Psychika słowa wg Mueller, czyli studium przypadku kobiety
złap mnie i trzymaj
za słowo
(tylko to znamię
zna mnie)*
Wiersze Joanny Mueller nie należą do lekkich i łatwych, tak w sensie interpretacyjnym, jak i literackich przeżyć. Co prawda w pierwszym zetknięciu, to znaczy gdy ślizgamy się wzrokiem po wersach, mamy wrażenie zabawy słowem dla samej zabawy. Niesie nas nawet ukołysanie rytmem. Wydaje się, jakby wiersze pisały się same bądź dyktował je strumień świadomości lub wynikały z przejęzyczeń. Przy bliższym poznaniu się z nimi, gdy zaczynamy pytać o sensy, wchodzić w ich strukturę i podążać za skojarzeniami, jakie wywołują zestawione ze sobą dziwne słowa i z pozoru tylko brzmiące znajomo – doznajemy małych objawień, ale za to wielu. Tak wielu, jak wielu warstw (wylinek) zdołamy się dopatrzeć w misternie utkanych zależnościach znaczeniowych i konstrukcyjnych utworów; „to jest mowa niepozornie zależna” – czytamy w jej debiutanckim tomie „Somnambóle fantomowe” (2003).
lecz gdyby pozorom ozora zdjąć splendor
undergroundu to może stanie się wreszcie
wierszem = wewnętrznym organem
(fragm. „przepraszam którędy prosto?”, t. „intima thule”, s. 62)
Joanna Mueller jest lingwistką (sygnatariuszka warszawskiego „Manifestu neolingwistycznego” z grudnia 2002 roku). Jej wiersze, zwłaszcza te autotematyczne, też uznać można za manifest, zawierają bowiem krytykę poezji zastanej i są przykładem realizacji własnych założeń. Autorka z upodobaniem badacza podchodzi do słowa, a właściwie wchodzi w nie, jakby było obietnicą i posiadało psychikę, którą trzeba przeanalizować. Przygląda się tym, które mają wspólną, powtarzalną część (homologiczną; „logatomy”) i sprawdza sprawczość owych monad w różnorakich kombinacjach. A to do trzonu dostawia części innych słów, a to zamienia je krzyżowo. Powstają nowe wyrazy i ciągi wyrazów fonetycznie podobnych, które niejednokrotnie zaczynają pracować w opozycji do siebie. To autorski crossing-over, że użyję porównania genetycznego, za którym – dla przypomnienia podam (za Wikipedią) – kryje się wymiana odcinków chromatyd pomiędzy chromosomami homologicznymi, a w uproszczeniu jest to proces wymiany materiału genetycznego dla zwiększenia zmienności genetycznej. Taką zmienność, tyle że semantyczną („somantyczną”), odkrywa Mueller (czytelnik przy okazji), stosując swoje słowotwórcze zabiegi. Wykazuje tym samym niewyeksploatowane możliwości, jakie jeszcze kryje język mowy; „tratujcie się, kto może, z upojną sadysfakcją / hartujcie się w harówce hormonalnych harców” (fragm. „ssij, sączku, chłepcz i chłoń”, t. „intima thule”, s. 58). Bezceremonialnie i bez „bon ton ona grzeczna i dorzeczna” łamie tabu estetyczne i zstępuje w „podskórny” żywioł emocji.
do braw trzeba brawury, żylet i po bandzie
brnąć wbrew, krew w piach, drwiąco barwić papier
to jest gardłowa sprawa, bez drapowania wrażeń
(fragm. „logatomy”, t. intima thule, s. 9)
Podmiana liter, chiazmy (krzyżowanie), inwersje idiomów, odwrócenia eliptyczne i inne lingwistyczne sztuczki (o efekcie tektonicznym) piętrzą się w wielomówne metafory i wyzwalają niepohamowany wielogłos wypowiedzi. Autorka przykłada wagę do architektury wierszy, jeden z nich „niedomówka. nutka biograficzna” ma kształt domu, jest nawet dym z komina. W tej poezji metafory = znamiona = „języku śmiertelna zabawko”. Jednym słowem ∑ ∞ (pozostanę w konwencji) Mueller maksymalizuje pojemność znaczeniową jednocześnie na wielu poziomach: semantycznym, treści, architektonicznym i archetypicznym (językowa archeologia + psychika słowa).
ironia nie wynika
ona się roni ze zranień […]
wypić ją przyjdzie z dna kubków
smakowych języka
(„Dla S. (Pod dobrą jesienną datą)”,
t. Somnambóle fantomowe, s. 27)
Coś, co wyglądało tak niewinnie, jak zabawa słowem, jak „grzebanie w słowie”, nagle okazuje się odgrzebywaniem pogrzebanego, archelingwistyką („powtórka z rozgrywki ze słowa”). Czymś, co ma charakter zarówno badawczy, jak i twórczy. Innymi słowy: jakby do eksperymentu niezbędna była poetycka wyobraźnia, by swoją mocą sprawdzała ego słowa i „ciało słowa”, a następnie w kreacyjnym procesie słowo zsyłała w głębiny ciała fizycznego; „głęboko w splotach ciała / a to jest korpus czuły / corpus delicati / a to jest jego lęk paniczny / w skórze języka horror vacui” („wersja intro”, t. Somnambóle fantomowe, s. 26).
by koić ranią by w sobie się
goić gra w nic aż do granic
nieba ustępowanie upadanie
w ciało od kiedy zamiast
modlitwy odmawiają miłość
w kościółki z kostek różańca
za świadka wprasza się
śmierć
(fragm. „wygnańcy bogów umierają młodo”,
t. Zagniazdowniki/Gniazdowniki, s. 18)
Słowo jest nie tylko nośnikiem obrazu, ale i narzędziem (nieomal) chirurgicznym. Przez „krwawe welony wenflony” i „więzi powikłane” wdziera się do wnętrza, wprost do istoty, by koniec końców przemówić metafizyką. Wysłowić niewysłowione. Czy nie dla tej esencji powołuje się poezję? O tak, dla niej. Mueller to wie, lecz stosuje zgoła odmienne sposoby dotarcia do odwiecznych egzystencjalnych zagadek: bez umizgów, za to przez psychikę słowa; „czółno w swej nieczułości / stanie się wiekiem / trumny” („Narrenschiff czyli muza zaumna”, t. Somnambóle fantomowe, s. 28).
kiedy się dowiadujesz
opada powłoka
stajesz nieosłonięta
ty która odtąd
będziesz przyoblekać
futerał nie na funeral
future perfect continuous
carte blanche
bez zwłoki zwlekasz
więzi powikłane
żeby cię nie minęło
po życie wołanie
o dwie bijące
o siebie pokrywy
o krew niekrzepliwą
o kreskę
blask
łask
(fragm. „oblatka”, t. intima thule, s. 10)
Mueller na rozpoznawalność zapracowała nie tylko archelingwizmem, ale i podejmowaną tematyką. Jak wiele mamy utworów odnoszących się do niedostatku i niedogodności cielesnej i pozacielesnej kobiety ciężarnej, rodzącej czy tej w połogu? Ano, skąpo niewiele. Wśród bohaterek lirycznych (u innych) wciąż przeważa kobiecość w oparach tęsknych. Tymczasem u Mueller zadziewa się brak upojeń i „matriarchalny tryumf wypatroszeń” („powłóczyny”, t. intima thule, s. 29).
(…) czegokolwiek nie zrobi, cokolwiek dokona – i tak streszczona do łona (woman > womb >tomb), zewsząd krwawa – cieknie wściekle, na osądach zwieszona jak mięso na hakach: idź babo, rodź swoje albo swoje poroń, period do obłędu, macicą się udław! (…)
odzyskać siebie dla kartki papieru
(fragm. „roztrwaniać siebie dla posług tak wielu”, t. intima thule, s. 36, 37)
Feministyczna narracja? O tak. JUŻ SAMO BYCIE KOBIETĄ TO EMANCYPACJA – pada w wierszu „to nie tak jak myślisz, siostro”. Utwory Mueller wpisują się we współczesny nurt literatury feministycznej, co najdobitniej słychać w tomikach poetyckich „Waruj”, „Hista & her sista“; „ja tylko chciałam / mieć większy udział / w sobie samej” („warum”). Wreszcie kobieta mówi o sobie, własnym interiorem. Jej obraz siebie jest inny od tego, w którym widzi czy chciałby ją widzieć mężczyzna lub do jakiego ją zepchnięto. W te ramy wrzuca jeszcze dotychczas pomijaną problematykę („rodź swoje albo swoje poroń”) i nietaktowne (?) dla liryki kwestie („rewia trzewiowa”). Z odśrodkowej (bolesno-krwawiącej) perspektywy rodzą się przedstawienia pisane własnym czuciem, odczuciem, rozważaniem i od-ważaniem – po to, by je u-ważnić. Zmusić czytelnika do zastanowienia się nad zasadnością narzuconych kobiecie społecznych ról. Przesuwa tym samym środek ciężkości w dotychczasowym patriarchalnym porządku świata, wyprowadza go z zapatrywania męskiego w obiektywizujący kobiety. Nierzadko wypowiedzi podane są z ironią, więc i postawiony problem staje się wielo-spojrzeniowy, w sam raz do dyskusji.
paniczne kanoniczki nioski mistyczne
z żadną istotną sprawą niestyczne
bo je matczyny monaster
chwilowo odłożył połogiem
bezwzględnie niezbędne boją się za oboje
(intima thule, fragm. „powłóczyny”, s. 28)
O ile nad rolami kulturowymi powinno się dyskutować, daje się je nawet okpić i z nich wypisać, o tyle funkcji biologicznej nie da się z kobiety wydrzeć. I z tych dwóch kobiecych ról Mueller czyni materiał do literackich wglądów. „Period do obłędu” i towarzyszący temu ból fizyczny oraz splątany z nim mentalny, tożsamościowy stają się obsesją tej poezji; „uwięziona w zawodnym mięsie / nie zdołam się podnieść spod dziecka” („akeda”, t. intima thule, s. 31). Wiersze szczególnie z tomów „intima thule”, „Somnambóle fantomowe”, „Zagniazdowniki/Gniazdowniki” odczytujemy jak osobiste wyznanie lecz wpisane w znak nieskończoności. Gdzie akcenty oscylują między przyznaniem się do „winy” bycia kobietą a uznaniem, że się nią jest; „tota mueller in utero” (porównaj z tota mulier in utero), „boli me tangere. Inwolucja” (porównaj z noli me tangere), „niedomówka. nutka biograficzna” – czy to nie są wystarczające sygnały, by zjednać obie kobiety? (Mało)liryczne „ja” z piszącą?; „a to jest kalka skaleczeń w autobiokopię wpisana” („wersja intro”, t. Somnambóle fantomowe, s. 26).
u tętniczki siedzą jak anioł dzieweczki
na błonach bębenków prywatka
ból party gramy gramy
strużką wdechu i bezdechu
kreślisz obrys limitatio
skurcz na szczycie płaski zapis
moja bardzo wielka wina
prowadź mnie prowadź
rozdziel krwiste cieliste
powłoki na dwoje
rozstąp się morze rozstąp
czerwieni na dwa palce
rafy minowe pola koralowe
potem gorszej poddaj mnie próbie
(fragm. „przejście przez morze wewnętrzne. Partogram”, t. Zagniazdowniki/Gniazdowniki, s. 40)
Proces docierania do meritum u Mueller odbywa się poziomowo, pionowo i jeszcze w głąb; „bo w gruncie słowa na rzeczy /mamy to samo” („Człowiek – człowiek”). Następuje jednoczesne uwewnętrznianie (słowa i słowem ciała) i uzewnętrznianie (słowem) wewnętrznego (bólu i krucjaty wewnętrznej). A wszystko nurza się we fluidach fizjo-logiczności. Lecz – co ciekawe – jest tam otwarcie i na tabu śmierci, i na mistykę narodzin. Mamy więc sacrum i profanum w jednym. Mamy spowiedź słowa (warstwa formalna), poprzez którą Mueller wkracza w spowiedź ciała (warstwa tematyczna). A relacje są wprost spod żeber. Jej tomik z 2015 r. można zapisać równaniem: „intima thule” =zażyłystan zza żyły = ultimatum + Wergiliuszowskie Ultima Thule i Muellerowskie ostatnie miejsce do odkrycia.
ile jest w donoszeniu mocy, a ile bezsilności?
w znoszeniu groźb-zamartwic, wznoszeniu rąk o cud?
jak donosiciel podnoszę poziomy lęku we krwi
lecz cię nie osierocę, nie zdradzę, w wygnaniu nie zatracę
moc rychleje, pełnieje młodziwo, ułożysk obcowanie
siła wyższa powija finalne zwiastowanki
choć już z ciebie upływam strużką ujść i ucieczek
wszystkie moje źródła wybijają w tobie
(fragm. „ochronka”, t. Wylinki, s. 16)
Ile w utworach mocy i bezsilności w macierzyństwie, ile ubezwłasnowolnienia ciała kobiety ciężarnej. Ile bólu noszonego i przenoszonego. Chronicznego i do obłędu upadania w ciało. Ile tropizmów „serca” i odruchów obronnych; „racz dać od poczęć / odpoczynek wieczny” („karuzela z matrioszkami”). Jest też „ascetoholizm aż do blekotu”, ale i sprzeciw, i walka o własną autonomię. Wypisz, wymaluj, „przejście przez morze wewnętrzne”. Sumki i różniczki stanów istnienia zaczynają układać się w studium doświadczeń kobiety w ujęciu mało sentymentalnym, za to uczłowieczonym, a „wdziecięwstąpienie” muśnięte zostaje mistycznym sfumato.
Dom, matka, rodzi-cielka – urastają do toposu. W „intima thule” Mueller pojęcie domu rozpisuje na 7 mieszkań: skryptorium, interior, przedsionek, hilasterion, gineceum, dormitorium i krańcówka (cóż za smaczki kulturowe z nawiązaniem biblijnym). Są to symboliczne przestrzenie kojarzone z różnymi powinnościami; „gineceum” jest pokojem własnym, a „dormitorium” – wspólnym, hilasterion – punktem styczności człowieka z Bogiem (starotestamentowa Arka Przymierza), interior – wnętrzem i głębią, przedsionek – wstępem, a krańcówka – przystankiem. Gdy już udomowi się wymienione pomieszczenia, warto poprzebywać w skryptorium – przeznaczonym dla (prze)pisywania ksiąg. Ta dziedzina dla Autorki jest tak samo prymarna, co i istotna dla wzrastania i doświadczenia całościowego. Wszak (na wspak) u Mueller porody dzieją się w dwóch nierozerwalnych tkankach: ciała i wiersza.
Tomik „intima thule” jest zmyślnie urządzony („umny”). Wiersze przyporządkowane są do przedsionka, hilasterionu, gineceum itd., jednakże te przynależne do jednego „pokoju” wcale nie następują po sobie i nie stanowią zwartej części. Wiersze mieszają się, ale czytelnik wie, do jakiej (emblematycznej czy mistycznej) sfery TEGO DOMU zawitał. Dom pokazany został jak spójny organizm, który gwarantuje zrównoważenie wewnętrzne.
Mueller nie pozostawia niczego przypadkowi. No może tylko „rozgrywki ze słowa” in statu nascendi mogą ją samą zaskoczyć. Lingwistyka (archeo, physis, bio) w połączeniu z licznymi kulturowymi odniesieniami to przecież tygiel. Czasem trudno przewidzieć, w jakim kierunku potoczy się wątek lub kiedy rozpocznie następny. Ale to też doskonała pożywka dla intuicji – potrafi twórczo przesterować myśl, by zasiedliła nieoczekiwane, i doprowadzić do puenty. Któż lepiej mógłby nad tym panować, jeśli nie poetka i słowiarz w jednej osobie, która za patronów wybrała sobie Tymoteusza Karpowicza i Wielimira Chlebnikowa (badaczka ich poezji, praca magisterska i szkice o twórczości T. Karpowicza), która odwołuje się do Mirona Białoszewskiego (np. w wierszu „karuzela z matrioszkami”), dialoguje z Norwidem i Miłoszem. Fascynacje ich twórczością – jak się zdaje – wyzwoliły naukowe i literackie destynacje Joanny Mueller, jednakże Mueller poezję rozwija według autorskich założeń i wypracowała własną dykcję.
Elżbieta Musiał
* Joanna Mueller, fragm. „przy wy łkanie”, Somnambóle fantomowe, s. 18.
Fragmenty i cytaty pochodzą z tomików poetyckich Joanny Mueller:
“Somnambóle fantomowe”, Zielona Sowa, Kraków 2003.
“Zagniazdowniki/Gniazdowniki”, Zielona Sowa, Kraków 2007.
“Wylinki”, Biuro Literackie, Wrocław 2010.
“intima thule”, Biuro Literackie, Wrocław 2015.
“Waruj” (wspólnie z ilustratorką Joanną Łańcucką), Biuro Literackie, Wrocław 2019.
“Hista & her sista”, Biuro Literackie, Wrocław 2021.
Joanna Mueller w 2023 roku otrzymała Wrocławską Nagrodę Poetycką „Silesius” za całokształt twórczości. Wcześniej otrzymała nominacje do Nagrody Literackiej Gdynia (2008), Nagrody Literackiej m.st. Warszawy (2016) i trzykrotnie do Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej „Silesius” (2016, 2020, 2022). Inne nagrody: Warszawska Premiera Literacka (2010), Nagroda Literacka Czterech Kolumn (2011).
Przyznam, że bardzo mnie zainteresowałaś tą poezją, a przytaczane fragmenty wydają mi się jakoś przedziwnie bliskie. Zachęciłaś mnie do pochylenia się nad tymi tomikami. Jestem także pod wrażeniem Twojej wnikliwości…