– Widziałam zimorodka! – zawołała po powrocie ze spaceru do Dolinki Magda, obserwatorka ptaków tym razem w naturze, nie w komputerze. Kiwnąłem głową. Nic nie odpowiedziałem.
– Ty chyba nie wiesz, co to znaczy zobaczyć zimorodka. Zdarzyło mi się trzeci raz w życiu. I to gdzie! Nad stawem w Dolince Służewieckiej! A nie zbudowałam sobie chatki z gałęzi i nie schowałam się w niej na pięć godzin. Z takiego ukrycia można zobaczyć zimorodka, ale można ukrywać się sto razy i nie zobaczyć. Popatrz – powiedziała siedząc już przed komputerem. – Widziałam go bardzo krótko, tak samo jak za pierwszym razem kiedyś na Mazurach. Bo natychmiast się zerwał i odleciał. O, tak wygląda – pokazała ptaka na ekranie.
Zimorodek jest głównie barwnością i dziobem. Ubrany w migotliwy, niebieski, pierzasty fraczek z kapturem albo może wielkim beretem na głowie i białą apaszką na szyi, wyróżnia się nade wszystko jasnym, obcisłym kostiumem, uwypuklającym z przodu pomarańczowo-różowy tułów. Z punktu widzenia zimorodka najważniejszy jest prawdopodobnie jego ogromny dziób. Szczepione dziobami dwa zimorodki toczą tak walkę, czyta Magda w Internecie.
A dlaczego nie miałyby się całować? – myślę. I świta mi w mózgu słowo Alkione. Grecja! Starożytność. Urwisty brzeg morski.Takie imię, Alkione, Alcyone. Była zimorodkiem! Alkione i Keyks. Alcyone i Ceyx. Byli szczęśliwi.
– Poszukaj hasła Alkione –mówię. – Alkione i Keyks. Ale może być napisane po łacinie. Alcyone i Ceyx.
Magda natychmiast czyta:
– Alkione. Postać w mitologii greckiej. Uchodziła za córkę Eola. Była żoną Keyksa. Z mężem stanowili bardzo szczęśliwe małżeństwo, a że w zarozumialstwie porównywali się do małżeństwa boskiego, bogowie przemienili ich w ptaki: ją w zimorodka, a jego w nurka. Według innych źródeł Alkione po śmierci Keyksa w katastrofie morskiej rzuciła się do morza, a bogowie, wzruszeni tragedią, zamienili ich oboje w zimorodki.
Magda podzieliła się wiadomością o spotkanym w Dolince zimorodku ze swymi znajomymi, innymi obserwatorami ptaków. Po kilku dniach powiedziała:
– Uważają, że to nic takiego. Widuje się w Warszawie zimorodki, twierdzi moja koleżanka. Radzi chodzić nad ten staw i wypatrywać.
Magda chodzi. Ale zimorodka już nie spotyka.
– Na razie – powiedziała. – Mam nadzieję, że jeszcze spotkam.
blog III