Michał Piętniewicz – Lapidaria literaturoznawcze

0
700

Lapidaria literaturoznawcze. O książce Zofii Zarębianki, „Bóg wpisany w wiersze. Teologia poetów obcych”. [Wydawnictwo Pasaże, Kraków 2018, recenzja naukowa: prof. dr hab. Wojciech Ligęza, dr hab. Marek Karwala, liczba stron: 251. ]

      Nowa książka Zofii Zarębianki, „Bóg wpisany w wiersze. Teologia poetów obcych”, jest świetna.
     Bardzo dobrze się ją czyta, wciąga od pierwszego zdania w swój wywód, ciekawy i prawdziwy.
     Stoi chyba za tymi szkicami autentyczna, duchowa potrzeba wypowiedzenia tego, co ci poeci (głównie angielscy i niemieccy), mieli na myśli. Ale kogóż to w gruncie rzeczy obchodzi? Ich wiersze i tak były, są i będą wybitne, wielkie, genialne. Do czego im literaturoznawca, krytyk literacki? Ano właśnie. Autorka książki, tak jak czytam ją, naprawdę tych poetów (swoich, „obcych” poetów), potrzebuje. Do czego? Do rozświetlenia może nie tyle własnej duszy, co duszy czytelnika.
     Wszak czytelnik światłem religijnym z tych wierszy się wydobywającym jest oświecony – ale nie tyle w sensie waloru edukacyjnego tego oświecenia, ten wydaje mi się w przypadku tej książki, tak jak w ogóle w przypadku naprawdę dobrych książek literaturoznawczych czy krytycznoliterackich, mniej istotny. Nie mówię, że nieważny – podniesione tam problemy zapewne wypełnią kolejne godziny spotkań autorskich, potrzebnych, dla wielu pożytecznych. Profesorowie teologii dogmatycznej będą zapewne spierać się o poprawność czy dopuszczalność przedstawianych tam tez,
profesorowie literaturoznawstwa (ci wierzący), powinni być zachwyceni, natomiast ateiści, dla których kwestia dobrze czy świetnie nawet napisanych tekstów, jest istotna, być może na nowo przemyślą swój ateizm…
     Więc ma się w wypadku tej książki poczucie emanowania z niej wewnętrznego światła. W tym sensie przeżycie duchowe piszącej ją autorki uważam za prawdziwe. Mniej obchodziły mnie, przyznam dogłębne analizy wierszy największych poetów angielskich, niemieckich czy amerykańskich. Naprawdę podziwiam dogłębny i rzetelny warsztat literaturoznawczy Zofii Zarębianki, która, przypomnijmy, jest jedną z najlepszych znawczyń w Polsce sprawy powiązań między duchowością a literaturą, religijnością a literaturą, czy nawet mistyką a literaturą.
     Dość wspomnieć, że autorka w swojej nowej książce, przywołuje również takich autorów, jak Thomas Merton, czy św. Jan od Krzyża – charakterystycznych dla nurtu kontemplacyjnego oraz mistycznego, autorów tekstów filozoficznych, oraz poetyckich.
     Dla studenta czy doktoranta polonistyki będzie to jeszcze jedna lekcja z uważności, jak powinno się analizować oraz intepretować teksty poetyckie.
Natomiast dla czytelnika (który już swoje w życiu przeczytał), będzie to lekcja czy ćwiczenie z zachwytu nad tym, co może zdziałać poezja w życiu – tym najbardziej „oczywistym”, bo codziennym i zwyczajnym i jakie, głębokie struny poruszyć i do jak wielkich, niebywałych, zaskakujących, ciekawych oraz oryginalnych odkryć doprowadzić.
     „O książkach, które pomagają być”, tak brzmiał tytuł jednej z książek Zarębianki.
 Wcale nieoczywista to sprawa, że poezja bawiąc, jednocześnie uczy.
     A książka „Bóg wpisany w wiersze. Teologia poetów obcych”, jest pisana również przez oryginalną i głęboką poetkę – zanurzoną po uszy w studni swojego warsztatu literaturoznawczego, który dzięki poetyckości, czyli odpowiedniemu, poetyckiemu nasyceniu tych tekstów, zaczyna oddychać światłem, z tej ciemnej studni się wydobywającym.
Bo też te teksty światłem emanują i oddychają, ale to światło bardzo często, w wypadku analizowanych wierszy, wydobywa się z rany, ciemności, samotności, pustki, rozpaczy, opuszczenia, depresji, czy nawet szaleństwa.
     Nie jest to zatem łatwe światło – łatwe w sensie doświadczenia egzystencjalnego, które za nim stoi.
     Nie trzeba chyba zachęcać do czytania nowej książki Zofii Zarębianki, kiedy wspomnimy jedynie, że autorka pisze o takich poetach, jak Szekspir, Goethe, Rilke, Blake, Brodski, Celan, Emily Dickinson, Walt Whitman, Thomas Transtromer, Wallace Stevens, że wymienię tylko niektórych, wielkich, w książce opisywanych.
     Kolejną zaletą tej książki jest fakt, że autorka bierze tylko jeden wiersz danego poety czy poetki na warsztat i poddaje go analizie.
     W tym sensie, są to swego rodzaju literaturoznawcze lapidaria.
Bardzo to pożyteczne i dla tych, którzy wolą nie przemęczać się czytaniem, albo też mają inny tryb lekturowy – dla tych, kontemplacja jednego wiersza jednego poety i jednego powiązanego z nim artykułu, może wystarczyć na długie rozmyślania – czy to na cały dzień czy nawet na cały tydzień.
     Bo też niczym innym jest książka Zofii Zarębianki, „Bóg wpisany w wiersze. Teologia poetów obcych”, jak zachętą do wspólnego namysłu nad wierszem – zarówno dla tych, którzy lubią czytać, jak i dla tych, którzy najbardziej lubią badać.
Niechże zatem, przy okazji tej lektury, profesor teologii dogmatycznej, spotka się przy jednym stoliku w kawiarni, czy knajpie, z czytelnikiem wytrawnym, w knajpie od lat wytrwane wino pijącym – bo najważniejsi są ludzie i rozmowa, taki wniosek opaczny i paradoksalny wyciągam ze szkicu Zarębianki o Kawafisie, pt. „Aby go nie roztrwonić…”, gdzie badaczka niekiedy przed knajpą wyraźnie przestrzega, jakby naginając nieco moim zdaniem jednoznacznie ekstatyczne i afirmujące wersy poety greckiego:
„Nie hamowałem się / Dałem się ponieść bez reszty / poszedłem ku tym uciechom/
częściowo rzeczywistym, częściowo urojonym/ poszedłem w świetlistą noc/ i piłem mocne wina, / które piją odważni koneserzy rozkoszy”.
Autorka gniewnie nieco strofuje wielkiego poetę:
„Zupełną porażkę oznaczałoby bowiem ocknięcie się na progu starości z konkluzją”.
Dodajmy, że chodzi o powyższą konkluzję, w powyższych wersach zapisaną.
Dalej autorka bierze trzcinkę i po łapach biednego Kawafisa:
„Nie można, jednym słowem, być w życiu jedynie „koneserem rozkoszy”, gdyż to prowadziłoby u kresu drogi do poczucia nieznośnego ciężaru:
„Jest już starym człowiekiem. Zgarbiony, wyczerpany/ wyniszczony przez czas i nadmierne użycie/ wolno idzie uliczką”, z workiem pustki, zawieszonym u szyi jak ciężki kamień”.
Nieco wcześniej padają słowa, które często może usłyszeć zdolny uczeń, pijący w ukryciu przed panią „uczycielką”, tradycyjnego jabola:
„W realizacji planów może przeszkodzić nieumiejętność, słabość, trudności zewnętrzne, nie musi to wszakże oznaczać życiowej porażki i klęski, jeśli miejsce owych górnolotnych zamierzeń zajmie wewnętrzna dyscyplina i odwaga nieuleganiu stylowi życia narzuconego towarzyską konwencją”.
Czymże byłaby ta nielubiana przez autorkę, towarzyska konwencja?
Powiedzmy raczej, czym byłoby jej zaprzeczenie najpierw.
Na śniadanie, obiad i kolację owsianka, cztery razy różaniec, pięć razy lektura Biblii i do spania, najlepiej samotnego, zupełnie ascetycznego, wewnętrznie do granic napiętego…
Jeśliby „towarzyską konwencję” utożsamić z wersami Kawafisa, bardzo pięknymi zresztą, cytowanymi wyżej, miałaby ona (niestety dla interpretacji autorki), jednie wymiar pozytywny oraz afirmatywny. Prawdą jest, że przytoczone później przez Zarębiankę późniejsze wersy, temu zaprzeczają, kiedy poeta żałuje grzechów i błędów młodości.
Ale z drugiej strony, cóż zostaje wtedy z życia?
Najważniejszy jest człowiek i rozmowa, taki, raz jeszcze powiem, wyciągam wniosek z tego, wzbudzającego mój żar polemiczny artykułu Zarębianki.
Wino lepiej smakuje aniżeli owsianka, chyba, że ktoś naprawdę lubi owsiankę.
Ale wino to głównie pretekst do poznania ludzi i rozmowy z nimi – przecież można i z tą owsianką nieszczęsną, z talerzem owsianki, wejść między „koneserów rozkoszy”, wytrawnych smakoszów win – tak też można, ale trzeba kochać.
Mnie się wydaje, że autorka daje w swojej książce również życiową lekcję odpowiedzialności, pokory, zachwytu i tego jak z miłością można jeść owsiankę – światłem wewnętrznym rozświetloną, kiedy ona smakuje lepiej aniżeli najlepsze wino, kiedy za tą owsianką stoi prawdziwe doświadczenie duchowe.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko