Wiersze tygodnia – Stefan Szczygłowski

0
358
Bogumiła Wrocławska
Bogumiła Wrocławska


To

To co przemija jest tym co zostaje
niezauważone nawet przez tło, które
tli się jeszcze. Kiedy muzyka przychodzi,
przechodzi samą ciebie i siebie niepewność
na rozdrożach ciemności, której nie ma bo może

nie być. Korzystając chwali nieuwagę, korzystając
czy z czasu nieuwagi na niepożądane
zdarzenia. Współczując tym, którzy chcą
czekać i dlatego są niecierpliwi jak
cierpienia cierpliwych. No i kto będzie
ostatnim.


            Na danie

Tańcz moja małości, kiedy czekając na
pociąg nie tylko do ciebie odchodząc od
niezwykle twardych zmysłów. A pomysły prysły
jak maglowa bańka czyli jak milion starych

jak świt złotych pomysłów. Dojrzewa w tobie
nic a na drugie danie też nic bo wszystko
masz do ocalenia na granicy, której nie ma bo
jest niepotrzebna wszystkim, jedzmy coś, nic
nas woła.


            Kwiaty polskie

Butelki wiejskie jak wiadomo są brązowe
zielone lub jak woda. Od rana poznawane pod
zimnym gieesem. Oglądanie ludzi zaczynamy od
twarzy i jak mówi rower kobieta jest szprychą

obok mnie sklep mocny i całodobowy. Wiatr w
tym wszystkim jest szczęśliwy. Tło jest barbarzyństwem
bo nie wiesz czy kij w ognisko czy w
mrowisko włożyłeś. Pod durnymi chmurami, które

nic nie wiedzą, gdy do cna zniechęcony maj
prostszymi sprawami i ich czynnościami nie
czując się ciężko i tym bardziej lekko. Pamiętając
o tych, którzy o tobie dawno pamiętali już tak
nie dymisz jak kiedyś kominie. Coraz mniej masz do

powiedzenia niebu i bólowi.


            Widno

Już ciemno ci w uszach już widno i na
wszystko za wcześnie bo tak już późno, od
bezdennej i dennej muzyki, którą cię częstują
gdyż słoń im porcelanę. Gdy wieczór szuka

świtu a świt dnia drugiego a cień drugiego
dna. Bo wtedy jest ciemność gdy świat nabiera
zimna w żale. I tak nie doczekasz się na
siebie świat drży w gorączce na ciebie
czekając siebie.


Aczkolwiek tajemnica

Część nieufności pokładając w zdaniach, kiedy
krojąc chleb staję na palcach najbardziej
lubiąc ciało i marzenia oraz masło z chlebem
i zsiadłe mleko, które dojrzewa kiedy się
starzeję. Kiedy milczenie nakazuje mowa albo
trawa słów co porasta zdania. Kiedy wchodzisz,

wychodzisz, kiedy milczysz mówisz, kiesy mówisz
gadasz jak wąż milcząc. A po kropce tylko litery
i spotkania wyrazów bez żadnego wyrazu, patrząc
na powietrze albo na światło albo na albo. Nikt
nie zauważa twojego patrzenia, bo nie chcesz
gdy możesz co już powiedziałeś kiedyś nikomu.

                   I po co

Po co i piszesz kiedy możesz mówić, nie
tylko spójniki ale przymiotniki albo
czasowniki ale te zawsze w czasie
nieodpowiednim dla sprawy przedmiotu. Ludzie

chodzą bo cóż im zostało do powiedzenia dawno
przeszli. Nie mogąc zasnąć, zbudzić się nie
mogąc. I tylko koniec zostaje na koniec gdy
znowu zaczynasz.


            Wy

Wypiwszy nie co, co nie co za mało, nabierając
ciało na piwo lub wiano i nawracając siebie na
działanie wódki bo konia zabrakło w czasie niestosownym
do stosowania zdarzeń i stosownych marzeń. Może to
poufałość ale ten, to, te słońce, które daje światło
nic nie daje ciemnym kątom jest potrzebą trawy i wiązów, bo
komu w drogę wejdzie temu las, czasem czas.


            Ale nie

Tylko kobiety o przejętych twarzach są
tobą w tych dniach wyjętych z tygodni
gdy czekasz na siebie a nikt nie przychodzi

w trosce o zdania, które chcesz napisać. W
udręce słów, których nikt nie mówi bo
po co to komuś i na co to czemuś. Kiedy

czekasz na oczekiwanie a nikt na ciebie
nie czeka nieoczekiwanie.


            Jadąc

Idąc szybko bo nigdzie się nie śpiesząc,
aby dojść na czas. Za chwilę będzie rozrabiał
rozmowę na poszczególne cienkie jak człowiek
znaczenie, czekając na tych, którzy nie przyjdą
o nie swoim czasie w miejscu będąc, które nie

chce jego i nigdy tu nie był, chociaż jest
codziennie. Albo czasem w czasie zawsze nieodpowiednim
na poznanie tego co poznał już dawno. Mieszając
piwo jak kota ogonem i co jeszcze i co jeszcze co.

Nic oraz nieodpowiedzialne za wszystko
wszystko.


            Pałac

Wyglądając jak pałac w tym pajacu
sztuki pod ziemią lecz na zewnątrz w
masce bez twarzy i z twarzą bez łaski.
Pisząc na czas i czasami pisząc czas, bez

specjalnej potrzeby wyrażenia siebie i
ciebie. Kiedy mówiąc kiedy nikt nie słucha
cóż po ludziach gdy śpiewak samotny jak
myślenie a wszystko myleniem jest tylko i

czasem zajętym czasem przez wieczór, który
końca nie ma bo ma porządek bez początku.


            Matka

Jesień cieniem cię ojesienia gdy już
po słowach i sławach, które odeszły nie
mogąc się doczekać początku twych
dojrzewających jak niezwykle za późno
nadziei beznadziejnych jak dobre chęci,
złych zdań.


Wiersze tygodnia redaguje Stefan Jurkowski
stefan.jurkowski@pisarze.pl

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko