Anna Zielińska-Brudek – Czas ołowiu…Wspomnienie w pierwszą rocznicę śmierci Romualda Lipko

2
921
A. Zielińska-Brudek i R. Lipko. Foto: Anna Bliska

Niedawno na przełomie roku przy wigilijnych stołach cieszyliśmy się z obecności bliskich i wspominaliśmy tych, których już z nami nie ma. Żegnaliśmy tych na przestrzeni ostatniego roku, a było ich wielu, zbyt wielu, bo w dużej mierze spowodowała to światowa pandemia Covid-19. Rok temu, szóstego lutego jak grom spadła na nas wiadomość o śmierci Romualda Lipko lidera Budki Suflera, kompozytora, ale przede wszystkim człowieka o wielkim sercu, którego alter ego jest mało znane.

Ja jestem żywym dowodem na jego wielkoduszność i filantropię. To za jego przyczyną powstała „Kolęda od Policjantów”, co roku prezentowana z dumą na wszystkich policyjnych portalach komend wojewódzkich. Podczas jej nagrywania w 2015 roku Romek powiedział: „Minie kilka lat, nim ta kolęda zostanie doceniona”. Jak zwykle miał rację. Mam wielką nadzieję, że będzie doceniana także w latach następnych. Środowisko twórców, których przedstawicielem był Romuald Lipko, jest środowiskiem nader wrażliwym bez względu na okoliczności i epokę. W tym przypadku swój muzyczny geniusz zadedykował policjantom, środowisku różnie ocenianemu przez społeczeństwo. Kierując swe muzyczne przesłanie, miał niewątpliwie na myśli to, że prawdziwa idea, także muzyczna, nie może umrzeć, lecz pobudzi wyobraźnię i wrażliwość człowieka. I tak się stało. W pięknej interpretacji jego przyjaciela Grzegorza Wilka cieszy w świątecznym okresie i zmusza do refleksji.

Swoją działalność określał mianem „pochodu w przyszłość niezapomnianej muzyki” i my słuchając jego kompozycji możemy to tylko potwierdzić. Utwory, które komponował przez blisko 50 lat, wzruszają, towarzyszą codziennie i towarzyszyć będą, bo są bez wątpienia ponadczasowe. Muzyka skomponowana przez R. Lipko jest na pewno charakterystyczna, głęboko zapada w pamięć, koi smutek, zmusza do refleksji i oczywiście przypomina czasy młodości. A powrót do lat młodości bez względu na przeżycia niesie w sobie radość wspomnienia.

Mnie, tak jak pewnie większości moich rówieśników, najmocniej zapadł w pamięć „Cień wielkiej góry” z początku lat 70. Płyta, która otworzyła drogę zespołowi do wielkiej kariery. Niewątpliwie stała się swego rodzaju paradygmatem muzyki polskiej w tamtych latach. Z kolei „Wieża Babel” niosła przesłanie ponadczasowe. Słowa „piękny, choć nieludzki ląd, coraz trudniej uciec stąd…” śpiewane w latach 90. nie do końca rozumiane, dzisiaj złowieszczo prawdziwe w dobie światowej pandemii. Jakże samotni jesteśmy w ostatnim czasie i uciekać nie mamy już dokąd…

Ktoś napisał, że Budka Suflera to najwyższy poziom instrumentalny i wokalny. To artyzm. Trudno nie zgodzić się z opinią muzycznych krytyków. Dlaczego? Bo w każdej nucie skomponowanej piosenki czuć i nieomal widać postać Romualda Lipko. Charakterystyczne brzmienie mocno zaimplementowane w umysłach i głęboko zakotwiczone w naszej rzeczywistości. To jego wrażliwość i zdolność muzycznego przekazu powodowały, że niemal każda kompozycja stawała się hitem. Ale ważną cechą zespołu, a przede wszystkim R. Lipko, była współpraca z różnymi postaciami polskiej estrady. Dla wielu to swego rodzaju trampolina do estradowej kariery. Przypomnę tylko niektóre z nich. Już znane i sławne, jak Czesław Niemen z nowatorskim na tamte czasy syntezatorem Mooga, Alibabki, Stanisław Węglorz, Anna Jantar, Izabela Trojanowska, Jan Borysewicz, Urszula, Grzegorz Markowski, grupa Dżem, Janusz Panasewicz, Irena Santor czy Natalia Kukulska. To oczywiście nie wszyscy, ale nie sposób nie wspomnieć takich światowych sław, jak Gary Brooker, zespół Procol Harum czy Garou.

Prawda, że można dostać zawrotu głowy od osobowości estrady? Dlaczego o tym piszę? Ponieważ moim przesłaniem jest wspomnienie. Wspomnienia są po to, by zostały w naszych umysłach piękne, niezbrukane współczesnymi zachowaniami, których najważniejszym imperatywem jest finansowa korzyść bardzo często z ubogim i niezmuszającym do myślowego wysiłku przesłaniem. Tak à propos, czy możliwy jest dzisiaj występ jakiejkolwiek współczesnej rodzimej gwiazdy estrady w Nowojorskiej Carnegie Hall? Przekroczenie tego progu wyobraźni wydaje się niemożliwe. Romuald Lipko był bez wątpienia wielkim kompozytorem, ale także niezwykłą osobowością. Obserwowałam jego ujmujące zachowanie podczas nagrywania „Kolędy od Policjantów”. Nie patrzył na nas przez pryzmat swej wielkości. Byliśmy kolektywem, choć pochodziliśmy z dwóch różnych światów. My z hierarchicznej instytucji i On, człowiek wolny, nieskrępowany, bez żadnych urzędniczych ograniczeń. Mimo to narodziła się przyjaźń. Choć nie ma go już pośród nas, pielęgnuję i przekazuję to wspomnienie, bo jesteśmy mu to winni. To także dzięki niemu odbył się wspaniały w treści, choć ubogi, w namiotowej formie koncert Budki Suflera w czerwcu 1997 roku w Opatowie. Uwielbiani i rozchwytywani przez wszystkie duże metropolie w Polsce znaleźli czas, by przyjąć punkt widzenia prowincjonalnego na owe czasy miasteczka. Byłam na tym koncercie.

Nie mogłam napisać o Romualdzie bez wspomnień jego ukochanej żony Doroty. W styczniu tego roku podczas telefonicznej rozmowy powiedziała:

– Dla mnie ten czas bardzo trudny, czuję pustkę. Prysnął świąteczny nastrój, odejście Romka stało się oczywiste – słyszę drżący głos. – Każdy kolejny dzień to wyostrzony kadr, jak z filmu. Początek ubiegłego roku. Romek opuszcza dom w Kazimierzu, odwozimy go do szpitala w Lublinie. Groźna choroba szybko postępuje. Zamiast nadziei, potęguje się strach, a potem rozpacz, bo kochany człowiek, który towarzyszył mi przez niemal 50 lat, odszedł. Jak mam żyć bez niego? – pytam siebie i bliskich.

Żal ściska serce, bezradność paraliżuje, czyniąc mnie bezwolnym manekinem, kiedy słyszę te słowa…

Patrzę na monument katakumby, miejsce spoczynku Romka Lipko. Przed oczami staje mi jego postać, jak zawsze uśmiechnięte dobre i spokojne oczy, a wyobraźnia podpowiada słowa Norwida w mistrzowskiej interpretacji Czesława Niemena w utworze „Bema pamięci żałobny rapsod”, sławiące bohaterstwo i wierność zasadom generała. Myślę, że pasują niewątpliwie do oceny twórczości Romualda Lipko. A jego życiowym credo było: „Przysięgi danej muzyce do dziś dochowałem”. Dochowałeś, Przyjacielu, dochowałeś…

Anna Zielińska-Brudek

Reklama

2 KOMENTARZE

  1. Fajny tekst, bardzo osobisty, a jednocześnie nie napuszony. Lata temu dane mi było spotkać Romualda Lipkę i w tym wspomnieniu jest dokładnie taki, jakim ja go zapamiętałem.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko