Janusz M. Paluch – Tylko nie w maju…

0
51


Boję się artystycznych opowieści o współczesnych dramatycznych wydarzeniach – choćby o tragedii w Kopalni Wujek, czy o postaciach zakatowanych przez oprawców wywodzących się ze służb PRL-u takich jak ks. Jerzy Popiełuszko czy Stanisław Pyjas. Nie chcę ponownych wspomnień o czasach, które moje pokolenie doskonale pamięta. Dlatego też z dużym uprzedzeniem oglądałem spektakl Piotra Rowickiego „W maju się nie umiera. Historia Barbary Sadowskiej” w reżyserii Anny Gryszkówny, opowieści o zakatowaniu przez milicjantów Grzegorza Przemyka, o śmierci, pożegnaniu i wyniszczającej walce o prawdę.


Ascetyczna scenografia, biały ekran, dwa krzesła, jeansowa bluza… I ona – Agnieszka Przepiórska, w roli Barbary Sadowskiej. Bohaterka urodziła się w Paryżu w 1940 roku. Po wojnie pojawiła się w Polsce. Była poetką – debiutowała w „Nowej Kulturze” w 1957 roku, od lat 70. XX wieku była działaczką opozycji demokratycznej, samotną matką wychowującą syna Grzegorza, urodzonego w maju 1964 roku. Od tego roku maj jest dla niej szczególnym miesiącem. Silna i radosna kobieta wyłuskująca z życia samo dobro. Na scenie przeżywa najgorszy dramat, jaki może spotkać matkę – śmierć syna, do tego jedynaka… Opowieść jest wielowątkowa, bo i życie literackie, wydawałoby się niewinne gry opozycji antykomunistycznej z prześladowcami z milicji i ubecji, którzy z czasem stają się agresywniejsi i brutalniejsi, coraz bardziej pewni siebie… „Sadowska, ty się nie bój, nic ci nie zrobimy, nie mamy na ciebie zlecenia…” – niby pociesza ją funkcjonariusz w trakcie brutalnego pobicia w 1983 roku, dodając po chwili, że załatwią jej syna. I zabili go w maju 1983 roku… W miesiącu, w którym się nie umiera… Wspomnienie pogrzebu, który stał się wielką manifestacją, wzruszające sceny pożegnania z nieobecnym już synem, to maestria aktorstwa w wykonaniu Przepiórskiej. Aż nie chce się wierzyć, że aktorka jest w stanie te chwile, zresztą cały spektakl, powtórzyć, osiągając ten sam poziom emocji. Z depresji Sadowską wyrywa uczestnictwo w rozprawach sądowych oraz kuriozalny wyrok skazujący za śmierć Grzegorza pielęgniarzy pogotowia ratunkowego i lekarkę Barbarę Makowską-Witkowską. W tym miejscu muszę wspomnieć spektakl Niny Repetowskiej, która 25 października 1989 roku, w sali pogotowia ratunkowego w Krakowie przy ul. Łazarza, zaprezentowała premierowe przedstawienie monodramu „Wezwanie” według scenariusza Zbigniewa Bauera na kanwie książki wspomnieniowej Barbary Makowskiej-Witkowskiej (spektakl grany później na scenie dawnego Śródmiejskiego Ośrodka Kultury przy ul. Mikołajskiej w Krakowie). Pamiętamy legendarną notatkę gen. Czesława Kiszczaka: „Ma być tylko jedna wersja śledztwa – sanitariusze”… Schorowaną Barbarę Sadowską trzyma to jeszcze przy życiu do 1986 roku…


Wszystko było dobrze, dopóki była odpowiedzialna za siebie. Swobodny, radosny styl życia, miłość, poezja, poczucie wolności w środowisku literackim Warszawy. Pierwsze publikacje i sukcesy. Kiedy w maju 1964 roku pojawia się owoc miłości – Grzegorz, rodzi się też lęk o niego. Szczególnie, gdy na półce z lekturami dostrzega książki Rafała Wojaczka, Arthura Rimbaud’a – poetów śmierci, a jego ulubioną torbą, z którą nie rozstawał się nigdy, stał się chlebak legendarnego Edwarda Stachury, z którym Barbara Sadowska była zaprzyjaźniona. Te myśli i spostrzeżenia pojawiają się już po jego tragicznej śmierci, gdy analizuje jak mogło do niej dojść. Gdy poszukuje winy w sobie… Bo przecież to ona podsuwała mu książki buntowników, którzy przez całe życie ją fascynowali. To ona podsuwała mu oficjalnie zakazane książki polskich pisarzy i poetów, uczyła go wrażliwości, miłości… Zero przemocy w życiu rodzinnym… To ona była nowoczesną matką, która zostawiała dziecko samopas w domu, bez obiadu, na wszystko mu pozwalała, wychowywała go bezstresowo… Prowadziła z nim dyskusje o polityce, wolności i zniewoleniu.

Pojawia się też motyw ewangeliczny – „Szczęśliwe niepłodne łona, które nie rodziły, i piersi, które nie karmiły”, lament matki, która straciła dziecko… Porównanie do scen z „Dziadów” Adama Mickiewicza, gdy pojawia się pani Rollisonowa, kajająca się przed tyranem dającym jej nadzieje, tyranem, który wie, że jej syn już nie żyje.


Przedstawienie od pierwszej chwili, aż do ostatniego słowa, ostatniej sceny, po której zapada długa chwila ciszy przy wygaszonych reflektorach, zanim ktoś odważy się zakłócić ją, inicjując oklaski. Standing ovation od pierwszej chwili, długie i bezlitosne brawa ponadnormatywnie wywołujące zmęczoną aktorkę na scenę. Spektakl prezentowany na wysokich diapazonach emocji, radości z życia i nieokiełzanego bólu po stracie syna, w końcu beznadziei i poszukiwaniu dalszego sensu egzystencji. Intensywny, nieprzerwany monolog, mistrzowsko wykonany przez artystkę, wciąga niezauważenie widza, którego emocje żywo reagują na jej słowa… U niejednej, niejednego pojawią się oburzenie dotyczące metod wychowawczych. Czy to uchroniłoby go przez brutalnością milicji? Na pewno nie! Dramat Sadowskiej jest też naszą tragedią… Wszak Grzegorz Przemyk, nie tylko niespełniony poeta, to perła nonszalancko rzucona przed wieprze, jak bohaterowie „Kamieni na szaniec” Aleksandra Kamińskiego.

Janusz M. Paluch

Teatr Łaźnia Nowa w Krakowie, Piotr Rowicki „W maju się nie umiera. Historia Barbary Sadowskiej”, reżyseria – Anna Gryszkówna, scenografia i kostium – Alicja Patyniak-Rogozińska, muzyka – Michał Lamża, reżyseria światła i wideo – Michał Głaszczka. Występuje – Agnieszka Przepiórska. Spektakl został przygotowany przez Dom Spotkań z Historią w Warszawie. Krakowska premiera: 25 czerwca 2023 r.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko