- Pisałem miesiąc temu o trzech zapomnianych dziś polskich pisarzach, którzy w pierwszej połowie ubiegłego stulecia zdobyli światowy rozgłos. Obiecałem wrócić do jednego z tych polskich bestsellerów, do Królobójców Wacława Gąsiorowskiego. Przypomnę: Królobójcy to esej historyczny opisujący dzieje władców Rosji od szesnastego wieku do czasów współczesnych autorowi. Wydana w 1906 roku książka została przetłumaczona na kilkanaście języków i stała się światowym szlagierem wydawniczym. Mam przed sobą wydanie piąte z 1932 roku: Dom Książki Polskiej, 3200 egzemplarzy numerowanych, mój ma numer 2426. Wydanie to zostało uzupełnione przez autora o dzieje Rosji w latach 1906 – 1918, kończy je opis mordu rodziny carskiej.
- W ciągu trzech i pół stuleci istnienia Cesarstwa Rosyjskiego od Iwana Groźnego do Mikołaja II panowało dwudziestu sześciu carów. Trzynastu zostało zamordowanych, sześciu zmarło śmiercią podejrzaną, jeden odebrał sobie życie, sześciu doczekało się śmierci naturalnej. Przy czym wszystkie śmierci naturalne przypadają przed panowaniem założyciela linii Holstein – Gottorpów, Piotra III (1761). Później jest już tylko pięć morderstw, jedno samobójstwo i dwa zgony podejrzane. Takiego losu nie doświadczyła żadne europejska dynastia od czasów Cesarstwa Rzymskiego. Żadna też dynastia nie wydała tylu zbrodniarzy, psychopatów, sadystów i zwyczajnych idiotów. Historia Cesarstwa Rosyjskiego to historia występku, zbrodni i wszelkiego rodzaju patologii.
- Jeszcze w trzynastym wieku Rosja cywilizacyjnie nie odstawała od zachodniej Europy, w wielu aspektach wyprzedzała Zachód. Kupieckie republiki Nowogrodu i Pskowa w niczym nie ustępowały republikom włoskim, alfabetyzacja społeczeństwa była wyższa niż na Zachodzie. Rosyjska sztuka z tego okresu do dziś budzi podziw. To nie tylko Rublow i genialne ikony, to również wspaniała architektura czerpiąca wzorce z Bizancjum. Ustrój polityczny był taki sam jak na Zachodzie – rozdrobnienie feudalne dzieliło kraj, ale nie przecinało więzi gospodarczych i kulturowych. Rosja była na najlepszej drodze do stania się wielkim, europejskim mocarstwem. I wtedy przyszli Mongołowie.
- Ktoś powiedział, że „Rosja to nie kraj, to stan umysłu.” Jest w tym twierdzeniu wiele racji. Jednak jaka jest przyczyna tego specyficznego stanu umysłu? Otóż niewiele osób, również Rosjan zdaje sobie sprawę, jak ogromnego spustoszenia w rosyjskiej mentalności dokonały dwa wieki mongolskiej dominacji. Przed najazdem mongolskim Rosja była normalnym, europejskim krajem, po zrzuceniu azjatyckiego jarzma pozostała Azją. Trawestując: można odrzucić Azję za Ural, nie można wyrzucić Azji z rosyjskiej duszy. Azja na zawsze wrosła w Rosję.
- Okupacja mongolska nie tylko cofnęła Rosję w rozwoju o całe wieki, spustoszyła ją gospodarczo i kulturalnie,. Spustoszyła również rosyjską duszę. Dwa wieki ustawicznych upokorzeń, dwa wieki korzenia się przed najeźdźcą nie mogło pozostać bez konsekwencji. Mongołowie stosowali starą, rzymską zasadę divide et impera, stosowali ją wyjątkowo perfidnie. Każdy z dzielnicowych książąt, żeby objąć tron musiał uzyskać mongolskie przyzwolenie, jarłyk. Pielgrzymowali książęta do chana, pielgrzymowali również ich konkurenci. Bili pokornie czołem przed azjatyckimi satrapami, ale żaden nie był pewien, czy wróci z tej podróży. Chanowie zbawiali się nimi, dawali władzę, odbierali, przyjmowali dary by za chwilę skazać na okrutną śmierć. Nietrudno się domyślić, jak się to odbijało na psychice książąt. To upokorzenie nie ominęło największych rosyjskich herosów. Aleksander Newski, święty cerkwi prawosławnej, pogromca Germanów też pielgrzymował do Karakorum, też musiał całować mongolskie stopy. Dymitr Doński, zwycięzca bitwy na Kulikowym Polu, aktu założycielskiego rosyjskiego odrodzenia, też musiał się ukorzyć przed tatarskim chanem. Jego następcy również… I tak to trwało aż do Iwana Groźnego.
- Nie to jednak była najgorsze. Mongołowie obarczyli książąt obowiązkiem ściągania podatku od poddanych. Od sprawnej egzekucji zależało utrzymanie się u władzy. Rujnujące ludność, bezlitośnie egzekwowane podatki nazywane były „carską daniną”. Na zawsze wykopały przepaść między rządzącymi i rządzonymi, były podwaliną autokracji.
- Profesor Widacki nie jest bohaterem mojej bajki, ale jego monografia o Jaremie Wiśniowieckim jest ważnym głosem w polskiej historiografii. Obala obowiązujący od czasów nieszczęsnego Górki pogląd, że Wiśniowiecki był wyłącznie geniuszem zniszczenia. Okazuje się, że krwawy kniaź wspaniale zarządzał swoimi dobrami, że w ciągu kilkunastu lat zamienił je z pustyni w ludne, kwitnące księstwo. Ale to dygresja, kto chce, niech przeczyta. Wracam do Azji, która zalęgła się w Rosji. Rok 1649, Rzeczypospolita jest na skraju przepaści, połowa kraju stoi w ogniu, do Warszawy przybywa poselstwo moskiewskie… Widacki: “Polska dyplomacja, jako pierwsza w Europie zetknęła się z tą zasadą polityki zagranicznej: najbezczelniejsze, najbardziej barbarzyńskie żądania powtarzać z uporem barbarzyńców. Wobec tej zasady dyplomacja europejska już wkrótce okazała się bezradna.”
- Emmanuel Macron zarzucił niedawno Polsce „patologiczną rusofobię”. Że jacyś nieufni jesteśmy, że nie wierzymy w dobre intencje Putina. Nie wiem, czy w Ecole nationale d’administration, szkole francuskich elit były wykłady z historii Rosji, a jeśli tak, to kto je prowadził. Pisałem przy innej okazji: „czasy są takie, że ignorancja nie jest powodem do wstydu, ale żeby zaraz się nią publicznie chełpić!” Macron najwidoczniej nie zna historii Rosji, gorzej, że nie chce znać jej całkiem współczesnych dokonań. Agresja na Gruzję, okupacja jednej trzeciej jej terytorium – no bez przesady! Utrzymywanie Republiki Nadniestrzańskiej, podział Mołdawii – kto wie, co to takiego Mołdawia?! Aneksja Krymu – oj tam! oj tam! Okupacja Zadnieprza – kogo obchodzi Zadnieprze? Zestrzelenie holenderskiego samolotu – no każdemu może się zdarzyć. Otrucie Litwinienki, Nawalnego, wysadzenie czeskiej fabryki – nie brnijmy w szczegóły! Trzeba na to spojrzeć w szerszym kontekście. Tym kontekstem jest rosyjski gaz. Jeśli jest o euro tańszy od konkurencji, to Władimir Putin wcale nie jest taki zły. Poza tym ma całkiem sympatyczną żonę, a Polacy jak zwykle sprawiają kłopoty. Ciągle czegoś chcą, kiedyś zawracali nam głowę mrzonkami o niepodległości, teraz chcą niezależności energetycznej. No skaranie boskie! Upsss… Rozpędziłem się. Wszak przywołanie imienia Pańskiego może urazić czyjeś uczucia. Na takie faux pas prezydent Macron nigdy by sobie nie pozwolił! Bowiem ogromnie wrażliwy na uczucia on jest. Osobliwie na uczucia Władimira Władimirowicza Putina.
- W Królobójcach pisze Gąsiorowski o Rosji, ale pisze też o Europie. No to na koniec kilka cytatów z książki sprzed ponad wieku:
„Od pewnego czasu do rozmaitych cnót przybyło Europie sumienie. Wielkie, bardzo wrażliwe i nad wyraz sprawiedliwe sumienie. (…) surowość jej obyczajów utarła się, wyrobiła się na wykwint, a poczucie ludzkości już i ku zwierzętom spłynęło widomem dobrodziejstwem. I nie koniec na tem, Europa idzie dalej, idzie naprzód. Z dnia na dzień podejmuje coraz humanitarniejsze idee, myśli o rozbrojeniu, o pokoju powszechnym i radaby pałace budować anemicznym papugom i santorja suchotniczym, a więc za chudym na zabicie cielętom.” - Albo: „Na przykład była rzeź w Armenii. Lecz gdy Turcy wyrżnęli aż dwa tysiące bezbronnych mieszkańców, Europa się oburzyła i złożyła w Konstantynopolu, trzy, pięknie wystylizowane noty dyplomatyczne. Turcy wyrżnęli jeszcze drugie dwa tysiące Armeńczyków, aż przestali, znać obawiając się nowej serji pięknie kaligrafowanych not dyplomatycznych.” Aż chce się dodać: Na szczęście zmądrzała Europa i po agresji Putina na Ukrainę wystosowała nie trzy, ale aż pięć „pięknie kaligrafowanych not dyplomatycznych.”
- Jest też w Królobójcach passus o Liwtinience i Nawalnym: „ Europa zaczęła wszystkich Rosjan, zjawiających się na bruku Londynu, Wiednia, Paryża czy Genewy dzielić na dwie kategorie. Pierwsza – to najmilsi goście, najweselsi ludzie, najhojniejsi panowie, najprzyjemniejsi towarzysze, a druga – to „nihiliści”, udający niezręcznie artystów, literatów, studentów a nawet uczonych. Europa rozejrzała się wśród przybyszów rosyjskich, którzy za „nihilstami” zjeżdżali i w tych wyperfumowanych, dobrodusznych, eleganckich, hojnych panach zaczęła rozpoznawać szpicli. Było z tego powodu nieco wrzawy. (…) Żandarmi rosyjscy byli zbyt dobrze wychowani, aby swem prowadzeniem mogli dać powód to niezadowolenia. I nikby na obecność ich nie narzekał, gdyby nie „nihiliści”, którzy nie tylko wszczęli hałas na „opiekę”, ale wręcz pomówili żandarmerję rosyjską o bezprawne „porywanie” ludzi („nihiliści” mieli odwagę zaliczać się do ludzi) na terenie obcych mocarstw.”
- I jeszcze pointa: „I gorycz wykrzywiła usta inteligentów rosyjskich i pod czaszką ich zerwała się myśl, że zachód Europy jest w egoizmie swym tylko barbarzyńcą pospolitym, że licha warte są nadzieje pokładane w sumieniu zachodu, że ta cała „Europa” woli jeden łaskawy uśmiech samowładcy, niż sto dwadzieścia milionów serc poddanych białego cara.”
- A mówią, że historia magistra vitae est…