Zdzisław Antolski – Korwin Milewski – Anty Wokulski

0
618

Ignacy Karol Korwin-Milewski  urodził się w roku 1846 w Gieranonach Murowanych w powiecie oszmiańskim. Zmarł  w 1926 r., kiedy Polska była już niepodległa. Ukończył wiele szkół, liceum Bonapartego w Paryżu, później studiował prawo na uniwersytecie w Dorparcie, a następnie malarstwo w Akademii Sztuk Pięknych w Monachium. Pomimo, że miał olbrzymi majątek, prowadził różne transakcje, dzięki którym stał się jeszcze bogatszy. Podobnie jak Wokulski, bohater „Lalki” Prusa, pomimo bogactwa, miał kompleksy na tle pochodzenia szlacheckiego. Ale zamiast przeżywać upokorzenia, postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i kupił dziedziczny tytuł hrabiowski oraz tytuł kawalera maltańskiego u papieża. Rodowego Ślepowrona zamienił na kształt zwany. „Milan”.

Był poliglotą, znał większość języków europejskich, dzięki czemu ze swobodą poruszał się w wykwintnym towarzystwie. Był jednym z najbogatszych wówczas Europejczyków. Od księcia Karola Stefana Habsburga odkupił jacht parowy „Christa”, którego nazwę zamienił na „Litwa: i odbywał nim wiele dalekich, egzotycznych podróży, które potem opisywał w broszurach i książkach. W 1905 roku odkupił od arcyksięcia Karola Stefana eksterytorialną wyspę Santa Caterina, koło portu Rovigno. Zamierzał tam wybudować eleganckie uzdrowisko, ale wybuch wojny przekreślił te plany.

Młodość miał burzliwą i awanturniczą. W przeciwieństwie do Wokulskiego, który był romantycznym pozytywistą i czekał na tę jedną, wymarzoną miłość, Milewski miał mnóstwo przygodnych romansów, pełnych awantur i strzelanin, na których żerowała prasa brukowa. Ożenił się dla pieniędzy i rozwiódł. Zupełne zaprzeczenie bogacza, idealisty z powieści Bolesława Prusa.

Bardzo dobrze się stało, że Wacław Holewiński poświęcił tej arcyciekawej, a doszczętnie zapomnianej postaci, swoją powieść biograficzną zatytułowaną „Oraz wygnani zostali. Powieść o Ignacym Korwin-Milewskim”. Powieść ta, to coś w rodzaju mozaiki. Autor przedstawia najważniejsze i najciekawsze wydarzenia z życia swojego bohatera w poszczególnych latach. Autor przedstawia postać Milewskiego bardzo osobiście, pokazuje jego nerwowy charakter, buńczuczność i apodyktyczność, w sympatyczny sposób. Sami nie wiemy, kiedy zaczynamy kibicować Milewskiemu w jego poczynaniach, usprawiedliwiać snobizm, te wszystkie procesy, awanturnictwo i bufonadę.

Pasją życiową i powołaniem Milewskiego było zgromadzenie kolekcji polskiego malarstwa. Kolekcja zmieniała miejsce swojego pobytu, aż po pierwszej wojnie światowej uległa rozproszeniu. Władze nowego państwa polskiego nie zdecydowały się na zakup całej kolekcji. Milewski potrzebował pieniędzy, bo w wyniku rewolucji sowieckiej utracił kilkadziesiąt tysięcy hektarów.

Holewiński, w imieniu Milewskiego na łożu śmierci, rozmyśla: „Bieda, te wszystkie procesy, bolszewicy, którzy odebrali mu majątki, nic już nie było ważne. Tak, żałował, że ci głupcy z Polski, ci wszyscy ministrowie, śmiać mu się chciało, persony, ledwie to liznęło uniwersytetów, nie poznali się na tym, co posiadał. Nie kupili w całości. Boże, przecież będą żałować. Oni, naród”.

Wielkie zasługi dla polskiego malarstwa i w ogóle dla polskiej sztuki, położył Milewski jako mecenas artystów i kolekcjoner. Gierymskiemu wypłacał regularną pensję i posiadał kilkadziesiąt jego obrazów. Zamówił również u Jana Matejki autoportret i Stańczyka. Miał kilkanaście autoportretów najwybitniejszych polskich malarzy. Cóż, właściwie użył swoich pieniędzy, lokując je w polskiej sztuce. Inaczej niż Wokulski, który po niepełnionej miłości zniknął: popełnił samobójstwo albo wyrzekł się siebie. Być może Wokulski udał samobójstwo i zainwestował pieniądze w wynalazek metalu lżejszego od powietrza? Jeśli tak, to Milewski był większym realistą.

A przecież Prus i Milewski to niemal rówieśnicy. Twórca „Lalki” musiał o nim i jego wyczynach czytać w prasie. Być może Milewski nasunął mu w wyobraźni postać Wokulskiego?

O polskich dziennikarzach Milewski pisał: „W innych szczęśliwych krajach piszą do dzienników ludzie zdolni, uczeni, często wszechstronnie wykształceni. Tam dziennikarstwo prowadzi niekiedy do stanowisk najwyższych, bardzo często do dobrobytu i sławy – zawsze do selekcji talentów. Przy zażartej konkurencji, tam osobniki w rodzaju przeciętnego „proszę pana” nadwiślańskiego, nawet gdyby takich „proszę panów” z miejsca zasadniczo nie wykluczono, już na trzeci dzień z pewnością znalazłyby się za drzwiami.”

Milewski pisał o swojej pasji kolekcjonerskiej „Zbiór ten zawierać będzie bez wyjątku jedynie dzieła polskich malarzy, a między nimi tylko tych, co do szkoły monachijskiej należą. Zbiór ten będzie też dalej w tym samym kierunku nowemi nabytkami uzupełniany, dopóki mi Bóg życia i zdrowia udzieli, ma więc trochę specjalny charakter, lecz, o ile wiem dotąd, jest w kraju naszem jedyny, Od galerii monachijskiej gr. Schacka tem się jednak różni, że składa się z samych dzieł oryginalnych, podczas gdy hrabia Schack wcielił do swojej galerii, niemało kopij, które chociaż przez pierwszorzędnego mistrza Lenbacha malowane, nie mogą dorównać wartości płócien oryginalnych, Wreszcie, co do wyboru miasta, w którym życzyłbym zbiór mój pozostawić na zawsze, nie mam i mieć nie mogę szczególnego upodobania do Krakowa lub też Lwowa. Muszę teraz wybierać między dwiema stolicami kraju, w którym odtąd zamieszkiwać będę. Na wybór ten wpłynąć mogą nie własne moje sympatie, lecz względy czysto artystycznej natury, a więc przede wszystkim wzgląd na to, gdzie zbiór, powiększający inwentarz narodowy, osiągnie lepsze warunki bezpieczeństwa, oświetlenia i tej niezbędnej okazałości, która, mojem zdaniem,  arcydzieła naszych artystów otaczać powinna”.

Jako polityk, Milewski myślał podobnie jak Wielopolski i powieściowy Wokulski. Nie warto bić się z silniejszym przeciwnikiem, należy się rozwijać gospodarczo, walczyć o jak największą autonomię. Ale później, w wyniku pierwszej wojny światowej, wybuchła Polska i dwadzieścia lat niepodległości. A później kolejny rozbiór przez dwa mocarstwa. I wszystkie te spory straciły na aktualności, zmiażdżone przez przemożne siły. A może nie straciły? Wszak nasze położenie geograficzne jest takie samo.

Milewski był przeciwnikiem państwa jednonarodowego w myśl koncepcji Romana Dmowskiego. W 1923 roku pisał:” A my co? My, szlachta litewska polskiej kultury, a często i pochodzenia? Oto wielu z nas, co prawie przez pięć wieków naszego panowania niezaprzeczonego w Tm kraju nie potrafiliśmy, nawet nie chcieliśmy spolonizować mieszkających z  nami Żmudzinów, Litwinów, Białorusinów, Żydów, Tatarów, raptem nie stąd, nie zowąd, wtedy, gdy już z własnej winy były stracone i przewaga moralna i siła materialna, przeszło do opozycji w imieniu niezastosowalnych u nas zasad demokratycznych. (…) Pomimo potęgi państwa, które nas zabrało i wcieliło do swego składu, chciano stworzyć w pewnej grupie ziemian politycznie obłąkanych tu w tym biednym kraju polską Litwę i Białoruś polską i to pomimo woli,  a nawet wbrew woli chłopstwa białoruskiego i litewskiego, które o Polsce ani słyszeć nie chciało…”

Czy dziś te odwieczne polskie spory mogą się odrodzić? Warto przeczytać powieść Holewińskiego, żeby jeszcze raz się zastanowić, skąd idziemy, kim jesteśmy, jaka będzie nasza przyszłość? Okradzeni, zdradzeni, skłóceni. Ile w tym naszej winy i głupoty, a ile działania sił zewnętrznych?

A co go łączyło z Wokulskim? Chyba fascynacja epoką, jak pisze Holewiński o umierającym Milewskim: „Czas, w którym żyłem. Te wszystkie wynalazki, automobile, prąd, radio, telefon, aeroplany, tyle innych…”

Książkę Holewińskiego świetnie się czyta. Napisana jest bowiem w dokumentarnym, niemal telegraficznym stylu. Daje obraz epoki w jakiej przyszło żyć Milewskiemu. Olbrzymia panorama ludzi, obyczajów, zdarzeń. No i bogata osobowość głównego bohatera, jego niesamowita pasja stworzenia kolekcji polskiego malarstwa, aby nie zaginęło, nie poszło w zatracenie.

Dobrze się więc stało, że Wacław Holewiński w oryginalnej formie, w książce ozdobionej kolorowymi reprodukcjami obrazów, postanowił nam przypomnieć tę fascynującą postać o niezaprzeczalnych dla naszej kultury zasługach.

Zdzisław Antolski

W. Holewiński, Oraz wygnani zostali. Powieść o Ignacym Korwin-Milewskim, PIW, Warszawa 2020, 253 s.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko