Ani swoi, ani obcy
Jak sądzę drugi tom „Pułaskich” jest tomem końcowym. I, bez wątpienia, innym niż ten wcześniejszy. Dlaczego? Prawdopodobnie przyczyn jest kilka. Bo to schyłek konfederacji barskiej, bo na końcowych stronach powieści, śmierć Kazimierza, jedynego z Pułaskich, którego znają Polacy, bo to wreszcie, tak odczytuję książkę Kudyby, rozpad rodzinnych więzów rodu.
Wiedzie nas autor w drugim tomie „Pułaskich” z konfederatami przez Polskę, z najważniejszym „przystankiem” jakim staje się zajęcie przez nich, podstępem, klasztoru jasnogórskiego w Częstochowie, jego obrona przed Rosjanami.
Zagląda z drugim z braci do Rosji na zsyłkę, nie-zsyłkę, gdzie więzień jest raczej ulubieńcem miejscowych dam i notabli (choć uchodzić musi nagi prawie przed zazdrosnym mężem).
Odwiedza z siostrą warszawski dom zakonny, gdzie troska o los Polski wydaje się najważniejsza, a mądra ksieni tłumaczy zawiłości polityki. Jest i druga z sióstr z dzieckiem kalekim.
Jest Francja dokąd musi uchodzić Kazimierz, jest Turcja z polskim Legionem, jest wreszcie Ameryka walcząca o niepodległość.
Są postaci znane z kart literatury i historii: Beniowski, Zajączek, Drewicz.
Jest porwanie Stanisława Augusta, intryga tyle tragiczna, co i śmieszna, gdzie uprowadzony król, gubiąc w błocie trzewik, pokazuje porywaczom, gdzie mają go wieźć.
Jest też to, co Kudyba robi więcej niż sprawnie: operuje językiem, trochę współczesnym, trochę archaicznym, gdzie narratorami czyni bohaterów prawdziwych ale i zmyślonych.
To też książka o nadziei snujących się po Polsce, niczym błędni rycerze, konfederatów. Co rusz porywa ich jakaś plotka, doniesienie, a to Francuzi, a to ponowny wybuch powstania na Litwie, a to łączenie oddziałów. I o utracie tej nadziei, w której niepoślednią rolę gra to, co dziś określane jest mianem piaru. Bo kto podnosi rękę na pomazańca bożego, ten godzien wyłącznie piekła…
Paradoksalnie tracić nadzieję można zyskując. Jak Antoni. Tysiąc dukatów od Imeratorowej i zwolnienie ze zsyłki. Bo już nie wolność dla Polski, nie jej prawa, nawet nie godność wyniesiona jest na piedestał. „Rozumne życie, które zna prawa tego świata i wie, że ich źródłem są pieniądz i siła. A kto służy bogatym i silnym, służy przecież własnemu życiu. Kto służy własnemu życiu, służy też ojczyźnie, bo ojczyzna nie potrzebuje martwych, lecz żywych.”
A Anna posyłając do Kazimierza tego, który przyspiesza bicie jej serca, a okazuje się prowokatorem?
A ten najsłynniejszy, Kazimierz, miotający się po Europie, trafiający do więzienia we Francji za długi. Najdzielniejszy z dzielnych w Ameryce, bez wahania ryzykujący życiem dla obcej sprawy?
Ale napisałem przecież, że to też książka o rozpadzie więzów rodzinnych. Bo choć martwią się jedno o drugie, rozmów miedzy nimi coraz mniej, każde życie układa jakby w innej historii, gdzie choćby zbitka losów obu braci nie układa się, jak wcześniej, w jedno. Bo i stanąć mogliby naprzeciw siebie.
Pisałem dwa lata temu, że wydaje mi się iż powodem, dla którego zabrał się Kudyba, subtelny poeta, ale i nowelistyczny kronikarz dnia codziennego, za historię, tę szczególną, rodu, który w naszej historii odegrał rolę znaczną, są paralele ze współczesnością. To szukanie i wtedy, i dziś własnego miejsca w kraju podzielonym politycznie tak bardzo, że gotowi jesteśmy spierać się już nie o fakty, a o ich interpretację.
Mroczny to czas w dziejach Polski. Jej schyłek, upadek, pognębienie. Rosyjskie wojska na drogach, rosyjski ambasador narzucający prawo, posłowie zabiegający o względy obcych dworów. Autor „Pułaskich” odnalazł ten dziwny rytm czasu, w którym wielu zasłaniało oczy, nie chciało widzieć tego, co nieuniknione, a tragiczne. Ten rodzaj beznadziei, gdzie albo śmierć jest wybawieniem, albo pogodzenie z losem. Odnalazł dylematy tragiczne i wybory nieoczywiste.
„Czasem wydaje mi się po prostu, że teraz wszyscy go potrzebują. Wszyscy potrzebują Pułaskiego-królobójcy. Potrzebuje go chroniony przez carycę gdzieś pod Wilnem Strawiński, bo musi się wybielić. Potrzebuje Stanisław August, który nagle odzyskał miłość poddanych. Potrzebuje Fryderyk i Katarzyna, żeby ostatecznie skompromitować Polaków w oczach świata…” Więc każde poszło we własną stronę: klasztor, rodzina, nie z Pugaczowem, a przeciw niemu, w pogawędce z carycą, na polach Savannach z kawalerią, która nigdy wcześniej nie miała takiego dowódcy. Ani swoi, ani obcy.
Pułascy…
Wojciech Kudyba – Pułascy, tom II, PIW, Warszawa 2021, str. 320.