Plotki
System plotek na wsi działał niezawodnie. Pewien żonaty sąsiad romansował z sąsiadką, o kilka chałup dalej. Plotkarze donieśli jego żonie i dorosłej córce. Kobiety nie skarciły swojego męża i ojca, on miał prawo, tylko pobiegły kłócić się z sąsiadką, rzekomą kochanką. Wybuchła gigantyczna awantura, pół wsi się zbiegło na to dziwowisko, a panie się podrapały po twarzach, wyrwały sobie włosy na głowach i na koniec pobiły kijami. Najciekawszy był moment, gdy młoda uczestniczka awantury zadzierała kieckę i pochylała się do przodu, żeby pokazać, gdzie ma ją pocałować pani z pretensjami, która robiła dokładnie to samo.
Innego razu, przybiegła do mnie mała sąsiadeczka, która chodziła do trzeciej klasy, gdy ja już byłem w ósmej.
– Słuchaj, słuchaj, mówi do mnie podniecona. W naszej stodole (powiedzmy) Weronika z twojej klasy bawi się, że się z tobą kocha.
Osłupiałem. Akurat Weronika nigdy na mnie nie spojrzała czulej, nie zagadnęła. Ja też ją omijałem, bo myślałem, że te sprawy jej nie interesują.
Pobiegliśmy z małą do ich stodoły, ale Weronika, zawstydzona, uciekła.
A może to była podpucha małej? A kto to wie… Wszędzie tylko plotki i plotki.
Pani w oknie
Nasza sąsiadka zachorowała. Podobno miała wodę w nogach i nie mogła chodzić, Dlatego całe dnie siedziała przy oknie i zza paprotek patrzyła na drogę. Była jeszcze w średnim wieku, ale uziemiła ją w oknie choroba. Właściwie to nie miała na co patrzeć, bo w zwykłe dni było pusto. Tylko w niedzielę ludzie szli i jechali do kościoła.
Krępowałem się trochę, bo kiedy przechodziłem koło jej chałupy, ta pani patrzyła na mnie. Wstydziłem się i biegłem do chłopaków albo na naszą szkolną działkę. W ogóle wtedy między dorosłymi a dziećmi była przepaść. Dzieci lekceważono i przepędzano.
A teraz mam żal do siebie, bo trzeba było przystanąć, powiedzieć dzień dobry i porozmawiać. Pani z okna na pewno by się lepiej poczuła, bo nie miała towarzystwa, jej mąż i córka pracowali w polu, w obejściu i w domu.
No i jej córka, młodsza trochę ode mnie, była bardzo ładna i miała cudną figurę, jak aktorka filmowa.
No i kto wie, jak to by się potoczyło. Tak sobie marzyłem.
Krótko po przeprowadzce do Kielc, dotarła do mnie wiadomość, że Pani z okna zmarła.
Spotkanie z księdzem
Po niedzielnej mszy widziałem, jak ksiądz proboszcz Antoni Karwat wychodzi w czapce z kutasikiem przed zakrystię, a kilkanaście starszych pochylonych babuleniek z torebkami, otacza go ze wszystkich stron i całuje po rękach. Przez jakiś czas byłem ministrantem i nawet miałem w wielkiej szafie w zakrystii swoją komeżkę z wyhaftowanymi pierwszymi literami imienia i nazwiska.
Później mama pokłóciła się z księdzem, bo przy pierwszej komunii ustawił mnie w parze z niepełnosprawnym umysłowo chłopakiem, który był agresywny, a na swoją komunię czekał już parę lat. Ksiądz bronił się, że chodzi mu o to, że jesteśmy równi wzrostem. W efekcie do pierwszej komunii poszedłem w Kielcach, w kościele Św, Krzyża,
Ale nie zaważyło to na moich stosunkach z księdzem. Akurat chodziłem wtedy często do pani dentystki w Złotej, a ksiądz jechał furmanką na stację kolejową. Miał jakieś spotkania w Kurii, w Kielcach, Zawsze wołał mnie do swojej furmanki i podwoził do gabinetu stomatologicznego. Przez całą drogę gadaliśmy o wszystkim i o niczym.
Tuż przed moim wyjazdem szedłem sobie skrajem drogi z dziewczyną, gdy nadjechała bryczka z księdzem, który jechał z ostatnim namaszczeniem, Zawstydzeni schowaliśmy się w przydrożnych krzakach i skradłem jej pocałunek w usta.
Kiedy przeprowadziłem się do Kielc mało myślałem o księdzu, ale pewnego razu, uczęszczałem właśnie do drugiej klasy Liceum, wracałem ze szkoły do domu. Na głównej alejce parku nagle spotkałem księdza Karwata. Miał duże oczy, którym wpatrywał się we mnie intensywnie, co mnie peszyło. Szedł do Kurii. Pogoda była pochmurna i smutna. Czułem się zmęczony i głodny, bolały mnie plecy. Ukłoniłem się księdzu, który uchylił czapkę i poszliśmy, każdy w swoją stronę.
Może należało przystanąć i zagadać. Ale byłem zbyt zaskoczony widokiem księdza, kiedy padał drobniutki deszcz. Tak oto spotkałem mojego wiejskiego mentora, który uczył mnie religii na wsi. Byłem już innym człowiekiem.
Zdzisław Antolski