Elżbieta Isakiewicz – KOBIETA ZNAMIENNA

1
249

Na okładce jej portret. Wzrok szeroko otwarty, wymierzony w jakieś zdarzenie. Twarz pociągła. Usta w ledwie zaznaczonym uśmiechu, obramowanym czymś łagodnym i gorzkawym. We włosach, jak znamiona, pasma czerwieni.
Katarzyna Brus-Sawczuk, z zawodu lekarz stomatolog, z natury poetka, autorka trzech tomików wierszy „Kraina deszczu i słońca – świt”, „Kilka moich ulubionych”, „Smutek i inne emocje” oraz zbioru opowiadań „Stany (pod)świadomości” konsekwentnie zamieszcza na okładkach książek portretowe fotografie własnej twarzy. To rodzaj komunikatu: „ Oto ja. Taka jestem. Zajrzyj do mojego świata”.

Świat „marszczek” to trzydzieści osiem wierszy poprzedzielanych frapującymi, niepokojącymi obrazami Doroty Cieślińskiej-Brodowskiej, świat przesączony przez filtr kobiecości. W tym kobiecym widzeniu spraw i rzeczy nie ma pudrowania, wygładzania, udawania, maskowania. To poezja autodystansu i konkretu.

                        Mam rozpaloną głowę.
                        To miłość
                        albo natłok myśli.
                        Lekarz mówi, że
                        menopauza
                           
    [PLUS PIĘĆDZIESIĄT DWA]

Kto by jednak oczekiwał, że owa niechęć do lukrowania rzeczywistości podąży tropem naturalizmu, sypnie obscenią, zaszokuje wulgaryzmem, ten się pomyli. Literacka wyobraźnia Katarzyny Brus-Sawczuk otwiera się na terytorium, gdzie opisywane zdarzenie odnajduje bezpośrednią drogę do swego wyrazu, do esencjonalnego znaczenia, budując napięcie drugiego dna, tego, co między słowami, jak w dwuwersowym haiku o samotności:

                         Znów pada deszcz
                         nie słowo

Napięcie wpisane w tę poezję plasuje ją w nurcie anty-sielskości. Autorski świat Brus-Sawczuk cętkują zadry „marszczek”. Tkwią w dysonansie wywołanym konfrontacją ciała i umysłu:

                          Botoks wstrzykuję
                          co cztery miesiące.
                          Pełny relaks.
                         Mózgu nie da się wyprostować.
                                                        
[MARSZCZKI]

Wyłaniają się ze zderzenia kobiecych pragnień o czułości z realnością, w której mężczyzna, uwięziony na testosteronowej planecie, rzadko udaje się w podróż pozwalającą odsłonić psychiczną strukturę płci przeciwnej i wyjść jej naprzeciw. Siłę tego zderzenia obrazują strofy z ostatniego wiersza tomu:

                               Kobiety nie noszą prezerwatyw
                               w portfelach. Nierozsądnie wierzą,
                               aż się spełni, inwestują niewłaściwie
                               w numerki przed pracą na tylnym
                               siedzeniu. Pod obstrzałem kamer.
                               Głupie czekają
                               na dwa słowa. W samotności
                               jeden kieliszek za dużo
                               jest gorzki.

Bezpruderyjny styl poetyckiej narracji wzmacnia konsekwentnie szkicowany przez autorkę wizerunek współczesnej i nowoczesnej kobiety, zarazem wkomponowuje się w proces tkania napięcia. Bo idzie ramię w ramię, słowo w słowo z odwieczną, rzec można tradycyjną nostalgią za takim wspólnictwem z mężczyzną, które stwarza poczucie bezpieczeństwa, wyczuwa pod stopami grunt. Intuicja podszeptuje poetce, że w kręgu bezpieczeństwa kobiecość rozkwita najpełniej, a gdy „drży z zimna niepewność jutra”, miłość zamienia się w gorzkość. Katarzyna Brus-Sawczuk zaklina damsko-męską bliskość we wzbudzający kojące emocje symbol chleba: „Związek jest ziarnem/chlebem rumianym”. Nawet jeśli to projekcja wyidealizowana, to wydaje się zabiegiem świadomym – porządkuje rzeczywistość wedle utrwalonej hierarchii kobiecych tęsknot i potrzeb, sięga do skojarzeń archetypicznych.

Ale zakres tej poezji wykracza poza wrzącą materię międzyplanetarnych uwikłań dwóch płci. Kieruje się także ku światu zewnętrznemu, jego biedom, ułomnościom, absurdom, jego „marszczkom”, nieustępliwie wydobywając stan napięcia między jednym a drugim wersem, jak w wierszu [ONI POSZLI DZIŚ NA WOJNĘ]:

                            W dniu, który nie nastąpił,
                            mieli iść do pracy.
                                   (….)
                           Bóg zapomniał
                           imię.
                           Już się nie tłumaczy.

Albo jak w [BEZDOMNOŚCI UCZUĆ]:

                        ptaki milkną
                       i nie ma już drogi
                             (…)
                       Świat jest za ogrodzeniem.
                       Plastykowy wybieg.

Czwarta książka poetycka Katarzyny Brus-Sawczuk to z pewnością najdojrzalszy pod względem warsztatu i treści rezultat jej twórczych peregrynacji. Niezmienne pozostają od początku obecne w tej poezji znamiona – znaki szczególne: tytuł będący zarazem puentą, w kwadratowych nawiasach, pisany wielkimi literami pod wierszem, zmysłowość tknięta rysem metafizycznym, owo tłoczące się w międzysłownych przestrzeniach napięcie, harda, świadoma siebie, jednocześnie tkliwa kobiecość.
Będę tej autorce kibicować.

Elżbieta Isakiewicz

Katarzyna Brus-Sawczuk, marszczki, Wydawnictwo ANAGRAM, Warszawa 2022, s.53.
Pozycja wydana dzięki wsparciu finansowemu Instytutu Literatury w ramach Tarczy dla Literatów.

Reklama

1 KOMENTARZ

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko