Książka Ireny Nyczaj Wina składa się z trzech części znamionujących różne gatunki literackie: wiersz, opowiadanie i haiku. Z tym ostatnim, wcale niełatwym, mogliśmy się zapoznać w różnych numerach „Świętokrzyskiego Kwartalnika Literackiego”. Zaciekawiał nas swoją przewrotną refleksją o świecie i o nas samych. Ale chyba gatunkiem literackim, w którym autorka czuje się najlepiej jest opowiadanie. Predyspozycje do zręcznie prowadzonej narracji, umiejętnego konstruowania fabuły, zaznaczyły się już w niewielkim tomiku zatytułowanym Zwid z roku 1992. Mam przed sobą ten ładnie wydany, niemal kieszonkowy tomik z fragmentem obrazu Podkowińskiego Szał uniesień (rysunek autorki) na okładce. Poprzedzający zbiorek wiersz Lot (włączony również do tomu Wina), także niektóre z opowiadań zdradzają niegdysiejsze zainteresowanie autorki, może z młodości pochodzące – jeździectwem.
W zbiorze Wina zwraca uwagę swoim artyzmem wiesz Mój ogródek. Przytoczę go tu w całości:
Uprawiam mały ogródek
Pośród w y s o k o p i e n n e j m i ł o ś c i
trochę i n t e l e k t u
Po rogach
w i o s e n n a r a d o ś ć
W roboczym ubraniu
wyrywam z w y c z a j n e s m u t k i
i r o z p a c z b e z ł o d y g o w ą
Najdorodniejsze
z chwastów
Norwidowska spacja ma również „wypunktować” i to, co w tym metaforycznym ogródku byłoby jeszcze do zrobienia, a czego zrobić się nie da, bo jakże tu wyrwać te „zwyczajne smutki”, a zwłaszcza „rozpacz bezłodygową” – a to przecież „najdorodniejsze z chwastów”.
Opowiadanie Dlaczego uderzyła należy do tych, które zostaną w pamięci poprzez dużą dawkę niepokoju, jaki może się pojawić, gdy, analizując zachowanie bohaterki, spostrzeżemy, że w gruncie rzeczy tak niewiele wiemy o sobie, nie możemy przewidzieć naszych zachowań. Jeśli nawet wydaje się, że je kontrolujemy, to nie możemy być ich pewni, bo nieoczekiwanie mogą w jakiś samorzutny sposób, nieznany, nawet tajemniczy wyrwać się z tej rzekomo świadomej kontroli. Bohaterka opowiadania nie może zrozumieć swojego czynu, „jak uniosła parasolkę i trzepnęła nią niezbyt mocno po plecach przejeżdżającego na motorynce chłopca”. Nie miała po temu żadnych powodów: „Nie była zdenerwowana. W pracy poszło jak zawsze – nijako. Nikt jej wszelako nie dokuczył”. Zasygnalizowane na początku tego opowiadania zdarzenie „domaga się” wyjaśnienia. Bohaterka dokonuje więc pewnego rodzaju analizy swojego życia, samej siebie, przywołuje zdarzenia z przeszłości, by dojść właśnie do chwili obecnej, czyli do siebie po tym niefortunnym, niezrozumiałym, dręczącym i wstydliwym zachowaniu. Ta retrospektywna konstatacja samej siebie nie wypada najlepiej – samotna, zgorzkniała, stroniąca od ludzi, w gruncie rzeczy przegrana i nikomu niepotrzebna, tyle tylko może o sobie powiedzieć. I właśnie w tym momencie następuje nieoczekiwana odmiana jej losu – w to pełne smutku i frustracji życie zawiedzionej kobiety wkracza mężczyzna. Staje się przyjacielem, umie słuchać. Bohaterce wydaje się, że wszystko można mu powiedzieć, że wszystko zrozumie. Postać mężczyzny jest nieoczywista, tajemnicza. Nasuwa się porównanie z tytułowym opowiadaniem z tomiku Zwid, kiedy bohaterka wykreowała w wyobraźni prawie realną postać. Czy tu jest podobnie? Zakończenie tego opowiadania przynosi nieoczekiwany (artystycznie znakomity) zwrot akcji. Mężczyzna uraczony owym incydentem, który nie wiadomo dlaczego zdarzył się bohaterce – odchodzi. „Ciszę popołudniowej kamienicy rozdarł przenikliwy krzyk” – to rozpaczliwa reakcja bohaterki na zmagania z własną psychiką i poczuciem winy.
Takie zakończenie, otwarte, rodzi następne „dlaczego” i jest już poddane pod osąd i dociekania czytelnika. Czy zdoła on odpowiedzieć na tak trudne pytania, gdy za sprawą autorki wkroczy na zawikłane i wyboiste ścieżki wewnętrznego „ja” człowieka.
Tytułowe opowiadanie Wina poprzez narrację pierwszoosobową, także trochę rosyjskich realiów, także i rosyjską poezję w tłumaczeniu autorki zdaje się być zaczerpnięte z jej życia. Ale to tylko przypuszczenie. Zaciekawia ramowa konstrukcja tego opowiadania polegająca na powiązaniu jego początku z zakończeniem. W jednej podróży pociągiem można zmieścić bogatą treść i, co najwartościowsze, przy użyciu tak niewielu słów, skondensowanych obrazów. Ale w formule opowiadania mieści się przecież i jego zwięzłość. W tym skrótowym, ale jakże dynamicznym losie bohaterki widzimy, jak szczęście może nieoczekiwanie przeistoczyć się w pasmo udręki spotęgowanej poczuciem winy. Winy, której faktycznie nie ma, bo nie sposób przewidzieć tego, co przyniesie los i nie zawsze można się temu przeciwstawić.
I. Nyczaj drąży w swych opowiadaniach tę nieco mroczną stronę ludzkiej psychiki, wyzwalającej może uśpione złe instynkty czy moce. Trzeba tylko „sprzyjających” okoliczności, by wypłynęły na powierzchnię. Tak jest w opowiadaniu Zachłanne oddającym psychikę pobudzonych walką „o swoje” bohaterek – zachłannych i już nieobliczalnych. I nie ma w tych opowiadaniach niewinnych, jak napisał w recenzji tej książki Andrzej Zaniewski. Przytoczę tu jeszcze taki oto fragment jego wypowiedzi: „Proza – sześć niezwykłych opowieści utrzymanych przeważnie w konwencji małego realizmu, to właśnie próba ochrony przed światem, zachłannościami, przed cieniami w parkowej alei. Nie ma tu ulgowej taryfy. Autorka wnikliwie, analitycznie, niekiedy po reportersku opisuje, uderza, sugerując pytanie «co dalej?». Dlaczego? Dlaczego istota najdoskonalsza, za jaką wciąż jeszcze uważamy człowieka, jest tak nieszczęśliwa, a może nieszczęsna i, po prostu, podła…”.
Jeszcze część trzecia Winy – haiku. Niewątpliwie współgrają te krótkie formy zarówno z wierszami, jak i opowiadaniami, współgrają ironicznym dystansem, czasem gorzkim humorem, gdy obnażają rzeczywistość, widząc ją niekiedy w krzywym zwierciadle.
Irena Nyczaj, Wina, kolaże autorki, wstęp Anna Maria Musz, Kielce 2019, Oficyna Wydawnicza „STON 2”, s. 110.