Wiersze pochodzą z najnowszego tomiku Ryszarda Częstochowskiego “ Ulica Herberta”.
ULICA HERBERTA
… jest to twórczość serio, nie wdzięcząca się do czytelnika,lecz prowadząca uczciwy (i niewesoły ,niestety) dialog ze światem ,borykająca się z jego zniewoleniami i zakłamaniami.Zgadzam się z Andrzejem Szmidtem, który w WIĘZI określił Częstochowskiego jako “poetę gorącego” i myślę, że jest to walor nie do pogardzenia w wychłodzonym krajobrazie współczesnego życia literackiego.
Z rekomendacji do SPP Wiktora Woroszylskiego rok 1993
RYSZARD CZĘSTOCHOWSKI
Zbigniewowi Herbertowi, który był kociarzem.
KOTY I LUDZIE
na początku bóg stworzył kota
potem wszelakie mięska
dla niego
myszki podroby ptaszki
muszki na przekąskę
wiadomo mleko z krowy
potem kot poprosił o
stworzenie człowieka
żeby miał się na kim położyć
usiąść podeptać mruczeć
aż w końcu zasnąć
istota ludzka nauczona
karmienia i głaskania
jedyną wadą człowieka jest
wychodzenie z domu aby
zarabiać i znosić zakupy z
nowym jedzeniem w saszetkach
co powoduje kocią nostalgię
za idealnym światem
WSZYSTKO JEST FRAGMENTEM
jesteśmy skazani na fragment
nigdy nie obejmiemy całości
widzimy zawsze tylko część
kawałek obrazu
niczym mrówki poza mrowisko
okiem nie sięgniemy
oglądając wielkie płótna
musisz okiem przesuwać z góry
w dół aby objąć całość
tak jak całe twoje życie masz
w pamięci pokrojone na sceny
z wyrwanymi fragmentami z
pamięci
bolesna niedoskonałość
gdy zdasz sobie sprawę z niej
zrozumiesz kim tak naprawdę
jesteś nigdy nie poznasz prawdy
ZBURZONE DZIECIŃSTWO
zburzyli stary dom w nim
spędziłem wiele lat
u kolegów na zabawach
grach smutkach radościach
emocjach dzieciństwa
rafał dawno zmarł
rysiu mieszka u siostry
życie mu niezbyt wyszło
eisowie markiewicze
z nauczycielskich rodzin
haczewscy cichosze
od pana cichosza kupowałem
znaczki złapałem bakcyla
filatelistyki potem porzuconego
dla piłki auto stopu muzyki
black sabbath led zeppelin yes
całkiem jeszcze dobry dom
zniknął z ulicy toruńskiej
teraz tamtędy pojedzie tramwaj
pesy pechowej dla mnie
rozjechali moją młodość
nie ma już domu
w którym byłem dzieckiem
jak wspomnienia zgasną
też mnie zburzą i rozrzucą
na wiatr
AUTOBUS PEŁEN ŚMIERCI
patrzę na twarze pasażerów skazanych na
śmierć w oczach widoczny kres
przyszłe choroby nawet dzieci jadące na
lekcje z torbami zaraz jak się
nauczą matmy bioli fizy umrą
żadna wiedza ich nie uratuje
pan cogito jedzie na gapę jak to on
kanary go wywloką na przystanek
wlepią mandat jak pogardę
a jak będzie podskakiwał karetka
zawiezie go znowu do psychiatryka
wysiadam czuć już wiosnę
pójdę wolno przez aleje ossolińskich
skręcę w sielankę potem w śniadeckich
zobaczyć kamienice 47 gdzie spędziłem
początek dziecińtwa
najszczęśliwszy czas cierpienia
dobrze tak się spotkać w jednym
autobusie wszyscy jedziemy w tą
samą stronę z optymizmem
JUŻ BYŁEM
zanim przyszedłem na świat
mój dziadek zdążył przepuścić
cały niewielki majątek
kino gryf letnią restaurację
bankowe oszczędności
zaraz potem strzelił sobie prosto
w usta
została babcia z dwojgiem dzieci
bez niczego na progu wojny
z mojeg ojca wyrósł też utracjusz
hazardzista i pięknoduch
kiedy zespolił się z moją spontaniczną
matką zaczałem się ja
w świętym kołowrocie
z ich piętnem na sobie
EPITAFIA
najczęściej rozmawialiśmy o boskim wymiarze świata
zauważ w tym miejscu gdzie fale morza
do nas wołały
człowiek nie rozumie tego języka
tak samo jak szeptu mrówki
tobie do ucha
lub spojrzenia kota
w trakcie śmierci
Żonie Kamili
WRACAMY
zawsze przywozimy znad morza piasek
w kieszeniach butach myślach
wracamy do tych samych miejsc
ciekawość poznania nowego
z wiekiem przygasa
powroty do obrazów dzieciństwa
młodości stają sie mocniejsze
czujemy się szczęśliwi że to co
było nadal jest w tym samym
miejscu
morze nie odpłynęło
stare wzgórze
góra pole czy klif są ciągle
takie same nie przemijają jak my
jest się czegoś trwałego uchwycić
Kąty Rybackie
Pułkownikowi lotnictwa Truskawie, z którym dzieliłem salę intensywnej
kardiologi w maju 2019.
UROJENIA SZPITALNE
pomiędzy badaniami bytu
jest pauza między chmurami
chcę już do domu pana na łąki niebieskie rzekł karol
wszystko powstało z urojenia
trochę wstyd urojenia powstają z nudy
jesteśmy przeciw śmierci
umieramy na niby
puszczjąc oko do boga
udając herosów
nie mamy przed kim wyznać grzechów
oszołomieni próżnością
dopiero szpitale uczą pokory
łoża zalane uryną bezsilności
po pęknięciu pampersa
wystrzale konwertera
literatura to brzydkie kłamstwo
w tej okolicy jednak trudno być sobą
wielcy udają małych mali udają wielkich żeby
przetrwać w spokoju upragnionym mimikra
królowie sprzedają truskawki na straganach
podli żenią się z boginiami
poplątało się złoto z błotem
czerń na język wypływa trwoga
Klinika Wojskowa Bydgoszcz,kardiologia
NAJPIĘKNIEJSZE WIERSZE NAPISAŁEM O SWOICH DZIECIACH
młody bóg rozumie że się nie zestarzeje bo jest wszechmocny ale po czasie mówi że trzeba się pogodzić z przemijaniem a jak dorośnie zauważy gwiazdę na niebie pomyśli prawo moralne we mnie przestaje walczyć ale wcale nie przegrywa matko już zimna w otwartej trumnie może jeszcze pogadamy chociaż tutaj wcale nam to nie wychodziło
bóg umiera gdy staje się sześcioletnim chłopcem po obudzeniu patrzy w słońce aby przegonić koszmary woła mamo mamo mamo
kiedy jeszcze spał zanim stworzył świat był światłem a potem niestety zajął moje miejsce z miłości mi wszystko wybaczył
miałeś miesiąc w brzuszku gdy liczyłaś na cud zdarzył się po twojej śmierci urodził się syn z takimi samymi oczami jak ty mamo
KILKA ZE ŚCIEŻEK CNOTY HERBERTA
modlić się można
wszędzie.Najgorszym miejscem są świątynie.Panuje tam
zaduch.
Nie zabijać.Strzec się obmowy, która jest najplugawszym rodzajem skrytobójstwa.
Kraść można w zakresie, w jakim to jest nam potrzebne do nagiego życia.Nie robić z tego ideologii.
Należy kochać Bogów, bo to oczyszcza serce.
Unikać ideologii , które obiecują ostateczne wyzwolenie ludzkości.
Istnieją tylko grzechy duchowe.W grzechy ciała wpisana jest kara -paraliż postępowy rozpustników,otłuszczenie serca zbyt lekkomyślnie biesiadujących , donosicieli -platfusy.
RYSZARD CZĘSTOCHOWSKI WIKIPEDIA www.monar.bydgoszcz.pl
www.sppwarszawa.pl
II
MARTWA NATURA Z ŁAPKĄ NA OSY
ROZSYPANE TRUSKAWKI
stary mistrz zakończył swój obraz
usiadł przy drewnianym stole
sięgnął po szklankę wody
wokół jego ust osadził się kurz
malarz spojrzał w otwarte okno
z którego padające światło
przecięło sztalugę na pół
teraz jednak nie chciał oglądać dzieła
zmęczony pracą oparł głowę w dłoniach
patrzył na przewrócony koszyk
z truskawkami które toczyły się
tuż przy krawędzi stołu
ale nie spadały na podłogę
starzec zamknął oczy zatrzymał
ten widik w sobie a na obrazie
zastygły biegnące dzieci
PRZEPŁYWAMY
Przepłynąłem w życiu wiele rzek jezior
w morzach pływałem
ocean mi nie obcy
widziałem ludzkie cierpienie
ogrom obojętności świata
też dotknąłem o poranku
przejeżdżając obok martwej wsi
wymordowano w niej wszystkich
w tym samym czasie inni się krzątali
kilka kilometrów dalej szykując kanapki
do pracy snując marzenia na przyszłość
zajęci sobą żadne to niby odkrycie jedynie
zdziwienie że tacy jesteśmy zmienić tego
nie potrafimy taki kod przyszpilenia
zamykanie duszy w ciele
mrocznej piwnicy strachu
byle nie wyszła na światłość
CZŁOWIEK
człowiek wymyślił smak domowej zupy
człowiek pomyślał że trzeba przytulić
matkę dzieci kota
człowiek wymyślił książkę teatr muzykę
sztukę film taniec
człowiek pomyślał jak tu pięknie
na wzgórzu nad morzem wśród drzew
człowiek wymyślił pogotowie ratunkowe
straż pożarną szpital lekarza terapeutę
by pomóc blizniemu swemu
człowiek pomyślał o prawdzie
sprawiedliwości uczciwości
człowiek wymyślił słowa
anioł stróż bóg sacrum
człowiek pomyślał że jest też
szatan którym czasami
on się staje
BÓG W NAS
bóg nigdy nie przyszedł do mnie nawet
gdy płakałem w bólu chorobie samotności
lecz niewidzialnie ocalał mnie
jak jakaś nieodgadniona moc
teraz gdy już jestem stary patrzę na siebie
kilkuletniego chłopca i serce mi pęka
ileż ty mały musiałeś wycierpieć
poparzony w gorączkach z zapaleniami
nie poddałeś się tak bardzo pragnąłeś
żyć wiecznie
jaki ty silny byłeś maleńki
płaczę po tobie
nie miałeś z kim porozmawiać bo każdy
zajęty był sobą
żadnego oparcia w nikim
tęskniący za miłością
mamy ojca brata boga
ŚLIMAK JJ ROUSSEAU
jeszcze nie październik ale już nie sierpień
najprawdziwszy miesiąc gdy szczęście się
dojrzale kończy
jeszcze nie starość ale już nie młodość
najprawdziwszy wiek gdy szczęście się
dojrzale kończy
jeszcze nie boli ale już kłuje serce
i
kości kruszeją gdy dźwigasz przeczytaną
bibliotekę
najprawdziwszy człowiek gdy już musi uznać
swoją porażkę z nieśmiertelnym czasem
który go jeszcze nie nokautuje
ale powoli wykańcza
werdykt po walce może być tylko jeden
odchodzisz w muzykę od której
wszystko się zaczeło
pójdź do lasu podnieś ślimaka z nim
na spacerze najlepiej na polanie
zwanej wieczność
UCZTA GASNĄCEGO OGNIA
to ty człowieku w lustrze zadajesz sobie
pytanie
cz y ja to ja
z czasem jednak zaczynasz lustra unikać
gaśnie płomień w oku
zostawiasz lustro w samotności
nie znajdziesz odpowiedzi
lepiej patrzeć w ogniska ogień kominka
lub grila aż przygasać zaczyna
coraz więcej popiołu
czyżby diament też się spalał?
Celebracja jest nieśmiertelna
niczym pył kosmosu
czcij popioły wieczne pozstaną
Danielowi Olbrychskiemu ,
który mi zadał pytanie na planie filmu JESTEM PRZECIW w roku 1984.
JESTEM PRZECIW
w roku 1983 pojechałem do sanatorium psychiatrycznego we fromborku
żeby się ukryć przed wszystkimi spędziłem tam dwa miesiące
niezwykle ciepłej jesieni łapałem ostatnie słońce na ławce w parku
doszedłem do siebie bardzo blisko uwolniłem toksyny z siebie na wiatr
poznałem fajnych wariatów jeden przyładował mi w nos że aż zalałem się
krwią i do dzisiaj mam lekko przekrzywiony podobnie jak los
wdepnąłem tam w fatalny romans z warszawską narkomanką
stworzyłem iluzję świetlistą nie do zrealizowania
potem pod domami towarowymi centrum nawet nie poratowała mnie dawką
heroiny a tak mnie pragnęła na trzeszczącym metalowym łóżku
schrupała w swoim wzgórku wenery
obrzydliwie rozczarowany wylądowałem po kilku miesiącach w innym
szpitalnym łóżku tym razem był to bolesławiec z inną równie chudą pacjentką
pod okiem pielęgniarki która miała na mnie ochotę a zadowoliła się podglądaniem
kiedy to robiliśmy bez emocji uciekłem szybko z żyletką w ustach aby mnie się
bali po jakimś czasie znalazłem się na planie filmu fabularnego w głoskowie
bez oznak uczuć wyprany z miłości bez głodu czegokolwiek
żyjąc aby żyć
‘Szwedowi”, który nie
dotrwał jesieni 1977 , bo zabrała go tinctura opii simplex
KONIEC SEZONU
15 lipca 1977 za zlocie hippisów w
ostródzie
zobaczyłem na “mdłościach” sartrea
pożółkłe liście ipowiedziałem do
“szweda” ładnego blondynka z zawiercia
już jesień naszego życia przyszła
mieliśmy ledwo po 20 lat
a on się popłakał
jak to możliwe
dopiero początek sezonu
zaśmiałem się
to liście z poprzedniej jesieni przetrwały
ukryte w lesie nad jeziorem
może są nieśmiertelne
PRZYSTANEK ZWANY POŻĄDANIEM
stała na przystanku tramwajowym
zalotnie w sensualnych majteczkach
świeżych i pachnących mandarynką
ale nikt tego nie zauważył
bo skarb przykrywały
dżinsowe spodnie
EROTYCZNY SMS
to rzeczywiście
tylko się popieścmy
bo nie lubię
tłumić orgazmu
pościel zmień na pachnącą
i świeżutką
siedzę teraz w fantastycznej
knajpce czekam na
żeberka w sosie klonowym
to wino przełożymy chyba?
czy cipka cię jeszcze boli
po ostatnim razie ?
PECUNIA NON OLET
nie spiesz się skarcił stary
grabarz młodego pomocnika
gdy ten kopał grób aż furczało
nieboszczyk ma czas
umarły jednak nie da napiwku
młoda wdowa chce mieć to
za sobą
połamiesz łopatę w zamarzniętym dole
jeszcze cię zasypie od tego pośpiechu
raz się żyje
na cmentarzu trzeba sobie z tego sprawę zdać
kiedy zakopuje człowieka pamietam swojego
psa
pochowanego wczoraj w lesie tak samo
METAFIZYKA WYGODNEGO UBRANIA
nie umiałem w swoim życiu rozstać się ze
spodniami
gdy zaczynały być wygodne i znoszone
pojawiał się bezlitosny głos
najpierw mamy a potem żony
“kiedy wyrzucisz te spodnie wyglądasz strasznie”
broniłem się długo aż do przetarć
wyrok był nieuchronny kiedy pojawiała się
dziurka
po praniu zaczęła się rozrastać
nic już nie dało się uratować
powoli musiałem oswajać nowe spodnie
po mękach zakupów i torturach przymierzania
w ciasnych przymierzalniach
przychodziła refleksja że ciało w którym
przyszło ludziom żyć
dostarcza z wiekiem coraz mniej
rozkoszy a
coraz więcej cierpienia
LOSOWANIE
A- zmarł ze smakiem kiełbasy polskiej
akurat w trakcie konsumpcji żona walnęła
go obuchem siekiery skonał w mękach
B-jechała na śliskiej dziurawej drodze
rzuciło ją na drugi pas wprost na czołowe
zderzenie z tirem urwało głowę
wydała ostatni skowyt bólu
C-szedł rano w pośpiechu do pracy
paląc papierosa nagle zrobiło mu się słabo
coś zakuło w klatce piersiowej
jęknął jakby syknął osunął się na ziemie
wydając ostatnie tchnienie
D- wstydziła się krępujących wizyt u
ginekologa gdy poszła było już za późno
umierała w mękach morfina niewiele
dała ukojenia
E- umarł przyjemnie w trakcie orgazmu
obok swojej żony
F-ledwo się urodziła zmarła bo jej organizm
był słabiutki z licznymi defektami
G- miał 14 tygodni wyrzucili go z macicy
i wrzucili w niebyt nie dano mu się zetknąć
z tutejszym światem
oszczędzono ludzkiej męki wysłano na
rajskie łąki gdzie ciało jest zbędne
LINIA 69
w autobusie 69 spotkałem kolegę szewca
spojrzał na moje słabo wypastowane buty
i rzekł “dobra skóra się nie świeci -te buty są
wysokiej klasy jakby się zepsuły nie wyrzucaj ich
ja je naprawie ponosisz długo”
co mnie tam buty obchodzą -pomyślałem
rozmarzony po miłosnym świcie z bubu
a on mi na odchodne mówi
wynajmuję teraz z rodziną mieszkanie w
byłym burdelu zlikwidowali go bo
interes się nie kręcił faceci teraz są bez kasy
ćwiczą kamasutrę z tanimi studentkami
które budują swoją świetlaną przyszłosć
kształcąc swój umysł
i ciało
a ja żonie wierny miłość zdrożała
miłość zamyśliłem się na to słowo
miłość ciekawe kto je wymyślił
JESTEM NIE GOTOWY…
z życiem jak z kochanką
trzeba tylko raz ją kochać
jeśli miłość powtórzysz
rutyna cię zabije
na marne pójdzie magia nienasycenia
jednym westchnieniem musimy być
jak mydlane bańki
rosnąć aż do ekstazy
a po eksplozji zniknąć w kosmosie
inaczej giniemy w monotonnym
maratonie bez mety
od młodości trenowałem umieranie
przecinając żyły aplikując heroinę
i inne toksyczne substancje na spirytusie
głęboko szukałem swojej duszy
drugiej strony życia
teraz życie stało się nałogiem
i nie chce iść na odwyk
bohaterskie zniknięcie nie bawi
spóźniłem się
MROŻONE SERCE
chłód wszędzie i szelest zimnego papieru
ludzie oszczędzają aby żyć jutro
dzisiaj zbędne jest
byle trwać i trwać
przetrwanie dla przetrwania
schroniłem się w kościele przed deszczem
tu zacisze u piotra i pawła
wszedłem do skrypty bielszej od śmierci
zapomniawszy że na katafalku z “tanga”
mrożek leży z chłodnym sercem
Kraków 26.08.14
POLICZKI WOŁOWE
świętujemy życie obok żydowskiego cmentarza
w restauracji “ester” uśmiechają się do nas torbicka
i kayah klientki tegoż hotelu z okrągłymi policzkami
spełnienia
zamawiam więc policzki wołowe u kelnera z minionej epoki
zagłady
ty wybierasz tradycyjne czulenta z pyszną lemoniadą
nietypowe radosne kadysz podlane koszernym
napitkiem
w rytmie łzawych skrzypiec zastygamy
w świecie wiecznie umierających istot
nieśmiertelni jesteśmy przez czas posiłku
Kazimierz 27.08.14
CZA CZA
chaczapuri i chinkali z gruzji do krakowa
daleka droga bez lokalnej gorzałki o
wdzięcznej nazwie cza cza nie wytrzymasz
a jak wytrzymasz to źle się masz
myślisz bawić się dalej na świętego jana
w mecce z 1938 roku gdzie za komuny
raj cinkciarzy był a teraz poeta alchemik
czaruje ożywiając dancing jak “feniks”
z popiołów przybytek niczym lyncha
pikantnego kiczu na czerwonym dywanie
DEPRESJA TERAPEUTY
12 wrzesień stoje na przystanku ulica sporna bydgoszcz
patrzę na stateczek zacumowany na starej brdzie
nikogo na ulicy sobota rano za chwilę zamiast pojechać
na dyżur do gabinetu terapeutycznego
wsiadę w autobus 65 przejadę wiadukt i wysiądę
dopiero przy moście na wiśle wejde na niego
isię utopię
znajdą mnie po tygodniu w stanie rozkładu
zawiozą ze wstrętem do lodówki
aby żona rozpoznała zwłoki chyba że
znajdą mnie już na następny dzień i będą zadowoleni
że mój trup tak dobrze się zachował i
nie popłynął aż na gdańska plażę
straszyć turystów
na koniec sezonu
ale może być też tak że moje zwłoki nie zostaną
nigdy odnalezione i całą wieczność
będę uchodził za zaginionego
będą plotkować że uciekłem do argentyny niczym
zbrodniarze hitlerowcy bo pewnie kogos zamordowałem i
bałem się ujawnienia
inni powiedzą że zwiałem z grubą forsą i kochanką
porzucając rodzinę bawiąc się znakomicie
kilku domyśli się jednak ze popełniłem
samobójstwo
bo za czesto się śmiałem
a tak mają ludzie nałogowo smutni
w końcu ten smutek zabił
śmiech uwiądł w gardle ze łzami
maj,2015
MARTWA NATURA Z ŁAPKĄ NA OSY
nie lubię życia z powodu śmierci
jak można tak ciągle zabijać
osy muchy komary
na stole już armia pobitych
od rana w ogrodzie
pływają w kawie winie kompocie
baseny sobie porobiły trupy
jedzenie musisz zjadać w pośpiechu
bo inaczej zaraz ugryziesz owada
zamiast mięsa
a jak w język któryś ukąsi
żyć ci się też odechce
dajcie mi trochę samotności
czuję się otoczony
przez życie
które nieustannie umiera
CAŁA PULA
podróż zawsze inspiruje pomyślałem patrząc
na rzeźbę Joyca w Puli której nie lubił
“Pustka jest wielka a głębia bywa płytka”
dookoła cudownie
ale słowa Dostojewskiego
piękno nas zbawi zabrzmiały głucho
podobnie Czechow cierpiał w Jałcie
uciekając do podobnej Opatii
nic z tego
to o co innego chodzi
o co niby wiem
wszystko w listach
do koryntian
nie czytanych od dawna
przez ludzi
tak naprawdę wiem wszystko
tylko nie stosuję tego
dlaczego?
ISTRIA , wrzesień 2015
BRZOSKWINIE I POMIDORY
babcia paulina schonrock pytała mnie
wolisz pomidory czy brzoskwinie
jak na to odpowiedzieć
wolę pomidory brzoskwinie pomarańcze
banany maliny ananasy kiwi truskawki
nie ma na to odpowiedzi
podobnie jak na pytanie rodziców
kogo bardziej kochasz mame czy tatę
nienawidziłem tych pytań
na pogrzebie ojca ibabci nie czułem nic
byłem soplem lodu
nie czułem straty
mam z tego powodu
żal do siebie
co ze mnie za człowiek?
Wstyd
choć czasami chciałbym
aby mnie ktoś zapytał co wolę
pomidory czy brzoskwinie
ale gdyby ktoś mnie
zapytał kogo bardziej kocham
żonę czy syna
zabiłbym
Bożenkowo, 2015
Częstochowskiego nie czyta się ani obojętnie, ani w rozmazanym roztkliwieniu. Nie lubię, kiedy czytane linijki zbyt mocno mną szarpią. To bywa nieprzyjemne. Nikt przecież nie tęskni za rozdarciem, ale … te wersy pozostawiają ślady…