Wacław Holewiński – Mebluję głowę książkami

0
57

Zły utwór nie zyskuje poprzez upływ czasu

Zastanawiam się jaki był powód ponownego wydania tej powieści? I nie znajduję żadnego, poza chęcią wypełnienia luki (od poprzedniego wydania minęło piętnaście lat, dojrzało kolejne pokolenie czytelników), chęcią pokazania/przypomnienia całości dorobku wybitnego, dla mnie przede wszystkim dramaturga, pisarza austriackiego. Skąd te wątpliwości? Czy tylko mnie zniesmaczyła, zawiodła, rozczarowała? Dzięki Bogu to nie tylko moje wątpliwości, ale o tym później.

Zacznijmy od pomysłu. Druga w dorobku pisarza powieść zaczyna się znakomicie. Otóż w karczmie dochodzi do zdarzenia powodującego konieczność interwencji wiejskiego lekarza. Incydent mający tragiczne konsekwencje obserwuje towarzyszący lekarzowi syn, student politechniki. Pojawia się policja, uderzona kobieta umiera, mamy oczywiste zabójstwo, ucieczkę mordercy. I to by wystarczyło do snucia arcyciekawej opowieści. Ale nie ono, nie zgon, jak się okazuje jest kanwą utworu, choć echo zdarzenia pojawi się jeszcze w kilku momentach. Tak naprawdę, Bernhard obmyślił kalejdoskop postaci. Chorych odwiedzanych w ramach swoistego obchodu przez medyka w towarzystwie syna. I są to spotkania niezwykłe, zwłaszcza to, w którym znajdujemy się nagle w gospodarstwie, w którym w ogromnym pomieszczeniu latają setki egzotycznych ptaków. Ptaków z premedytacją zabijanych przez synów właściciela. Nie, nie będę rozwijał tego wątku. Bo i on nie ma znaczenia. Podobnie jak rysujący nauczyciel, czy kilka innych. Trochę tu też „mądrości” doktora, choćby takich: „Większość lekarzy do dzisiaj nie bada przyczyn zachorowań […] lecz wyczerpuje się w najprymitywniejszych schematach leczenia”,

Istota tej książki to wizyta u księcia Saurau na zamku Hochgobernitz. Przez chwilę wydaje się, że to kolejna przygoda/obserwacja. Ale po kilku stronach dochodzimy do wniosku, że z bełkotu księcia, że z bełkotu Bernharda nie za wiele rozumiemy. Ten ciąg zdań do niczego nie prowadzi, niczego nie uzasadnia. „W Londynie chciałbym być, z chęcią spędziłbym tam życie, ale Londynu nie kocham, Hochgobernitz natomiast kocham, ale odczuwam je jako dożywotnie więzienie. Ludzie są maszynkami do liczenia, niczym więcej. Liczymy, myślimy zawsze liczbami. Od urodzenia wtłacza się nas w system liczb, a pewnego dnia wyrzuca z niego jak z katapulty, we wszechświat, w nicość.” Nie, nie ma tu dialogów, jest jakiś szalony potok myśli, od czasu do czasu przetykany określeniami, że to zdanie Saurau. Nie ma tu żadnego logicznego ciągu, nie ma porządkujących sytuację odniesień, punktów, na których można się oprzeć..

No dobrze, może ktoś powiedzieć, przecież to chory psychicznie człowiek. Oczywiście będzie miał rację. Tylko co z tego? Co z tego? Pamiętacie państwo „Obłęd” Jerzego Krzysztonia? Gdyby chcieć porównać te książki… Nie, nie ma porównania. W opisie zaburzeń psychicznych Bernhard mógłby terminować u Krzysztonia, a i tak, jak sądzę, nie osiągnąłby tego, co Polak.

Napisałem, że nie tylko ja nie dostrzegam sensu tej powieści. Ale dla sprawiedliwości: znaleźli się pisarze ważni, tacy jak Peter Handke, którzy pisali o niej entuzjastyczne teksty. Mnie jednak znacznie bliżej do „papieża” literatury niemieckojęzycznej, Marcela Reich-Ranickiego, który uważa monolog księcia za „ocean banałów”. Inny z krytyków, Edwin Hartl określa „Zaburzenie” jako „monotonną pieśń pijacką o ziemi jako padole łez”. Kolejny, Günter Engels dodaje, że powieść „oddziałuje równie słabo, jak nieskończony łańcuch przymiotników w stopniu najwyższym”. Tych krytyków oceniających negatywnie powieść było znacznie, znacznie więcej. Wszyscy się mylili? Nie, to po prostu, przynajmniej od połowy, książka zła, bardzo zła. Słabe utwory zdarzają się większości pisarzy, czasami oczywiście współcześni nie potrafią docenić intencji, dostrzec ukrytych wartości, stanąć w szranki z myślą autora. Znacznie częściej jednak zły utwór nie zyskuje poprzez upływ czasu, raczej odwrotnie. „Zaburzenie”, jeśli ktoś musi ją poznać, stanie na końcu dorobku autora „Bratanka Wittgensteina”.

Thomas Bernhard – Zaburzenie, przekład Sława Lisiecka, Czytelnik, Warszawa 2024, str. 253.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko