Wacław Holewiński – Mebluję głowę książkami

0
120

Cud powrotu.

Lekturę opowiadań Jana Strękowskiego należy zaczynać od końca, od spisu treści. Dlaczego? Dlatego, że dzięki temu poznamy, szczątkowo, to prawda, ich historię. „Opowiadanie czytałem w 1984 r. w kościele…”, „Opowiadanie zdjęte przez cenzurę…”, „Tekst został napisany w 1976 r. Ukazał się w 1978 w wychodzącym poza cenzurą kwartalniku „Puls””, „Opowiadanie niepublikowane, zdjęte przez cenzurę jako jedno z wielu z tomu „Wizytacja” […] Po wydaniu książki posadę kierownika stracił kierownik działu literatury wydawnictwa…”.

Opowiadań jest dwanaście. Tylko z dwoma autor „Choróbki” nie miał problemów. Nie miał, bo… znów trzeba spojrzeć na daty: „Wyspa” nr 3/2007, „Wyspa” nr 1 z maja 2015 r.

Trzydzieści osiem lat dzieli pierwsze od ostatniego w tym tomie. Ze śmiechem można byłoby napisać, że Strekowski powinien zmienić tytuł na „Opowiadania z większości życia”.

Pytanie, czemu cenzura uparła się na te opowiadania? Albo: czemu władza bała się tych opowiadań? Nie, dzisiejszy trzydziestolatek, bez dogłębnej znajomości historii, nie znajdzie odpowiedzi na to pytanie. Gdybyż autor przynajmniej godził w sojusze PRL, ale przecież tego nie robił (w każdym razie nie swoim literackim pisaniem). A może właśnie godził? Bo przecież każdy pisarz realista, a takim był/jest Strękowski, godził w podstawy ustroju. Inaczej, chcąc pisać prawdę, po prostu się nie dało.

Zaczyna ten tom autor w roku 1952. Jestem ledwie dwa lata młodszy od Strekowskiego, a łapię się na tym, że przytaczane przez niego teksty z tamtego czasu, nawet dla mnie, brzmią jak opowieść z nierzeczywistego świat. Jest XIX Zjazd KPZR. „Towarzyszu Stalin! Mieszkańcy Uralu gotowi są do wypełnienia każdego Twego zadania. Żyj długie lata dla szczęścia naszego narodu, dla szczęścia całej postępowej ludzkości, nasz mądry wodzu i nauczycielu.” Chłopiec siedzi, słucha, czyta, głośnik przestaje się krztusić, głos sprawozdawcy jest wyraźny. Brak tam tylko jednej postaci – Lenina. Przecież jest nieśmiertelny. Więc jak? Zachorował? Ma świnkę?

W kolejnym opowiadaniu chłopiec naczytał się o przyjaźni polsko-radzieckiej. Próbuje rozwikłać problem tej przyjaźni z dziadkiem, znawcą historii. Gdzie ta przyjaźń? W bitwie pod Cedynią, w bitwie na Psim Polu, pod Grunwaldem… „Wiedziałem, że złoszczą go moje pytania, ale nie wiedziałem dlaczego.” Wyobrażam sobie tę scenę. Mały chłopiec i dziadek, który walczył z Sowietami w roku 1920…

No tak, nie ma co ukrywać. Wszystko, w każdym opowiadaniu, mogło być kpiną ze Związku Radzieckiego. Walentyna Tiereszkowa, „Kusi mnie coś, żeby pójść do stodoły, opowiedzieć całą historie koniowi i posłuchać jak się będzie śmiał.” To zazdrosna amerykańska pilotka. I jeszcze coś o wysyłaniu przez Rosjan na księżyc całej Leningradzkiej Orkiestry Symfonicznej. Ale przecież ktoś zaraz wygłasza patetyczne opinie na temat PRL-u, chłopiec, że „nasze hutnictwo walcuje tyle stali, co Francuzi”, ciocia Wala mówi o walcowaniu w młodości na balach, a na koniec zostają kościelnemu Mocarskiemu jakieś śrubki z naprawianego budzika. Życie!

Sporo w tych opowiadaniach śledczych, ubeków, donosicieli. To już, bez wątpienia, znał Strękowski z autopsji. Trochę mu zazdroszczę, mnie ubecy nigdy nie chcieli się zwierzać z historii rodzinnych, ze swego wykształcenia, ze spojrzenia na historię. Byli obcesowi, sztywni. A w tytułowej „Choróbce”, monologu ubeka, jest wszystko, łącznie z maturą żony, wczasami na Krymie, w Bułgarii, o przejściowych trudnościach w zaopatrzeniu, mieszkaniu, o tym, co na obiad. Codzienność! Trochę dla przekonania rozmówcy, trochę dla stworzenia pozorów przyjaźni, otwartości. W innym z opowiadań śledczy szuka… kogoś kto stracił rękę (to ją znaleziono), a w tle jakieś nowe osiedle dla zagranicznych pracowników… W kolejnym wódka w knajpie. Tam też można wypytać, podrążyć…

A  potem znów „czysty PRL” rezerwistów, czy jak mawiano „rezerwy”. Obrazek tych, którzy kończyli swojej dwa lata w wojsku. Strach. Kto się tych pijanych, agresywnych, wulgarnych ludzi z wielkimi chustami nie bał? Świat w tym dniu należał wyłącznie do nich! Zwłaszcza w zatłoczonym pociągu.

Wstrząsnęło mną przedostatnie opowiadanie „Poniedziałek – JA”. Wtorek, środa i czwartek też było JA. To prosta historia. Niemka, która pomagała Polakom w czasie stanu wojennego. Woziła tu paczki z pomocą. A czasami zamiast mleka – farbę drukarską. Zaprzyjaźniła się z wieloma naszymi rodakami. Gościła ich po ’89 w swoim mieszkaniu. Teraz, tęskniąc za tamta atmosferą, przyjechała do zmienionej Polski. Polski, w której nikt nie ma dla niej czasu. Zastanawiałem się, co się z nami stało? Niekoniecznie w relacjach z obcokrajowcami, którzy dali nam serce. Z nami samymi. Z przyjaźniami, rozmowami, z życzliwością.

Kończy ten tom „Cud”. Cud powrotu. Do PRL-u. Tego, z którym walczyliśmy, który był opresyjny, który przeklinaliśmy czekając na zmianę. A dziś? Tęsknimy?

Czego oczekuję od pisarza realisty? Nosa, wyczucia językowego, budowania atmosfery, szczegółu. Strękowski posiadł wszystkie te atrybuty w stopniu ponadprzeciętnym. Każdym przeczytanym zdaniem wsiąkałem albo nasiąkałem tym, co minione. Czytałem zachłannie mając pewność, że autor tych opowiadać nie skłamał, że odnalazł, poukładał zdania we właściwej kolejności, rytmie, że opowiedziane historie, nawet jeśli nie były prawdziwe, to za prawdziwe mogą uchodzić.

Jan Strękowski – Choróbka, Stowarzyszenie Pisarzy Polskich, Warszawa 2023.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko