Kaja Czerniawska – WOLNE DUCHY I UMYSŁY

0
78

Fryderyk Nitzsche
„Po Drugiej Stronie Dobra i Zła”
Rozdział 2 – „Wolne Duchy” (brak 28 akapitu)
Rozdział 4 – „Interludia i Sentencje”
tłumaczenie – Kaja Czerniawska

24.

O sancta simplicitas! (o święta naiwności) W jakiej zadziwiającej prostocie, która nie   zna podróbki żyje człowiek! Nie można wyjść nigdy z podziwu, gdy się już raz oczami zobaczyło ten cud! Wszystko jest jasne, swobodne, lekkie i proste! W jaki to sposób nasze zmysły dają przepustkę każdej powierzchowności i pozwalają  z boską lekkością przeskoczyć od razu do rozwiązania i fałszywych wniosków! – jak już na samym początku nauczyliśmy się rozwijać naszą niewiedzę k woli niepojętej swobodnej serdeczności, nieszkodliwej i niefrasobliwej beztroski i pogody życia, by używać tego życia! I dopiero na tej twardej jak granit niewiedzy mogła stanąć   nauka, głód wiedzy, który ma jeszcze silniejszy od niego instynkt niewiedzy, niepewności i nieprawdy! Nie ma sprzeczności, gdzie jest tylko zmiękczenie! Może  to nieporadność tylko języka, który tu, jak zawsze gdzie indziej, nie wychodzi poza sprzeczność i nie wydobywa też niczego poza sprzecznością, tam gdzie jest tylko słaby odcień różnicy. Może i to również moralność, obraca w naszych, ludzi wiedzy, ustach słowa na odwrót, jak w komedii Tartuff’a, z którego krwi i ciała  powstaliśmy, jego czyste wcielenie. Jest nam tu i ówdzie dane pojąć czasem ze śmiechem, jak właśnie najsolidniejsza nauka trzyma nas najmocniej  w tym osiągniętym, poetyką, słabością fałszu i uproszczenia, na wskroś imitowanym świecie. Jak ona nieświadomie i bezwolnie lubi pozostawać w błędzie, jako ta która chce żyć.

25.

Po tak radosnym wstępie, proszę nie przesłyszcie się, jak chce tego powaga. Te słowa są dla tych, którzy zachowuję największą powagę w życiu. Drodzy przyjaciele i towarzysze poznania, nigdy nie traćcie tej cennej niewinności i neutralności sumienia, „dla dobra prawdy”, bo to prosta droga do martyrologii. A więc bądźcie zawsze ostrożni, tam gdzie trzeba się bronić. Żeby nie było w was twardego uporu byka, który broni się od zarzutów czerwonej chusty. Bądźcie ostrożni tam gdzie stoi tylko wróg i niebezpieczeństwo, albo też społeczne wykluczenie przed wami. Byście

na wskutek walki z oszczerstwem i podejrzeniem, nie odegrali na tej ziemi ciężkiej roli obrońcy prawdy – ona nie potrzebuje waszej pomocy, prawda broni się sama, jak prawda mogłaby być bezbronna, albo ułomna. A więc moi posępni, zamknięci w rogu rycerze, w którym snujecie pajęcze nici ducha, w ostatecznym rozrachunku, wystarczy wam wiedzieć, że nie w tym rzecz, by racja była wasza. Bo racja jak dotychczas nie pozostawała nigdy długo po stronie żadnego filozofa. Dlatego warty odkrycia jest tylko znak zapytania w waszej ulubionej lekcji, albo maksymie (który może stać również za wami). Bo w nim jest prawdomówność, ale nigdy  nie w geście tryumfu przed sądem i oskarżeniem. I nie zapomnijcie proszę o ludziach, jak o małym ogrodzie za złotym ogrodzeniem, w którym słychać ich odgłosy jak fontannę. Gdy można być jeszcze dobrym z końcem przemijającego dnia, jeśli czuje się w sobie tą figlarną wolną samotność. Stańcie lepiej z boku! Uciekajcie w ukrycie i pod maskę! Niech was pomylą z kim innym, albo zastańcie kogoś w strachu! Jak pełna żółci jest każda wojna, która nie można prowadzić otwartą przemocą!  Jak w ciągłym strachu wszystko przybiera osobisty charakter, gdy mamy pod okiem tylko wrogów, możliwych i domniemanych wrogów! Och, ci wyrzuceni ze społeczeństwa, długo szczuci i prześladowani, i również ci przymusowo osiedleni – ci Spinozowie, i Giordano Brunowie – dodają zawsze, może nie wiedząc o tym, trucizny i są żądni zemsty przy całej duchowo-intelektualnej maskaradzie (pochowajmy już w końcu podwalinę etyki i teologii Spinozy). I nie trzeba już wspominać o głupocie moralnego niepokoju i oburzenia, które jest wyraźnym symptomem filozofa, któremu ubywa humoru, humor ma też filozoficzną refleksję. Bo w świetle wielkiej walki i „poświęcenia się prawdzie” widać tylko ile jest z agitatora i aktora w jakimś filozofie. I jeśli filozof budził już raz rodzaj artystycznego zaciekawienia, to już nie czemu już dziwić, że dalszym życzeniem będzie zobaczyć historię jego upadku (w formie „martyrologicznej”, albo upadku do „wzniesionego na trybunie krzyku”). Ale jeśli w nas było już takie życzenie i taka ciekawość względem niego, to trzeba postawić też jasno sprawę, co jest ich wynikiem –  ostania fraza epilogu będzie satyrą, zawsze ten sam dla nas dowód, że tragedia dobiegła końca. Jeśli każda filozofia nie była na początku tragedią.

26.

W tym szczególnym przypadku człowieka instynkt szuka swojego grodu i osłony tajemniczości, która zbawi go od przewagi wielu. Grodu w którym ta reguła, „człowiek” może w drodze własnego wyjątku zostać zapomniana. Wyjąwszy ten bardziej wyjątkowy przypadek, jeszcze silniejszego instynktu, który zderzy się prosto z regułą i ją pozna, stając się jej znawcą już w innym i wielkim sensie. Jeżeli  więc człowiek pomiędzy ludźmi nie mieni się na przemian od biedy, zielenizny wstrętu, obrzydzenia i współczucia, mroku i opuszczenia, to wtedy jest już dla nas pewne, że jego gust nie sięga wysoko. Ale kiedy jest to przypadek, który nie bierze  tego ciężaru całej niechęci z premedytacją, ale pozostaje zawsze poza, spokojny i dumny, jak powiedziane, w skrytym zamku, to wtedy i to jest pewne, że poznanie nie jest mu pisane. Bo inaczej powiedział by sobie któregoś dnia, „niech diabeł już weźmie mój dobry smak, ale reguła jest przecież ciekawsza niż tylko ja, jej wyjątek”, i zszedłby na dół i przede wszystkim znalazłby się „w środku”.  Co następnie zdjęte długo i mozolnie studium przeciętnego człowieka, i po to też tyle różnego przebrania, samoprzezwyciężenia, na  końcu też wziętego zaufania. Ale też zawsze przy tym studium brak jest mu obejścia. – Dobre obejście ujawnia się tylko przy równym sobie, z każdym innym cierpimy na jego brak. – I to chyba jest ten najbogatszy w rozczarowania, nieprzyjemny i ciągnący też odorem kawałek życia, ale też nieodzowna część bez której nie ma żadnej filozofii. Jeśli jednak taki ma szczęście, jakie trafia się dziecku szczęścia, któremu było dane już wcześniej poznać, to skróci i ułatwi sobie swój obowiązek, – mam tu namyśli cynika, tego który sam w sobie poznał ten podły twór, czyli „regułę”, i do tego mówi przy świadkach o sobie i sobie równych z przyjemnym łaskotaniem duchowej podniety. – Zdarza się czasem, że przewraca nawet książki jak własne łajno. Bo cynizm jest też tą jedyną  formą, w której człowiek z podłą duszą ociera się o szczerość. Inny jeszcze przypadek może nas oczarowywać i zmieszać naszym obrzydzeniem, mianowicie, gdy to kapryśna natura łączy niedyskrecję capa, małpę i geniusza. Takim był Galiani, najgłębszy umysł swojego stulecia. – Był dużo głębszy niż Voltaire, i też dlatego w większą część przemilczał. I jeszcze zdarza się częściej, że naukowa inteligencja jest obdarzona, jak już wspomniane, małpim tułowiem, tak że wyjątkowy umysł zadziwia miernością duszy. Wśród lekarzy i fizjo-moralistów jeszcze żadna rzadkość. I ten człowiek, który już wyrasta ponad, powinien zawsze wyczulać swój dobry słuch, jeśli trafia się mu już ten łut szczęścia słyszeć brudny, jak i ten wyrafinowany i czysty cynizm. Czyli wtedy gdy tylko zaczyna przemawiać błazen bez żadnego wstydu i naukowej parady, która zawsze jest satyrą. Jeśli ktoś z niewinną niefrasobliwością zaczyna przemawiać bez litości o człowieku, który ma jedno upodobanie w głowie, ale trawi oba w dwóch żołądkach, że człowiek nie zna innej kolejności, niż kolejności głodu, popędu seksualnego i próżności, mówiąc krótko, ktoś kto nie mówi o człowieku źle, ale że jest kiepski,  tam miłośnik wiedzy powinien się zamienić w słuch i zawsze słuchać, gdy tylko zaczyna mówić ktoś w kim nie ma oburzenia. Ponieważ ten, kto kąsa się (albo w zamian świat, boga i społeczeństwo), rozrywa się i rozdziera, stoi na pewno moralnie wyżej od tego śmiechu samozadowolenia, który należy do satyra, ale tylko z punktu widzenia moralnego sensu i w każdym innym jest  tylko obojętną ogólnością, której nie da się niczego nauczyć. I też w niczym nie ma tyle kłamstwa co w oburzeniu.

27.

Ciężko im cię zrozumieć, szczególnie jeśli żyjesz w tempie gagasrogati (nurtu Gangesu) i tak też myślisz, kiedy inni myślą i żyją obok ciebie w tempie krumagati (ruchu robaka), w najlepszym razie myślą i żyją w skokach, na sposób ruchu żaby, mandeigati. Wszystko robię, żeby być ciężkim do zrozumienia? Na to potrzeba dobrej woli interpretacji, żeby ktoś rozpoznał cię tak od serca. A co się przy tym tyczy „dobrych przyjaciół”, to jeśli oni pozwalają sobie na wygodę, bo jako przyjaciele mają prawo być w wygodnym położeniu, to niech się z tobą pogubią na placu zabaw nieporozumień – tak, że będzie dużo śmiechu. Albo znieść w ogóle dobrą przyjaźń – i mieć jeszcze lepszy powód do śmiechu.

29.

Niezależność jest sprawą nielicznych, więcej – jest uprawnieniem, które może nosić ten, który ma siłę nosić.  I jeśli już ktoś się ważył na to mając najlepsze prawo, ale nie przymus okoliczności, to być może nie jest to już dowodem tylko siły, ale brawurowego przebłysku swawoli, która liczy na sto razy więcej niebezpieczeństw, niż te, z których jest już sławne życie. Jeśli więc zejdzie do labiryntu, to tam czeka na  niego takie niebezpieczeństwo, którego nikt, nie dlatego że było tym najmniejszym, nie zobaczy gołym okiem, w czym i gdzie się pomylił, że dopadł go wrerszcie ten minotaur, sumienie, które rozrywa na części w samotności. Ale jeśli już raz było mu dane tak zginąć, to tak daleko, gdzie nie sięgało niczyje współczucie, ani nawet rozum. Dlatego też nigdy więcej potem nie będzie potrafił współczuć człowiekowi, nie będzie dla niego już odwrotu do ludzkiego współczucia.

31.

W tym kształcie ludzi i rzeczy, jak narzucamy im swoje „tak” albo napadamy na nie mówiąc „nie”, szanujemy i pogardzamy nimi w latach naszej młodości bez sztuki niuansu, która jest największym artystycznym sukcesem życia. Za to też trzeba potem płacić z całym ciężarem słuszności. Tak to jest już urządzone, że bezwarunkowa ocena, to ten najgorszy smak, który zostaje w najokrutniejszy sposób wykorzystany i oszukany. Zanim się człowiek nie zdobędzie umiejętności wkładania więcej sztuki w swoje uczucia, i nie zdobędzie się na ten kunszt jeszcze jednej próby, jak to potrafią artyści prawdziwego życia. Ten odpowiednio odczuwany w młodości gniew i respekt, tak długo nie da spokoju, dopóki nie zafałszuje w ludziach i rzeczach tak, że się zupełnie od nich odwróci. Bo młodość ma już w sobie coś z podróbki i oszustwa. Po długim męczeństwie jawnych rozczarowań w młodej jeszcze duszy, podejrzenie pada na samego siebie. I zaczyna ona, wciąż z tym samym płomieniem dzikości, gryźć własne sumienie. Jak rozdziera ją gniew niecierpliwości, z którym bierze zemstę za tamtą ślepotę, tak jakby można było wtedy wybierać między ślepotą a widzeniem! W tym stanie przejścia obciążamy się dlatego karą, ponieważ nie ma już zaufania we własne uczucia. Nakładamy tortury na każde uniesienie zachwytu. Już samo dobre sumienie jest niebezpieczeństwem, co przybiera niejako formę zmęczenia i ukrytej delikatnej szczerości. Ale przede wszystkim przechodzi się do partii przeciw „młodości” – tylko po następnych jeszcze dziesięciu latach można już sobie powiedzieć – i to też była młodość!

32.

Przez ten najdłuższy czas – zwany prehistorycznym czasem – wartościowanie popełnionego czynu, następowało właśnie bezpośrednio na skutek czynu, bo jego genealogii nie brano jeszcze pod rozwagę. W podobny sposób, do dzisiaj w Chinach, spada na dzieci hańba albo wyróżnienie po rodzicach. Jako że siła zwrotna działania była rozpoznawana dopiero w jej skutku. Tak człowiek kiedyś na odwrotnej drodze sukcesu albo porażki osądzał czyn, jako dobry albo zły. Okres ten nazwany okresem przed-moralnym, bo imperatyw „poznaj samego siebie” wtedy jeszcze nie był znany. W ciągu następnych dziesięciu tysięcy lat, krok po kroku na znaczących obszarach ziemi, zaszło coś tak daleko na odwrót, że to nie skutek pozwalał decydować już o wartości, ale zadecydowała o tym jego genealogia. Wielkie całe to wydarzenie, wraz z podniosłą subtelnością miary i spojrzenia, było tylko nieuświadomionym następstwem wpływu arystokracji i jej wartości, mianowicie jej wiary w „pochodzenie”, [czyli skąd coś pochodzi]. Oznaka tego czasu, który w bardziej wąskim znaczeniu tego słowa, wolno już określić jako okres moralny.  Pierwsza próba samopoznania została już dokonana. Zamiast skutków genealogia. Co za odwrócenie perspektywy! Osiągnięte za pewne dopiero po długich zmaganiach i wahaniach. Do głosu doszedł nowy i fatalny zabobon osobliwej interpretacji. Z całym przekonaniem o jej sensie, zaczęto odtąd uważać, że działanie pochodzi stąd skąd pochodzi jego intencja. Wszyscy byli zgodni, że wartość czynu i działania potwierdza się w jej intencji. Intencja jako cała prehistoria i genealogia czynu! I do najnowszych czasów na ziemi potępiano i chwalono, albo filozofowano na ten moralny sposób. – Czy my nie powinniśmy znowu odczuć dzisiaj konieczności zdecydowanego zwrotu i przesunięcia podstaw wartościowania na drodze jeszcze jednej pogłębionej autorefleksji. – Dzisiaj kiedy przynajmniej wśród nas immoralistów powstaje  podejrzenie, że właśnie to, co było nie zamierzone w działaniu, jest najlepszym dowodem jej wartości. I wszystko co widać, co jest zamierzone, wiadome i przede wszystkim „świadome”, to tylko powłoka i skóra, która zdradza istnienie czegoś pod spodem, ale jeszcze więcej zataja. Podsumowując co myślimy – intencja działania to tylko jego symptom, znak i jeśli za nim nie pojawi się dopiero interpretacja, nie wiele mówi, a intencja sama dla siebie już nie ma żadnego znaczenia. Moralność, w dotychczasowym znaczeniu, moralność intencji, była zabobonem, takim jak wróżenie czegoś z gwiazd, albo poszukiwanie alchemicznej przemiany, coś co na pewno musi zostać przezwyciężone. Przezwyciężenie moralności jest w pewnym sensie samo-opanowaniem moralności. Niech ta nazwa zostanie zastrzeżona dla potajemnej pracy tych, którzy są najsubtelniejsi, najszczersi, i których też najbardziej gryzie sumienie w dzisiejszych dniach, jako żywy kamień probierczy ich duszy.

33.

To nic nie da. Trzeba uczucie samozaparcia i całą moralność samoofiary i oddania bliźniemu postawić bezlitośnie w stan oskarżenia i przed sąd. Podobnie jak estetykę która oszukuje się poszukując „bezinteresownego doświadczenia”, po to by zaspokoić swoje dobre sumienie w sztuce, która została dzisiaj wykastrowana. Za dużo jest słodyczy i czaru w tym uczuciu „dla innych” ale nie „dla mnie”, żeby z podwójną już nieufnością nie zapytać – „Czy to nie jest aby uwiedzenie?” – To, że podobają się temu, kto je odczuwa i temu, który spożywa ich owoce i temu, kto się im przygląda, to jeszcze nie jest oczywiście argument by im coś zarzucić, ale już wystarczy by być uważnym. A więc miejmy się na baczności!

34.

Patrząc z każdego możliwego stanowiska, jakie dzisiaj zajmuje filozofia, nic nie wydaje się bardziej pewne, że świat, w którym my żyjemy, to błąd, który może pochwycić nawet oko. – Szukamy powodu nad powodem, dla pokusy by oszukiwać z tym przypuszczeniem, że istnieje jakaś „istota rzeczy”. Ale jeśli ktoś pociągnie już „umysł” do odpowiedzialności za to, że świat, to tylko zła konsekwencja myślenia – bardzo godny szacunku wybieg, za którym podąża każdy świadomy albo nieświadomy advocatus dei (obrońca prawa beatyfikacji) – I jeśli taki przyjmie świat, łącznie z przestrzenią, czasem, ruchem i kształtem, jako coś, co zostało źle wywnioskowane, to miałby już solidny powód, żeby już w ogóle nie ufać myśleniu. A co innego, jak myślenie, nie płatało nam największych figli? I nigdzie nie ma w ogóle poręczenia, że myślenie to sposób w jakim się zwodzimy, by w końcu zrobić to, co robiło się zawsze. I poważnie, jest w myślicielach coś takiego napawającego wzruszeniem i szacunkiem, co pozwala im jeszcze dzisiaj stawiać przed świadomością tylko najszczersze pytania, i takich najszczerszych odpowiedzi od niej oczekiwać. Na przykład pytanie, czy to jest „realne” i dlaczego świat zewnętrzny rozstrzyga się w ciągłej odległości z nami, i czym jeszcze więcej są takie pytania. Wiara w „bezpośrednią pewność” jest tylko naiwną moralnością, która nam filozofom ma czynić zaszczyt. Ale – nam nie wystarczy być „tylko moralnym”! Nie patrząc już na moralność, wiara w „bezpośrednią pewność” jest tylko głupotą, która nie czyni nam żadnego zaszczytu. Bo jeśli brak zaufania nigdy nie odpuszcza, to tylko w życiu obywatelskim jest to znak „złego charakteru” i nierozsądku. Ale tu między nami poza życiem obywatelskim, i jego ciągłym przytakiwaniem „tak” i zaprzeczaniem „nie”, nic nam nie przeszkadza, by być teraz nierozsądnym i głupio powiedzieć – filozof to istota, która do tej pory była najlepiej oszukiwana i ma prawo mieć teraz „zły charakter” i więcej, obowiązek spojrzeć ze złośliwym przymrużeniem oka z nieufnością, która podejrzewa już wszystkiego z otchłani, gdzie nie ma już żadnego gruntu. Wybaczycie tą mroczną gębę i nagły żart, ale ja sam po długim dopiero czasie nauczyłem się, jak ocenić oszustwo i myśleć o tym co, to znaczy być tu oszukanym. Dlatego mam jeszcze parę kuksańców w żebro, by nastroszyć  filozofów i wywołać ich ślepą wściekłość, że są oszukani. A dlaczego nie? Czy nie jest to podyktowane tylko przesądem morału, że prawda ma większą cenę niż pozór? Bo to jest właśnie tym najsłabszym dowodem na świecie. Gdyby przed nami nie było perspektywy, oceny i wyglądu pozoru, patrząc choćby na ile sobie pozwalamy, to żadnego życia by nie było [i nie możliwe, żeby w ogóle, jako takie istniało]. I gdyby, podążając za głupkowatym zachwytem niektórych filozofów, chciano osłabić już całkowicie pozór, zakładając, że to oczywiście potraficie, – to ile pozostałoby jeszcze z waszej „prawdy”? I co tak naprawdę nas zmusza, żeby oddzielać prawdę od fałszu? Czy nie wystarczy przyjąć tylko stopnia pozoru i mówić w języku malarza o przejściach między czymś bardziej jasnym i niejasnym, o walorze? Czemu ten świat, który właśnie nas obchodzi nie miałby należeć do fikcji? A jeśli ktoś zapyta „ale fikcja musi przecież należeć do jakiegoś autora?”, to czy nie wolno odpowiedzi zamknąć w kółko – Dlaczego? Czy to „należeć” nie może, aby należeć też do fikcji? Dlaczego ironiczne podejście do podmiotu z jego predykatem i obiektem miałoby być właśnie niedozwolone? Czy filozof nie ma być ponad gramatykę? Uwaga na guwernantki! Ale czy już nie czas, żeby filozofia odebrała zaufanie guwernantkom?

35.

Oj Voltaire! Oj ludzkość! Oj głupoto! W tej „prawdzie”, w tym poszukiwaniach za prawdą coś przecież musi być. I jeśli człowiek to robi będąc przy tym za bardzo człowiekiem to – „il ne recherche le vrai que pour faire le bien”(szuka prawdy tylko w celu czynienia dobra) – zakładam się już, że nie znajdzie niczego!

36.

Załóżmy, że nie jest nam więcej realnie „dane” poza światem naszych pasji i pożądań. I w ten sposób nie możemy ani w dół do żadnej „rzeczywistości”, ani też w górę do żadnej „rzeczywistości”, tylko prosto do naszego świata popędów. – Ponieważ nasze myślenie to właśnie ten sposób w jaki się ustosunkowują do siebie i tłumią nasze popędy. – Czy w takim wypadku nie wolno nam spróbować na to pytanie odpowiedzieć kolejnym pytaniem? Czy aby to, co jest nam dane już nie wystarczy, by zrozumieć na tej równi [z światem popędów] tamten świat mechanistyczny (albo materialny)? Nie mam tu na myśli tej iluzji, czyli „pozoru” albo „wyobrażenia” (w rozumieniu Berkeleya albo Schopenhauera), ale że posiada on jedną i tą samą rangę realności, co nasze uczucie. – I jest rodzajem prymitywnej formy uczucia, które rozstrzyga się jeszcze w jednej potężnej jedności – i uzyskuje dopiero w procesie organicznym swoje rozgałęzienie i przekształcenie (w tym również jako coś słabego, rozpieszczonego, a nawet pośledniego-), jako swoisty popęd do życia, który wiąże w sobie syntetycznie wszystkie organiczne funkcje asymilacji, odżywiania, wydalania i przemiany materii razem. – Czyli, czy jest on [świat materialny] już samą przed-formą życia? W końcu ta próba nie tylko jest dozwolona, ale jest tutaj wymogiem oszczędności, by nie zakładać żadnego rodzaju innej przyczyny, dopóki jedna nie wystarcza do eksperymentu, który trzeba doprowadzić aż do samej zewnętrznej granicy (czyli tu do granic sensu, można tak powiedzieć). To jest moralny wymóg, narzucony metodą, który wynikł, jakby powiedział matematyk, z definicji. Bo w końcu powstaje pytanie, czy wierzymy w to, że nasza wola może na coś oddziaływać – czyli, czy może być przyczyną – a ta wiara leży właśnie u podstaw wiary w przyczynowość w ogóle. – Jeśli tak, to musimy uznać wolę jako jedyną możliwą działającą przyczynę. Ponieważ wola [jako że nie jest materią] może oddziaływać tylko na inną wolę, ale nigdy na materiał (np. na nerwy)* To już wystarczy, żeby ryzykować hipotezę, że wszędzie, gdzie uznajemy, że coś „oddziałuje”, „wola” działa na „wolę”. I w przypadku każdego mechanicznego oddziaływania w ogóle, wiążącego siłę,  jest to już działanie i siła woli. Zakładając jeszcze, że mogło by się nam udać wyjaśnić, cały nasz popęd ku życiu, jedynie jako rozgałęzienie i przeformowanie się samej  tylko woli bycia w mocy – tak jak to jest powiedziane w tym zdaniu.  – I jeśli, do tego udałoby się nam sprowadzić również pochodzenie wszystkich funkcji organicznych do samej woli bycia w mocy, razem z rozwiązaniem kwestii płodzenia i odżywiania – bo to też jest kwestia, – to wtedy byłoby już tylko jedne prawo mówiące jednoznacznie o każdej działającej sile jako woli bycia w mocy. A ten świat od środka, który oglądamy i określamy nawet w tym bardziej „inteligibilnym charakterze”, – byłby tą wolą bycia w mocy – i już niczym więcej.

* wcześnie w części „O Przesądach Filozofów” mówi, że wiara w materię w ogóle jest zabobonem, tak jak wiara centralne położenie ziemi

37.

„Jak to się popularnie mówi? ‘Bóg został obalony, ale diabeł nie’” – Nie, przyjaciele dokładnie odwrotnie! I kto, do tego samego diabła, skłania was mówić popularnie! –

38.

Jak, w całej promienności najnowszych czasów, to się skończyło z Francuską Rewolucją, tą obserwowaną z bliska makabryczną i pełną niepotrzebnej farsy przesadą. Obserwatorzy z całej odległej Europy z taką namiętnością i tak długo projektowali na nią własny zachwyt i oburzenie, że w końcu tekst zniknął całkowicie pod interpretacją. Tak, że następne uszlachetnione już pokolenie, będzie ją źle pojmowało i może dlatego po raz pierwszy od tam tego czasu będzie potrafiło znieść jej widok. Albo to może jest już teraz? I to my jesteśmy tym „szlachetniejszym pokoleniem”? I nie jest to, na  tyle na ile ją rozumiemy, już przeszłość?

39.

Takiej po prostu lekcji, która ma czynić szczęśliwym albo cnotliwym, nikt nie uzna tylko dlatego jako zgodnej z prawdą. Z wyjątkiem naszych kochanych „idealistów”,   którzy w imieniu dobra, prawdy i piękna marzą i nurzają się w przemieszanych ze sobą wszelkiego rodzaju dobrodusznych i nieporadnych marzeniach. Szczęście i cnota to nie jest żaden argument. Ale ci, którzy obstają przy rozsądku, lubią zapominać, że jeśli coś czyni nieszczęśliwym i złym, to także nie jest argument przeciw. Bo to co jest zgodne z prawdą, może być w największym stopniu szkodliwości zagrożeniem. I w ogóle podstawową właściwością bytu mogło by być,  że poznanie go w całości jest równoznaczne z tym, że trzeba zginąć. – Tak, że to na ile umysł jest silny można by mierzyć tym ile „prawdy” jest on wstanie znieść. A dokładniej, jakiego stopnia rozcieńczenia i osłodzenia prawdy, jej zafałszowana , zawoalowania, jednym słowem na ile nudniejszej prawdy wymaga czyjś umysł. Konsekwencją tego nie ulega najmniejszej wątpliwości, że ci którzy są nieszczęśliwi i źli są w lepszym położeniu z punktu widzenia szans, że odsłonią pewną część prawdy. Nie wspominając już o tych, którzy są źli i jeszcze szczęśliwi, ten gatunek, o którym moraliści wolą przemilczeć. Być może to właśnie bezwzględność i podstęp dają lepsze warunki, żeby powstał silny i niepodległy niczemu umysł filozofa niż to, co w przypadku myślicieli jest tak poprawnie cenione w ich lekkim sposobie ujmowania problemu w pogodnej ustępliwości ducha. Pod tym już wcześniejszym warunkiem, że nie zawężamy pojęcia filozof do tego, który tylko pisze książki – albo nawet może nim być ten, który nie pisze swojej filozofii w żadnej książce! Ostatniego rysu wolno myślącego filozofa, dostarczył Stendhal, którego z powodu niemieckiego smaku nie pozostawię bez podkreślenia – „Pour etre bonne philosophe” (Żeby być dobrym filozofem) – mówi ten ostatni psycholog – „il faut etre sec, clair, sans illusion. Un banquier qui fait fortune, a un partie du caractere requis pour de decouveretes en philosophie, c’est-a-dire pour voire claire dans ce qui est.”(trzeba być suchym, jasnym i bez złudzeń. Bankier, który zbił fortunę, ma część charakteru, którego wymaga dokonywanie odkryć w filozofii, czyli widzi [dopiero wtedy] jak jest.)

40.

Wszystko co głębokie lubi zakładać maskę, a to co najgłębsze nie zniesie siebie nawet w ujęciu metafory, ani obrazu. Bo czy wstyd bogów nie wchodzi zawsze w przebranie swojej odwrotności? To jest już godne zapytania pytanie. I dziwne by jakiś mistyk już kiedyś nie poważył na coś podobnego. Dla niektórych bywa, że sprawa przybiera tak delikatny przebieg, że grubiaństwo jest jedyną dobrą i wyszukaną formą. Ale czasem  wybujała hojność i miłość zmusza kogoś, by chwycić kij i wyłupić nim świadkowi oczy. Do tego jeszcze mąci się własną pamięć. Co po niektórzy już wiedzą jak się mącić własną pamięć, jak się ją poniewiera, by wziąć okrutną zemstę chociaż na tym ostatnim naocznym świadku swojej tajemnicy. – Wynalazek to także zasługa wstydu. I wcale nie to, co jest najgorsze, jest tym czego najlepiej się wstydzimy.  Nie jest też wcale prawdą, że pod maską ukrywa podstęp, który jest zły, ale to że w podstępie było za dużo dobrego. Już potrafiłbym sobie wyobrazić takiego człowieka, z czymś tak drogim, co tylko można zranić, który przetacza się przez życie naokoło z ciężarem chamstwa, będąc jak stara hermetyczna butelka wina, bo taka jest finezja jego wstydu. W człowieku, w którym jest głębia, dlatego i wstyd, tak miękko rozstrzyga się twardy los, że nieliczni dotrą do tej drogi, którą poszedł. A ci najbliżsi i najbardziej zaufani, nigdy nie zauważą, ani niebezpieczeństwa i trwogi jego życia, ani kiedy ma w nim ostoje. Tak ukryty człowiek zawsze instynktownie zaczyna mówić, kiedy chce milczeć i jeszcze więcej przemilczeć. I zbiera się do ucieczki, gdy tylko nadchodzi czas się podzielić.  Po takim w sercu i głowie jego przyjaciół nie zostaje nic poza maską. Ale jeśli i dla niego przyjdzie dzień, że to już dość, to się jego oczy się zdziwią znowu na widok własnej maski, – i pogodzi się z tym , że tak jest dobrze. Bo każdy, kto jest głęboki, nosi już w duchu maskę, i ta maska wychodzi co raz bardziej naprzód fałszując z coraz bardziej płytką i mętną interpretacją każdego jego słowa, kroku i jakiejkolwiek oznaki jego życia.

41.

Trzeba się najpierw wypróbować samemu, by się określić jako ten niezawisły i zdolny do rozkazu. Ale to dopiero w odpowiednim czasie. Nie schodzi się z drogi próbie, nawet jeśli jest to najniebezpieczniejsza zabawa, w jaką trzeba się bawić, ale jeśli tylko w niej mamy jedynego świadka, to później też żadnego innego sędziego. Czyli, nie można być w uzależnieniu od osoby – nawet jeśli tej najukochańszej – osoba jest zawsze więzieniem, w którym znajdujemy zacisze. Nie można być w uzależnieniu od swojego kraju – nawet jeśli najbardziej cierpi i wzywa pomocy – jeszcze łatwiej rozwiązać jest więź z ojczyzną, która zwycięża. Nie można pozostawać w uzależnieniu ze swoim współczuciem. A to się stosuje do tych, którzy wyrośli ponad, że zagląda im w oczy tylko przypadek w nawołującym męczeństwie i wyjątkowej bezradności. Nie można pozostawać w uzależnieniu od nauki, kiedy kusi skarbami, które zdają się być zaoszczędzone tylko dla nas, by je odkryć. Nie pozostawać w uzależnieniu do rozpusty ptaka, który się już odłączył i widzi coraz większą odległość, coraz więcej pod sobą i coraz więcej obcego – zagrożenie, które czeka na tego, który oderwał się w locie. Nie pozostawać w uzależnieniu do swojej dobrej strony i cnoty, kiedy ofiarowujemy swoją całość ciągle pojedynczo i w szczegółach, jak na przykładzie tej „gościnności”, to największe niebezpieczeństwo z niebezpieczeństw dla tych co są w lepszym gatunku i z bogatą duszą. Bo ci postępują ze sobą z taką rozrzutną obojętnością, że są do nałogu uzależnieni własną liberalnością. Trzeba wiedzieć ile trzeba z siebie zachować, by być niezawisłym i niezależnym.

42.

Wiedzę nadchodzący nowy gatunek filozofów. Odważę się ich ochrzcić taką nazwą, która nie jest najbezpieczniejszą formą nazywania. Tak, jak ich zdradzam, albo oni zdają się zdradzać – bo w ich rodzaju jest być w zagadce – czy chcieliby być, ci filozofowie jutra, nazwani słusznie, albo może woleli by niesłusznie, eksperymentatorami? Ta nazwa to w końcu też eksperyment, a jeśli ktoś by wolał, eksperymentalna pokusa.

43.

Czy ci, którzy teraz nadchodzą z nową filozofią, są w przyjaźni z prawdą? Dość prawdopodobne, wszyscy filozofowie ją do tej pory lubili. Ale pewne, że to nie dogmatycy. Bo również i to jest w złym guście, kiedy prawda służy każdemu. I taki był ukryty sens wszystkich wysiłków dogmatyki, to było jej pod spodem ukrytym marzeniem. „Mój sąd jest moim sądem, dlatego nie każdy tak łatwo będzie miał prawo tak sądzić” – to powie filozof przyszłości. Dlatego trzeba się wyzbyć najgorszego gustu, który jest w zgodzie ze wszystkimi. „Dobre” przestaje być od razu dobre w ustach sąsiada. Jak miało by istnieć „wspólne dobro” w takim razie! Słowo stoi z sobą w sprzeczności. Bo wszystko, co wspólne traci od razu wartość. Tak więc musi pozostać tak, jak zawsze było ustalone. Wielkie rzeczy są przeznaczone tylko dla wielkich. Otchłań przepaści tylko dla tych, co mają w sobie głębokość. Delikatność i drżenie tylko dla wyrafinowanych. Krótko i razem podsumowując, wszystko co się pojawia rzadko, będzie tylko dla tych, którzy zjawiają się rzadko.

44.

Ale po tym wszystkim muszę jeszcze jedno dodać, być może i oni, staną się swobodni duchem, bardzo wolni duchem, oni filozofowie przyszłości. – jeśli tak, to zapewne nie wystarczy im być swobodnym duchem, ale czymś szerzej, wyżej i więcej, czymś gruntownie innym, czego nie da się już pomylić i nie docenić. Ale mówiąc to już tylko, czuję się przeciwko nim, jak wbrew nam, ich heroldom i poprzednikom, nam wolnym przecież duchom! – Poczucie długu, to głupie i przesądne uczucie, z którego nadęciem powstaje mgła między nami, pod którą znika prawdziwe znaczenie tych słów „wolny duch”. Bo we wszystkich krajach Europy teraz, a także Ameryki, zaistniało coś pod tymi określeniem, co jest jawnym już jego nadużyciem. Jest to zawężony i ciasny, spętany kajdanami umysł, który chce dokładnie czegoś odwrotnego niż to, co leży w naszym instynkcie i zamiarach. – Nie wspomnieć o tym, że ze względu na tych filozofów przyszłości, te umysły ryglują szczelnie swoje drzwi i okna. Pod tym określeniem „wolny duch” pojawiają się one między niwelatorami – jest to rodzaj władającego piórem niewolnika „idei współczesności” i demokratycznego gustu, lubiącego wszystko obgadać. Ale za to wszyscy do kupy nie są nigdy we władzy i posiadaniu samotności, swojej samotności. Niezdarne i dzielne chłopaki, którym się nie odmawia odwagi, ani dobrej maniery, tylko że nie są ani trochę wolni, co ich skłania tylko do płytkiego śmiechu, i obsesji nędzy i nieszczęścia ludzkiego, za które winią zawsze stare zastane dzisiaj społeczeństwo, stawiając szczęśliwą prawdę na głowie! Oni dążą ze wszystkich sił do ogólnego szczęścia stadka z zielonego pastwiska. Co oznacza zadowolenie i ulżenie życiu wszystkich, pewność dla każdego i bezpieczeństwo dla każdego. A ich dwie najszerzej odśpiewywane lekcje i piosenki to „równe prawo” i „współczucie dla wszystkich cierpiących”. Bo cierpienie, tak jak oni je dostrzegają, jest dla nich tym co musi zostać zlikwidowane, Ale my po przeciwnej stronie otworzyliśmy oczy i nasze sumienie na to, na jakim podłożu wspinała się i najwyżej rosła, jak do tej pory, ta ratorośl, jaką jest „człowiek”. Sądzimy, że za każdym razem działo się to właśnie w odwrotnych, tym okolicznościom, warunkach. Człowiek był wielkiego wymiaru, zawsze z pewnością dopiero w niebezpiecznym położeniu.  Jego odkrywczość, osiągnięta ze zdolnością zmylenia, rozwijała się do śmiałości, a także wyrafinowania, dopiero pod długim uciskiem, przymusem, pod którym jego wola życia musiała wznieść się na wyższy stopień bezwzględnej woli mocy. – Nam jest sądzić, że to co twarde, czyli przemoc, niewolnictwo, odczute w sercu jak i na ulicy zagrożenie, skryta jak i stoicka natura, artyzm eksperymentu i w ogóle diabelstwo każdego rodzaju, wszystko, co w człowieku jest złe i obchodzi postrachem, drapieżna tyrania, jak chodzący bokami wężowaty podstęp, jest tym dobrem, które służy wyniesieniu tego „gatunku” jakim jest człowiek, właśnie jako jego przeciwieństwo. Mówiąc już tyle, nie wyczerpaliśmy i nie dobiegliśmy ani razu do końca. Miejsce, z którego mówimy i w którym milczymy, jest w każdym bądź razie na drugim biegunie oczekującego stada i jego ideologii współczesności. Czy jako ich antypoda, może? Co w tym może być dziwnego, że jako „wolne duchy” nie lubimy się dzielić, również jak wygląda nasz pogląd na to, od czego właściwie wolni duchem, i dokąd to pędzi ducha? Co zawiera ta niebezpieczna formuła „po drugiej stronie dobra i zła”, która nas przynajmniej chroni przed zamianą i pomyłką. Jesteśmy czymś zupełnie innym niż „libre-panseurs”, „libre-pansatori”, wolnomyśliciele, jak lubią się określać wszyscy dzielni i wielbiący „ideę współczesności”. Możemy czuć się w wielu krajach ducha jak w swoim w domu, albo co najmniej jak w gościnie, w której trzeba się wyśliznąć się spojrzeniu, jakie chce nas uchwycić w miłej tępocie kątem oka, gdy nas aż tam zawiodło jakieś zamiłowanie albo nienawiść, albo po prostu młodość, czy pochodzenie, czy człowiek, czy książka, na którą skazał nas przypadek, albo zwykłe zmęczenie podróżą. W złości na przynętę na naszą niezależność, która jest ukryta w szacunku, pieniądzach, posadach, czy tą, która oczarowuje zmysły. Ale w pełni wdzięczności dla biedy i urozmaiceń choroby, która wyleczy zawsze z przesądu i wyzwoli od „reguły”. Wdzięczni zarówno bogu, jak diabłu, kiedy śpimy sprawiedliwym snem i kiedy toczy nas robak. W pełnej rozpuście ciekawości badacze  nie znający litości, nierozważnie chwytamy się tego co nieuchwytne. Z zębami i dobrym żołądkiem dla tego czego się nie da strawić. Gotowi na każde rzemiosło, które wyostrza umysł i zmysły. Gotowi na każde ryzyko, bo mamy „wolnej woli” w nadmiarze, z jej tylnią i przednią duszą, pierwszym i ostatnim dnem, którego nikt nigdy do końca stopą nie poczuje. Ukryci w ostrym świetle pod płaszczem dnia, jak zdobywcy, wyglądając jednakowo na dziedzica, jak na marnotrawcę. Utrudnieni i porządkujący od rana do wieczora zbieracze, skąpo pilnujący swojego bogactwa i napchanych szuflad. Nabywamy i puszczamy gospodarnie w niepamięć naszą wiedzę. Pomysłowi w wynajdywaniu schematów, nie bez dumy czasami z naszych tablic kategorii, czasem pedanci, czasem ze wzrokiem sowy pośród białego dnia. Tak,  kiedy trzeba się zerwać do lotu mamy w sobie zryw patka, a dzisiaj jak najbardziej trzeba. – tego rodzaju ludźmi jesteśmy, my wolne duchy! I może wy jesteście jednymi z nich, wy nadchodzący? Nowi filozofowie? –

SENTENCJE I INTERLUDIA

63.

Kto jest w pełni nauczycielem, ma powagę dla wszystkich rzeczy tylko w odniesieniu do uczniów,  – z sobą włącznie.

64.

„Poznanie, które pragnie siebie samego” – to najpaskudniejsza pułapka moralności. W którą możemy po raz drugi już zupełnie pozostać wciągnięci w moralność.

65.

Poznanie byłoby słabą podnietą, jeśli na drodze do niego nie byłoby do przezwyciężenia tyle wstydu.

65.a

To jest największa nieszczerość wobec boga, w którego się wierzy: że jemu też nie wolno grzeszyć.

66.

W skłonności, do tego by się pozwolić poniżyć, złupić, oszukać i wykorzystać, mógłby by być wstyd jednego boga pośród samych ludzi.

67.

Miłość dla jednego jest praktykowanym, na koszt wszystkich innych, barbarzyństwem. Również ta miłość dla boga.

68.

„Ja to zrobiłem” – mówi nam pamięć. Ja przecież nie mógłbym – pozostaje nieubłagana duma. Pamięć ustępuje – wreszcie.

69.

Kto nigdy nie zobaczył ręki, która oszczędza zabijając, także nie patrzył uważnie na życie

70.

Jeśli się ma charakter, to ma się też doświadczenie, które powraca zawsze w tym samym charakterze.

71.

Mądrość astronoma – ty, jak długo jeszcze masz w gwiazdach coś „ponad – dla ciebie”, to brak ci jeszcze poznającego rzutu oka.

72.

Siłą wysokich uczuć, nie jest się jeszcze wysoko, wysoko jest się na ile długo odczuwa się wysoko.

73.

Kto osiągnął swój ideał, właśnie przestaje nim być dla siebie.

74.

Nie jeden paw – ma za swoją dumę – ukrywać przed okiem każdego swój ogon i dumę.

75.

Jeśli jest tylko geniuszem – jest nie do zniesienia, może być, gdy jest mu jeszcze do tego podwójnie dane: uczucie wdzięczności i czystość

76.

Jaki jest to rodzaj seksualności i jej stopień, widać  jeszcze na samym szczycie ducha.

77.

Kto ma wojowniczy charakter, ten w czasie pokoju napada na siebie.

78.

W zgodzie z zasadą tyranizuje się swoje nawyki, albo znajduje dla nich usprawiedliwienie. Dla zasady gani się swoje nawyki i znajduje dla nich szacunek, albo zasada kryje nasz nawyk po prostu. Ci dwaj, którzy mają tą samą zasadę, wyznają prawdopodobnie ją w czymś całkowicie innym.

79.

Kto ma pogardę dla siebie, hołubi tego, kto w nim pogardza.

80.

Jeśli ktoś w głębi wie, że jest kochany, ale nie kocha, to zdradza go zawsze muł, który z dna wypływa na wierzch.

81.

Sprawa, która staje się jasna, przestaje być naszą sprawą. – Co więc myślał ten bóg, który doradzał nam „poznaj samego siebie”! Czy nie „przestań sobą głowy zawracać, bądź obiektywny”? – I  ten Sokrates? – i ten „człowiek nauki”?

82.

To jest straszne, kiedy trzeba na morzu umierać z pragnienia. Dlaczego podajecie waszą wiedzę już na słono, żeby nie zaspokajała jej pragnienia?

82.

„Współczuć z każdym” – to byłaby tyrania dla mnie i ciebie, mości sąsiedzie.

83.

To instynkt – jeśli głód odchodzi nawet w południe, gdy dom stoi w płomieniach. Ale na popioły wróci z podwójną siłą.

84.

Kobieta uczy się, jak się nienawidzić, kiedy zapomniała już lekcji, na których umiała czarować.

85.

Kobieta i mężczyzna to inne tempo i jednakowe uczucia. Dlatego nie lubią ustawać w nieporozumieniach.

86.

Kobiety nigdy nie są pozbawione osobistej próżności, która pod spodem kryję pogardę – dla „kobiety” w ogólności.

87..

Serce pod strzemieniem, i wolny duch. Kto ujarzmił swoje serce, ten może dać dużo swobody swojemu duchowi. Raz już mówiłem. Nikt nie pozwoli uwierzyć, chyba że ten, kto zna.

88..

Wielkiej mądrości, nie da się ufać, w jej niewygodnym położeniu.

89..

Słuchając strasznych przeżyć, można dosłyszeć tylko strasznego człowieka.

90..

Ociężali już melancholicy budzą się lekką powierzchownością tam, gdzie jest ciężko wszystkim  innym, w miłości i nienawiści.

91.

Zionie takim lodowatym chłodem, że każda wyciągnięta do niego ręka  sparzy się odczuwając zawód. Dlatego niektórzy nazywają go żarliwym.

92.

Czy ktoś jeszcze, dla swojego dobrego imienia – nie poświęcił samego siebie? –

93.

Uprzejmość nie ma w sobie nienawiści, bo ma pogardę dla ludzi.

94.

Dojrzałość mężczyzny:  znowu grać w poważną grę, tak jak jeszcze dzieckiem brało się zabawę na poważnie.

95..

Jeśli własna niemoralność jest wstydliwa, to ta droga przyprowadzi do wstydu też całą twoją moralność.

96.

Jeśli już opuszczasz życie, to jak Odyseusz Nausik’e, nie w geście miłości tylko błogosławiąc.

97.

Co takiego? Wielki człowiek? Ja zawsze widzę jego własny zgrany ideał.

98..

Kto nie ustaje w tresować własnego sumienia, to ugryzie go przy pocałunku.

99..

 Rozczarowany mówi – „Czekałem zawrotu echa, słyszałem tylko powracające pochlebstwa.”

100..

Nikt przed sobą nie pokazuje całej swojej inteligencji. Tak można odpocząć od bliźnich.

101.

Ambicją człowieka poznania, dzisiaj, jest przeobrazić się z boga w samo zwierzę.

102.

W zasadzie odwzajemnienie w miłości, powinno otrzeźwić, co do ukochanej osoby. „Co, takiego? Tylko taka skromność, żeby mnie kochać? Albo tylko taka głupota? – albo jedno i drugie -”

103.

Szczęście niesie ze sobą niebezpieczeństwo – „Od teraz  wezmę za każdy obrót losu – komu tylko się zechce być moim losem?”

104.

Chrześcijanie nie palą nas dzisiaj, przecież dlatego, bo na przeszkodzie stoi im miłość do ludzi, tylko dlatego, że tak nią otępieli.

105.

Pia fraus (oszustwo w dobrej wierze) (sprzeczne z jego „wyznaniem poznania”) przechodzi jego , „wolnego ducha” większym obrzydzeniem, niż impia fraus (oszustwo w złej wierze). To właśnie zawsze pogłębia w charakterze jego „wolnego ducha”, niezrozumienie dla kościoła – jako jego [duchowe] ograniczenie.

106.

Dzięki muzyce namiętnością staje się smak samej namiętności.

107.

Decyzja, by zamknąć uszy, na to, co mogłoby podważać decyzję: to silny charakter. Czyli periodyczne zapotrzebowanie na głupotę.

108.

W moralnym obszarze nie występują fenomeny. Jedynie moralnego obszaru sięga…

ich interpretacja…

109.

Przestępca jest zawsze niedojrzały w porównaniu ze swoją zbrodnią.  Dlatego jest zawsze skłonny ją pomniejszyć i oczernić.

110.

Artyzm adwokata, który wydobywa piękno zbrodni na rzecz samego przestępcy, zjawia się za rzadko.

111.

Zraniona duma, nie pozwala już zranić próżności.

112.

Kto nigdy nie czuł się z góry wyznawcą, tylko od samego początku świadkiem, to w jego uszach każdy wierzący robi zbyt dużo hałasu i tłoku – od którego trzeba się bronić.

113.

„Masz odwagę brać go za siebie? To będziesz miał kłopot mieć go naprzeciw siebie. – ”

114.

Ogromne i wstydliwie oczekiwania, w tym jednym tylko temacie, psuje kobietom już od początku każdą perspektywę.

115.

Poza tym, że współgra dobrze w miłości, albo w nienawiści z nami, kobieta jest przeciętną aktorką.

116.

Tylko te okresy zaczynają epokę w naszym życiu, gdy zdobywamy odwagę zmienić na nowym chrzcie imię najgorszego – na to, co jest w nas najlepsze.

117.

Bo czym jest poskromienie uczucia, które w końcu ustępuje innemu, albo o wiele więcej jeszcze innym emocjom.

118.

Jest taka niewinność w podziwie: że, w objęciu jego, przez myśl nie przechodzi, że kiedyś można też kiedyś objąć nim innego.

119.

Za duży niesmak, jest zawsze przeszkodą swojego oczyszczenia – które tak nazywamy „usprawiedliwieniem”.

120.

Jeśli zmysłowość przyśpiesza miłość, wtedy rośnie na miękkim gruncie, z którego łatwo może się wyrwać.

121.

To delikatne zagadnienie, że bóg musiał się uczyć greckiego, zanim został pisarzem – i mógł też lepiej się go nauczyć.

122.

Dla niektórych pochwała, która jest w sercu kurtuazją, zastępuje próżność w duchu.

123.

Małżeństwo – korumpuje nawet to, co było konkubinatem.

124.

Jeśli kogoś chwyta radość przed płomieniami na stosie, nie jest to tryumf nad bólem, który go oczekuje, tylko nad tym, że nie ma bólu, tam gdzie on na niego czekał. Szeroka metafora.

125.

Kiedy, ktoś zmusza nas by zmienić o nim przekonanie niemiło, to z twardym przekonaniem obarczamy go za to winą.

126.

Naród objawia się w dygresji naturą tylko sześciu, albo siedmiu ludzi. – Tak, by potem ją ominąć.

127.

W  przyzwoitości każdej kobiety nauka, to podskórnie odczuty przez nią już tupet, gorzej jeszcze, bo pod toaletą i pod jej spódnicą.

128.

Na ile jest abstrakcyjna prawda, którą chcesz poznać, zależy od tego na ile opanuje twoje zmysły.

129.

Diabeł wie najwięcej o bogu, i patrzy na niego z najszerszej perspektywy. Bo kiedy od zawsze był mu tak daleki, był najbliższy w poznaniu.

130.

Kto to jest zaczyna prześwitywać, gdy słabnie talent – czyli kiedy przestaje dokazywać, co potrafi. Nastrój weny też jest rodzajem przystrojenia, które pod sobą coś kryje.

131.

Jedna płeć dla drugiej jest mistyfikacją: dzieje się to dzięki poszanowaniu każdej tylko dla siebie płci  (albo łagodniej mówiąc swojego ideału -). Dlatego mężczyzna bierze kobietę za uosobienie pokoju –co jest takim samym jej przeciwieństwem, jak wyćwiczonym pozorem spokoju przyczajonego kota.

132.

Zawsze kiedy moglibyśmy świecić wzorem jesteśmy za to w najlepszy sposób karani.

133.

Ten, kto nie wie jaka jest droga do jego ideału, przejawia więcej niedbałej bezczelności, niż lekkomyślny jest człowiek, który nie ma żadnego.

134.

Każda wiarygodność jawi się dopiero w oczach, które uspokoją sumienie. I stworzą zawsze iluzję naszej prawdy.

135.

Jeśli jest w dobrym człowieku faryzeusz, nie świadczy to o nim źle, tylko że bez kawałka faryzeusza nigdy nie jest możliwe bycie-dobrym.

136.

Zanim zjawi się myśl, szuka się tego, kto pomoże się jej urodzić. On tego komu pomóc. Tak powstaje udana rozmowa.

137.

Przy naukowcu i artyście, można by się przeliczyć w odwrotną stronę. Pod szalonym naukowcem, nierzadko kryje się tylko przeciętność. Pod przeciętnym artystą, człowiek szalony.

138.

Ludzi przeżywamy na jawie, jak swój sen: są tak samo w całości zmyśleniem, jak szybko idą w zapomnienie.

139.

Kobieta kocha na sposób barbarzyński, dlatego taki sam sposób bardziej nienawidzi, niż mężczyzna.

140.

Zagadka, jako rada: „To, co jest dobrze zawiązane, puszcza dopiero z zębami.”

141.

Dolna część ciała, nie pozwala łatwo mieć się za boga.

142.

„Dans le veritable la amoure c’est l’ame, qui envelop le corps” („W prawdziwej miłości ciało otacza dusza”) – nigdy nie słyszałem tak skromnych słów.

143.

Tego pragnęłaby duma, żeby to, co robi się najlepiej, byłoby także najtrudniej.  I taki jest początek niejednej moralności.

144.

Skłonność do nauki u kobiety, skłania zawsze do podejrzeń, że nie ma seksualnych skłonności. Pewna predyspozycja do męskiego smaku, jest już w samej bezpłodności. Bo mężczyzna jest czymś, za pozwoleniem, „bezpłodnym”.

145.

Porównując już mężczyznę i kobietę. Kobieta nie byłaby genialna w swojej toalecie, gdyby też nie miała instynktu do drugoplanowej roli.

146.

Obyś walcząc z potwornościami, nie oglądał, jak się zmienisz w potwora. Patrząc za długo w przepaść, dajesz przepaści zajrzeć w siebie.

147.

Buona femina e mala femina vuol bastone. (Czy kobieta jest zła, czy dobra pragnie tak samo kija) Sacchetti Nov. 86.  – wyjęte ze starych florenckich opowieści – jak z życia.

148.

Zwieść kogoś do dobrego mniemania i całkowicie pozostać wiernym temu w nim mniemaniu. Kto w tej sztuczce kuglarskiej dorówna kobiecie? –

149.

To co jest złe w ogólnym odczuciu, zazwyczaj jest dogrywką po niewczasie, tego co  kiedyś było dobre w ogólnym odczuciu – czyli atawizm starych ideałów.

150.

Tak jak, wokół bohatera mamy tragedię, tak wokół półboga satyrę. A wokół boga – czy aby nie tak? Że mamy pełen „świat”.

151.

Talent to nie wszystko: wszystko z waszą zgodą tylko – czy nie tak? Moi drodzy Przyjaciele?

152.

„Raj jest zawsze, gdzie są owoce poznania” – taką obietnicą kusiła najstarsza gadzina, i tak kusić dopiero zaczyna dzisiaj.

153.

To, co uczynione z prawdziwej miłości, nie zna zła, ani przymusu dobra.

154.

Zarzut, który odskakuje na bok z promieniem niedowierzania, trzyma się nadal zdrowia, wszystko, co jest już niepodważalne, należy do patologii.

155.

Zmysłowość odwodzi od zmyślonej tragedii, albo jeszcze ją potęguje.

156.

Szaleństwo zdarza się samej jednostce rzadko, – ponieważ, gdy jest częścią partii, narodu, czy swojej epoki musi przyjąć je za regułę.

157.

Myśli samobójcze są drogie, jak lekarstwo: niejedna noc się z nimi wypogadza.

158.

Najsilniejszy od nas popęd, jest tyranem, który pokona nie tylko umysł, ale zniewoli całe sumienie.

159.

Zawsze odpłacamy za dobre i za złe: ale, kto powiedział, że czujemy się winni tej samej osobie?

160.

To jest największy skarb poznania, mieć go tylko dla siebie. Podzielić się nim, znaczy znowu być w biedzie.

161.

Poeci nie mają wstydu dla samych siebie: łupią swoje przeżycia bez litości dla samej poezji.

162.

„Jego sąsiad może być moim bliźnim, mój nigdy” – tak myśli każdy lud.

163.

Miłość świeci na wyżynach tym, co w człowieku – wyjątkowe: bo łatwo potrafi przyćmiewać jego regułę.

164.

To, co powiedział Jezus Żydom: „Sługom miało służyć prawo, – wy kochajcie boga tak, jak ja synowską go miłością pokochałem. Po co, nam synom, moralność.”

165.

W oczach każdej partii – kto chciał jej być pasterzem, potrzebuje zawsze barana – chyba, że też doraźnie odczuwa potrzebę barana.

166.

Dobrze przechodzi nam przez usta kłamstwo wtedy, gdy z pyska wychodzi prawda.

 167.

Intymność twardego człowieka, jest okryta wstydem – który jak zawsze okrywa to, co najdroższe.

168.

Chrześcijaństwo otruło Erosa, ale on od tego nie umarł, tylko padł ofiarą złego nałogu.

169.

Mówiąc wiele na swój temat, też można być niewidocznym.

170.

Pochwałą można dotknąć bardziej, niż naganą.

171.

Delikatne współczucie dla człowieka, któremu dane było już poznać, może doprowadzić go do śmiechu, jak ręka głaszcząca cyklopa.

172.

Z miłości do ludzkiego losu, bierzemy w objęcia los jednego człowieka (wszystkich przecież objąć nie można), ale powiedzieć tego nie sposób, by nie spłoszyć tym człowieka…

173.

Tego czego się nie docenia, nie darzy się nienawiścią. Nienawiść łączy z równym, albo rozdziela z tym kogo się nie sięga.

174.

Wy utylitaryści, powożą was tylko wasze skłonności, gdy wieziecie nam wszystko, co potrzebne, jak znosicie larum tego terkotu na swoim własnym polu?

175.

Ostatecznie nie kocha się tego, czego się pożąda, ale w samym pożądaniu nie jeden się zakochał.

176.

W próżności razi nas tylko to, co możemy zobaczyć przez naszą próżność.

177.

Czym jest być może „prawdomówność”, tego nie powiedział nikt do końca z prawdą.

178.

Gdy się nie uznaje głupoty mądrego człowieka: bo nie uznaje jego praw człowieka!

179.

Następstwa biorą za łeb, i tego kto się „poprawił”.

180.

Jeśli ktoś niewinny kłamie, jest o dobrej sprawie przekonany.

181.

Jeśli na ktoś został przepędzony przekleństwem, nieludzko jest mu dawać na tej drodze błogosławieństwo jeszcze.

182.

Jest gorzko słuchać zwierzeń lepszego, bo nie usłyszy już od nas niczego szczerego.

183.

„W twoim kłamstwie niczego złego, ile ja nie straciłem do ciebie pewność.”

184.

Kto ma śmiałość czynić dobrze, musi się uważać za równy złemu wyjątek.

185.

„On nie przypadł mi do gustu” – dlaczego? – „Bo nie dorosłem jeszcze do tego.” – czy, słyszeliście już takiego człowieka?

Nota o autorze

Frydrych Nitzsche i jego dzieła jest przykładem człowieka i twórczości, którego dzieła stały się w pewnym momencie nieaktualne z historycznego punktu widzenia , ponieważ zostały wykorzystane (odegrały w zwulgaryzowanej formie rolę w złej farsie jaką był ideologia nazistowska), tak że historia dała jego słowom śmiertelny wyrok. Tekst znany w Polsce pod tytułem „Poza dobrem i złem” mógł prowadzić do kontrowersyjnych wniosków, jeśli się nie wspomnieć tego, co autor pisze na samym początku we wstępie tego dzieła, o „napięciu”, czyli korzystnym momencie, w którym się Europa w drugiej połowie XIX wieku znajdywała już po obaleniu dyktatury kościoła ale jeszcze przed dyktaturą większości (czyli demokracji). Jego dzieła są o tyle interesujące ponieważ są jednocześnie reliktem czasu, który już nie ma dzisiaj żadnej historycznej kontynuacji i jednocześnie są aktualne, jako spory kawałek psychologii, którą można dalej obserwować w zupełnie nowym podziale ról i pod inną nazwą.

Nota o tłumaczu

Tłumaczka zajmuje się eseistyką (debiutowała w 2019 roku czterema esejami „Natchnienie Szekspira” „Kapłani Darwina „Moralni Daltoniści i Barwy Cierpienia” „Plantacja Marzeń”), i pracowała zarówno jako eseista, jak felietonista i grafik artystyczny dla lokalnej gazety „Polityka Krakowska”, jest z wykształcenia grafikiem ale jej pasją i zainteresowaniem jest polski język.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko