Dorota Chołody – wiersze

0
233
Janusz Hankowski


węzły

spadające gwiazdy
pocięły niebo

odbijamy się
od ścian papierowej łódki
a każdy oddech
na krótko wstrzymuje świat

jeszcze przed brzaskiem
ptaki zdejmują z nas sen


malowane na szkle

woda rozstępuje się miękko
łaskocze palce

odgarniam trzciny
tak by nie spłoszyć ważki
zimny piach okleja stopy

łódź osiadła na mieliźnie

tylko wytrawni żeglarze
potrafią ominąć rafy


widnokrąg

szklana kula ze śniegiem
odwraca świat

w rozrzuconych włosach
niebiesko odbija się latarnia

z tego czekania
rosną nam skrzydła

należymy do siebie
jak pestki do jabłka


akwarele

kiedy mgła układa się w trawie
zaschnięte pędy
wyciągają szyje do światła

jedziemy tam gdzie kończą się tory

moje wiersze mają posmak
leśnych poziomek
ilekroć wywracasz je
na drugą stronę


plecionka

od zakrętu rozpoczyna się
zakazane pole

podczas przedpołudni utkanych
z czerwonych maków
wsiąkaliśmy w kłosy

tylko leszczyny za domem
pamiętają jeszcze nasze imiona

chabry znaczą osnowę


echo

opustoszały plac portowego miasta
słychać jak mewy wykrzykują
początek i koniec

wśród splątanych linii
twojej dłoni
szukam prostej

po chwili gubię się
w bocznej uliczce


odbicia

dzikie wino
znowu poczerwieniało

plączę się coraz mocniej

chociaż wchodzenie
do tej samej wody
przyprawia o ból stawów
kreślę kółka
na twoim ramieniu

zimne ognie
zastygają w powietrzu


w archipelagu

od kiedy wyschły żagle
nie nakręcam zegara

przez okno wpada niebieskie światło
a kosy wiją gniazda
w moich włosach

po twojej stronie
niebo różowieje
każdego dnia

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko