Janusz M. Paluch – Spektakl po byku!

1
64

Właściwie powinienem się obrazić! Wyjść ze spektaklu! Trzasnąć drzwiami! W czasie monodramu pada tyle obraźliwych słów wypowiedzianych przez Ślązaka pod adresem Polaków, słów pełnych nienawiści, ze szczególnym uwzględnieniem Warszawiaków… Ech!…

Z drugiej strony nie ma się czemu dziwić, wszak autorem spektaklu Byk jest Szczepan Twardoch, który nie raz dawał już w swej twórczości upust swoistej niechęci wobec Polaków, wśród których przyszło mu mieszkać. Mam nadzieję, że w spektaklu Byk wyrzucił z siebie już wszystko, cały jad trujący go od środka… Pewnie płonne nadzieje, bo żalu i bólu nie tak łatwo się pozbyć, a jeśli jest to główna siła motoryczna jego twórczości?…

Byk napisany został przez Szczepana Twardocha z myślą o scenie teatralnej. Stworzona przez niego postać nie wzbudza sympatii, ale już litość tak, bo jest osobą zaszczutą przez media, w sytuacji prawie bez wyjścia. Prawie… Bo przecież zawsze ktoś kogo zna, ktoś komuś jest za coś wdzięczny. W końcu dramat można przekształcić w kontrolowany skandal, napisać o tym książkę, nakręcić reportaż czy film i zdobyć – no i co z tego, że wątpliwą – popularność, za którą pójdzie kasa? Mało takich przypadków znamy? Co zrobi Byk – zobaczcie na scenie, albo przeczytajcie w książce Twardocha…

Scenografia wprowadza nas w atmosferę przeciętnego śląskiego mieszkania, gdzie królują meblościanka, obite skayem fotele, kuchenny kredens oraz kuchenny stół, łóżko dla ciężko chorego. W tej przestrzeni pojawia się Robert Mamoch, Byk nie do zdarcia, który jest znaną osobą publiczną, pierwszym w historii Ślązakiem dyrektorem ważnej śląskiej instytucji kultury. Doszedł do tej pozycji ciężką i pełną wyrzeczeń pracą. W przestrzeń publiczną wypłynęły jednak materiały kompromitujące go, narkotyki, alkohol… Wydaje się że jest skończony… Chowa się przed polującymi na niego dziennikarzami w mieszkaniu nieżyjącego dziadka. Ale jego duch jest obecny, słyszymy w przełomowych momentach spektaklu charczący oddech… Zresztą monolog wygłaszany przez Roberta Talarczyka jest jakby dialogiem z dziadkiem, sztygarem – poważanym w kopalni pracownikiem. Oupa od zawsze rządził rodziną, jego pragnienia miały być spełniane. Kiedy Byk nie dostał się na studia, długo się do niego nie odzywał. Teraz, kiedy go nie ma, może mu wygarnąć wszystko, nie może mu już niczego zabronić. Nie skarci go wzrokiem, ani słowem. Kiedy przyprowadził dziewczynę, oupa nie ukrywał zawodu, że nie z domów pochodzi, a z bloków… W blokach mieszkali przyjezdni. W barku zaszczuty telefonami Byk znajduje butelkę whisky, którą pije jak herbatę… W kieszeni znajduje saszetkę z kokainą, w poszukiwaniu czegoś, z czego można by utworzyć rulonik, znajduje w bibliotece wydrążoną książkę, a w niej ukryte banknoty, polskie (już dawno nieważne) oraz niemieckie marki… Wysypuje je z pogardą na podłogę, choć jeden z banknotów się jednak przydaje… Wciąga kokę, popija whisky i znowu jest pełen wigoru, pełen optymizmu… W końcu nie ma sytuacji bez wyjścia. Wszak oupa w czasie wojny był w niemieckim wojsku, co przez lata było owiane tajemnicą… Byk natomiast pięknie mówi literackim językiem polskim, czemu różne osoby nie mogą się nadziwić, wszak ze Śląska pochodzi. Czy już wtedy rodziło się w młodym człowieku poczucie poniżania, krzywdy, że musi się ukrywać ze swym śląskim pochodzeniem? Że musi słuchać wywodów „salonowców” najczęściej stolicznych, bo tam trafił, bo tam się robi kariery? Podgrzany narkotykiem, alkoholem, nie tylko wygarnia nieobecnemu dziadkowi to, czego nigdy by mu się nie odważył powiedzieć za życia, ale wygarnia nam – publiczności – co myśli o nas (wszak na widowni byli w większości Polacy). Jesteśmy Polakami, a więc tymi, którzy przyczynili się do stłamszenia jego śląskości. Padają słowa nienawiści, które zapadną mi na długo w pamięci, jednak nie odważyłbym się ich expresis verbis zacytować. Wypowiada je Byk – człowiek naćpany i pijany, ale czy to miałoby być usprawiedliwieniem? Czy twórcy spektaklu mają prawo sięgać po słowa, które w skrajnych przypadkach mogłyby wywołać porutę na wrażliwej widowni? Kilka starszych osób nie było chyba w stanie znieść wypowiadanych przez Mamoka kwestii, więc opuściło salę… Nieopodal siedziała też starsza kobieta, która w najstraszniejszych momentach nie potrafiła ukryć emocji na twarzy, jej mimika mówiła wszystko, a w pewnym momencie wciśnięta – w niewygodny fotel – dosłownie skurczyła się…


Twardoch, ale i Talarczyk we wspaniałej kreacji Byka, są nie do zdarcia, artystycznie osiągnęli w spektaklu zapewne to, co chcieli. Zaszokowali publiczność.  Prowokacja zmusza do myślenia, ale i do buntu, który musiał się pojawić w każdym uważnym widzu. Po tym spektaklu jedni zrozumieją Śląsk, ba, nawet go pokochają (miłością pewnie nieodwzajemnianą) i będą szukać nie tylko u Twardocha trudnych tematów historycznych, narodowych, inaczej spojrzą na tych, co będą mówić o autonomii Śląska. Ale będą też tacy, którzy poruszeni i obrażeni z niechęcią będą wracać do twórczości Twardocha i innych twórców tak wyraziście identyfikujących się ze Śląskiem. A przecież to był tylko teatr…?

Janusz M. Paluch

Teatr Łaźnia Nowa w Krakowie (18.06.2023): Szczepan Twardoch „Byk”; reżyseria – Robert Talarczyk, Szczepan Twardoch; scenografia – Marcel Sławiński; muzyka – Aleksander Nowak; obsada – Robert Talarczyk. Główny producent: STUDIO teatrgaleria; koproducenci: Fundacja Teatru Śląskiego „Wyspiański”, Teatr Łaźnia Nowa, Instytut im. Jerzego Grotowskiego. Premiera 19.03.2022 33/70

Reklama

1 KOMENTARZ

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko