Tegoroczne Festiwale Poezji jeszcze się odbędą, a nawet niektóre już się odbyły.
Festiwale różne, przeróżne, bogatsze i skromniejsze, merytorycznie ważne i te mniej ważne, ale generalnie promieniujące i wpływające na społeczną świadomość literacką, na kreację potrzeby literatury w jej roli kulturotwórczej i wychowującej, zwłaszcza najmłodsze pokolenia w miłości do książki czy książek.
Cóż z tego, skoro wszystkie te zalety Festiwali, wszystkie te ich zaplecza, prerogatywy oraz ich rola czy znaczenie stały się dziś przez jakikolwiek mecenat coraz mniej zauważalne, cóż z tego skoro nawet nie tylko mecenat, ale i przestrzeń społeczna, publiczna, miejska i ta ponoć inteligencka stały się coraz mniej łaskawe i pojemne dla literatów, poetów czy pisarzy. Dla ponoć artystów – pióra i słowa.
Artyści ci są dziś: wyszydzani, upokarzani, degradowani do roli brzęczącej muchy wyciągającej bezczelnie rękę po środki na jakieś duszne i nudne sesje nikomu niepotrzebnych nasiadów – znakomitych usypiaczy ludzi wydawałoby się decydujących o rozwoju kultury w tym kraju.
Wszystko to jest coraz bardziej żenujące, uwłaczające, niszczące, a Festiwale Literackie, niektóre z półwiecznymi niemal tradycjami stanowić dziś poczęły cień samych siebie sprzed lat. Ludzie, którzy je jeszcze tworzą, kreują i pozwalają się tak upokarzać w podziwu godnej Sprawie są coraz wątlejsi, coraz słabsi i coraz mocniej zniechęcani. Ludzie, którzy je wspomagają coraz silnej doświadczają obojętności, rezygnacji i atmosfery stypy bardziej, niż literackiego święta, która ma – działać, roztaczać wizje i gnać całą kulturę w przyszłość.
Jeden z największych dyletantów w branży szeroko rozumianej kultury, to największy szkodnik działań dla tejże kultury, a jest nim po czterech latach rządów obecny jej minister. Poprzedni nie byli lepsi, ale odnosiłem wrażenie, że mają jednak więcej świadomości potrzeby wsparcia literatury jako takiej niż minister obecny. Drugim szkodnikiem są media, kreujące taką, a nie inną rzeczywistość postrzegania kultury i tego co się za kulturę uznaje. Trzecim szkodnikiem są przedstawiciele grona pedagogicznego, które to grona nie mają potrzeby organizacji spotkań z literatem jako osobą ciekawą dla młodych i inspirującą ich w jakiejś dziedzinie życia i świata na przyszłość. Nawet jeśli wpływ tych spotkań ograniczy się do kilku jednostek. Kolejnym szkodnikiem są biblioteki, które nie widzą potrzeby promowania takich spotkań, wieczorów autorskich z nieznanymi (znów przez media) szerzej pisarzami czy poetami. Dziś liczy się tylko celebryta. I tak zamyka się kołowrót upadku.
Nobla wszyscy chcą. Noblem się wszyscy ekscytują. Dzwonią fanfary i trąbi się na lewo i prawo o sukcesie. Kuźnie talentów i pracę u podstaw ma się za nic. Wyobraźnia ptaka Dodo – czyli jaskiniowa wyobraźnia ludzi wydawałoby się do tejże wyobraźni powołanych, do niej wezwanych i wobec takiej odpowiedzialności za przyszłość postawionych. Postawionych zbędnie i na próżno.
Tegoroczne Festiwale Poezji, powtórzę, jeszcze się odbędą, albo i niektóre już się odbyły.
Pytaniem zasadnym jest: ile razy się jeszcze one odbędą? Po co i dla kogo? Kto to dłużej wytrzyma? Czy pustka wśród czytelników oznaczać ma niechęć do literatury, czy to tylko wyraz zachłyśnięcia się czasowego nowymi technikami spędzania wolnego czasu, czy to jedynie stan przejściowy, stan choroby, który minie? Czy winni nie jesteśmy my wszyscy godząc się na taką rzeczywistość, w której niechętnie nazywa się sprawy po imieniu, a w którym króluje poprawność polityczna i kulturotwórcza zgoda na urynkowienie sztuki?
Trudno dziś o tym publicznie rozmawiać. Jest jeszcze szkodnik piąty. Infrastruktura literacka, plująca we własne gniazdo, nagradzająca szmirę w miejsce rzeczy wartościowych, kierująca się bardziej zapleczem lobbystycznym pełnym korzyści zamiast zapleczem merytorycznym pełnym społecznego ostracyzmu albo wręcz obojętności wydawniczej, skoro książka została pasowana na waleczny produkt.
Smutne jest to wszystko i coraz bardziej dołujące ludzi branży, ludzi było, nie było sztuki, ludzi wrażliwych, skomplikowanych, a często wyrzucanych poza społeczny nawias twórców docenionych. Upadek jednak wciąż się rozwija. Świat literacki pomimo enklaw, getta i nisz stopniowo zamiera, umiera, albo obumiera. Agonia jest długa i trudna. Życie w tym świecie coraz bardziej jest tylko pozorem, namiastką i uszyte z pewnej sztuczności, czy też robienia dobrej miny do złej gry. Gra ta z kolei jest grą o życie. Dopóki nie uzmysłowią sobie tego wszyscy dopóty nic się nie zmieni. Podążać będziemy po równi pochyłej i zmierzać stopniowo ku przepaści.
I nawet jeśli w nią nie wpadniemy poziom literatury rozdwoi się na alternatywę pomiędzy: niezrozumiałym bełkotem kreacji rynkowych szokujących jedynie czytelnika i … literaturę: bardzo lekką, łatwą i przyjemną – dobrze sprzedawalną i oswojoną promocyjnie czy propagandowo. Literatura prawdziwa, w tym poezja stanowić będą efemerydę tak rzadką, jak wymierające gatunki w lasach dziewiczych. Obym nie dożył tej diagnozy i obym się mylił, czego sobie i Wam życzę…
I zapraszam w imieniu Wielce Szanownych Organizatorów na kolejne Festiwale Poezji. Choćby i po to, aby się wódki napić. Skoro stypa, to niech będzie prawdziwa, realna, zgodna z rytuałem i obrzędem. A rząd (i nierząd) niechaj dalej rozdają nasze ciężko zarobione pieniądze, które rozdają już niemal na wszystko, tylko nie na kulturę. (no, ja wiem, że oni ciut inaczej rozumieją kulturę). Rząd polski kulturę poddał swoistej cenzurze znaczenia i kastracji formy. Uznał, że kultura jest zbędna, bo kabaret i tak się dobrze rozwija i dostarcza odpowiedniej rozrywki roznamiętnionym wyborcom. A po cóż takiemu wyborcy jakaś tam kultura – jakieś pożal się Boże wierszydła. Po co im poezja plus pięćset dylematów z nią związanych, ba, może nawet i tysiące dylematów. Budżet może już tego nie udźwignąć.
Andrzej Walter
Tylko dodam, że na Kulturę przez duże “K” należy spojrzeć z poprzez punkt widzenia masowego odbiorcy. Jaki mają dostęp do Kultury mieszkańcy miast, miasteczek i wiosek całej Polski? Niby różnic nie ma, bo i obywatel stolicy czy innej metropolii jak i ten z małej wsi korzysta z telewizji, książek, gazet, bibliotek, internetu i spotkań z “ludźmi wielkimi”. Dużo jest w kraju muzeów, skansenów, zabytków itd. Ale, czy mieszkańcy prowincji naprawdę korzystają ze wszystkich muzeów zlokalizowanych w stolicy? Ile razy w życiu? Najważniejszym nośnikiem Kultury jest KSIĄŻKA, ta wartościowa, o wysokich walorach literackich i poznawczych. Książek teraz dużo. Niech sobie ludzie czytają pogodne powieści, dla relaksu i te dla pobudzenia wzruszeń. Ale gdzieś ginie w tłoku ta literatura najważniejsza. Te książki już nie w każdej bibliotece. Nie w księgarni, których prawie już nie widać. Jeden Nobel na 20 ostatnio (mniej więcej lat) nie wystarczy dla zaspokojenia apetytów na dobrą literaturę. I nie o produkcję noblistów tu chodzi, a o dobre książki. O wiersze i prozę. Polskie i obce, dostępne łatwiej, jak kiedyś i łatwe do noszenia ze sobą w kieszeni do poczekalni dentysty i czytane w pociągu i na plaży. Jak kiedyś.
Odwaga autora godna podziwu,gorycz uzasadniona, podobny punkt widzenia podziela zapewne większość środowiska literackiego. W obecnych realiach za publiczne pieniądze eksponuje się raczej disco polo jako istotny “walor” kultury, a nie książki. Tradycyjnie niektóre towarzystwa wzajemnej adoracji promują teksty częstokroć nie mające wiele wspólnego z dobrą poezją czy prozą. Takie “dzieła” walają się za grosze po marketach uważane za szmirę. Na szczęście wciąż dobra książka, dobry tomik wierszy znajdują zainteresowanie odbiorców, wymaga to jednak dobrego marketingu. Ten ma szanse, kto ma dobrego managera, osobistego rzecz jasna, gdyż na wsparcie odgórne instytucji kultury mało kto może liczyć.