ELŻBIETA MUSIAŁ – „budzikowa” trylogia Tadeusza Zawadowskiego

0
501

Budzik na trwogę 

Tadeusz Zawadowski swoją poetycką trylogię rozpoczął „budzikiem z opóźnionym zapłonem” z 2019 roku. Potem rok po roku ukazywały się tomiki „dopóki budzik tyka” oraz „raport z czasów zarazy”. Spójność tematyczna i stylistyczna nie pozostawia najmniejszych wątpliwości, że następujące po sobie książki stanowią cykl, są „kroczącą” diagnozą polskiej „dzisiejszości” i lęków przez nią uaktywnianych. Wiersze urastają do poetyckich komentarzy spraw dziejących się nam tu i teraz, w granicach terytorialnych i psychicznych.
Dwa z ostatnio wydanych „budzikowych” tomików (2020 i 2021) są kontynuacją tematyki zapętlenia cywilizacyjno-społecznego współczesnego człowieka pogłębioną o konteksty pandemiczne. Sytuacje liryczne poszczególnych wierszy składają się na holistyczny obraz czasu narastającego niepokoju i o wojennym obliczu. Osnowę stanowią zależności trapiące nie tylko podmiot liryczny, zatem: człowiek a ograniczanie swobód obywatelskich, człowiek a izolacja epidemiczna, człowiek a inwigilacja. Jednym słowem, wszystko co wskazuje na polityczną i cywilizacyjną matnię. I choć nigdzie nie pada pytanie, co zrobiono z naszą wolnością, to czytelnik je usłyszy. W rozważaniach na plan pierwszy wysuwa się niepewność jutra w sensie bardzo dosłownym. Wymiar egzystencjalny wtapia się jedynie w tło. Zagubienie jednostki, czytane jako stan permanentnego niepokoju, wynika z uświadomienia sobie, że dotychczas znany świat znajduje się na równi pochyłej i gna do zagłady. 


za drzwiami

boję się że za chwilę otworzą się drzwi mojego pokoju
i zobaczę w nich twarze które zamknąłem
w wyłączonym telewizorze ale które mimo to śledzą
każdy mój krok. zapisują każde moje słowo nawet
to jeszcze skryte w gardle. włączam radio żeby zagłuszyć
narastający stukot butów zbliżających się do drzwi. jeszcze
moment i chwycą za klamkę. później za gardło. na ulicy
bawią się dzieci. one ciągle

wierzą w dobre zakończenia.
(„dopóki budzik tyka”, s. 38)

Jak w skrócie zobrazować problematykę wierszy z trzech tomów? Mniej więcej tak. W dotychczas znane nam sfery wchodzi nowa (cyber)rzeczywistość i wypiera te poprzednie. Komunikacja cyfrowa zastępuje naturalną, cielesną, a całym światem ludzi stają się gadające głowy. Patrzące zewsząd ekrany podglądają i wiedzą wszystko o patrzących, a ci przestają podglądać naturę, którą szczelnie zasypują śmieci. Ot, urzeczywistniony skok cywilizacyjny z rozpasaną konsumpcją – a w jego objęciach człowiek. Degradacja i stan zagrożenia postępują. Zbudzone demony światopoglądowe i polityczne dzielą ludzi na wrogie plemiona. I wtedy na scenę wchodzi wirus (w koronie) i udoskonala plan izolacji. Ludzie badają go pod mikroskopem i prowadzą raporty śmierci, zaś on, metaforycznie ujmując, uzbraja ich (nas) w szkło powiększające. Czy jest już za późno, by powstrzymać zagładę?
Na ten smutny obraz zniewoleń składa się więc wiele przyczyn. A jeśli jest przyczyna, jest i skutek. Powody i konsekwencje pracują jak trybiki w „budziku” Zawadowskiego, jeden porusza drugi. Natomiast pojedynczy człowiek wobec rozpętanej systemowej machiny pozostaje właściwie bezbronny. Obserwuje zmiany, które wywracają dotychczasowy porządek. Rzeczywistość, którą znał, zmienia oblicze na wrogie, a wartości, którym hołdował, są już tylko populistyczną papką. Z takiej właśnie perspektywy, z pozycji jednostki pokazane zostaje w wierszach zagubienie ludzi w obecnym świecie odwróconych wartości.


miejsce na gniazdo

nie ma już nas. są tylko oni i my. wyrosła w naszych ustach 
wieża babel i dlatego mówimy różnymi językami.
słowa przypominają butelki z benzyną.
tak łatwo o samozapłon. rozmawiamy z lustrami. tylko
w nich czujemy się bezpiecznie. patrzę na ulicę. widzę
tłumy ludzi i kordony policji. nad nimi
przestraszona para gołębi szukająca miejsca

na gniazdo.
(„dopóki budzik tyka”, s. 32)

Coraz trudniej pod naszym niebem znaleźć miejsce na gniazdo i coraz mniej miejsca na wolność – konstatujemy, podążając myślami za lirycznym „ja”. 


alarm

drżę na myśl o alarmie. dochodzi szósta rano. za chwilę
może być za późno. pierwsi ludzie wychodzą na ulice.
śpieszą się. tak mało czasu aby przeżyć
życie. jest jeszcze ciemno tylko lampy świecą
jak księżyce. modlę się o dzień i słońce
żeby zamiast dźwięku budzika nie zaskoczył mnie łomot
do drzwi i kroki nieproszonych gości.
nie śpię. na półce herbert i miłosz. też nie śpią. rozmawiają
o wolności

czekam na alarm.
(„dopóki budzik tyka”, s. 39)

Ileż w tej mowie napięcia i szykowania się na najgorsze. Jak wybrzmiewają: szósta rano, zamiast dźwięku budzika łomot i czekam na alarm. To jest już trwoga i bicie na alarm. Bo co miało zostać historią i nigdy się już nie powtórzyć, teraz staje w progu. Powietrze gęstnieje, lęk narasta, chaos jak przed każdą wojną. Ale w wierszach front już się przetacza. Budowane są barykady, na ulicach kordony policji. Tylko miejsc, gdzie można się skryć, już jest coraz mniej. Bohater liryczny ucieka w objęcia najbliższej mu kobiety, w świat książek i wierszy, również tych do napisania. Kim jest persona liryczna wprowadzająca nas w ten świat niepokoju? Czy wystarczy powiedzieć, że wrażliwym poetą zdolnym widzieć i odczuwać więcej?


w oczekiwaniu dnia trzeciego

piątek. na ulicy pojawili się judasze. zaczęli
w tłumie naznaczać chrystusów. później podchodzili
faryzeusze. nie rzucali w nich kamieniami
woleli rzucać ich na bruk. wzdłuż ulicy
stali legioniści z długimi gumowymi pałkami i tarczami
do samej ziemi które miały chronić przed złym
słowem. wozili zatrzymanych od annasza do kajfasza
aż trafili pod sąd piłata. ten
jednak jeszcze nie wiedział co stanie się

dnia trzeciego.
(„dopóki budzik tyka”, s. 49)

Nie da się chyba powiedzieć, że nie wiemy, do jakich zdarzeń odnosi się wiersz. A przecież nie ma w nim ukonkretnień. Są jedynie nawiązania do motywów biblijnych, to akurat w tym wierszu. W innych Autor odwołuje się do historii, mitów. Zabiegi te (zrozumiały szyfr) mają potrójną moc. Wprowadzają w obrazy literackie „powietrze” (plastyka obrazu), poszerzają przestrzeń, która rozpościera się między fikcją literacką a faktem (namacalne zmieszane z nierealnym), a przede wszystkim są pretekstem do pokazania wielce niepokojących zjawisk przy pomocy analogii, czyli ze wskazaniem konsekwencji. Dla przestrogi. Bowiem historia lubi się powtarzać, to wiemy. Szkoda tylko, że nie wyciągamy z tragicznych lekcji wniosków. 


powtórka z historii

tylko patrzeć jak wprowadzą stan wojenny a po nim godzinę
policyjną i zakaz publikacji wierszy niezgodnych z linią
partii. tak rozkaże I sekretarz i jego urzędnicy. znam to
z historii. obudzą mnie o północy i powiedzą że to środek
dnia. będą tak długo powtarzać aż w końcu uwierzę i potwierdzę
na podsuniętym strzępie papieru na którym nie ma ani jednego
rozsądnego wersu. na dole miejsce na podpis i datę. nie pamiętam

grudzień którego roku…
(„raport z czasów zarazy”, s. 50)

Wszystkie wiersze przytoczyłam całe, jako że trudno byłoby wyciągnąć jakikolwiek fragment bez okaleczenia pozostałej części. One przemawiają w układach nienaruszalnych, co znaczy tyle, że każda fraza niesie istotę, a wartości są równomiernie rozłożone. Zatem są to konstrukcje doskonale wyważone, przemyślane. I nie dopatrzymy się ani jednego chybienia, ani niepotrzebnego słowa. Oczywiście i przerzutnie mają swój sens. Autor nie pozostawia miejsca na czytelnicze dopowiedzenia czy dowolność interpretacji. Precyzja, z jaką pisze, i komunikatywność języka na to nie pozwalają. Mądrość tych wierszy sytuuje Tadeusza Zawadowskiego wśród najlepszych aktualnie piszących.
W wierszach przywołane zostają nazwiska Herberta, Miłosza, Norwida, Szymborskiej. Powód? Pewne podobieństwo w podejściu do warsztatu poetyckiego i prostota przekazu, ale nade wszystko postawy moralne, które nie usprawiedliwiają bierności wobec istotnych spraw własnego narodu. Nic więc dziwnego, że przyszło mi do głowy postawienie podmiotu lirycznego skonstruowanego przez Zawadowskiego obok pana Cogito. Obaj prowadzą rozważania wokół kwestii najwyższej wagi. Ten „budzikowy”, bezimienny – co prawda – opisuje zjawiska własnym lękiem, nie osądem, lecz i u niego widać wyostrzoną potrzebą wolności.


niebawem przyjdą rakarze

boję się by przed domem nie pojawili się rakarze
aby wyłapać moje wiersze.
one przyzwyczajone są do wolności.
nie potrafią łasić się do nóg.
mogą godzinami patrzeć ludziom w oczy
ale nie będą ich lizać po rękach.
nie przypominają psów pokojowych. uległych
i o miękkiej sierści. wytresowanych tak
że gotowe szczekać tylko na zawołanie. moje wiersze

nie chcą umierać w niewoli.
(„raport z czasów zarazy”, s. 55)

Obcowanie z dojrzałą i zaangażowaną poezją zawsze odciska piętno na czytelniku. W tym konkretnym przypadku dochodzi jeszcze trzeźwa ocena społecznej i politycznej sytuacji czyniona przez wnikliwego obserwatora, który postawę wyraża odważnie i jednoznacznie, a przy tym z niezwykłym wyczuciem. I z wielkim poetyckim kunsztem. Ze wszech miar polecam „budzikową” trylogię Tadeusza Zawadowskiego.
Elżbieta Musiał

Tadeusz Zawadowski, „raport z czasów zarazy”, wydawnictwo: Fundacja Duży Format, rok wydania 2021, s. 60.
Tadeusz Zawadowski, „Dopóki budzik tyka”, wydawnictwo: Fundacja Duży Format, rok wydania 2020, s. 70
Tadeusz Zawadowski, „Budzik z opóźnionym zapłonem”, wydawnictwo: Fundacja Duży Format, rok wydania 2019, s. 70.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko