Zdzisław Antolski – MINIATURY

0
117

Janek z Sosnowca

Nie wiedzieć czemu. w naszej wiejskiej szkole, chyba w piątej klasie, pojawił się Janek z Sosnowca. Od razu chciał ze mną pogadać i mama zezwoliła, żeby przyszedł do nas do domu. Opowiedział mi jakie westerny widział w kinie w Sosnowcu, bo my nie mieliśmy stałego kina, tylko objazdowe. Widział, że zbieram znaczki pocztowe i od razu zaproponował, że sprzeda mi swój album ze znaczkami. Mama od niego kupiła. Po pewnym czasie odkryłem na ostatniej stronie jakieś nieznane imię i nazwisko. Ale zależało mi na znaczkach, więc siedziałem cicho.

Opowiadał, że w Sosnowcu był przywódcą bandy, która walczyła z sąsiednią ulicą. Przyjaźnił się ze starszymi łobuzami i pił wódkę, Chwalił się, że kochał się z dziewczynami. Opowiedział także, jak w naszej wsi pod sklepem, jeden pijany, starszy chłop, rozrzucał pieniądze i on, Janek, sporo ich uzbierał. Widać było, że interesują go głównie pieniądze.

Aż w końcu wydarzyła się katastrofa, Moja mama nakryła Janka w naszym kurniku, jak kradł kurze jajka. Skrzyczała go i wygoniła z podwórka. I zabroniła, żeby mnie odwiedzał. W dodatku mama ośmieszyła go przed klasą. Wiem, że nie powinna tego robić. Czułem się zażenowany.

Zapewne Janek chciał sprzedać jajka. Punkt skupu znajdował się u państwa Rejów, niedaleko szkoły. Mama wysłała mnie tam kiedyś z jajkami. Przyjęła mnie najmłodsza córka Rejów, młodsza ode mnie o kilka lat. Bardzo mi się podobała, ale widziałem z jej oczu, że jest bardzo mądra. Tzn. niekoniecznie miała wiedzę, ale doświadczeniem życiowym mnie przewyższała,

Janek się obraził i rzucał we mnie na pastwisku, na dawnych dworskich nieużytkach, ostrymi kamieniami i wulgarnie mnie wyzywał. Tymczasem przyjechała do jego domu młodsza kuzynka. Śledziłem ich i widziałem, jak przy pasieniu krowy, przykrywają się całkowicie kocem. Zastanawiałem się, co oni tam robią?

Tymczasem jesienią Janek i jego kuzynka wyjechali do Sosnowca. Ciekaw byłem dalszego losu Janka, ale wkrótce ja też wyjechałem do miasta i całkowicie o nim zapomniałem.

Plotki

System plotek na wsi działał niezawodnie. Pewien żonaty sąsiad romansował z sąsiadką, o kilka chałup dalej. Plotkarze donieśli jego żonie i dorosłej córce. Kobiety nie skarciły swojego męża i ojca, on miał prawo, tylko pobiegły kłócić się z sąsiadką, rzekomą kochanką. Wybuchła gigantyczna awantura, pół wsi się zbiegło na to dziwowisko, a panie się podrapały po twarzach, wyrwały sobie włosy na głowach i na koniec pobiły kijami. Najciekawszy był moment, gdy młoda uczestniczka awantury zadzierała kieckę i pochylała się do przodu, żeby pokazać, gdzie ma ją pocałować pani z pretensjami, która robiła dokładnie to samo.

Innego razu, przybiegła do mnie mała sąsiadeczka, która chodziła do trzeciej klasy, gdy ja już byłem w ósmej.

– Słuchaj, słuchaj, mówi do mnie podniecona. W naszej stodole (powiedzmy) Weronika z twojej klasy bawi się, że się z tobą kocha.

Osłupiałem. Akurat Weronika nigdy na mnie nie spojrzała czulej, nie zagadnęła. Ja też ją omijałem, bo myślałem, że te sprawy jej nie interesują.

Pobiegliśmy z małą do ich stodoły, ale Weronika, zawstydzona, uciekła.

A może to była podpucha małej? A kto to wie… Wszędzie tylko plotki i plotki.

Okno

Byłem chory. Przez całą zimę siedziałem w domu. Ojciec za oknem ustawił karmnik dla ptaków. Nasypał ziaren, zawiesił na nitkach kawałki słoniny. Nadleciała chmara wróbli i sikorki bogatki, ale pojawiło się też kilku skrzydlatych arystokratów, których długo szukałem w atlasie ptaków. Siedziałem na krześle, oparty plecami o rozgrzany piec kaflowy. Na moich kolanach kotka mruczała piosenkę.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko