Upominałem się kiedyś o to, aby przyznać prawa człowieka postaciom literackim. Patrzę się w lustro przy goleniu i zastanawiam, dlaczego ten ktoś za szkłem, niewyraźny i chwilowy, ma cieszyć się pełnią praw, a odmawia się tych praw Zagłobie, Kubusiowi Puchatkowi, Doktrowi Judymowi i Tartarenowi z Tarasconu. Ostatnio, jako że mam pewne kłopoty z wydawaniem książek, zacząłem kłopotać się o prawa człowieka dla postaci z niewydanych powieści i opowiadań, o postaci ze scenariuszy, których nie zrealizowano. W zaułkach pamięci mojego laptopa spotkałem dawno nie widzianego przyjaciela, Optymira. Miał być bohaterem pięknego filmu. Sami Państwo ocenicie, jaką krzywdą było odmówienie Optymirowi prawa do życia. Pokażę go wam tylko w migawce. Oto dokument wiszący w jednej z szaf twardego dysku komputera. Oto reżyserska eksplikacja realizacyjna scenariusza 25 minutowego filmu animowanego.
„Optymir i miasto” to filozoficzna opowiastka o nas, mieszkańcach miast, przekazana językiem plastycznego żartu, metaforycznego skrótu, śmiałego uogólnienia.Film opowiada, jak ktoś bardzo zwyczajny, Optymir, w pogoni za szczęściem, pięknem, kobietą, musiał zmierzyć się z Miastem, zbuntowanym przeciw człowiekowi Miastem naszego czasu. To Miasto staje się towarem, już mu nie zależy, aby być dobrym miejscem do życia. Miasto, a właściwie Metropolia Mediów i Konsumpcji, jest problemem Optymira. Optymir nie może uwolnić się od Miasta, jest mieszczaninem. Potrzebuje przedmiotów, a jeszcze bardziej potrzebuje przedmiotów jego rodzina – Onatta i Mały. Jednocześnie jednak, potrzebuje Optymir wyjścia w przestrzeń, potrzebuje morza i plaży, samotności, książek i nieskończoności.
Głównym czynnikiem tworzącym plastyczną atrakcyjność filmu o Optymirze jest zaskakiwanie widza nieskończoną możliwością przemiany form, niejednokrotnie zaprzeczającą materialności świata, logice codzienności. Ptak może zmienić się w samolot, ryba w statek transatlantycki, po moście z ptaków można przekroczyć morze, potok samochodów może załamać się wodospadem.
Tyle eksplikacyjnego tekstu. Tego filmu nie zobaczycie. Ale to nie znaczy, że skończyła się moja przyjaźń z Optymirem, że przestałem z nim rozmawiać o kłopotach, jakie sprawia mu metropolia. To są także moje kłopoty. W napisanej przed laty eksplikacji przedstawiałem Optymira jak kogoś, kto dał się uwięzić w Mieście, musiał zmierzyć się z Miastem, w pogoni za szczęściem, pięknem, kobietą. To nie osobny, wydumany problem. Ludzkość przekroczyła punkt zwrotny. Już więcej niż połowa mieszkańców Planety mieszka w miastach, ogromna ich część żyje w wielomilionowych metropoliach. Dynamika rozwoju tych ośrodków przypomina gwałtowność rozrostu złośliwych nowotworów. To tam najwyraźniej widać, jak człowiek dążąc do rozwoju i szczęścia stworzył sobie przestrzeń bytowania, która jest groźna dla człowieczeństwa, groźna dla fizycznego dobrostanu, groźna także dla duchowej egzystencji. Tu, w hałasie masowego transportu, pod niebem pociemniałym od smogu, grozi człowiekowi samotność, demoralizacja, uwikłanie w przestępczość, konfrontacja z odrzuceniem.
Jose Ortega y Gasset ogłosił w roku 1929 fundamentalnie trafną diagnozę w filozoficznym eseju „Bunt mas”. Jego przewidywania sprawdzają się w nadmiarze.
Dlaczego warto o tym rozmawiać z Optymirem? Ponieważ jego imię gwarantuje postawę optymistyczną – zawsze miłą, a w sytuacji katastrofy – ratunkową. To jedyna postawa, którą można przeciwstawić opcji tragicznej, realizmowi żałobnemu. Warto spotkać się z Optymirem, teraz, kiedy coraz częściej czujemy, że jedynie uczciwe jest mówienie o tragicznej opcji bytu, o sytuacjach, które są złe dla wszystkich.
Bo przecież katastrofa metropolii, to nie jedyna katastrofa. Są inne, wiemy o nich, wiemy że półprawdy mediów łagodzą je tylko czasowo. Mówimy, nasza Ziemia będzie ocalona – gdy państwa dogadają się w sprawie energetyki i odpadów, gdy zatrzymamy ocieplanie klimatu. Bojownicy i publicyści ekologiczny swoimi wezwaniami i radami utwierdzają nas w przekonaniu, że ocieplanie klimatu da się zatrzymać. A przecież prosta arytmetyka, minimum danych ekonomicznych i obserwacji środowiskowych mówią – już za późno, od jakich trzydziestu lat za późno. Nawet gdyby dziś cud zatrzymał inercję cywilizacji, to jeszcze przez stulecie rozpędzone mechanizmy materii będą podnosić poziom oceanów, wysuszać kontynenty, topić lodowce.
Mówimy też – gdy Ukraina wygra wojnę i nareszcie zacznie się wielka odbudowa i demokratyzacja, gdy na wschodzie będziemy mieli nowe zaprzyjaźnione mocarstwo, to nareszcie… A przecież wiemy, nie powinniśmy używać czasu przyszłego, bo nasza wiedza o dramacie tej wojny jest naskórkowa, obrazki mediów, wstrząsające wezwania Zelenskiego, dywagacje putinologów – to nie wszystko. Nie mamy w mediach dobrej informacji o ekonomicznej podszewce tej wojny, o tym, kto ile zarabia na omijaniu sankcji przez pośredników, kto ile zarabia na spekulacjach kursami walut i cenami żywności, jak się bogacą producenci rakiet, haubic, dronów, ile zaciąga się długów, aby kupić bandaże, lekarstwa, paliwo, amunicję. A przecież od tego zależy trwanie wojny i jej wynik.
Dlatego warto pogwarzyć z Optymirem. W scenariuszu rysunkowym tego niebyłego filmu jest pyszna scena – wśród śmieci miotanych przez fale na piasek plaży tacza się bezsilnie butelka. Kamera zbliża nas do niej i widzimy, że ktoś jest w butelce. To Optymir w swoim płaszczyku i kapeluszu. Wykorzystuje chwilę między jednym a drugim uderzeniem fali. Sięga do kieszeni i wyciąga korkociąg. Wbija korkociąg od dołu w korek i odkorkowuje siebie. Wychodzi z butelki i spokojnie odchodzi brzegiem.
Gdy rozsądek nakazuje przyjąć wersję tragiczną bytu – warto było by spędzić chwilę na spokojnej rozmowie z Optymirem. On wie, że pesymizm przynosi lęki, a optymizm tworzy fakty. On poradzi, aby odwrócić się od ekologów, którzy obiecują uratowane planety tym, którzy kupią sobie auto elektryczne. Optymir poradzi, aby raczej słuchać tych ekologów, którzy mówią, jak się mamy wspierać, jak przygotować na czas, gdy katastrofa stanie się zimnem w kaloryferach i brakiem masła do chleba. Optymir nie radzi pochylać się nad mapami Siewierodoniecka, nie radzi dyskutować o zasięgu haubic. Radzi rozmawiać tu w Polsce i teraz z paniami z Ukrainy. Oto wiemy, że do kraju, w którym brakuje mieszkań dla miliona rodzin przyjechało ponad trzy i pół miliona osób. Zostały przyjęte po bratersku, a jeszcze bardziej po siostrzanemu. Z tej liczby około miliona przybyłych zostanie tu na dłużej niż parę miesięcy. Optymir nie będzie opowiadał o tym, jakie konflikty i niedostatki nas czekają. Optymir zachęci raczej, aby zachwycić się energią biologiczną, potęgą duchową, chęcią życia tych młodych kobiet, wyrostków i podlotków, dzieci. To nierozpoznana i wielka siła, szansa jakiej nie powinno się przegapić. Powinno się planować, jak oni – wspomagani przez nas – zmienią polską ekonomię, demografię, szkolnictwo i kulturę. A na dodatek nowa sytuacja – ile spotkań! Polscy pisarze spotkają ukraińskich pisarzy, już spotykają. Polscy lekarze spotkają ukraińskich lekarzy, polscy technicy i wynalazcy ukraińskich, polscy handlowcy – i tak dalej. Oczywiście spotka się także cham z chamem, kombinator z kombinatorem, gangster z gangsterem – to reguła wielkich liczb. Optymir przypomni to, co napisał znakomity filozof Stefan Świeżawski – nazwał on mistrzostwem życia umiejętność osiągania głębi i pełni w spotkaniu. Ileż tu dobra może się narodzić! A zło – przecież to bogactwo tematów dla pisarzy kryminałów, pole popisu dla współpracy polskiej i ukraińskiej policji.
Optymir to cenny rozmówca, chociaż istnieje tylko jako narysowany i napisany. Możemy się od niego nauczyć przynajmniej tego, że jeśli świat powstaje na końcu naszego ołówka – nasz optymizm nie może być błędem. Opcja tragiczna traci swą wszechmoc w świecie, który sami sobie narysujemy.