzieja wszystkich poetów na świecie jest chyba nadal aktualna. Umieć dzielić się takimi myślami i uczuciami, które przetrwają samego poetę, czyli okażą się uniwersalne, ponadczasowe.


Czy pisząc nie pragniemy wyłuskać z chwili teraźniejszej tego, co nieprzemijalne tak, żeby wiersz pozostał bliski komuś żyjącemu teraz i 50 czy powiedzmy nawet 100 lat później? W innych realiach narodowych, społecznych, pod inną szerokością geograficzną…Ubranemu w inną skórę,  przywiązanemu do innych niż my gadżetów i wynalazków techniki, ale też niepozbawionemu „wiecznej duszy”, która podobno – jak zapewniają wszystkie religie świata i większość artystów – jest najtrwalszym wyróżnikiem ludzkiej tożsamości?

…lecz czy to jest możliwe w dzisiejszym świecie tak pośpiesznie przeobrażającym się i podobnym do jaszczurki, która co rok zrzuca skórę; w świecie, w którym dokonało się w ostatnim półwieczu tak wiele lawinowych przeobrażeń – wyłuskać z chwili bieżącej, chwilę wieczną? Na to pytanie odpowiem paradoksalnym pytaniem: a czy człowiek w swej zmiennej naturze, nie pozostał jednak w „rdzeniu” istnienia, niezmienny? W swoim lęku przed śmiercią? W swojej tęsknocie do miłości? W poszukiwaniu Logosu, Piękna, Szczęścia; w zwątpieniu i chorobie, w cierpieniu i zachwycie, w pazerności i ukochaniu władzy jesteśmy podobni do Greków i Rzymian, ludzi żyjących w średniowieczu i w XX wieku.

Na pytanie więc czy możliwy jest dziś ideał poezji ponadczasowej, pokonującej granice czasowe i przestrzenne odpowiem: a dlaczego by nie próbować porywać się z motyką na słońce – tak jak czynili to – toutes proportions gardees – wielcy: Safona, Szekspir, Cervantes, Byron, Van Gogh, Rilke czy znakomici polscy poeci: Norwid i Leśmian… że wymienię pierwsze z brzegu Wielkie Duchy Ludzkości, płacące za to niekiedy wielkie koszty? Choć to też prawda, że – jak to określił Myśliwski – literatura jest cmentarzyskiem przegranych nadziei pisarzy (i poetów).

3

Niech więc i nam busola empatii i busola ponadczasowości wyznacza kierunek poszukiwaniom twórczym i prowadzi w empatycznej poetyckiej podróży z biegunów naszych samotności do środka świata, czyli do serc i umysłów innych ludzi, nie tylko „tu i teraz” żyjących?

Oczywiście taka podróż to nigdy niekończąca się odyseja. To samoobronny gest serca nie zgadzającego się na uprzedmiotowienie siebie – w oczach „innych-obcych” oraz uprzedmiotowienie „obcych-bliźniego” – w naszych oczach.

GDZIEŚ NA BIEGUNACH GDZIEŚ W ŚRODKU ŚWIATA

Wczoraj mali skuleni
Z zamarzniętą różą
Staliśmy na przeciwnych polarnych biegunach

Dziś z głowami pod niebo
W samym środku świata
Ponad głowami słońca krążą

Bo środek świata
Wszędzie
Gdzie schodzą się serca:
Zakochani podają sobie różę
Przyjaciele rozstawiają stół
Tu trwa rozmowa
Najważniejsza pod słońcem
Cygan daje się powiesić za muzykę i śmiech

Co parę godzin gubimy go z oczu
Przyciąga nas odpycha
Jesteśmy tuż tuż

To niedaleko stąd
To tak daleko
W oczy dmie wiatr
Przeciwne fale znoszą nasze serca
I ta wyprawa z biegunów naszych samotności
Okazuje się najdłuższą Odyseją

4

TANECZNA KOEGZYSTENCJA

Tu dodam, że pierwszy tom moich wierszy nazywał się „Nasze najszczersze rozmowy”, a jeden z późniejszych „Rondo”. Składał się m. in. z rozmów „na skrzyżowaniu ludzkich losów”. Oddaję w nich głos prostytutce, zakonnicy, duszy, kaznodziei, wiejskiej prababci, wnuczce, bufetowej…ale także… bałwanowi, ptaszkowi, drzewu, chmurze, bo jak napisałem w swoim „Dekalogu Poetyckim”: „Rasowy poeta wczuwa się nie tylko w cudze światy ludzkie, lecz użycza też głosu drzewu, kamieniowi, chmurze, wodzie, zwierzętom. Widzi siebie i człowieka w ogóle na tle wielkiej natury, wielkiego kosmosu., przyrody, pogody, przestrzeni”. Antropocentryzm („Człowiek jest miara wszystkiego”) to przecież też rodzaj pychy i egoizmu, zawężających poznanie i przesłaniających prawdziwy obraz świata.

…W tym momencie chciałbym przejść do jeszcze innego rozumienia przeze mnie empatii…
Współodczuwanie z bliźnim, z naturą, z przyrodą, z bratem mniejszym-zwierzęciem, ptakiem, z Planetą, to jakby próba znalezienia tanecznej koegzystencji ZE WSZYSTKIM, próba odszukania harmonijnej więzi, którą utraciliśmy, odcinając pępowinę łączącą nas z Matką-Naturą, gdy wzmacnialiśmy i wyodrębnialiśmy „ja” ze wspólnoty pierwotnej.
Poszukiwanie empatycznej harmonii z bliźnim i Kosmosem to trud Syzyfa, ale któryż artysta nie pragnął jej w sobie odnaleźć, żeby na chwilę przynajmniej zagłuszyć niepokój i ból istnienia – siostry nierozłączki naszego bytowania na tej Ziemi? Żeby na chwile przynajmniej poczuć się Cząstką Wszystkiego, „tworzyć układ zamknięty ze Słońcem”, „czuć się podłączonym do obłoków, pogody, Wielkiego Kosmosu.

Przecież dzielimy się tym samym powietrzem, tą samą wodą, słońcem, Niebem, ziemią, krajobrazami. Pisałem o tym m. in. w wierszu : „Taniec z Ziemia”. Powstał w rok po mojej chemioterapii, wygranej walce z rakiem i był podziękowaniem za to, że dalej żyję i hymnem na cześć istnienia , mimo że składa się ono nie tylko z radosnych, ale częściej – z czego człowiek zdaje sobie sprawę w wieku dojrzałym – z dramatycznych momentów:


TANIEC Z ZIEMIĄ

Nie zaglądać w zęby
Darowanym dniom
Dać się porwać ziemi
W wirujący krąg

Znaleźć do obrotów
Najzwinniejszy rym
(Gdy cię ziemia wodzi
Wódź ziemię i ty)

Słońce deszcz wiatr gwiazdy
W oczach niech się mienią
Gdy na przekór smutkom
Pójdziesz w tany z Ziemią

Zgrabnie czy niezgrabnie
Na płacz czy na śmiech
Wpląsać się muzykę
Międzygwiezdnych sfer

A niebytu wszak wszyscy
Do tańca wyrwani
Kropla z oceanem
I mgła z mgławicami

Bo żyć to wirować
Z nią aż do u p a d ku
Aż ci ktoś
Odbije
Ziemię na ostatku
*
Słychać tylko tupot butów
Słychać tylko tupot serc
Kto przetrzyma kto ustanie
Trwa nasz dziwny z Ziemią taniec”

Reklama

1 KOMENTARZ

  1. Dzień dobry.
    To co pan pisze jest mi bardzo bliskie w sensie wartości i poetyckiego zapisu.
    Z uwaga przeczytałam tą ciekawą wypowiedź o sprawach ważnych i nie tylko i bardzo dziękuję.
    Zawładnęło mną kojące uczucie zrozumienia i bliskości wszechświata, którego jestem częścią i drobiną w postaci ziarnka pisku, niekiedy skały lub muszelki.Dobrze że są gałęzie drzew kwitnących i to co po nich następuje łącznie z mrokiem jesieni i można by wiele jeszcze…
    Serdecznie:)))
    Elżbieta Andrzejewska

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko