Patrycja Stenka – wiersze

0
823
Filip Wrocławski
Filip Wrocławski

Pory zmian

Wiosna pogruchotała pijaczynie kości
Latem zapomniał już co do niej rościł
Przyłapała wietrzna jesień pijaka golasa
Wyszedł to na ludzi, a zima go pochowała


Dziecko

Polana zielona a kwiaty bladsze
Przybłąkała się senna  pszczoła
Tak wesoło było kiedyś razem
Idący starzec trzyma zabawkę


Gombrowicz

Tak, to stara prawda światowych głów
Co się rymuje może wylądować w rów
Nic niewarte wasze nauki – mistyfikacje
Warto zrobić szarą – typową konsolidacje


Zagadka

Kim jest pragnienie, szukanie
Oddawanie i łkanie?
Bonus dla biednych
Duma tych bogatych
Na początku maleńkie
Później to tylko wielkie
Zmartwienie i stała troska


Kobieta

Taka dostojna, piękna
Z obrazka ściągnięta
Suknia z aksamitu
Usta noc kaszmiru
Przyjdzie jedna chwila
I płacz wszystko zmywa


Mona lwica

Chciałaby ugryźć jak lew
Kawał życia z podróży
A ma bagaż za trzech
Siebie, męża, i wiercącą niemowę
Co przyjdzie na świat lada moment
I płacze ta Mona co noc
Jakie będzie to lwiątko
Święte, kochające, gryzące


Marzenie

M co wiele ma imion
Przestać wymyślać i żyć na nowo
Nie pisać nic, do rytmu i rymu
Kochać siebie i nic z tego nie robić
Marzyć i pragnąć więcej od szczęścia


Escape

Widziałam już ten uśmiech
Był jak na obrazie- jak mu tam
I nie o ten słynny się rozchodzi
Tego każdy widział- tak mówią

Czy to Bóg-Artysta cię stworzył?

Był to uśmiech uwieńczony na płótnie
twoich warg, był jak wieczna róża
I piszę o tym zamazując nowe słowa
Nic nie powiem, rozpalona na całym ciele

Czy to Bóg-Lekarz cię wyleczył?

Chciałam cię mieć na wyłączność
Być z tobą o każdej porze- otwarcie
I nie jak z telefonem w ręku otępiona
Potrafiłabym cię puścić i dalej widzieć

Czy to Bóg-Człowiek cię uzależnił?

Pozwól mi na to uczucie nie zamykać oczu
Pozwól mi na to uczucie nie uciekać światu
Pozwól mi na to uczucie odpowiedzieć- Bogu?


Źródło parku

Nie mogę zawieźć
Kolejny przespany dzień i marzenia wyśnione
Obraz twoich czułości zakurzony przeszłością
I myślę tylko kiedy mogę wstać bez lęku
Otworzyć okno i zobaczyć góry ośnieżone
Przestać myśleć o wyprawie życia
Ona nigdy się nie nadarzyła
Choć i tak czasu jest wiele- przepadła
Nie będzie drugiej mnie- nie takiej samej
A ty na zawsze będziesz tylko moim
Nieodgadniętym, trudnym, co noc
Zawodzącym pragnieniem.


We włoskim klimacie

W kawiarni przy dworcu
O dziewiątej dwadzieścia
Toczy się życie przy kawie
Pan alto wchodzi w panamie
Zamawia espresso za jedyne
Jeden euro, w tym czasie senora
Popija croissanta cafe-cappuccino
I to wszystko przy widoku zegara
Wita on podróżnych na peronach
Dyskusje, wysokie tony i śmiech
Nie spodziewasz się, a całują cię
Uśmiech i już wiesz, że tutto bene
A te przepychanki od słowa do słowa
Zaczyna on ‘allora’ a już na pożegnanie
Krzyczy ‘buon viaggio‘ i ubiera palto
I tak mija ci pierwszy przystanek
Pora na złapanie swojego pociągu
Przechodzisz tłumną turystami ulicą
Mijasz stoisko z importu pamiątkami
Pocztówka z wakacji w Italii niewysłana
Poplamiona kawą służy za popielniczkę


Lepsze jutro

Biegać, wspinać 
Po szczytach
Możliwości i słabości
Puszczać wodze
Ambicji młodych
Odjechać, wyjechać
Za doliny, góry
Dotknąć, wytknąć
Myśli, kłamstwa
Poznawać, dodawać
Wszystkiego po trochu
Mówić, byle  do przodu
Na jakiś sens stawiać
życie, grać, oszukać
Pogodzić się z prawdą
Przeżegnać z wiarą

Świtezianka


W kochanym mieście

W kochanym moim mieście 
Zatrzymałam się na chwilę
Poznałam ciebie, mój winie
Ostatniego słowa wydobyć
Nie mogłam, a pragnęłam
Tłum zaskoczył tą ciszę
Tuzin muszelek zostawiłam 
Biegłam po plaży i dyszę
Mam butelkę z tego miasta
Zmysły smaku teraz pozwolą
Zakochać się potwornie, w tobie
Mój -ty-winie, z tą myślą niejasną

Świtezianka


Zaczyna się robić
Zaczyna się robić porządek 
nijaki 
Masz pokój wysprzątany- start 
kamera 
Odbieramy wirtualne sygnały 
życia 
Jesteś na łączach on-line 
Brak 
Tak zaczyna się jakoś robić 
źle 
Sto przyjaciół- jeden śmiech 
Internet

Świtezianka


Moja granica

Nie zaczęłabym pisać listu do Ciebie mój bracie
Gdyby nie znak na wodzie i jasne niebo
A nade wszystko nie przyjeżdżałabym nad jezioro
Nie oglądając naszych zachodów słońca
A czy zadzwoniłeś pod jedenastkę po powrocie?
Gdybym tylko wiedziała- czekałabym tam
Nie poszłabym na długi spacer i nie byłbyś już sam
Najgorzej to zacząć, przekroczyć granicę
Siedzę przy oknie, drzewa już ubrały się w liście
Przetrwa nas, dorastania już czas nagli
Postanowiłeś wyjechać bez pożegnania i wrócić
Dla kogo przekraczać granicę moralności
Jeśli wrócisz na święta, upiekę ciasto z bakaliami
I już na pewno, powiem jak bliski jesteś
Mimo twoich błędów, braku odpowiedzi, zdjęć
Nie winię już cię za to, moja granica jak
Twoja, została dawno temu przekroczona
Teraz razem spójrzmy w niebo
Widzisz te jasne gwiazdy, mój bracie? To
One mówią którędy przeszliśmy
Jedyną wartą wspomnień drogę- a teraz
Połóż się i śnij tak o swojej siostrze
Zawsze będę, choćby się mogło to wydawać
Równie zbędne jak listy o tej porze


Wyspa wielu dziwności

Wchodząc w świat wyobraźni
Skreśl- wlatując w krainie
Różnorodności i zjawisk
Bądźmy realistami
To wyspa wskaże nam drogę
Choć jest ona kręta i płaska
Góra wyjdzie nam naprzeciw
I tylko szum spadającej
Ostatniej wody czystej
Uspokoi nas, a świt nadejdzie
I tutaj nic się nie zmieni
W mrokach, w białych nocach
Przyjdzie jedno do drugiego
A ten zapyta o prastary las
Czy go jeszcze ktoś pamięta?

 
„Czy ten fejs potrzebny tobie jest?”

Mamy wiele przed samą tajemnic
Choć łatwo dajemy sobie je poznać
Nie, nie fotografie tutaj oglądają
Wpisy z życia początkiem się stają
Muzeum wszechwiedzy dla tych
Powiedzmy- niewybrednych
I zbiór tajemnic dochowanych
Dla setek znajomych i tysiąca obcych


Zabijasz kota narzeczonej

Gdyby ten moment
Objawił się później
Gdyby ta droga
Bardziej była prosta
Nadjechał i zderzył
Świat złudzeń
Świat kochania
Został on i telefon- narzędzie zbrodni
To przecież oczywiste i proste
Każdy porusza się z nim w dłoni
Kot odszedł
Nie wróci
Na pieszczoty
O jeden raz za dużo
Zaszedł nam drogę
A co na to twoja
Narzeczona?
No, cóż inną
Pokocha.


Aparat

W jednej na sto sekundzie
Cały, ot świat się zapisuje
Jak jeden przycisk zmieni
Wspomnienie w wieczną
Tą zapomnianą fotografię
Sprzęty nie-wytrzymały
I chwili życia nie oddały
Komu urody,  a komu miarka
Nie przechwalaj tego poranka
Nic wieczności nie przebije
W kałuży łez twoje odbicie
Choć nie zapowiedział tego ci
Ile dni zostało w karcie pamięci
To serce czyni z życia rozdarcie
A teraz uśmiechnij się – zdjęcie


Bambi
12.11.2015

Opowiadam Tobie o dziecku, co
Bez miłości żyć nie może
Opowiadam Tobie o życiu, co
Bez miłości jest nieco szare
Opowiadam Tobie o szczęściu, co
Bez miłości nie zaistnieje nawet
Kim chciałeś być jak -już -byłeś dzieckiem?
Bambi –  tak mówili do niej
A ty kiedy się odezwałeś?
Wypowiedziałeś słowo
Kocham- choć nie znaczyło
Więcej niż chce mi się jeść
Kocham- choć wolałeś
Żyć na poważnie i gdzie skończyłeś?
Kto jeszcze pamięta to dziecko
Ten jeszcze ma czas na starość
Kto jeszcze pamięta to dziecko
Ten nie słucha, a sam powiada
O miłości, życiu i szczęściu


Autor:

Patrycja Stenka (de domo Pionke ) – sportowa mistyfikacja poetki, aktorki- amatorki i biegającej przyszłej matki. Patrzy na świat oczyma dziecka, a ma już końcówkę 25 lat.
Pseudonimy literackie: Świtezianka, Piosteke, Latawica

Z wykształcenia i zawodu pedagog oraz nauczyciel geografii, z zamiłowania aktywistka na rzecz ochrony środowiska i sportowiec biegowo-triathlonowy. Uwielbia uprawiać kilka dyscyplin sportowych, łącznie z wspinaczką górską, a także badać relację między wysiłkiem umysłowym a fizycznym. Obie dziedziny uważa za silnie uzależniające, lecz i uzdrawiające psychikę.
Pisze wiersze, prozy i opowiadania dla dzieci, a także scenariusze teatralne. Posiada kilkuletnie amatorskie doświadczenia pracy na deskach teatru jako aktor i reżyser. Wcześniej z powodzeniem brała udział w konkursach recytatorskich i teatralnych zdobywając nagrody i wyróżnienia, jednak ostatecznie po pierwszej próbie dostania się do szkoły teatralnej zrezygnowała i poświęciła się pasji wyczynowo – sportowej oraz działaniu na rzecz środowiska.
Wydała kilkanaście wierszy w zbiorach pokonkursowych i kilku antologiach poetów. Oczekuje wydania swojego tomiku, przy południowej czerwonej herbacie lubi inspirować się Szymborską i Plath, najczęściej spływa na nią wena twórcza (tak zwany ‘orm’) podczas aktywności fizycznej, którą stara się promować: nic nie otwiera umysłu tak skutecznie jak proces pracy mięśni nóg i zmieniający się krajobraz przed oczyma.
Ma wielkie marzenia, ale często je przekłada, bo wystarczy jej obserwacja dzieci i uczenie się od nich prostoty życia. Aktualnie jest w najszczęśliwszym momencie życia oczekując potomstwa.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko