ANNA MARIA MUSZ
O „Zwierciadle Marii Stuart” Krystyny Koneckiej
Otóż mrok jej biografii w gwiazdach zapisano…
Życie XVI-wiecznej królowej Szkotów zainspirowało m.in. Fryderyka Schillera, Juliusza Słowackiego czy Wisławę Szymborską. Gaetano Donizetti poświęcił słynnej monarchini operę, a malarskich, teatralnych czy filmowych przedstawień jej postaci i wydarzeń z życia nie sposób zliczyć. Tym razem tropem Marii Stuart podążyła Krystyna Konecka, a owocem podróży do Edynburga jest cykl sonetów rzucających nowe światło na postać królowej. „Zwierciadło Marii Stuart” jest tym celniejsze, że to kobieta pisze o kobiecie, autorka sonetów – o… autorce sonetów. I być może właśnie owa wspólna kobieca wrażliwość sprawia, że życie Marii ukazuje się nam w całym swoim dramacie, z przerażającym okrucieństwem i potworną bezsilnością.
Przypomnijmy krótko, że Maria Stuart, prawnuczka króla Henryka VII, była po ojcu (Jakubie V) Szkotką, a po matce (Marii, wywodzącej się z rodu Gwizjuszy) – Francuzką. Wkrótce po narodzinach (w 1542 roku) została dziedziczką tronu szkockiego, a Henryk VIII, dzierżący wówczas koronę angielską, zażądał ręki Marii dla swojego syna. Mariaż nie doszedł do skutku, co zaostrzyło angielsko-szkocki konflikt. Kilkuletnią królową Szkocji wysłano pospiesznie do ojczyzny matki, gdzie przebywała przez następnych kilkanaście lat, otoczona sympatią rodziny królewskiej i przygotowywana do roli przyszłej królowej Francji. Ślub Marii z dziedzicem tronu francuskiego Franciszkiem II Walezjuszem, nie przyniósł jednak młodej władczyni szczęścia – chorowity król zmarł wkrótce po ślubie, a teściowa Katarzyna Medycejska miała już własnego kandydata do tronu.
Maria Stuart powróciła zatem do Szkocji – kraju nękanego sporami między katolikami i protestantami, nie akceptującego kobiety na tronie. Sytuację władczyni pogarszały złe relacje z kuzynką Elżbietą I – która po śmierci Henryka VIII panowała w Anglii. Spokoju nie zapewniło Marii krótkie, nieudane małżeństwo z Henrykiem Stuartem, lordem Darnley’em, narodziny pierworodnego syna ani nawet ślub z hrabią Bothwell – bodaj pierwszym mężczyzną, którego darzyła prawdziwym uczuciem. Błędem była również kolejna ucieczka – tym razem z ogarniętej wewnętrznymi walkami ojczyzny do… Anglii, a więc do kraju rządzonego przez wrogo nastawioną Elżbietę I. Angielska monarchini w obawie przed utratą tronu szybko znalazła pretekst do uwięzienia krewnej. Ostatnich prawie dwadzieścia lat życia Marii Stuart upłynęło więc w niewoli, z dala od buntowanego przeciw niej syna i bez jakichkolwiek możliwości działań politycznych. Wreszcie, oskarżona o udział w spisku przeciwko Elżbiecie I, królowa Szkotów została skazana w procesie sądowym na ścięcie. Wyrok wykonano w 1587 roku.
Krystyna Konecka w ruinach edynburskiego opactwa Holyrood. Fot. Ewa Sherman
W „Zwierciadle Marii Stuart” Krystyna Konecka zamienia te chłodne, dobrze znane fakty w żywe sceny. Życie szkockiej królowej okazuje się wówczas nieznośnie okrutne i mroczne, a ona sama – skazana na łaskę upiorów, jak pisze poetka. Z wielu powodów mrok jej biografii w gwiazdach zapisano. Doskonale widać owe powody w kolejnych utworach z tego cyklu, choć pojawiają się czasem zaledwie przelotnie, są szkicowane delikatną kreską. Katoliczka w katolickim kraju, ulegającym jednak wpływom protestanckim. Kobieta-władczyni w skostniałym państwie, które kobiety na tronie nie zaakceptuje. Wychowana w otwartej i swobodnej obyczajowo Francji, a później odesłana z powrotem do spiętej konwenansami Szkocji. Silna i dążąca do niezależności (na własne życzenie we Francji poszła do ślubu w białym stroju, choć biel symbolizowała żałobę), ale ograniczana we wszelkich dążeniach przez patriarchalny dwór (Znaczonymi kartami będą grać mężczyźni, jak czytamy w utworze „X”). Pięknie haftująca i pisząca sonety, a jednocześnie świetnie jeżdżąca konno i polująca, choć te aktywności zaliczano do rozrywek typowo męskich. Rozmiłowana w barwnych strojach, balach i flirtach, w atmosferze, którą przesiąkła na dworze francuskim – jednak wciśnięta w mroczne komnaty zamków chłodnej, ponurej, iście średniowiecznej Szkocji. Maria Stuart niemal pod każdym względem nie pasowała do czasu i miejsca, w którym przyszło jej żyć i „Zwierciadło…” doskonale to pokazuje. Nietrudno wyobrazić sobie, o ile łatwiej ta inteligentna, doskonale wykształcona i energiczna dziewczyna zrealizowałaby swoje ambicje na dworze francuskim…
Paradoksalnie największy dramat epoki rozegrał się właśnie między dwiema kobietami. Maria, spokrewniona z Henrykiem VII, miała bowiem prawa do tronu większe nawet, niż uznawana przez niektórych za bękarta Elżbieta I z rodu Tudorów. Mario! Gdybyś o ten jeden stopień/ cofnęła się. Twój los by nie był przesądzony – rozważa podmiot liryczny, mówiąc o prawach do trzeciej korony w Albionie. Autorka „Zwierciadła Marii Stuart” punktuje – w pięknej formie poetyckiej, a nie w postaci historycznego eseju – wszystkie przejawy fatum ciążącego nad szkocką władczynią. Maria Stuart nadawałaby się idealnie na bohaterkę antycznej tragedii – tak jak bohaterowie greccy źle rozpoznała swoją sytuację i tak samo dramatycznych musiała dokonywać wyborów. A przecież otaczali ją ludzie Mający w genach coś z Makbeta, gotowi sztylet bezbronnemu w serce wbić brutalnie. Poetka przypomina zresztą dwa takie morderstwa: za pierwszym razem zginął Chastelard, bard francuski, za drugim – Dawid Rizzio, zaufany sekretarz królowej. Obu posądzonych zostało o romans z władczynią. Dawid Rizzio zamordowany został zresztą w szczególnie dramatycznych okolicznościach: wiosenną nocą. I u stóp kobiety – kobiety, czyli Marii Stuart, będącej wówczas w ciąży z pierwszym dzieckiem. Młodziutka władczyni na własne oczy obserwowała zbrodnię, zaplanowaną zresztą przez jej własnego męża. Nawet sceneria codziennego życia odpowiadała przerażającym wydarzeniom. Podmiot liryczny tak opisuje sekretne przejście w rodzinnym zamku Marii: W Holyrood do komnat/ wiodą schody. Sekretne i klaustrofobiczne/ nóż w maszynce do mięsa kręty. I choć „Zwierciadło Marii Stuart” nie jest w żadnym razie mową obronną w sprawie królowej, to nietrudno zrozumieć Skąd to szaleństwo i godność kobiety/ nieważna.
Powściągliwa, subtelna, minimalistyczna forma klasycznego sonetu, tak charakterystyczna dla twórczości Krystyny Koneckiej, okazuje się wprost idealnym narzędziem do opowiedzenia tej historii. Poetka po raz kolejny wybiera sonetti a corona, a więc cykl poetycki zbudowany w ten sposób, że „zerowy” sonet stworzony zostaje z wersów otwierających kolejnych czternaście sonetów. Autorka dodaje do tej zasady jeszcze jedną, własną regułę: wers kończący jeden sonet jest jednocześnie wersem otwierającym następny. Tak skomponowane były m.in. cykle: „Rozmowa z cieniem” z tomu „Pory mroku” (1984), nominowane do Nagrody Literackiej im. Wiesława Kazaneckiego „Sonety litewskie” (1991) czy też nagrodzona Nagrodą Literacką im. Wiesława Kazaneckiego „Cisza” (1997).
A jednak w „Zwierciadle Marii Stuart” owa zmodyfikowana forma sonetti a corona zyskuje dodatkowe znaczenia. Powtarzające się wersy „zerowego” sonetu wybrzmiewają jak tragiczna przepowiednia, a kolejność wersów zamykających i otwierających wiersze nadaje losom Marii szczególny rytm… Poetka odnotowuje w utworach zapadające w pamięć detale – narodziny w zamku Linlithgow, uroczystość ślubną w katedrze Notre Dame, koszmarne schody Holyrood, mroźną, przedśmiertną komnatę w Fortheringhay, wreszcie egzekucję i psa, który zaplątał się w fałdy sukni, gdy potoczyła się czaszka jego straconej pani. A jednak obok realiów historycznych, galerii postaci, miejsc i szczegółów, buduje Krystyna Konecka także inny, niezwykle uniwersalny obraz swojej bohaterki. Maria Stuart jest tu człowiekiem stającym samotnie naprzeciw wrogich, sprzymierzonych sił. Jest kobietą od początku skazaną na porażkę, zdradzoną przez wszystkich i całkowicie samotną, ale jednak zdolną do walki do samego końca – nawet wtedy, gdy na niemal łysą głowę wkłada perukę i ukrywa zniszczone ciało pod szkarłatną koszulą.
Na Marii Stuart edynburska opowieść i podróż podążającej jej śladami poetki się nie kończy. Jest przecież jeszcze jedenście sonetów ujętych w cykl „W szkocką kratę”. Krystyna Konecka, która swoje literackie peregrynacje opisuje bardzo często w formie reportaży, tu łączy reporterską drobiazgowość z czułą struną liryczną. Bo przecież w Edynburgu znaleźć można i ślady pobytu Fryderyka Chopina przywiezionego na tournée przez zafascynowaną nim Jane Stirling… I pamiątki po Karolu Edwardzie Stuarcie, czyli prawnuku Jana III Sobieskiego (zwanym Bonnie Prince Charlie)… I fascynujące losy przodków słynnej aktorki Tildy Swinton, w której żyłach płynie krew jednego z trzech najważniejszych rodów staroangielskich. Jest tu też Muzeum Trzech Pisarzy – Roberta Burnsa, Sir Waltera Scotta i Roberta Louisa Stevensona. A nawet pomnik niedźwiedzia „Wojtka”, który towarzyszył polskim żołnierzom w ich wojennej tułaczce. Sonety ze „szkockiego” cyklu ocieplają nieco minorowy ton XVI-wiecznej historii i prowadzą czytelnika dalej, ku wydarzeniom późniejszym. Nieco na kształt epilogu z antycznego dramatu, przynoszą wyciszenie, pocieszenie i pokazują, z sympatią, a nawet humorem (jak choćby w „Kuzynie jednorożcu”), że ludzkie cierpienie się zamknęło, a Szkocja i tradycje Stuartów – przetrwały…
Anna Maria Musz
Krystyna Konecka „Zwierciadło Marii Stuart”, Wydawnictwo BUK (Białystok), 2020
ELŻBIETA MUSIAŁ
Zwierciadło, w którym przejrzał się los Marii
Krystyna Konecka jest reportażystką i poetką zapracowaną. Owoce jej twórczego temperamentu kosztujemy regularnie, również na Pisarzach.pl. Tym razem dzieli się z nami kolejną swoją fascynacją, a jest nią Maria Stuart. O losie XVI-wiecznej królowej Szkotów i dramatycznych splotach zdarzeń, które targały jej życiem i zaprowadziły na szafot, opowiada cykl sonetów „Zwierciadło Marii Stuart” w kompozycji sonetti a corona,który stanowi pierwszą część poetyckiej książki o tym samym tytule (2020). Fakty i historyczne wzmianki przybierają tu postać lirycznego przekazu, nieudramatyzowanego. Samo życie Marii Stuart było wystarczająco dramatyczne.
Lektura „Zwierciadła” na tyle mnie wciągnęła, że zaczęłam szperać w dostępnych informacjach, by zbudować sobie horyzont poznania. I zaprowadziło mnie to nawet do osobistego drobiazgu Marii, do podręcznego lusterka, które niedługo przed swoją śmiercią przesłała kuzynce i politycznej rywalce Elżbiecie I. Zadałam sobie wtedy pytanie, co widziała Maria Stuart w swoim zwierciadle? A co zobaczyła w nim Elżbieta I, ta potężna monarchini ówczesnej Anglii. Czy Maria miała usposobienie romantyczne, jak każą o niej myśleć wyobrażenia autorów niektórych książek i filmów? Zapewne i tego nie można było odmówić królowej Szkocji. Przecież pisała nawet swoje sonety, a kilka wybranych – ale autorstwa Petrarki – wysłała w jednym z wielu listów do Elżbiety I. Te dwie monarchinie i rywalki o tron Anglii utrzymywały ze sobą korespondencję przez niemal 30 lat, choć w rzeczywistości nigdy się nie spotkały. Ich wieź do dziś zastanawia. Z jednej strony prowadziły walkę dyplomatyczną, a z drugiej – ciekawe były siebie nawzajem. Obdarowywały się upominkami. Elżbieta potrafiła zajadać się marcepanami przesłanymi przez Marię i nosić pierścień w kształcie serca z jej podobizną. Długo też wzdragała się przed podpisaniem wyroku na Marię, gdy angielski sąd skazał ją za zdradę i spisek przeciwko Elżbiecie, sąd, który nie miał władzy nad wolną królową Szkotów. Ostatecznie wyrok podpisała, lecz nigdy sobie tego nie mogła darować.Jaka była Maria? Gruntownie wykształcona, wrażliwa, ujmująca w sposobie bycia i błyskotliwie prowadząca konwersację. Obdarzona charyzmą. Ale też niecierpliwa, impulsywna, uparta i władcza. Podobno wystarczyło znaleźć się w odległości trzech metrów od niej, by się zadurzyć. Była królową i kobietą. Raz zakładała koronę, to znów ją zdejmowała. Podówczas uważało się jednak, że kobieta, by zostać dobrym władcą, powinna przestać być kobietą, tak jak zrobiła to Elżbieta I (z tego powodu nazwana była Królową Dziewicą).
Złożoność charakteru Marii okazała się niebezpieczna dla niej nie tylko jako królowej. Mówiono, że czyniła ją słabszą psychicznie od Elżbiety. Czy dlatego przegrała z Elżbietą za życia? Lub może dlatego zatriumfowała już w chwili śmierci pod toporem kata i po. Co prawda Elżbieta po zgładzeniu Marii władała Anglią jeszcze przez 16 lat, lecz nie zostawiła potomka. Następcą mianowała Jakuba, jedynego syna Marii. Na łożu śmierci ponoć wyszeptała imię Marii, jak podają niektóre źródła, inne – że imię Jakuba.
Zanim jednak Maria została ścięta, uwikłano ją w liczne skandale i zbrodnie w iście makbetowskim stylu, jakby instynkt władczyni raz po raz miał ją zawodzić lub po prostu odwróciło się szczęście; „Otóż mrok jej biografii w gwiazdach zapisano”. Za sprawą męża i kochanka (ale o tym za chwilę) nazywano ją krwawą królową. Jakby tych upiorów było mało, to jeszcze jej Szkocją targały spory między protestantami a katolikami oraz walki klanów. Oraz walki z nią, kobietą na tronie. W pojęciu konserwatywnych protestanckich Szkotów powabne dziewczę nie mogło być ich królem, zaprzeczało to boskiej woli.
W los Marii wpisały się więc różne dramaty. Ale ten największy, dramat epoki, rozegrał się między dwoma kobietami, potężnymi monarchiniami, a przecież nie był to czas kobiet. O tron Anglii Maria walczyła do ostatniej chwili życia. I… historia pokazała, że zwyciężyła, gdy wiele lat po jej śmieci tron objął syn Jakub Stuart. Czy to nie paradoks? Słaba strona okazała się jej siłą? To, że była i umiała być kobietą, zadecydowało o ciągłości dynastii Stuartów. Obecnie panująca brytyjska władczyni jest w prostej linii potomkinią Marii Stuart.
Życie Marii rozpalało wyobraźnię wielu artystów. Zainspirowało m.in. Fryderyka Schillera, Juliusza Słowackiego, Wisławę Szymborską. Było tematem niezliczonych analiz, dyskusji i biografii. Powstało też wiele kostiumowych filmów, spektakle teatralne i zapewne wiele jeszcze przed nami. Nie dziwię się więc Krystynie Koneckiej, że i ona podążyła za Marią. I to dosłownie. Najpierw odbyła podróż tropami swojej bohaterki (jak zwykła to czynić), a potem ubrała myśli i towarzyszące temu emocje w klasyczną formę sonetu. W „Zwierciadle Marii Stuart” mamy do czynienia z sonetem szekspirowskim, a sonet ma zawsze 14 wersów, jest część opisowa i refleksyjna. Krystyna zawarła dramat życia kobiety królowej naznaczonej przez los w 14 sonetach, które poprzedza ten „zerowy”, stworzony z pierwszych wersów czternastu następujących po sobie sonetów. Ta kompozycja nazywana jest sonetti a corona. Ale Autorka do tych sztywnych reguł dodała jeszcze swoją. Otóż, w „Zwierciadle” wers kończący otwiera też następny sonet, wnosząc nowe treści i sensy. Konstrukcja godna mistrza.
„Nie uwierzysz, ale ten temat odebrał mi kawałek życia. Przecierpiałam losy Marii razem z nią” – napisała do mnie w mailu Krystyna. Ależ uwierzę i czytelnicy „Zwierciadła” uwierzą. Wystarczy wejść w sonety, wystarczy wejrzeć w życie tej walecznej monarchini, która – zdradzona przez wszystkich –zdana była na samotną walkę i na porażkę.
0
Otóż mrok jej biografii w gwiazdach zapisano.
Krwawe chmury zgęszczone nad rodem Stuartów
– a dla niej dwór francuski wyperfumowany.
Czy los to wypadkowa pozaziemskich żartów?
Skrajności darów niebios w Marii horoskopie.
Religijne roszady targające krajem.
Nastoletnia władczyni w tamtej Europie –
nihil novi sub sole. Odwieczne zwyczaje.
Znaczonymi kartami będą grać mężczyźni.
Będzie źle. Coraz ciemniej. Coraz bliżej fatum.
Żaden czas nieprawości bliźnich nie zabliźni
I do dziś jest niejasne co objaśniać światu.
Wstrzymajcie się. Ktoś inny zawładnie jej losem.
Przyjdzie czas na przyjęcie ostatniego ciosu.
Oto „zerowy” sonet. Czy nie brzmi jak proroctwo, które się wypełniło? A my z każdym następnym sonetem będziemy tego świadkami. Każdy utwór jest jak bursztyn z zatopionymi w nim charakterystycznymi szczegółami. Przyjrzyjmy się im, jakie treści jeszcze skrywają, jakie fakty.
Krwawe chmury zgęszczone nad rodem Stuartów
– a dla niej dwór francuski wyperfumowany.
Miała zaledwie 6 dni, gdy zmarł jej ojciec Jakub V Stuart. Jako niemowlęciu w pieluchach nałożono na głowę koronę. Z powodu religijnej zawieruchy i dla bezpieczeństwa katolickiej i jedynej prawowitej spadkobierczyni korony, matka wywiozła ją do swojej ojczyzny, do Francji. Tam spędziła dzieciństwo, a w wieku 16 lat poślubiła króla Francji. Niestety po dwóch latach „mały król” – jak go nazywano – zmarł. Przywdziała biały welon. Ach ta biel. Wystąpiła w niej też wcześniej na własnym ślubie w katedrze Notre Dame, choć kolor ten był tradycyjną barwą żałobną na francuskim dworze. Czy prowokowała los?
Biała wdowa po królu – dziecku. Biała karta.
Czy los to wypadkowa pozaziemskich żartów?
Maria powróciła do Szkocji; „nie wie, iż jest intruzem (intruzką?) dla lordów / sprawujących w ojczyźnie rządy w jej imieniu”. Musiała zmierzyć się z rebelią, z protestantami, którzy przejęli władzę, z lordami, którzy nie uznawali kobiety na tronie. Ale w Szkocji żyły jeszcze inne kobiety, a te kwestionowały jej seksualność.
Drugi mariaż nie służył i jej, i ojczyźnie:
znaczonymi kartami będą grać mężczyźni.
Tak naprawdę nie służyło jej ani drugie, ani trzecie małżeństwo, wbrew pozorom i to pierwsze z francuskim młokosem też nie przyniosło szczęścia. Drugim mężem został lord Darnley, bezpośredni potomek Henryka VII. Przystała na ślub z nim, by umocnić swoje pretensje do tronu. Chyba nawet kochała tego przystojniaka. Nie był on obojętny również Elżbiecie. Ale miłość wkrótce zamieniła się w nienawiść, gdy z polecenia Darnleya zabito Rizzio, zaufanego doradcę Marii i domniemanego jej kochanka. Zasztyletowano go w jej obecności. Podobno osłaniała go własnym ciałem, a nosiła w łonie dziecko Darnleya.
Krwawiły w dłoniach Marii haftowane kwiaty.
Będzie źle. Coraz ciemniej. Coraz bliżej fatum.
Atmosfera na dworze gęstniała. Rok po krwawym mordzie na Rizzio, w wybuchu komnaty zginął Darnley. To też nie był przypadek, pułapkę zastawił hrabia Bothwell. Ale wpadła w nią i Maria, której przypisano autorstwo zdarzenia. Bothwell brutalnością wymusił na niej małżeństwo. To wszystko nie spodobało się poddanym i podjęli kolejny skuteczny bunt. Bothwell, trzeci mąż, wygnany został do Norwegii. Maria miała mniej szczęścia, uwięziono ją i abdykowała na rzecz pierwszego syna Jakuba. Ale udało jej się zbiec do Anglii. Myślała, że schroni się pod skrzydłami Elżbiety. Tymczasem i tam trafiła do więzienia, w odosobnieniu spędziła osiemnaście lat. Na wygnaniu wypowiedziała znamienne słowa: „Śmierć mego życia początkiem”.
Nie domyka się mroczny epizod dramatu.
I do dziś jest niejasne co objaśnić światu.
W „gościnie” u Elżbiety I była najważniejszym i najpilniej strzeżonym więźniem w Anglii. Z dala od rodziny, bez korony i możliwości powrotu do kraju żyła odizolowana od świata zewnętrznego, najpierw na prowincji, potem w zamku Sheffield, gdzie zaostrzono rygor i gdzie rozchorowała się i szybko zestarzała. Przez cały czas pozwolono jej jednak pisać listy do przyjaciół, prowadziła ożywioną korespondencję dyplomatyczną z królami Francji i Hiszpanii oraz z papieżem. Wciąż miała nadzieję, wciąż liczyła na interwencję z zewnątrz. Listy – rzecz jasna – były czytane przez angielski wywiad. Koniec końców postanowiono się pozbyć Marii i uknuto plan. W beczkach z piwem słano do niej (niby przemycane w ten sposób) listy od katolickich spiskowców chcących zabić Elżbietę. Maria uwierzyła w spisek i odpisała na list, potwierdzając swój udział. Tym samym wydała na siebie wyrok. Miała zostać ścięta. Do egzekucji przygotowała się jak do występu teatralnego.
ukazać się zebranym w szkarłatnej koszuli
z krzyżem na piersi. Schylić nagi kark… Za chwilę
potoczyła się czaszka. Pies wśród fałd się skulił.
Na skazaną czekał kat z pomocnikami i 300 widzów zgromadzonych w dużej sali zamkowej. Na podium katowski pieniek, niski taboret i poduszka. Wszystko wyściełane czarnym suknem. Spektakl rozpoczął się w chwili, gdy wprowadzono Marię ubraną w czarną atłasową suknię i pelerynę uszytą zgodnie z nakazami ówczesnej mody. Gdy dwórki zdjęły z niej czerń, oczom wszystkich ukazała się koszula w rdzawym kolorze zarezerwowanym w liturgii katolickiej dla męczenników. Krasomówczy kaznodzieja Elżbiety przy mowie pouczającej jak nigdy wcześniej zaczął się nerwowo jąkać. Zniecierpliwiona Maria ostentacyjnie przerwała mu i odmówiła modlitwę. Przyszedł czas na kata. Zamiast jednym uderzeniem ciął szyję toporem trzykrotnie, niczym tasakiem. Potem podniósł głowę za włosy, lecz w ręce została mu tylko peruka, a siwa i ołysiała głowa królowej potoczyła się po deskach. Zaś spod czerwonej halki Marii wybiegł mały piesek rasy skye terrier, jej ulubieniec. Schowany w fałach sukni towarzyszył pani w ostatniej drodze.
Kiedyś była królową? Kiedyś ją kochano?
Otóż mrok jej biografii w gwiazdach zapisano.
Nie podobna wymyślić bardziej tragicznego scenariusza na życie i obfitującego w tak burzliwe zdarzenia i z tak makabrycznym końcem. Już w chwili śmierci Maria stała się męczennicą. Po dwudziestu latach od egzekucji na tronie Anglii zasiadł syn Marii, Jakub. Kazał przenieść zwłoki matki do Westminster i nakazał zburzyć zamek Fotheringhay, gdzie dokonano egzekucji. Ale wcześniej nawet on odwrócił się od matki.
„Zwierciadło Marii Stuart”, w którym przejrzał się los Marii, jest potwierdzeniem poetyckiego kunsztu Krystyny Koneckiej. Drugą część książki buduje 11 sonetów mniej chmurnych i napisanych z reporterskim zacięciem. Autorka wpuszcza w strofy trochę słońca, ale czy jest ono jej czy edynburskie? Jedne są poświęcone ludziom, którzy tak jak i ona zawitali niegdyś do Szkocji lub szkockim pisarzom (Robert Burns, Walter Scott, Robert Louis Stevenson). Są też ślady polskie przywołujące pobyt Fryderyka Chopina koncertującego w Edynburgu, czy pamiątki „misji męskiej” po prawnuku Jana III Sobieskiego. A zatem różnorodność tematyczna, która spięta została tytułem „W szkocką kratę”. Dodam jeszcze, że dwujęzyczny tomik został pięknie wydany w białostockim wydawnictwie BUK. Autorką wolnego tłumaczenia na angielski jest Ewa Sherman, córka poetki. Elżbieta Musiał
Krystyna Konecka, „Zwierciadło Marii Stuart. Wydawnictwo BUK, Białystok 2020, s. 72.
Wiersze z tomu:
Krystyna Konecka
ZWIERCIADŁO MARII STUART
Sonetti a corona
V
Skrajności darów niebios w Marii horoskopie.
Nic tu po niej. Król umarł – niech żyje król nowy.
Nic po łzach. Po rozpaczy na morzu jak topiel
za Francją. Przed nią szkockie pejzaże surowe.
Nad Sekwaną pacholę drugie – marionetka
śladem brata wypełnia protokół, gdy w blasku
jego korony rządzi, cóż, maman – regentka,
gdy Maria w mgłach północnych znika jak w potrzasku.
Nie witana u dzikich brzegów skalnych portów
ona – królowa Szkotów od dnia narodzenia
nie wie, iż jest intruzem (intruzką?) dla lordów
sprawujących w ojczyźnie rządy w jej imieniu.
I to – jak destrukcyjnie na dzieje wpływają
religijne roszady targające krajem.
XII
I do dziś jest niejasne co objaśniać światu.
Bothwell… Tak się zapomnieć. Oślepnąć z emocji:
ledwie złożyła podpis pod edyktem z datą
by zdrady i występność karać śmiercią w Szkocji…
Bothwell… Skąd to szaleństwo i godność kobiety
nieważna. Dni znaczone zazdrością i bólem.
Opętanie uczuciem zamknięte w sonetach
z uczuć francuskim kodem ukrytych w szkatule.
„W jego ręce, w moc jego składam z dobrej woli
Syna mego i honor…”. Tak. Również koronę.
Cóż, że ślub. Gdy za cenę tej słodkiej niewoli
przez parlament i gawiedź będzie potępiona.
Już pod murami zamku palono pod stosem.
Wstrzymajcie się! Ktoś inny zawładnie jej losem.
XIV
Przyjdzie czas na przyjęcie ostatniego ciosu.
Mario, oto ten moment by siąść przed zwierciadłem.
Trudno rozpoznać dawne piękno. Obce włosy.
I życie. Co tak łatwo jak sen się rozpadło
na nic. Mroźny lutowy jest poranek w zamku
Fortheringhay, dalekim od komnat królowej
Elżbiety. Na wyroku jej podpis. Więc klamka
zapadła. Ale trzeba dumnie unieść głowę,
ukazać się zebranym w szkarłatnej koszuli
z krzyżem na piersi. Schylić nagi kark… Za chwilę
potoczyła się czaszka. Pies wśród fałd się skulił.
Więc tylko to? Więc darów losu tylko tyle?
Kiedyś była królową? Kiedyś ją kochano?
Otóż mrok jej biografii w gwiazdach zapisano.
Dwie doskonałe recenzje.Wiele pracy.Dlaczego połączone razem? To męczy, nie pozwala na dwa spojrzenia dwóch wnikliwych czytelniczek.Obie Panie uzupełniły moją historyczną wiedzę.