Elżbieta Jeziorowska-Wróbel (ur. 1952) powróciła jako poetka w 2019 roku, po 10 latach milczenia publikacyjnego, nowym tomem Zbudzić się przed zaśnięciem[1]; jest to comeback obfity, bo na zbiór składa się aż 105 tekstów. Trzydzieści lat temu w jednej z autoprezentacji pisarka złożyła deklarację, która zachowuje swoją aktualność: „Jestem cierpliwa i… czekam. A póki co, nie rozstaję się z długopisem i niech wiersze same mówią o sobie”[2]. Będąca przedmiotem niniejszych refleksji książka ukazała się pod szyldem Towarzystwa Galeria Literacka, specjalizującego się w edycji i promocji częstochowskich twórców. Towarzystwo wydaje Częstochowski Magazyn Literacki (de facto kwartalnik) „Galeria”, druki zwarte zarówno w ramach Biblioteki „Galerii”, jak i poza tą serią.
Śledzę lirykę Elżbiety Jeziorowskiej-Wróbel od niemal ćwierćwiecza i dostrzegam (nie jest to przypadek odosobniony wśród autorów częstochowskich), że osobowość twórczyni stała się placem boju między „poetką” a „prozaiczką”. Pisarka ma bowiem w swoim już pokaźnym dorobku, obok 7 tomów lirycznych, niemal tyle samo, bo 6 książek prozatorskich (powieści, opowiadań), z których ostatnia (Matka chrzestna z wody[3]) ukazała się równolegle z omawianym zbiorem[4].
Autorka pozostaje wierna własnej dykcji poetyckiej i wrażliwości, nie podszywa się pod nikogo, nie fałszuje przekazu. Już w posłowiu do tomu Niebo mojego czasu z 1991 roku Jacek Kajtoch zaznaczył, że „[Elżbieta Jeziorowska-Wróbel] zaczyna pisać w swoim imieniu i swoim językiem”[5]. Od chwili debiutu prasowego w grudniu 1979 roku (na łamach Magazynu Społeczno-Kulturalnego Województwa Częstochowskiego „Nad Wartą” wydrukowano wiersz Brzuchy matek) nie sprzeniewierzyła się własnemu oglądowi otoczenia. Z równą precyzją i bezkompromisowością przedstawia zmagania z bytem i chyba także z samą sobą, z „ja” tresowanym przez filozofię, która tętni niczym czerwona smoła w żyłach. Już otwierający Zbudzić się przed zaśnięciem utwór (dedykowany latorośli męskiej, Maćkowi) przynosi wyznanie kobiety pewnej, bo pozbawionej złudzeń, znającej życie od podszewki, a ludzi od strony zarówno człowieczej, jak i zwierzęcej:
Synku
nie pytaj o sens
jedynie wiem że jest
początek i koniec
a pomiędzy nimi przepaść
życia
wypełniona
naszymi oddechami
(Z7).
Tak może mówić tylko poetka doświadczona przez los i jego wyroki. Nie mamy tu jednak ostatecznej rezygnacji, niewiary w sens lub wiary w bezsens istnienia, gdyż nieśmiało w przestrzeni kołyszą się przecież „nasze oddechy”. Obraz, zasygnalizowany „przepaścią / życia”, pojawi się w różnym natężeniu i wariantach w głębi tomu. Liryk drugi zawiera credo: „Filozofią mojego życia jest / przetrwać / z pełnym żołądkiem” (Z8). Sprowadzenie życia do zaspokojenia potrzeb biologicznych to tylko wybieg semantyczny, ponieważ podmiot liryczny może chlubić się zdecydowanym systemem wartości. W epistemologicznej tablicy Mendelejewa, ułożonej przez bohaterkę, znajdują się szczerość, uczciwość i cechy pokrewne, tak dziś niechciane, źle widziane.
Narratorka poszukuje człowieka lub raczej pyta, dokąd zmierza ludzkość, choć diagnoza zdaje się mieć znamiona niepodważalne: „Z chaosu w chaos / innej drogi nie ma // tylko gdzieś pomiędzy / bywamy ludźmi” (Z20), „samotność / coraz większa / i coraz mniej babciu / ludzi / pośród ludzi” (Z12). W ofiarowanym babci Franciszce liryku uwydatnijmy linijkę: „Wiesz babciu świat się spartaczył” (Z12). Świat otrzymał kilka innych niepochlebnych epitetów, poetka ma zresztą predylekcję do proponowania kolejnych nazwań rzeczywistości. Obok stwierdzenia: „pozbawiony wstydu / świat” (Z9), pojawiają się frazy bardziej nasączone emocjonalnością, jak choćby: „świat się przewrócił / przygniótł Boga / i wypiął się na Niego / złotymi pośladkami / mamony” (Z25), „świat którego drzwi / przytrzaskują niejedne palce” (Z27), by przywdziać demaskatorski ton: „świat niczym dziwka / po ostatniej spowiedzi / łzą fałszywą siąpi” (Z10).
Świat to nie kategoria abstrakcyjna, lecz konkretni osobnicy (na pewno nie bliźni), którzy „Zasiali niepokój / […] / na wrażliwej ziemi naszych uczuć” (Z82). Kult pieniądza, obłuda, brak poszanowania dla słabych, uczucia jednokrotnego użycia – to niektóre oceny rzeczywistości usytuowanej geograficznie. W wielu tekstach poetka nie tylko po prostu wyraża swoje zdanie („Nie lubię lepkich dłoni / fałszywych uśmiechów / przebaczam / nie zapominam”, Z69; „nie umiem zrozumieć / nie potrafię pojąć / reguł tej gry”, Z71), ale podnosi głos, wręcz krzyczy:
Nie pouczajcie mnie
w co mam wierzyć jak żyć
czy opluwać czy wynosić
na piedestał
[…]
nie pouczajcie mnie
nie nakazujcie mi wybierać
pomiędzy życiem a teatrem
człowiekiem a marionetką
uwieszoną na sznurkach
sprytnych rąk
(Z74).
Zwróćmy uwagę, iż ekspresyjność wypowiedzi wynika z zastosowania zaprzeczeń, ich ciąg potęguje frustrację i niezadowolenie, także w poniższym fragmencie zaczerpniętym z autobiografii czy życiorysu poetyckiego: „nie ufam komputerom / bankowym ofertom / nie lubię mikrofalówek plujących / hamburgerami” (Z27). W ogóle pewne rozgorączkowanie, wewnętrzne wrzenie dominuje w omawianych sytuacjach lirycznych, a najlepiej obrazuje ten stan passus: „Każdej nocy wyciszam / krzyk krwi / wrzeszczy jak opętana” (Z78). Jak zatem zaufać ludziom, skoro własne ciało jawi się jako drapieżca: „Moje serce / czerwony smok krwiopijca” (Z67); zaborczość dotyczy także działania psychiki: „szemrany kosmos / własnego wnętrza” (Z15). Tylko nieraz udaje się doznać oczyszczenia:
jeszcze tylko trzeba własny strach
przepłoszyć
i wyjść będzie można na otwartą
przestrzeń żeby odetchnąć z ulgą
i z polskiego koszmaru
oczyścić się
deszczem
(Z26).
Gdy mowa o polskości, przychodzi mi na myśl wydany w 2019 roku zbiór wierszy Ryszarda „Sidora” Sidorkiewicza Ruchome obrazki (wiara, nadzieja, miłość), gdzie równie krytyczny stosunek podmiotu lirycznego do rzeczywistości ojczyźnianej został przedstawiony za pomocą ironii, dystansu i gry „smutkiem”; przytoczmy utwór Janaród:
wejdziony do Unii i wstąpiony do NATO
już nie muszę się bać ale
czuj czuwaj czuwam bo czujnym być trzeba
bo coraz więcej wokół jest nie swoich swoich
a swoi swoi często z obcymi obcują
ktoś tam znowu świątecznej
nie wywiesił flagi
surfinia kaskadowa zwisa mu
z balkonu[6].
Raport Elżbiety Jeziorowskiej-Wróbel posiada charakter dużo bardziej dosłowny, wprost, bez przekomarzania się słowami, jeśli nie liczyć antidotum w postaci alkoholu („Odczarowałam rzeczywistość / na krótką chwilę zamroczenia”, Z16; „Czasem trzeba sięgnąć / po łyk oderwania od rzeczywistości”, Z31) czy fantazjowania o Monte Carlo („marzę tak co jakiś czas kiedy dostaję / kolejnego kopniaka od polskiej rzeczywistości”, Z42).
„Ja” liryczne odczuwa więc osaczenie i dezorientację: „ściana za mną przede mną / z prawej z lewej strony zamyka się / zacieśnia dusi ogranicza / przestrzeń” (Z112), „zagubieni w zaułkach / zdziczałego świata” (Z51). Wzmiankowanymi zaułkami mimo wszystko „dojdziemy” do tekstów kreujących pejzaż miejski równie obcy, jak osadzone w nim istoty: obłudnicy (tytuł wiersza, Z13), „cwaniacy sznurem / pętlę nam plotą / jak dyrdymały” (Z17), „Wielcy panowie w garniturach / (z Bogiem na ustach / z kłamstwem w piersi)” (Z19). Miasto Elżbiety Jeziorowskiej-Wróbel staje się zatem emanacją molocha, figury urbanistycznej charakterystycznej dla pokolenia Nowych Roczników, do którego metrykalnie i za pośrednictwem pewnych cech swojej liryki poetka należy bezsprzecznie. Gród to mrowisko („mrowisko miasta markuje / życie”, Z43), dokonujące mentalnego ubezwłasnowolnienia „ja” („W szumiącym tłumie / porastającym połacie miasta / zaciera się nasza tożsamość”, Z81); „estetyka” uliczek zadaje kłam lśniącym zdjęciom z prospektów turystycznych: „Dotarłam do końca uliczki ślepej jak kret” (Z50), „piekielna gardziel / asfaltowej uliczki” (Z52). Podkreślmy również biologizm miasta: „Brudem nie zarasta / dobrze go trawi pompuje / w jelita miasta przepija wodą” (Z44).
Jakie jest samo(roz)poznanie bohaterki? Odpowiada: „dziwadło / na pośmiewisko” (Z12), „Taka ze mnie wariatka / czepiam się słów rzucanych na wiatr / w dłoni zaciskam wiarę / w człowieka” (Z109), „taka ze mnie / zwariowana tancerka / wcale nie od siedmiu boleści” (Z59). Także w Wyznaniu czarownicy dostrzeglibyśmy swoistą autoprezentację, skoro czarownica przeradza się lub raczej łączy z Lady Makbet: „z zaplamionymi dłońmi / mam ochotę sięgnąć po nóż otoczyć się / słodkim zapachem krwi” (Z22). Poetka jest żądna zemsty czy przywrócenia lepszego świata, dyktatury uczciwości? Sądzę, że najpełniej jednak mówi o sobie przez medium bohatera Cervantesa:
jeszcze we mnie Don Kichot w zbroję wiary odziany
przedzierający się przez życia drogi kręte szuka
odpowiedzi jak nas w sobie ocalić
jak zbudzić się przed
zaśnięciem
(Z84).
Dostrzeżemy tu dużą dozę nadziei, to nic że urojonej.
W jednym z biogramów poetki natknąłem się na opinię: „Nie toleruje ludzi zawistnych, wścibskich i chamskich. Przed takimi ucieka”, oraz jej motto życiowe: „Bez względu na okoliczności – zawsze być sobą”[7].
Wyodrębnimy też wiersze, których uczuciowy azymut tworzy rodzina. Szczególnie ważna jest osoba matki: „[śmierć] była piękna // – miała twarz mojej matki” (Z39), „w kołysce płaczących ramion / miłość twoją kołyszę / mamo” (Z40). Jako babcia Oliwki, autorka wypowiada się we frazie: „Oj mała / [..] / zawłaszczyłaś mnie / jak powietrze którym oddychasz” (Z37).
Nie brak w zbiorze namysłu nad rolą artysty w obecnych czasach, tekstów autotematycznych. Rozważania o poezji pisarka często umieszcza w sferze lokali piwnych, nie mogło być inaczej, ponieważ barman to najlepszy powiernik i słuchacz (Barman). W Piosence sentymentalnej, adresowanej do pisarza Wieśka W. (Wiesława Wyszyńskiego), znajdziemy zapis: „w częstochowskich piwiarniach / przesiadują poeci – / złotem chmielu dni szare / owijają jak przędzą” (Z41). W ten sposób Elżbieta Jeziorowska-Wróbel potwierdza, że jest poetką Częstochowy (przypomnijmy, że jej zbiór Zaglądanie w miasto z 1999 roku ukazał się jako pierwszy i chyba jedyny tom serii Poeci Częstochowy, zainicjowanej przez nieżyjącego już Stanisława Podobińskiego, ówczesnego Redaktora naczelnego Wydawnictwa Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Częstochowie). Przywołajmy liryk W częstochowskiej SKRZYNCE, gdzie mowa o „Cafe Skrzynka”:
Kawiarniane stoliki zastawione młodością
w filiżankach kawy
(jak w lustrzanych taflach)
pławią się uśmiechy
[…]
nie chcą się kumplować
z tym co już
odchodzące
(Z45).
W notce biograficznej, pomieszczonej na czwartej stronicy okładki Zbudzić się przed zaśnięciem czytamy: „Elżbieta Jeziorowska-Wróbel – urodziła się w Częstochowie. Od dwudziestu lat mieszka… dwadzieścia kilometrów za miastem, ale nadal jest z nim mocno związana, nie tylko emocjonalnie”.
Nie doszukuję się w tej twórczości panteizmu, mowa bowiem tylko o „przykurzonym śladzie / Boga” (Z11), ale przyroda, pewnie też z uwagi na zamieszkiwanie poetki właśnie poza miastem (czyli w kontakcie z naturą), każe pisać słowa wytchnienia: „Dobrze smakuje kawa o piątej rano / pod sosną” (Z55). Ogród to wszechświat. Do takiego wniosku dojdziemy poprzez sylogizm zakodowany w wyimku: „Mój wszechświat zamknięty / w wierszu / wiersz o ogrodzie / ogród we mnie // człapie jesień” (Z80). Ulokowanie zieleni wewnątrz „ja” sygnalizuje zrośnięcie z naturą, poddanie się jej urokowi i prawom: „ogród napęczniały tkanką nocy / rozrasta się / we mnie” (Z57).
Wątki florystyczne z kolei nie są obojętne dla sfery erotycznej, przecież autorka, kreśląc wiersze miłosne, tak chętnie korzysta z bogactwa sadów i ogrodów:
A kiedy mnie sobą oplatasz
(jak w środku lata warkocz słońca drzewa koronę)
jestem gałązką
wiśni w kwiatach a zamiast liści
mam skrzydła ptaka może anioła
(Z58).
Elżbieta Jeziorowska-Wróbel potrafi pisać o uniesieniu erotycznym, zbrataniu dusz i ciał. Czyni to bez żenady, wstydu, jak również epatowania nadmierną, nieuzasadnioną seksualnością: „moje ciało jak dzban / […] / wypełniony / twoją obecnością” (Z93). Wynotujmy przykłady czystego sensualizmu, zmysłowości ust: „otwiera się przestrzeń naszych ciał / i pęka cisza / nabrzmiałych ust” (Z58), „Wtulić się w ciebie / wykołysać półsenne milczenie / pozachwycać się parującymi śladami / twoich ust na moich piersiach” (Z63), „łazienka paruje / naszymi oddechami” (Z64), „Twój oddech / jak delikatny pomruk fali / ociera się o moje ciało” (Z65).
Najnowszy tom wierszy Elżbiety Jeziorowskiej-Wróbel potwierdza wysoką formę poetki w rzemiośle lirycznym. Oby na jej „kolejny najnowszy” zbiór nie trzeba było czekać przez dekadę, choć z drugiej strony, jeśli wypatrywanie ma się zakończyć możliwością zapoznania z książką wartościową, niech będzie i tak, niech płynie czas.
Elżbieta Jeziorowska-Wróbel, Zbudzić się przed zaśnięciem, Towarzystwo Galeria Literacka, Częstochowa 2019, 116 s.
[1] Elżbieta Jeziorowska-Wróbel, Zbudzić się przed zaśnięciem, Towarzystwo Galeria Literacka, Częstochowa 2019. Cytaty z książki lokalizuję, stosując skrót „Z”, obok którego podaję numer stronicy.
[2] Taż, Sama o sobie, [w:] tejże, Przynależność, [Częstochowska Oficyna Robotnicza, Częstochowa 1989], [s. 3].
[3] Taż, Matka chrzestna z wody, Towarzystwo Galeria Literacka, Częstochowa 2019; wydano w serii Biblioteka „Galerii”.
[4] Notabene 12 grudnia 2019 roku w Muzeum Częstochowskim odbyła się jednoczesna promocja książek Matka chrzestna z wody i Zbudzić się przed zaśnięciem. Była to również okazja do świętowania jubileuszu 40-lecia pracy artystycznej autorki Przynależności.
[5] Jacek Kajtoch, Postscriptum, [w:] Elżbieta Jeziorowska-Wróbel, Niebo mojego czasu (wiersze z lat 1981-1989), Robotnicze Stowarzyszenie Twórców Kultury Województwa Częstochowskiego, Częstochowska Oficyna Robotnicza, Częstochowa 1991, s. 57.
[6] Ryszard „Sidor” Sidorkiewicz, Ruchome obrazki (wiara, nadzieja, miłość), Towarzystwo Galeria Literacka, Częstochowa 2019, s. 13; wydano w serii Biblioteka „Galerii”.
[7] Elżbieta Jeziorowska-Wróbel. Nagroda za rok 1999 w dziedzinie literatury [biogram], [w:] Laureaci Nagród Prezydenta Miasta Częstochowy w dziedzinie kultury. 1991-2000. W obiektywie Piotra Dłubaka, redakcja tekstu Aleksandra Gierymska, Urząd Miasta Częstochowy, Ośrodek Promocji Kultury „Gaude Mater”, Agencja Reklamowo-Wydawnicza „FINE GRAIN”, Częstochowa 2000, [s. 24].