Zbigniew Ikona-Kresowaty – „z  mandragory” w „metamorfozy”…  „rozmowa artystyczna” z poetką Łucją Dudzińską

0
164
Łucja Dudzińska poetka, wydawca – portret wykonał Zbyszek Kresowaty 2014 r

            ZBIGNIEW KRESOWATY – Przyznam się, że poszukiwałem klucza do twojej poetyki twórczej, jako osoby i znanej poetki, co bierze się zawsze właśnie z klucza, jaki nosi każdy z nas na szyi w dzieciństwie… Myślę, że ten klucz na szyi gdzieś później gubimy, dorastając… Kończyłaś studium pedagogiczne i studia na Akademii Ekonomicznej w Poznaniu. Wydaje mi się, że znalazłem to COŚ,  żeby cię otworzyć. Klucz leży pod korzeniem MANDRAGORY, to tytuł z debiutu poetyckiego podszytego filozofią egzystencjalną… Dużo się wokół ciebie działo i nadal dzieje. Jesteś poetką młodego pokolenia, animatorką kultury, wydawcą i redaktorką poetyckich serii wydawniczych, pomysłodawczynią trzech konkursów poetyckich, spotkań wART loży, Integracji Literackich, Rozmów z Poezją, Dyżurów Literackich, WierszYstawki artystycznej, wielu edycji ogólnopolskich akcji literackich popularyzujących czytelnictwo poezji (antyWalentynki Na Krechę – Ludzie Wiersze Piszą) itd., itd. Ale też jesteś laureatką i zauważoną na kilkudziesięciu Ogólnopolskich Konkursach Poetyckich (m.in. OKP im. K. Ratonia, M. Kajki,  St. Czernika, K.K. Baczyńskiego, OKP na Prozę Poetycką im. W. Sułkowskiego, „O strunę Orficką”…). To zadziwiająco dużo! – Czy dasz się nazwać „łowczynią” nagród? Publikowałaś w antologiach, almanachach w pismach literackich: „Twórczość”, „Fraza”, „Topos”, „Tekstualia”, „Arkadia”, „Bliza”, „Cegła”, „Wakat”, „Tygiel Kultury”, „Okolica Poetów”, „Prowincja” itp. oraz na łamach: „BL – Biura Literackiego”, „Odry”, „Helikoptera”, Pisarze.pl, OFF_PRESS, „Monitora Chicago”…

     Wydałaś szereg tomików poezji – zwróciłem uwagę na METAmorfory. wybrane jako wybór wierszy i wykrzesać ogień. taki Stan.  Tłumaczono cię na języki: angielski, grecki, bułgarski, ukraiński, niemiecki, rosyjski, szwedzki, francuski, serbski, białoruski, litewski, hiszpański, włoski. W 2011 roku założyłaś ogólnopolską Grupę Literyczną Na Krechę, od 2016 roku prowadzisz Fundację Otwartych Na Twórczość (FONT) i wydawnictwo. Jesteś ambasadorką statuetki „Dobry Człowiek”, a aktualnie zostałaś prezesem oddziału wielkopolskiego Stowarzyszenia Pisarzy Polskich.

Może na wstępie sama scharakteryzujesz swoją poetykę, może z mandragory? – bo tam jest duży potencjał?

          ŁUCJA DUDZIŃSKA:  Dziękuję – toż to (prawie) cały życiorys poetycki. (śmiech) Poruszyłeś kilka wątków, haseł, które powinnam szeroko rozwinąć. Po 15 latach od ujawnienia się z wierszami, już się oduczyłam „wycofywania, przepraszania, że żyję”, więc mogę odważnie stwierdzić, że potencjał czuję w każdym wydanym tomiku, a nie tylko w debiucie.(śmiech) Moje książki poetyckie się różnią między sobą. Ukazują inną koncepcję i formę w budowaniu treści przekazu. Każdy może coś znaleźć dla siebie, gdy czyta: wiersze, poemat, tekst piosenki, zapiski, prozę poetycką tworzącą fabułę albo krótkie formy zbliżone w zamyśle do haiku, ale nie tylko – o czym można się przekonać w obszernej książce – prze-Myślenie. Brulion personalizowany (FONT, Poznań 2020). O tych wierszach Marek Czuku (Wyspa” nr 2(58) 2021) napisał:Ta poezja śmiało nawiązuje do awangardy, bo bardzo dużo tu słów rzucanych na wiatr i wypuszczanych na wolność. Można je łapać i czytać w różnoraki sposób, one grają i kojarzą się ze sobą w niespodziewanych konfiguracjach, pośród aluzji, niedopowiedzeń, w aurze tajemniczości i poetyckiej magii. Fraza się rwie, rozprasza, ucieka poza szablon strony. Nieoczekiwane myśli przypominają – nie tylko z pozoru – sentencje, zaklęcia bądź wewnętrzne imperatywy. Ars poetica Łucji Dudzińskiej wiedzie od gestu do słowa, od słowa do obrazu, aż zmysły powołają synestezję, którą poetka tak bardzo ceni. Jednak „nie można wierzyć we wszystko co się widzi”, a czasem nawet jeden „gest wystarczy za elaborat myśli”. Wszędobylska psychologia. Przewrotne i emocjonalne rozterki oddają nastroje podmiotu, są świadectwem relacji ze światem drugiego, innego.”

            Czytając recenzję Marka Czuku, sobie uświadamiam, że trudno jest mi charakteryzować swoją poetykę – jestem tylko od pisania, czyli pójścia za potrzebą chwili napisania wiersza, dzielenia się tym, co mnie fascynuje, irytuje, wzrusza albo zatrzyma w biegu. I ukazuję to, dobierając odpowiednią formę czy kreację, a charakterystykę twórczości należy pozostawić krytykom, recenzentom, czytelnikom.

Twoja propozycja zainspirowała mnie do zaproszenia Ich choćby pośrednio do tej artystycznej rozmowy, a spełnię to, cytując istotne opinie na temat poszczególnych tomów albo całego dorobku (dziecięciu książek poetyckich). Recenzenci posługują się profesjonalną analizą. Posiadają wiedzę na temat tego, co już zostało napisane. I z reguły obiektywne, szerokie, wnikliwe spojrzenie. Często zaskakują mnie, nazywając, odkrywając coś, o czym nie miałam pojęcia ani świadomości. I już proszę o wybaczenie, że nie mogę zacytować wszystkich recenzujących. Jestem wdzięczna każdemu, kto się pochylił i pochyli nad moim pisaniem. To uczy i kształtuje każdego autora. Aby pisać – tworzyć trzeba mieć dużo pokory wobec słowa, języka i ludzi oraz dużo uważności i dystansu.

            „Jaka jest poezja Łucji Dudzińskiej? – Bardzo gęsta od tematów i znaczeń. Ma się wrażenie, że to poetka, która dużo mówi, dużo i szybko, jakby na nieustannym wydechu. Ale też to, co mówi, wprawia czytelnika w zasłuchanie i zadziwienie”. Janusz Drzewucki, „Magazyn Literacki KSIĄŻKI” 2/2019      

Poetka Łucja Dudzińska opisuje w wierszach los człowieka uwikłanego w zewnętrzne okoliczności, pragnącego wydobyć się ku jasności nowej, lepszej drogi, przedstawia dzieje kogoś, kto dźwiga kamień cięższy niż Syzyf i otwiera puszkę Pandory”.Teresa Tomsia, „Recogito”2023

„Dudzińska poszukuje, ale nie dąży do rozstrzygnięć ostatecznych, a jej zbiory stanowią dowód na to, że życie to proces, którego ślady nieustannie przesączają się w wiersz i że nigdy nie uzyska ono pełnej, skończonej definicji. (…) Walorem poetyki Łucji Dudzińskiej jest niewymuszony, łagodny język mimo poważnego ciężaru kwestii, których dotyka. Frazy płyną tu wartko, są naturalną opowieścią, która nie nosi śladów warsztatowego „wymęczenia”. Stąd czytelnik tej książki może odnieść wrażenie, że został dopuszczony do autentycznej tajemnicy”. Anna Dominiak, „eleWator”, nr 26 (4/2018)

            „Ale chyba najważniejsze, że Dudzińska posiada rzadko spotykany dar obserwacji. Ta książka aż kipi od takich szczegółów, szczególików, z których utkane jest nasze życie. A to jest właśnie prawdziwa magia, przetkać codzienność, powtarzalność, na którą skazany jest współczesny człowiek w prawdziwą sztukę. Dudzińska niewątpliwie posiada dar słowa, potrafi nim niezwykle sprawnie operować i pewnie dlatego tę książkę tak dobrze się czyta”.

Bartłomiej Siwiec, „Fraza”, 2 (100) 2018 (portret).

            „Dla Łucji Dudzińskiej krótka sformalizowana forma haiku (w tomie Miedziaki. Znalezione) stała się punktem dojścia, swoistym oddechem – katharsis po psychoanalitycznych poetyckich podróżach wcześniejszych tomików. Twórczą kontynuacją tych właściwości pisania Dudzińskiej, które trafnie scharakteryzował Paweł Długosz, jako zdolność doskonałego połączenia umiejętności warsztatowych z filozoficznym dystansem do ludzkiej, codziennej rzeczywistości. Po „pączkowaniu metafor”, układach rozkwitania, lingwistycznych grach – obfitym „krwawieniu na niebiesko”  (celne określenie Jolanty Szwarc) pojawia się lapidarność, ograniczenie formy. Przejście od płynięcia szeroką frazą do kropli kropki – tej samej, przed postawieniem której wzbraniało się  liryczne „ja” z Epilogu tomu OB Krew i woda – a może po prostu potwierdza tutaj dążenie do kolejnej „mikrofotografii, z następnym życiorysem, sytuacją, faktem”. Katarzyna Michalewska, „Fraza”, 2 (100) 2018 (portret).

         Nie byłam „łowczynią nagród” – nie miałam tyle szczęścia – to kilka zwycięstw i stare dzieje. Najczęściej znajdowałam się w gronie laureatów, będąc aktorem II, III i IV planu – dobrze, że mogę to zdementować. Pojawiłam się w środowisku literackim w 2008 roku z ogromnym, kilkudziesięcioletnim dorobkiem wierszy schowanych w szufladzie. Miałam „opory” w pokazywaniu, publikowaniu, a konkursy dawały anonimowość oraz możliwość weryfikacji pośród już uznanych nazwisk. To pozwoliło mi docenić swoje pisanie i nie wycofać się, gdy poznałam, jak trudna może być twórcza droga. Szybko przestałam wysyłać na konkursy, dając szansę nowym osobom. I sama zajęłam się animacją, organizowaniem, prowadzeniem spotkań, a także jurorowaniem, organizowaniem konkursów.

            Przeczytałam też gdzieś, że „Przez lata udzielała się na portalach poetyckich w sieci” i to chętnie zdementuję. Byłam aktywna tylko na samym początku, na jednym portalu i szybko zrezygnowałam. Nie odpowiadało mi obserwowanie, jak środowiskowe animozje niszczą wielu dobrych poetów –  zaczęłam działać w realnych warunkach. Uważam, że naprawianie świata należy zacząć od siebie, a nie od wytykania publicznie cudzych błędów, gdy nie było tajemnicą, że ten ktoś sam je popełnia. Lubię schodzić z drogi i robić swoje. To był też dobry czas. Na tym portalu zaprzyjaźniłam się, poznałam wiele piszących osób.

            Z. K. Jednak póki co zawracam do tomu z mandragory, który ukazał się w 2013 roku nakładem SLKKB w Łodzi,za który otrzymałaś  Nagrodę R. Milczewskiego-Bruno oraz dwie nominacje: do Nagrody Złoty Środek Poezji i Nagrody im. K. Iłłakowiczówny za Najlepszy Debiut Poetycki Roku 2013 – gdyż uważam tę książkę za bardzo znaczącą i ważną dla ciebie oraz środowiska. Skąd ten pomysł, gdzie znalazłaś ten afrodyzjak? – Omawiałem przecież krytycznie ten tom, ale co ty na taką krytykę, zresztą pozytywną?

            Ł.D. Byłam wdzięczna za Twoją recenzję i kolejny punkt widzenia. Zaczęłam sama przyglądać się swoim wierszom. Już ich nie bagatelizowałam. (Zawsze lubiłam cudze wiersze bardziej niż swoje). Debiut uznaję za siedmiomilowy krok w swojej poetyckiej świadomości. Napisałeś: „Łucja Dudzińska ukazuje także nasze stany przebywania i przebywania pomiędzy żywą a martwą naturą świata, bo z tego się on składa, świata który bywa jednością, choć pełen sprzeczności, przewrotności i groteski oraz mitów z przeszłości idących w swoim uniwersum, bo zawsze odwołujących się także do przyszłości. Pyta ona o samą istotę reakcji, o inne namnożone sensy i ich cele, ale nie jako same w sobie, tylko nam przynależne, jako całe bogactwo bytu”. „Migotania” 1 (42) 2014.

Podobne zdanie w „Nowych Książkach” nr 6/2014 miał Marek Czuku i napisał: „Bohater liryczny tomu Łucji Dudzińskiej to homo viator, poszukujący sensu, znaczeń i ciepła w świecie podzielonym na to, co duchowe i cielesne, męskie i żeńskie, wieczne i przemijające. (…) Wiersze – choć zanurzone w teraz, są skierowane ku przyszłości, pamiętając przeszłość. Stanowią istotną wypowiedź w wielogłosie współczesnych poetyk, pokoleń czy środowisk”.

Cenna dla mnie była notka na okładce prof. Uniwersytetu Łódzkiego Tomasza Cieślaka: Otwórz oczy”. Ta fraza z jednego z wierszy chyba najprecyzyjniej określa postawę zapisaną w tomie „z mandragory”. Wiersze Łucji Dudzińskiej są właśnie o tym: o nigdy niekończącym się wchodzeniu w świat – i o nieuchronnym przemijaniu. Otwieranie oczu oznacza tracenie złudzeń, ale też daje szansę zachwycenia się światem. To poezja budowana z intensywnych obrazów, niezwykle przy tym emocjonalnie angażująca. Dudzińska pokazuje stan  nieuniknionego bycia „pomiędzy”: uczestnikiem i zaledwie obserwatorem. W zaskakujący, wyjątkowo świeży sposób zderzając obrazy i słowa, stawia pytania o istotę międzyludzkich relacji, o ukryte sensy, o cel. To nade wszystko wiersze o doświadczeniu – i z doświadczenia wyrastające.”

            Afrodyzjak? Nie – to mój nick „mandragora” na OKP im. K. K. Baczyńskiego w Łodzi, gdzie wysłane wiersze zaowocowały nagrodą „TETIS” wręczaną za zestaw poetycki wyróżniający się nowatorstwem formalnym i niekonwencjonalnością. Kiedy pojawiła się propozycja wydania tomu – tytuł znalazł się sam, jako z mandragory, gdyż na konkurs wysyłałam wiersze spójne ze znaczeniem tego magicznego słowa.

            Masz rację (nawiązuję do poprzedniego pytania) ten klucz może być „pod  korzeniem mandragory” – chociaż to był przypadek, że debiutowałam tym zestawem wierszy, mając przygotowane trzy różne projekty na debiut i jeszcze większą ilość wierszy w szufladzie.

Aby nie pomijać faktów, na mojej debiutanckiej drodze, powinnam podzielić się fragmentem notki. Przygotował ją prof. Uniwersytetu Wrocławskiego Karol Maliszewski, a miała być załączona do debiutu, oficjalnie planowanego w roku 2011 przez wydawnictwo WBPiCAK (co się nie ziściło). Karol Maliszewski napisał: „W końcu jest ich dwoje, czy tylko rozdwojone jedno zagaduje pustkę, samotność i te rzeczy? Niedowierzające sobie „ja” część rozterek przerzuca na „ty” – i to jest więcej niż retoryka i mniej niż druga osoba liczby pojedynczej; fantom istnienia, o którym można decydować słowami. Coś drugiego, żeby zanadto nie eksponować pierwszego. A między nimi cienka, elastyczna przegroda. Czujna spolegliwość. A ja rozważam ważną w tych wierszach poetycką gramatykę.” (…)

Otóż, od roku 2008, kiedy się ujawniłam, nie spieszyłam się do debiutu – cierpliwie czekałam na swoją kolej, szukając akceptacji i dobrego wydawnictwa. Zajmowałam się promowaniem czytelnictwa poezji oraz poetów i twórców w ramach Grupy Literycznej (literacko-artystycznej) Na Krechę. Hasło „mandragora” w pełni wpisuje się w charakterystykę mojej twórczości, bo to i oniryczność wypowiedzi, i nieśmiertelny temat miłości czy relacji damsko-męskich, a także ukazywanie wszelkich tajemnic, egzystencjalnych dylematów codzienności. Zauważył to także w podsumowującej recenzji Szymon Kantorski „Fraza” 2 (100) 2018 (portret) „Sam tytuł intryguje, choć może nasuwać czytelnikowi pewien tok myślenia, nie na darmo w jednym z wywiadów poetka mówi o swoich tekstach w kontekście tego co nienazwane. Mandragora, uważana za roślinę leczniczą, kryje w sobie tajemnice. Ma wiele nazw i magiczne konotacje. Bywa symbolem miłości, czasem ciemnym pierwiastkiem, lecz także naiwną wiarą. Jej atrybutem jest bezsprzecznie przemiana. (…) Autorka dobrze rozpoznaje świat, umie się w nim odnaleźć, zna jego ograniczenia, (…) Nie jest to na pewno pełen emocji poetycki sprint, (…) Dudzińska porusza się ostrożnie. Niekiedy ruch jest tu koniecznością, niekiedy gestem dobrej woli, czasem konieczną ucieczką. Zawsze jednak jest uświadomioną nam koniecznością, czymś na trwale wpisanym w tę poetykę, autorkę, także nas samych”.  

            Podkreślasz wagę debiutu z mandragory… –  i aż się boję czy nie zanudzamy czytelników (śmiech), ale właśnie mija 10 lat od publikacji, więc czuję się usprawiedliwiona. Nadal jestem pełna wspomnień i emocji – czytając pierwszą kompleksową recenzję. Miałam dreszcze, czułam ogromne wzruszenie, bo Leszek Żuliński sprawnie rozszyfrował, poukładał, nazwał poszczególne elementy mojej poetyki. „Latarnia Morska” 2013, „Gazeta Kulturalna” nr 12 (108) 2013. Już wiem, że „coś” gdzieś tkwi we mnie, chociaż nic o tym nie wiem, zanim ktoś nie wskaże, nie dotknie. Oto fragment Jego recenzenckich refleksji: Po pierwsze Dudzińska do perfekcji dopracowała swój język „dużych metafor”. Co to znaczy? Ona niemal w ogóle nie stosuje myślenia dyskursywnego czy tzw. „mówienia wprost”. Ona tworzy obrazy i właśnie obrazy stają się w całości metaforą, ekwiwalentem tego wszystkiego, co wiersz chce pokazać. (…) Po drugie: słowa – klucze… np. ta tytułowa mandragora… (…). Po trzecie: antynomie!(…) Mógłbym tak dłużej wyłapywać te bieguny. Ta inklinacja to ważny trop, moim zdaniem. Poetka ma świadomość (lub podświadomość) rozdwojenia przestrzeni ontologicznej i aksjologicznej, w jakiej żyje (żyjemy?). Stąd jej „świat przedstawiony” jest dynamiczny, jakby w ciągłym ruchu zderzeń i odkryć wywołujących ontologiczne i emocjonalne virement. (…) Po czwarte: niepokój! Tak, to nie są wiersze idylliczne, słoneczne, witalne… (…) Po piąte: oniryzmy, imaginacje! Nigdy niedosłowne, ale cały ten świat toczy się przed oczyma duszy i wyobraźni. Jest „obrazem wewnętrznym”, mimo że postrzegającym toposy świata zewnętrznego. (…) Wystarczy, że po zamknięciu tego tomu, po powrocie z jego świata zapamiętujemy go. On dzieje się na dwóch piętrach. Na pierwszym – żywioły i reguły zasadnicze, na drugim – relacje międzyludzkie, osobliwe EGO, czyli terytorium, w którego opisywaniu Łucja jest dalece niedosłowna i dalece wymowna. Nie wiem, do jakiego stopnia jest rozpoznawalna przez czytelników czy jurorów, ale myślę, że to możliwe. Bo Łucja naprawdę zbudowała swój świat ze słów, scen i wizji tak osobliwych, ze rozpoznawalnych. I to zawsze jest największy komplement, jakiego rzadko jako recenzent używam”.

            Z.K. W 2014 roku nakładem Zaułka Wydawniczego” Pomyłka” w Szczecinie wyszedł tom wierszy MeMbrana. Cyrkulacje?

          Ł.D. Tak. A wspomnienie tomu Membrana. Cyrkulacje, uświadamia mi, że często wracam to tych wierszy, identyfikuję się z nimi, z ich formą – po prostu to jest mój ulubiony poetycki projekt, pięknie wydany w opracowaniu graficznym Marii Kuczary. To bardzo ważna dla mnie książka, która jest jakby kontynuacją tomu z mandragory. Te dwie książki dały mi przepustkę do stania się członkinią Stowarzyszenia Pisarzy Polskich.

Jeśli oczekujesz mojego ustosunkowania się do zawartości, to na pewno lepiej określi to Piotr Wiktor Lorkowski, który w posłowiu napisał: „to przede wszystkim poezja nastawiona na przekaz i odbiór, zanurzona w fonosferze. (…) Pogłosy i powidoki stara się rozwinąć w poemat, a może lepiej będzie powiedzieć – w traktat o sensorycznej wrażliwości. Taki stan ducha oczekuje od jej podmiotu określonej postawy percepcyjnej, uważnej selekcji wrażeń, sugeruje przybranie postawy obronnej, (…) Zebrane na tych stronicach wiersze prowadzą śmiałą grę z rozproszonymi doświadczeniami, które raz narzucają się jak intruzi, innym razem przychodzą jak spontaniczni goście. Nic chyba nie sugeruje, aby podmiot ich szukał. To one szukają go i znajdują. W sytuacji sporu pomiędzy między prawdą objawioną a prawdą doświadczoną poetka oficjalnie zadeklarowała neutralność (zob. Nurt. Pod prąd). Wydaje się jednak, że bliższa jej wrażliwości pozostaje prawda doświadczenia, choćby ze względu na jej otwartość i dynamikę, potencjalność czy wreszcie – łatwość, z jaką można wprowadzić doświadczenie do obiegu materii, która gotuje się w jej wierszach, bulgoce, topi lub dla odmiany: krzepnie, krystalizuje się jak sól”.  

            Z.K. Wybór wierszy pt. Metamorfozy. Wybrane, wersja polsko-bułgarska (Wayan, Sofia 2017) w tłumaczeniu Łyczezara Seliaszki – taki wybór wierszy po osiem sztuk z każdego tomu i z projektów na tomik. Są tu też wiersze z lat 1972-1998 i oto twoje słowa z tego okresu, skłaniające do głębokiej refleksji o podłożu filozoficznym: „widziałam upadek człowieka / będąc dzieckiem starał się podnosić z kolan / z donośnym płaczem szukał bezpiecznych ramion / w miarę dorastania nauczył się płakać cicho / nauczył się szybciej powstawać z kolan / nie szukać ramion – zaczął rozglądać się dookoła / aby sprawdzić jak dużo osób widzi upadek / spokój odzyskiwał wtedy gdy świadków było jak najmniej // w końcu otarcia i zranienia bardziej bolą w następnych dniach / a blizny bolą nawet po latach”… Może skłonię cię do wypowiedzi, nie do tłumaczenia sensu, bo nie należy wątpić w odbiorcę sztuki, ale o takim szerszym dźwiganiu świata i dźwiganiu coraz trudniejszym za wyższą cenę, może nawet coraz wyższą?

        Ł.D. Ładnie to ująłeś – „dźwiganie świata”, to fragment wiersza Samotność kinomana”. W tomie Metamorfozy. Wybrane opublikowałam kilka wierszy jako zapowiedź następnej książki, bo pod tytułem Samotność kinomana. geneza (FONT, Poznań 2022) ukazały się (wreszcie) te dawno napisane wiersze, jako 10 książka poetycka (str. 144). Uzupełnione są apostrofą i postscriptum z wierszy współczesnych, a na okładce komentarzem prof. Anny Nasiłowskiej: „W poezji polskiej XX wieku najbardziej wpływowa była linia jasności i konceptualnej metafory. Później założenia estetyczne się skomplikowały. Łucja Dudzińska lubi powoływać się na poetów takich jak Julian Przyboś czy Anna Świrszczyńska, ale jej głos to nie zakładanie nowych światów tylko próba szukania ścieżek wśród chaosu. Słowa są szukaniem. Jest tu też miejsce na odruch niezgody, przekorę a nawet dowcip i grę” (…). W tym tomie chciałam podzielić się z czytelnikiem swoimi korzeniami. Pokazać źródło metamorfozy, gdyż: moje słowa, to wyraz rozterek i problemów codziennego życia, które mnie ukształtowało. A teraz wiem, że też kształtowało poetycką drogę. Słowa te komentują, rozglądają się, aby formułować i badać stany. Stanowią wyraz tęsknoty, samotności, weryfikacji ideałów oraz nabywanej wiedzy. Próbują „zadomowić się wśród pięciu żywiołów”.

W tamtych czasach, które mnie wtedy inspirowały, w domu panowały warunki, umożliwiające tylko przetrwanie. Aby się rozwijać, należało nauczyć się poczucia wartości w sobie samej, a nie w tym, co się posiada. Trudna codzienność, umiejętność jej aprobowania sprawiała, że byłam nastawiona na potrzeby drugiego człowieka, aby wspierać, doceniać go, bo ja sama sobie jakoś radzę. Nie potrafiłam „zawracać głowy” swoimi problemami czy pisaniem wierszyków – przecież dookoła tyle wspaniałych wierszy i poetów. I tak należałam do grona wzorowych uczniów w klasie, nie miałam potrzeby chwalenia się czymś, co traktowałam jako tajemnicę, z której czerpałam siłę i niezależność. Porządkowałam w ten sposób chaos myśli i sytuacji. Teraz żałuję, że nie pisałam daty przy tekstach, ale nie czułam kiedyś, że robię coś, co może być warte uwagi i będę to opublikować.

         Zmysł filozoficzny i egzystencjalny był nieodzowny, aby pokonać problemy i znaleźć sens, zrozumieć jakoś życie, widziane oczami dziecka, które musiało szybko dorosnąć. Przekładało się to na zapisywanie impulsów i refleksji. Stawiałam na język, na konkretne przeżyte, zaobserwowane sytuacje i na wartość wyrazu, powiązania znaczeniowe. Równocześnie, obok wierszy jakie uważałam za cenne (i tylko moje), bawiłam się słowem i ćwiczyłam pisanie w rymowankach i rozdmuchiwaniu określeń czy metafor.

Te zapiski najczęściej gdzieś ginęły, ważniejszym był fakt wyrzucenia myśli z wnętrza głowy, wtedy dręczące uczucie znikało. To była moja forma dystansowania się do wszystkiego, aby umieć zauważyć jakieś szczęśliwe chwile i pamiętam, że sporo ich było.

     Z.K. Dzisiejszy świat jego egzystencja jest dziś, postawiona na głowie. Mało sięgamy do starych filozofii utrwalonych wiekami w prawdach uniwersum. Wielcy filozofowie, począwszy od starożytności (Sokrates, Platon, Kartezjusz, Paramides, Arystoteles… Kartezjusz, Chrystus), a później bardziej współcześni (Pascal, Lebniz, Kant, Netzsche, Heidegger…)  pytają nas o rzeczy, które moralnie legły u podstaw szeroko pojętej kultury w dziejach ludzkości. Pytają, oznajmiając nam o aspektach zasad bytu człowieka w społecznościach, poszukują prawdy czasu w jakim objawił się człowiek, pytają w swoich myślach, snują swoje tezy o to czy zasady moralne mają charakter arbitralny, czy są częścią koncepcji jakiegoś narzuconego porządku na ziemi, tym samym twierdzą, że traktują one o estetyce życia w różnych społecznościach, o czym „nauczał” Chrystus także. (a jest wymieniany przez prof. Kołakowskiego jako historyka filozofii jako jedyny w tamtej stronie świata) –  Ale ci wielcy pytają nas, między innymi o Guru, czy można wierzyć w jakąś siłę wyższą, kiedy nic nie wiemy o bytach poza ziemią? – Często, zwłaszcza poeci odnoszą się do Boga… choć pytają o rzeczy stworzone i rzeczywiste, o źródło życia i rzeczy niewidzialne, bywa często w tej sprawie odsyłają nas do własnej intuicji oraz wyczucia mistyki. Przez to ci WIELCY filozofowie pytają nas skąd przyszliśmy i dokąd zmierzamy? – często zaglądamy do tych ustanowionych filozofii, jako twórcy, artyści… często na tych filozofiach tworzymy nie wiedząc, że tak jest!

       Ł.D. Poruszyłeś temat – rzekę, i na pewno mniej czy bardziej bezpośrednim odzwierciedleniem odpowiedzi na tak obszerne pytanie – stwierdzenie, można uznać treść tomu wykrzesać ogień. taki Stan (FONT, Poznań 2018) z niesamowitymi grafikami Marka Koneckiego, z cyklu „skalne ptaki” będące symbolem związku ziemi z niebem. Poruszam tutaj m.in. tematy: poszukiwania tożsamości, wiary, egzystencji, moralności, etyki… Zauważyć tam też można ścieranie się poglądów filozoficznych, wieczne poszukiwanie.

        Bardzo bliskie mi są platońskie podstawy idealizmu i racjonalizmu. W życiu kieruję się poczuciem sprawiedliwości, dobra, estetyki – pewnie to się odzwierciedla w mojej poezji. Platon przygotował podstawy logiki myśli ludzkiej, duży nacisk kładł na intuicję. Filozofia starożytna, zajmując się zagadnieniami bytu odnosi się do bytu samoistnego, który ze swojej natury już jest wieloznaczny. Na pewno jako poeci powinniśmy stawiać na realny byt o określonej strukturze i założeniach, gdyż tematy pustki i duszy zostały dość mocno wyeksploatowane. Uważam, że aktualnie dla nas ważne są: działanie, doznawanie, miejsce, czas, jakość, relacje… Pamiętam, że struktury bytu tworzą przyczyny: materialne, formalne, sprawcze i celowe.  Filozofia jest podstawą rozwoju człowieka, uczy nas dociekania i logicznego podejścia do życia, i lubię, gdy przekłada się to na wiersz obudowany swoistą logiką. Cenię, kiedy w nienachalny sposób, podstawą poetyckich rozważań stają się: mistyka, absolut, zmysły, uczucia, pojęcie dobra i zła, pojęcie szczęścia, przemijania, śmierć, i wszelkie sprzeczności związane z miejscem człowieka w świecie. Jego związki z przyrodą, naturą i tym co jest niezmienne. Nie jest mi obca w pisaniu heideggerowska egzystencja bytu i czasu czy wątpiące, krytyczne dociekanie w stylu Kanta. Wiersz też może być zarzewiem dyskusji, przysłowiowym „kijem włożonym w mrowisko”.

        Postanowiłam po debiucie z mandragory iść śladem żywiołów. Odnieść się jakoś do tych symboli – filarów filozoficznych rozważań, chociaż w sposób symboliczny. I tak „powietrze” pojawiło się jako jeden z tematów przewodnich w tomie Membrana. Cyrkulacje. „Woda” jako symbol (między innymi znaczeniami) spajała treść tomu OB-krew i woda (FCRKiE, Poznań 2015). Konkret tkwiący w historii o życiu i problemach kobiety, zawarty w poemacie Tupanie. ze sobą po drodze (FCRKiE, Poznań 2016 / KROK, Tarnopol 2017), stawiał na żywioł „ziemi”; natomiast „ogień” stał się alegorią w  tomie wykrzesać ogień. taki Stan dotyczącym (mówiąc w skrócie) inicjacji, tożsamości i stanów emocjonalnych mężczyzny. Dlatego „w skrócie”, gdyż nie chodzi tu tylko o przedstawienie historii, opowieści o Julii czy o Stanisławie, ale o poruszanie istotnych socjologicznie tematów. I nie można tych tomów odbierać „płytko”, bo przekaz jest dużo głębszy. Magdalena Rabizo-Birek, prof. Uniwersytetu Rzeszowskiego, tak komentowała na okładce tomu Tupanie. ze sobą po drodze: (…) „W tle poematu toczy się druga, intensywna opowieść, która jest równie istotna, co doświadczenia jego bohaterów – to nienazwana z imienia Polska ostatnich kilkudziesięciu lat, dom-świat autorki, podpatrzony i opisany z poetycką trafnością, czułym i wnikliwym okiem. Morze i góry, miasto i wieś, cywilizacja i natura, przedmioty codziennego użytku i historyczne zdarzenia, zwierzęta, rośliny i ludzie – doczekały się pod piórem poznańskiej poetki wyjątkowo trafnych lirycznych konterfektów. Tupanie Łucji Dudzińskiej – znak bezradnej, dziecięcej kontestacji, ale i dobitnie zaznaczany własny ślad – to poetyckie cinéma vérité – paradoksalna prawda fikcji, nieśpiesznie rozwijający się subiektywny dokument, relacja z czyjegoś niepowtarzalnego istnienia w czasie i przestrzeni”.

Natomiast Mirka Szychowiak komentowała, że (…) Autorka zagłębia się w inne wzrastanie, dojrzewanie i przemijanie, oddając przy tym w bardzo interesujący sposób honory symbolom, symbolice – pochylając się nad naturą, życiem „nieczłowieczym”, a przecież nierozerwalnie związanym z człowiekiem, jego filozofią, losem. Język towarzyszący peregrynacjom podmiotu lirycznego jest przejrzysty, ale jednocześnie pełen tropów, za którymi czytelnik – mam wrażenie – musi podążać, jeśli chce znaleźć do tej opowieści właściwy klucz; jeśli nie pomyli kierunków – z pewnością otworzy się przed nim galeria obrazów namalowanych z rozmachem, a jednocześnie z dużą precyzją. Galeria autorska Łucji Dudzińskiej.

         Ważnym jest dla mnie tworzenie typowych bohaterów – podmiotów literackich, realnych w swoich przeżyciach, rozterkach, oczekiwaniach, problemach, cechach charakteru i poszukiwaniach nie tylko tożsamości, ale i mistycznych, transcendentnych stanów. Cieszę się, że to zostało zauważone. A owocem tego była m.in. propozycja od Zespołu Tłumaczy Katarzyna Litwin, Joanna Czernia S.C. z Rzeszowa, przetłumaczenia całości poematu (na ich koszt) na język ukraiński. Podjęła się tego Nataliya Bishko. Za co i tutaj składam ogromne podziękowanie, gdyż tom Tupanie. ze sobą po drodze w wersji polsko-ukraińskiej ukazał się w Wydawnictwie KROK w Tarnopolu, w 2017 roku.

Niesamowicie trafnie, Kinga Młynarska w recenzjach, na blogu (dajprzeczytac.blogspot.com) „Przeczytane. Napisane”, odczytała ideę nie tylko tych dwóch tomów Tupanie. ze sobą po drodze i wykrzesać ogień. taki Stan. Polecam recenzje, nie tylko te, dotyczące każdej mojej wydanej książki. To są momenty, kiedy czytając widzę, jakby mój zamysł został zdemaskowany i czuję dziwne wzruszenie. Poczucie, jakby wpatrzonych było we mnie tysiące par oczu, przed którymi nic nie da się ukryć. „Poetka łączy to, co zwyczajne, podstawowe z tajemnicą, metaforą, głęboką refleksją. Dzieje się to już na poziomie języka. (…) Znakomicie poetka lawiruje między rozmaitymi wyrażeniami (frazeologizmami, powiedzeniami, zwrotami modnymi i potocznymi) i zaburza ich pierwotne znaczenie, upycha w ich ciasne ramy, nowe możliwości odczytania. (…) Łucja Dudzińska z niebywałą przenikliwością komentuje zatrważającą postawę ludzi i kondycję świata. To fascynująca literacko pozycja, ale bardzo niewygodna, obnaża czytelnika, nie pozwala mu iść dalej obojętnie – bo choć na co dzień ukrywamy te wszystkie słabości i wątpliwości (które poetka skumulowała w kreacji Stana), to istnieje ktoś, kto wie.”

W podobny sposób komentował dr hab. Jerzy Łukasz Kaczmarek (Drogi i bezdroża, „eleWator” nr 31 (01.2021). „Wiersze zamieszczone w tomie „wykrzesać ogień. taki Stan” są nie tylko narracją o doświadczeniach jednostkowych, lecz również zbiorowych. Można nawet rzec, że mamy tutaj do czynienia z bardzo socjologiczną obserwacją, w której jednostkowe przeplata się ze społecznym, a to, co indywidualne staje się symbolem zbiorowego działania i społecznego procesu. Czytając poszczególne wersy można odnieść wrażenie, iż historia Stanisława jest równocześnie diagnozą współczesnego świata, który ucieka od swojego powołania, co Dudzińska żartobliwie komentuje w pierwszych wersach utworu „Jaki Stan, taka sytuacja”…

Natomiast Andrzej Walter (Męskość potrzebna od zarazportal pisarze.pl) zaskoczył mnie ciekawym ujęciem rozważań ze swojego punktu widzenia, takim eseistycznym podejściem do historii Stana i Julii. Przy okazji zdradzę, że większość obrazów z życia Julii (dzieciństwo, dorosłość, relacje) jest fikcją literacką – natomiast to, co dotyczy Stana – jest zasłyszaną, zaobserwowaną sytuacją. Wiem, że wykreowanie w tomiku męskiego bohatera lirycznego (przez kobietę) jest dość rzadkie.

W poezji stawiam na nieodłączny rys egzystencjalny, tomiki mogą być interpretowane z różnych punktów widzenia. Zaintrygowała mnie np. recenzja Ewy Witke (Łańcuch reakcji,„Latarnia-Morska”) – podstawą analizy wierszy była czułość, jakiej poszukuje, oddaje się i poddaje bohaterka tomu. A żywioły sugerują dodatkowy potencjał interpretacyjny są niezniszczalne, niezmienne, ta moc tkwi również w bliskim mi poetycko określeniu ich jako „korzenie” kosmologiczne.  

           Z.K. Zatem przejdźmy do współczesności. Masz już dziesięć książek poetyckich. Jak już wspomniałem na początku, poszukiwałem klucza do poetyki życia, co bierze się zawsze z dzieciństwa… Myślę też, że nie, cały czas nosimy ten klucz na szyi, gdzieś go później gubimy, dorastając… Przytoczę sekwencje z wiersza z tomu, do którego bardzo lubię wracać – wykrzesać ogień. taki Stan:

„Przywiązane do szyi dzieciństwo. Bajki na żądanie.
Oswajanie wiedzy na dobranoc, w stylu: powiedz mi
mamo, powiedz mi tato! Nauka wzajemności: jak
ty mi, tak ja tobie. Poskramianie zaufania, w stylu:
i tak ci nie uwierzę. Później dylemat: gdzie szukać
bohaterów? A może szukać romantyzmu?”

          Ł.D. Przytaczasz początek wiersza „Od dziecka. Klucz” otwierający historię Stana, ukazujący jego dzieciństwo. Oczywiście jest to symboliczny tekst, można go potraktować w sposób uniwersalny. I masz rację czasem nosimy przez całe życie znamię „dziecka z kluczem na szyi”, które samo musi sobie radzić, chociaż ma klucz, ale nie ma domu. Albo chcemy szybko dorosnąć, ale czy kiedyś dorastamy? Może gubimy ten właściwy klucz do domu albo nosimy przy sobie pęk kluczy?

          Poczułam się poetycko spełniona, czytając notę redakcyjną literaturoznawczyni i komparatystki, prof. Uniwersytetu Warszawskiego Żanety Nalewajk:W tomie wykrzesać ogień. taki Stan, Łucja Dudzińska z powodzeniem podejmuje wyzwanie wykreowania męskiego bohatera lirycznego oraz prezentuje poetyckie, eksperymentalne studium stanów jego świadomości, relacji i emocji. Substancją tych wierszy jest nie tylko liryzm, lecz także narracyjność ujawniająca się nie tyle w wyborach gatunkowych autorki, ile w kompozycji tomu. Włączone do niego teksty układają się bowiem w spójną opowieść przesyconą poetyckością, a zarazem odpowiadającą w pełni wymogom prawdopodobieństwa. Te wiersze są rezultatem wnikliwej obserwacji, której nie powstydziłby się wytrawny prozaik realista, a jednocześnie efektem twórczej pracy nad kształtem i brzmieniem słowa poetyckiego”.

             Zbyszku pod pretekstem teraźniejszości nakłoniłeś mnie do zastanowienia się nad przeszłością i faktycznie trudne dzieciństwo było kluczem do znalezienia mojego intymnego miejsca w pisaniu oraz zapisywaniu siebie i tego co dzieje się dookoła, chociaż bez szukania odbiorcy, w tajemnicy nawet przed rodziną. Poezję uznaję za sól poprawiającą smak prozy życia. Traktowałam ją więc z umiarem i atencją. Nie nosiłam klucza na szyi, zawsze ktoś był w domu, kochająca mama, dziadkowie. Wspierała mnie cudowna 8 lat starsza siostra. Gdy miałam 14 lat umarła babcia, która prowadziła dom. Ojciec, wcześniej od nas odszedł (nie udźwignął życia, będąc więźniem politycznym), a mama ciężko chorowała (skutki traumy i wojny). Natomiast dziadek – Wiktor, bezimienny bohater wojennego czasu, o niesamowitej osobowości i pracowitości, który ratował ludzi, poświęcał się działaniom – pełnił dla mnie rolę najważniejszą i żył w pełni sił do 97 lat.

Wspomnieniem i ukazaniem mojego wzrastania w słowach i dorastania w życiu jest wspominany wcześniej tom OB-krew i woda – to były dawne moje zapiski z lat 70/80/90, bez świadomości na tamte czasy, że mogą mieć wartość literacką. Opublikowałam je w roku 2015, jako trzeci tomik.

         Z.K. Być rozpoznawalnym w poezji dzisiaj – czego trzeba do oryginalności, jaki tworzyć język? – co uświadamiać i oznajmiać? – Jednak trzeba jakiejś filozofii, że tak to nazwę, chcę żebyśmy trochę, o tyle, ile można nadal poruszali się po okowach filozofii…

         Ł.D. Czy realia życia łączą się z filozofią? Wszystko zależy od interpretacji, od podejścia i argumentów. W życiu, w sztuce, literaturze nurty filozoficzne się ścierają. To stała weryfikacja i dociekanie. To pojęcia krążące wokół egzystencjalizmu, realizmu, empiryzmu, idealizmu. Rozpoznawalność uważam bardziej za socjologiczne zjawisko niezależnie czy wypływa z relacji międzyludzkich, czy twórczości. Cenię sobie indywidualizm, to istota tworzenia, trzeba mieć zasady, być człowiekiem, a nie tylko napisanym wierszem. Nawet takim sprawnym w przyjętej współcześnie stylistyce (czy tzw. „nowomowie” konkursowej, młodzieżowej czy luzactwie). Jeśli chodzi o moje spojrzenie jako redaktor czy juror, to lubię, gdy coś jest chropowate, ma swoją fakturę zmagania się z życiowymi problemami. Nie jestem zwolennikiem pospolitości ani „gładkich” wierszy, bo toczą się jak perły i znikają.

Jestem „starej daty” i mam wrażenie, że „mój język” różni się od języka poetów z roczników 80/90, a krytycy mogą traktować mnie jako poetkę debiutującą na równi z nimi, co owszem może rodzić rozpoznawalność, ale i brak zrozumienia.

         Pytasz – czym jest rozpoznawalność? Co nam daje… – uważam, że prócz wiary w siebie, daje motywację do większej pracy, większą odpowiedzialność za słowo. Kiedyś zaprzeczałam, nie dowierzałam pozytywnym opiniom, wciąż jakbym była niezadowolona ze swojego pisania, nieufna słowom – bo przecież zawsze można coś zapisać lepiej, inaczej. Później nabrałam dystansu, gdy krytycy po ogłoszeniu werdyktu jakiegoś konkursu pouczyli mnie, że „mam milczeć o swoich rozterkach albo się chwalić” (śmiech). A jeszcze później, gdy nauczyłam się doceniać to, co piszę – nabrałam pewności siebie. Każdy z nas ma jakieś ograniczenia, jakieś priorytety. Ważne jest pisanie, działanie na miarę swoich możliwości i w zgodzie ze sobą, a reszta niech dzieje się sama. Na pewno istotą wszystkiego jest poświęcenie się poezji. I mogę stwierdzić, że u mnie wszystko dzieje się samo, jako ta wartość dodana do wykonanej pracy – wykonywanej kiedyś albo aktualnie. I cieszy mnie zaskoczenie, że jestem w miejscu o jakim 15 lat temu nawet nie marzyłam. I aktualnie piszę, redaguję, wydaję, prowadzę warsztaty – i doceniono mnie. Działam profesjonalnie. Jestem też zwolenniczką nabywania wiedzy i rozwijania się przez całe życie, a jeśli się tym można podzielić – to już mamy sens aktywności. Łatwiej czasem jest dotrzeć do słuchacza, mając empatię i przekazując coś z autopsji, niż wyuczone. Zgadzam się z publiczną wypowiedzią Andrzeja Stasiuka: ważniejszy jest instynkt literacki, a nie zaliczone szkoły – do wszystkiego można dojść intuicyjnie. Uważam, że to nam daje szansę na indywidualność.

           Aby nadal drążyć i szukać odpowiedzi na Twoje pytanie znów będę posiłkowała się cenną dla mnie opinią: „Łucja Dudzińska jest poetką, która rozwija się w zaskakująco konsekwentny sposób. Wydane przez nią książki są wyjątkowo wyraziste i pozytywnie wyróżniają się w zestawieniu z twórczością innych autorów średniego pokolenia. Niezaprzeczalnym walorem poezji Dudzińskiej jest jej autonomiczność – jej wierszy nie da się pomylić z wierszami innych poetów. To poezja konkretu i doświadczenia, ale poddana licznym rygorom stylistycznym. Ponadto są to wiersze nie tylko świetnie napisane, ale również „o czymś”, co jest dzisiaj rzadkością”. Na osobną uwagę zasługuje aktywność Łucji Dudzińskiej jako niestrudzonej animatorki kultury. Bez jej zaangażowania krajobraz literacki Poznania byłby o wiele uboższy. Mariusz Grzebalski – rekomendacja do UMWW i nota na okładce książki Metamorfozy. wybrane.

        Wobec tego może istotą rozpoznawalności jest bycie aktywnym? Jest pisanie „o czymś”? Zagłębianie się w filozofię życia, motywację zachowań, rozważanie różnego rodzaju dylematów, dociekanie rozwiązań. Na pewno dla mnie istotny jest zamysł kompozycji całości tomu i jego spójność, a nie tylko publikacja zbioru wierszy napisanych w danym okresie. Może wyznacznikiem rozpoznawalności jest stawianie wysoko porzeczki? –  wymaganie od siebie i od języka – stawianie na konkret, mądrość życiową, na empatię, ale również i uleganie stanom lirycznym. Czym innym jest powielanie, luźny, niekontrolowany słowotok o wszystkim i niczym (ale można zaobserwować, że to również jest cenione i nagradzane). Poezja, jest sztuką niewymierną, i potęgą jest zastosowana w ocenie teoria, koncepcja oraz przyjazne środowisko. Umiem patrzeć na środowisko (i jego podziały) z dystansu, może dlatego, że w nim nie dorastałam, a praktycznie trafiłam już z dorobkiem, tak jakby z zewnątrz. Obecnie każdy może pisać i wydawać książki. Dotyczy to prozy i poezji. Nie zachwycam się kombinatorstwem słownym, sytuacyjnym, aby zszokować, zniesmaczyć, zaistnieć. Padają też słowa (zwłaszcza na usprawiedliwienie tzw. grafomanii), że „pisze się dla ludzi, a nie dla krytyków”. Oczywiście, ale są jakieś zasady tworzenia w każdej sztuce, a całokształt jest decyzją wyboru i osobistej etyki. Wiadomo, że nie można podobać się wszystkim odbiorcom i wszystkim krytykom.

          Pytasz o oryginalność – raczej nie ma jej w banalnych tekstach, w rzucanych hasłach coachingowych, w nadmiernym epatowaniu prywatnością – w tym, co jest powszechne, popularne, chętnie słuchane, oglądane – a to sprzyja przecież licznym polubieniom w mediach społecznościowych, sprzyja zainteresowaniu książkami, spotkaniami. Trafiamy na błędne koło, z którego wyrwać nas może tylko przypadek albo dobry los. A może umiejętność wyważenia tych elementów sprzyjających oryginalności, rozpoznawalności – czyli bycie na granicy kiczu, na granicy popkultury i sztuki?

         Kolejnym czynnikiem rozpoznawalności (gdzie twórczość często schodzi na plan dalszy, a tym bardziej filozofia) może być skandalizowanie, obrażanie i krytykowanie dookoła, (zwłaszcza jak nikt nie pyta o zdanie), wtedy zapamiętują, boją się, starają się pozyskać przychylność. Nie zaistnieje się tak szybko, będąc „dobrym”, życzliwym, czy uczciwym w swoich działaniach i kontaktach.

         Wspominałam o przyjaznym środowisku, czyli istotna jest również przynależność do takiego, które się wzajemnie promuje albo promuje wybranych. I wtedy jednych się publikuje, a innych nie. Jednych się chwali… – ale gorzej, gdy drugich się niesłusznie krytykuje. Pomijanie milczeniem jest stanem naturalnym.

Teraz mogę stwierdzić, że miałam siłę albo bunt w sobie – tworząc w 2011 roku Grupę Literyczną (literacko-artystyczną) Na Krechę – aby podjąć działania „ponad podziałami”, pod prąd, bo to sprzyja byciu outsiderem.

           Z.K. Proszę dopowiedz coś o czym nie powiedzieliśmy, a jest ważne i cenne… Może o innych tomikach? – Czy tytuły wypłynęły z ważnych przeżyć? – Powiesz to oczywiste! ale mi chodzi o jakieś ważne fazy życia, kondycje, etc., które wpłynęły na kolejne książki poetyckie.

          Ł.D. U mnie to nie jest oczywiste. (śmiech) Takie otwarte pytanie jest najtrudniejsze. Z racji okresu pandemii, wiele umknęło uwadze. Chciałam zwrócić uwagę na, wspominany już przeze mnie, tomprze-Myślenie. Brulion personalizowany w wersji polsko-angielskiej podzielony na 5 rozdziałów: mimikra, atut, adaptacja, mijanie, afekt. Tłumaczenia podjęła się Dorota Pillatsii (konsultacje Rafał Domagalski). Po prozie poetyckiej znów postawiłam na krótką wypowiedź – tom kompletnie inny od dotychczasowych książek, chociaż nadal przesycony filozoficzną strategią. Krzysztof Szatrawski prof. Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie tak rekomenduje: „Liryka Łucji Dudzińskiej, już na pierwszy rzut oka, bliska jest radykalnym strategiom twórczym. Lakoniczna i oszczędna, często operująca niedopowiedzeniem i dyskretnymi środkami, w niektórych fragmentach wycofana, a może czytelna wyłącznie dla wąskiego kręgu wtajemniczonych, ma zdolność odkrywania zaskakujących powiązań i punktów widzenia. Nie powinno się jednak polegać wyłącznie na pierwszym wrażeniu. Tłem jej dylematów i wyborów są przestrzenie uniwersalne. Autorka nie przyjmuje gotowych rozwiązań, nie godzi się na stereotypowe motywy i symbole, unika rytualizacji, jakby z zapisu wewnętrznych przeżyć chciała wykasować wszystko to, co byłoby można znaleźć u innych, a więc i to, co choćby przez mgnienie mogłoby się wydać trywialnym. A jednak to, co niezapisane trwa. Można je odnaleźć pomiędzy słowami, wypełnia puste przestrzenie stronic i coraz głębiej wciąga nas w niekończącą się grę.

            Tytuły tomów określają zawartą treść. Lubię pojemny, wielo-interpretacyjny charakter wierszy, i odzwierciedla się to przy wyborze tytułu. Nie było to związane z przeżyciami, ani fazami życia – jedynie z zamysłem publikacji. Z opanowaniem i uszeregowaniem w spójną całość wierszy, które już powstały, a także związane z nowymi koncepcjami literackimi. Dotyczyło to np. napisania projektu poetyckiego, na tyle ciekawego (wykrzesać ogień. taki Stan), aby uzyskać stypendium, co się spełniło w roku 2018. Mam też kolejne pomysły do zrealizowania. Byłam mile zaskoczona, gdy zwrócono uwagę na tytuły moich wierszy. Dla mnie one były oczywiste, jako uzupełnienie interpretacyjne tekstu i wypływały podczas pisania. Na ten temat mówiłam już w rozmowie z Jolantą Nawrot, „Fraza” 2 (100) 2018.

           Naszą rozmowę powinnam zakończyć cytatem z opinii literaturoznawcy, krytyka, prof. UAM Jerzego Borowczyka, który pochylił się nad moimi wierszami jako pierwszy – jeszcze przed publikacją książek. Opinia została wydrukowana w „Almanachu wierszy niegotowych”, który ukazał się w ramach Festiwalu „Poznań Poetów” w 2011 roku, a później uzyskałam zgodę na umieszczenie (jako notkę) na okładce tomu OB-Krew i woda.

„Po pierwsze, na zauważenie i pewne uznanie zasługuje sztuka tytułowania utworów. Poetka używa tytułu jako sugestii procesualności, jako sygnału, że w wierszu próbuje ująć zarazem pewien wycinek szerszego zjawiska oraz jego stałe składniki. Dobrze służą temu także konstrukcje z kropką wewnątrz tytułu. Po wtóre, udają się Łucji Dudzińskiej przerzutnie – niby lekko zarysowane, a przecież sugestywne. Po trzecie, dobrze panuje nad kreowanymi przez siebie obrazami – jest to możliwe dzięki konsekwencji w doborze słów i środków stylistycznych (porównania, metafory, skłonność do alegoryzacji) oraz za sprawą przenikliwego spojrzenia osoby mówiącej. Po czwarte, można dostrzec w tych wierszach coś klasycznego w sposobie konstruowania lirycznej narracji, ufania takiej opowieści i wynikającej z tego wyrazistości podmiotu mówiącego i jego bohaterów. Są to persony (albo – jak kto woli – jest to jedna i ta sama osoba) zatrzaśnięte w samotności, w swojej historii, w swoich bliskich (a nadal samotnie), w pokawałkowanym, a przecież niepozbawionym konturów świecie”.

            Spotkałam na mojej poetyckiej drodze wiele wspaniałych osób, zarówno artystów i poetów, z którymi współpracuję, dla których redaguję teksty oraz animatorów, recenzentów, literaturoznawców pochylających się nad moimi wierszami oraz wierszami poetów wydanych w FONT. To rodzi wdzięczność, uświadamia co i jak tworzymy, motywuje do dalszej pracy, nadaje sens literackim działaniom.

               Dziękuję za aktualizację rozmowy – wpisuje się w 10-lecie debiutu książkowego z mandragory. Traktuję to także, jako podsumowanie (dopiero) 15-letniego „jawnego” dorobku literackiego. Jeszcze chciałam dodać, że na moje podejście do poezji oraz do życia miały wpływ słowa ks. Jana Twardowskiego: „Jeśli nie wiesz dokąd iść, sama cię droga zaprowadzi” i często podczas tej drogi towarzyszyły słowa Rafała Wojaczka:  „Wyrzec słowo, by stwierdzić, że głos jest krzykiem i nikogo to nie obchodzi”.

Z poetką, wydawcą Łucją Dudzińską rozmawiał : Zbyszek Ikona-Kresowaty

Łucja Dudzińska (1960) poetka, wydawca, redaktorka około 80 książek i trzech serii wydawniczych, animatorka kultury. Autorka dziesięciu książek poetyckich (w tym trzech dwujęzycznych), tłumaczona i opublikowana w 13 językach. Wyróżniana i nominowana z tytułu książki roku 2013, 2016, 2018. Finalistka Międzynarodowego Konkursu Poetyckiego „O Pióro Živodraga Živkovicia” w Bośni. Publikowała w wielu antologiach, pismach. Wiersze były prezentowane na festiwalach, w podcastach, w radiu i lokalnej telewizji. Na podstawie jej utworów odbył się spektakl muzyczno-poetycki „Jestem Julią” (Teatr RONDO, Słupsk, premiera 27.08.2021). Była literackim gościem głównym na Chełmińskich Walentynkach 2023. Wyeksponowano jej poezję w przestrzeni miasta pod hasłem „Delikatność tkanki”. W przygotowaniu jest książka: „Tajemnice poezji Łucji Dudzińskiej” (będąca transkrypcją rozmów, analizą wierszy) autorstwa Adama Siemieńczyka.Inicjatorka i kuratorka ogólnopolskiej Grupy Literycznej Na Krechę. Fundatorka i prezes Fundacji Otwartych Na Twórczość (FONT). Członkini Zarządu Głównego i Komisji Kwalifikacyjnej Stowarzyszenia Pisarzy Polskich w Warszawie. Prezes SPP Oddział Wielkopolski w Poznaniu. Uhonorowana przez Kazimierza Rafalika w roku 2017 statuetką „Dobry człowiek” (profesjonalizm & bezinteresowność), którą z Jego inicjatywy przekazuje dalej. Laureatka nagrody „Fotokreator” za twórczość i animowanie fotografii w woj. wielkopolskim (2018). W roku 2021 uhonorowana medalem „Labor Omnia Vincit” za krzewienie idei pracy organicznej oraz wyróżnieniem w  konkursie Urzędu Miasta Poznania jako Poznański Wolontariusz roku 2021. Rok później otrzymała medal „Poetyckiej Alei Róż” im. Barbary Jurkowskiej-Nawrockiej, a w 2023 roku srebrną odznakę Stowarzyszenia Pisarzy Polskich. Mieszka w Poznaniu i Słupsku.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko