Zdzisław Antolski – MINIATURY

0
46

Trawa

Przyjechał do nas Wujek ze wsi i przywiózł ziemniaki, jajka, mięso i domowe wyroby. Rodzice skakali koło niego na paluszkach. Ojciec osobiście ugotował obiad, bo w czasie wojny był kucharzem w klasztorze, w Czernej i sporo się nauczył. Po wojnie chcieli go zatrudnić w restauracji w Sopocie, ale on wybrał Działoszyce, gdzie była szkoła na nauczycieli. Potem nieraz gorzko żałował, że nie został zawodowym kucharzem.

Teraz podał na stół wykwitną pieczeń z ziemnniakami i duży talerz z sałatą, skąpaną w śmietanie.

Wujek pochłaniał mięso i ziemniaki i przez cały czas krzywo spoglądał na śmietanę.

W końcu nie wytrzymał i powiedział:

– Tadek, czy ty mnie chcesz obrazić?

– Ależ skąd, no co ty opowiadasz – bronił się ojciec.

– To czemu podajesz mi do jedzenia trawę? Czy ja jakieś bydło jestem, żeby jeść trawę? Zabierz to stąd!

Ojcec złapał sałatę i wyniósł do komórki…

Wujek się uspokoił i napił się wódki. Samotnie, bo w naszym domu nie piło się alkoholu, tylko podczas uroczystości.

Czapki

Chłopi nosili czapki przez cały rok. W zimie chroniły przed mrozem, a latem przed upałem. Ale kiedy w żniwa wchodzili do kościoła, to musieli zdjąć czapki. I wtedy w całej świątyni robiło się jasno, bo wszyscy mieli blade czoła, a łysi świecili łysiną. Natomiast resztę twarzy mieli ciemną jak Murzyni. Tak samo dłonie. Tworzyło to niesamowity kontrast,

Kto miał włosy, ten był ciemniejszy i mniej rzucał się w oczy… a może bardziej?

Tadeusz Rogala napisał: “Czapki czy kapelusze spełniały wiele funkcji. W załug czapki wkładało się papierosa, jak ktoś poczęstował, a od razu nie miało się ochoty palić. Pod kapelusz wkładało się jaja, aby żona nie widziała i za nie w sklepie kupowało się papierosy. W Cieszkowach było takie zdarzenie, że chłop z trzema jajami pod kapeluszem szedł do sklepu po papierosy. Akurat nadjechał dziedzić, chłop zapomniał o jajach, a przed dziedzicem trzeba było się ukłonić i zdjąć kapelusz. Jaja wypadły na drogę, chłop pod nosem zaklął i zawrocie do domu

Nakrycie głowy miało wielorakie znaczenie. Gdy chłop był bardzo zdenerwowany rzucał czapką o ziemię, albo gdy miał miłą sąsiadkę to przynosił jej czapkę czereśni”.

Chrabąszcze

W maju, wieczorami wychodziłem z moją kotką na spacer. Szliśmy aleją kasztanowców, żeby polować na chrabąszcze. Znad lasu, z pól pod górą Zwinnicą, z czarnej otchłani nadchodzącej nocy, nadlatywały całe chmary tych niezdarnych, grubych, brązowych owadów. Buczały w powietrzu jak samoloty.
Chwytałem je w dłoń, a kiedy czułem nieznośne łaskotanie, wypuszczałem na wolność. Kotka podskakiwała sprężyście wysoko w górę, żeby łowić owady w locie. Chwytała chrabąszcza w obie łapki, a potem, choć ją prosiłem, żeby tego nie robiła – po prostu bezwstydnie chrupała.
Chłopaki ze wsi łapali chrabąszcze, trzymali je w pudełkach po zapałkach i wpuszczali dziewczynom pod spódnice i do bluzek.
A starsza kawalerka śpiewała na zabawie w remizie:
Maryś, moja Maryś, chodź ze mną do lasa,
a ja ci tam w gąszczach pokażę… chrabąszcza.
Na co panny odpowiadały:
A ja ci, Jasieńku, minę młodą lipkę
i w cieniu roślinek pokażę… krzak malinek.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko