Adam Lizakowski – William Carlos Williams piewca tożsamości amerykańskiej

0
919
Bruno Schulz

Cześć 1

Wstęp

William Carlos Williams był rówieśnikiem wielu znanych twórców, którzy w bardzo dużym stopniu zaważyli na amerykańskiej literaturze modernistycznej, którzy mieli ogromny wpływ na to, jak następne pokolenia Amerykanów, czy Brytyjczyków rozumiało i tworzyło poezję/literaturę w XX wieku.  Do jego pokolenia zaliczamy: Gertrudę Stein (1874–1946), Wallace Stevens’a (1879–1955), Hilde Doolittle (H.D.) (1886–1961), Marianne Moore (1887–1972), E. E. Cummings (1894–1962),  Harta Crane (1899–1932), Ezra Pounda (1885–1972) i T. S. Eliota (1888–1965). Aby w pełni zrozumieć to, co się działo w amerykańskiej poezji w pierwszych dwóch dekadach XX wieku, nie sposób jest pominąć magazynu  Poetry: a Magazine of Verse założonego w 1912 roku w robotniczym Chicago, który ukazuje się tam do dzisiaj jako miesięcznik. Pismo to, od samego początku, było kierowane przez bardzo energiczną kobietę Harriet Monroe. Drugim  magazynem literackim było  The Little Review  też założonym w Chicago przez  Margaret Anderson. W roku 1917 korespondentem europejskim pisma został Ezra Pound i w tym samu roku pismo przeniosło się z robotniczego Chicago do artystycznej dzielnicy Greenwich Village w  Nowym Yorku. Ostatni numer został wydany w 1929 roku. Oba pisma były bardzo ważne w ówczesnym życiu literackim, w którym miał też swój udział  W. C. Williams.

Pisząc o początkach kariery poetyckiej W.C. Williamsa nie sposób jest pominąć „ojca  modernizmu poetyckiego”  Ezry Pounda,  wprawdzie urodzonego i wychowanego w Ameryce  w 1885 roku, ale zmarłego  w Europie w 1972.  Poeta E. Pound  był/jest znany z wielu rzeczy m.in.; z pomaganiu pisarzom/poetom w ich debiutach, w dawaniu wskazówek i porad  z których wielu skorzystało na bogatej drodze do swojej kariery. Zasłynął  z trzech rzeczy, w tym dobrym i złym tego słowa znaczeniu;  z redakcji poematu Ziemia jałowa T.S.  Eliota, oraz z  fascynacji faszyzmem i antysemickimi wypowiedziami,  oraz tym, że zaraz po zakończeniu wojny w 1945 roku, spędził kilka tygodni w żelaznej  klatce zamknięty przez swoich rodaków we Włoszech. Pound przyjaźnił się z wieloma artystami, sam był poetą szukającym  drogi poetyckiej, a w nowatorskim poemacie pt.” Cantos” pisanym przez kilka dekad dał wyraz swoje wyobraźni i kreatywności. Był tłumaczem  poezji   m.in.; chińskiej, greckiej, starofrancuskiej. 

Był też autorem  wyrażenia/frazy  Make it New/ Zrób coś nowego.  Wyrażenie  Make it New to główna cecha modernizmu, który za wszelką cenę chciał być oryginalny i niepowtarzalny, a przede wszystkim głosił zerwanie z przeszłością, miał  być tylko przyszłością i nowością.  W dowolnym tłumaczeniu można powiedzieć, że Make it New, równie dobrze może oznaczać przestań wychwalać stare dobre czasy, weź się za robotę i zrób coś nowego, coś swojego. Zerwanie z  tradycją i poszukiwanie nowych dróg w sztuce to była fundamentalna myśl modernistycznej estetyki. Jednak  jest z tym sloganem mały problem,  Ezra Pound wymyślił go  dopiero w roku 1928,   gdy główne dzieła modernizmu miały już po kilka czy kilkanaście lat. Lecz to nie przeszkodziło, ani historykom, ani teoretykom literatury uznać hasło  Make it New  jak już zostało powiedziane – myślą przewodnią modernizmu.  William Carlos Williams nawet nie znając tego hasło  w całej rozciągłości zastosował je i podporządkował mu swoją twórczość. On zerwał ze przeszłością tworząc poezję nowoczesną, to on pierwszy zrozumiał, że  modernizm w znaczący sposób przekształci amerykańską tożsamość. Jego głównym zadaniem było nawiązać do przeszłości, bo na niej oparł swoją teraźniejszość – tożsamość poetycką. To był jeden z wielu paradoksów w jego twórczości, bo jak zerwać z przeszłością szukając korzeni właśnie w niej, tworząc teraźniejszość, czy nawet przyszłość z której ma powstać poezja bez dykcji poetyckiej. Williams był świadkiem czasów, gdy Ameryka z  małych parterowych domów wprowadzała się w drapacze chmur, gdy przesiadała się z koni w samochody, gdy elektryczność, radio, film, telefon, pierwsze lodówki, windy i pralki, słowem współczesność stała się partnerem codzienności amerykańskiej, od której uciekli do Europy jego dwaj najwięksi adwersarze T.S. Eliot i wspomniany już Ezra Pound. Europa z roku na rok stawała się coraz bardziej zafascynowana Ameryką,  rodzącą się współczesną kulturą amerykańską począwszy do muzyki, jazzu,  poprzez filmy, architekturę, sposób bycia i światopogląd zdominowała Europę. Amerykańscy murzyni podbijali swoją muzyką ówczesną stolice kultury świata Paryż. W ekonomi  rodziło się amerykańskie dziecko – współzawodnictwo – z czasem nazwane „wyścigiem szczurów”. Od tego czasu liczył się tylko pierwszy, o drugim już nikt nie pamiętał, liczył się tylko ten, co ma najwięcej, jest najszybszy, najsprytniejszy, ten co twardym butem stanął na gardłach innych, nie pozwalając im oddychać.  Dolar amerykański mocny jak zęby tygrysa  spowodował, że najwięksi artyści począwszy od  śpiewaków operowych poprzez awangardę malarską francuską, hiszpańską czy niemiecką będą mówić o sobie, jako o światowych artystach, tylko wtedy, gdy osiągną sukces, popularność i sławę w Ameryce. Amerykańscy nowobogaccy,  dla których nie będzie wielkiej różnicy pomiędzy Poland czy Holland, uczynią miasto Nowy York nową stolicą świata artystów, polityków, międzynarodowym sercem banków świata.  Nowy York swoimi wieżowcami sięgający gwiazd, sfotografowany na milionach pocztówkach z drapaczami chmur stanie się symbolem amerykańskiego kapitalizmu i pragnieniem/marzeniem dla milionów biednych/naiwnych emigrantów na całym świecie. Ameryka od zakończenia pierwszej wojny światowej do dzisiaj stanie się synonimem sukcesu i marzeń dla wielu pokoleń, a jej kultura, polityka, ekonomia, uniwersytety, fabryki, muzyka, huty, rzeźnie, biblioteki staną się inspiracją dla całego świata. Miliony biedaków, nieudaczników, cwaniaków, marzycieli głodujących, złodziei, awanturników, chłopów małorolnych, niepiśmiennych robotników fabrycznych i sezonowych,  niezadowolonych z życia we własnych ojczyznach opuści swe rodzinne strony „Za chlebem, Panie za Chlebem” i uda się do Ameryki po lepsze, wygodniejsze życie. Będą śpiewać po włosku, niemiecku, czesku, francusku, polsku i w stu jeszcze innych językach „Góralu, czy ci nie żal”, ale mało kto powie „żal”, zdecydowana większość nigdy do Europy nie powróci.

Williams życie i twórczość

W.C. Williams urodził się on  17 września 1883 roku w miasteczku Rutherford w stanie New Jersey na Wschodnim Wybrzeżu Ameryki, Był synem emigrantów z Dominikany, ale  ojciec jego był obywatelem angielskim, którego rodzice za chlebem wyemigrowali na Karaiby. Ojciec poety nigdy nie przyjął obywatelstwa amerykańskiego. Matka emigranta z Puerto Rico z pochodzenia żydówka hiszpańska. W domu rodzinnym mówiono po hiszpańsku, matka słabo mówiła po angielsku, a syn William był pierwszym Amerykaninem w rodzinie. Poeta płynie mówił i pisał po hiszpańsku i angielsku w którym pisał swoje wiersze najpierw romantyczne a później modernistyczne. Z języka hiszpańskiego tłumaczył na angielski swoich ulubionych poetów, dobrze dzisiaj znanych  – Pablo Neruda, Octavio Paz i Nicanor Parra – oraz mniej znanych: Rafael Arévalo Martínez (z Gwatemali), Rafael Beltrán Logroño (z Hiszpanii) i Eunice Odio (z Kostaryki). W jego żyłach płynęła krew przodków żydowskich  a także mieszkańców z północnej Europy, Holandii i Europy południowej z kraju Basków.  Całe swoje życie mieszkał na przemysłowej prowincji, ale w mieście, to miasto i jego mieszkańcy stali tematem jego wierszy, a przedmiotem jego zainteresowań ich życie i sprawy codzienne.  Z wykształcenia był lekarzem pediatrą, żył w środowisku ludzi wielu kultur, mówiących wieloma językami w tym także językiem polskim. Z zamiłowania wielkim miłośnikiem malarstwa, sztuki nowoczesnej, był także poetą, autorem opowiadań, powieściopisarzem i eseistą. Swoją twórczością przyczynił się do rozwoju współczesnej poezji amerykańskiej w XX w, w którym, jak zostało już powiedziane,  narodziły się maszyny elektryczne, sprzęt domowy,  masowa produkcja butów,  nauka i technologia, masowa produkcja koszul, garniturów, kapeluszy, jedzenia, a samochody i samoloty, i środki mass mediów zmniejszyły odległości nie tylko pomiędzy miejscami na mapie, ale i pomiędzy ludźmi,  zmieniając całkowicie życie kobiet i rodzin.

Stał się twórcą lokalnym, opisując miejsce w którym się urodził i wychował,  a z „doświadczenia lokalnego” uczynił siłę swojej twórczości, mocno związany z przemysłowym miasteczkiem Paterson i jego mieszkańcami (stan New Jersey). To miasto i ludzie stali się inspiracją dla poety, która  spowodowała, że język codzienności mieszkańców stał się językiem poetyckim  ojca amerykańskiego modernizmu.
W.C. Williams z rodzinnym miastem związał całe swoje życie, wyjeżdżając z niego tylko do Filadelfii – gdzie studiował medycynę na University of Pennsylvania i gdzie poznał i zaprzyjaźnił się z Ezrą Poundem – oraz w krótką, bo w sumie dwuletnią, podróż do Europy. Ponad czterdzieści lat prowadził w Rutherford prywatną praktykę lekarską, która stanowiła główne źródło utrzymania jego rodziny. Praca ta pozwoliła mu być finansowo niezależnym, od jakichkolwiek wpływów – politycznych czy ekonomicznych – osób trzecich, związanych z wielkimi wydawnictwami, czy mających wpływ na to, co jest w danej chwili modne i dobrze się sprzedaje w księgarniach. Równolegle z karierą lekarską  rozwijał swoją pasję pisarską.  W roku 1909 wydał tomik wierszy pt. „Poems”, a międzynarodowy debiut był  w 1912 roku, gdy sześć wierszy ogłosił na łamach wydawanego w Anglii pisma „Poetry Review”. Słowo wstępne do zamieszczonych tekstów napisał Ezra Pound.  W trzydziestym roku życia Williams wydał swój pierwszy zbiór poetycki, „The Tempers” (1913), też dzięki pomocy przyjaciela z  dalekiego Londynie. Znowu krytyka literacka  go nie zauważyła, dopiero trzeci tom wydany w 1917  pt.  „Al Que Quiere!” był już zapowiedzią czegoś nowego.  Został wydany w tym samy roku  co T. S. Eliota, Prufrock and Other Observations. E. Pound w Londynie, odbierał „poetycki poród”  obu poetów nawet napisał recenzje tomu w dodatku „The Vortex”  do magazynu „The New Poetry”.  Pisał wtedy także o dwóch poetkach Marianne Moore i Minie Loy. Obie panie nie przypadły do gustu twórcy teorii imagizmu. Natomiast twórczość T.S. Eliota  mu  się spodobała,  a  Williamsa  nie.  Krytyk zdobył się na  porównanie obu poetów, Carlos wypadł   słabo, Pound dziwnie o nim pisał;  „Okrętnie i jak bardzo różne od uporządkowanych wypowiedzi Eliota są … wiersze Carlosa Williamsa”. Dalej dodał , „Jeśli  panie Moore i Loy są pogmatwane (wiersze)  to co mam powiedzieć o panu Williamsie o jego wielowątkowości i dosadności.  Nie będę udawał, że śledzą jego wszystkie te wolty, szarpania, fochy, akty bezradności, wybuchy, paplaninę, i  żonglerki słowne;  pomimo tej szorstkości pozostaje we mnie przeświadczenie, że w tomie „Al Que Quiere”, każdy wers na swoje znaczenie.”. Jednak „coś” w tym wierszach Pound zauważył, na „ coś” zwrócił uwagę,  ale europejski Amerykanim Eliot był mu dużo bliższy i gdy się pozna relacje obu poetów na przestrzeni lat, ich przyjaźń to łatwo jest zrozumieć, że Eliot został ulubionym uczniem Pounda od samego początku ich znajomości.

Eliot nigdy nie opuści swojego nauczyciela, nawet „wyciągnie go” z więzienia trzy dekady później, skazanego przez rząd Stanów Zjednoczonych. Pound miał rację pisząc o pierwszych wierszach Williamsa, że poeta jeszcze nie znalazł swojej drogi i nie był tym Williamsem, o którym z czasem będą pisać z uznaniem przyjaciele i krytycy literaccy. Minie wiele lat, ale poeta z New Jersey doczeka się wszechstronnej krytyki od  Marjorie Perloff, królowej amerykańskiej krytyki literackiej, czy urzędnika firmy ubezpieczeniowej, nie takiego znowu skromnego, bo dyrektora, poety Wallace Stevensa, czy młodszego kolegi z podwórka, ale nie z placu zabaw z  tej samej miejscowości zwanego błaznem Ameryki Allena Ginsberga.


Poszukiwania tożsamości poetyckiej i nie tylko poetyckiej.
 
Dopiero wydany w roku 1923  tom  „Spring and All” przyniósł oczekiwane nadzieje poecie z prowincji, lub wielkich przedmieść Nowego Jorku. Williams miał już czterdzieści lat, i daleko było mu do miana poety uznanego, czy nawet znanego, wciąż był „młodym”  dobrze zapowiadającym się poetą i nie mogło być mowy o tym, aby ktokolwiek płacił mu za wiersze, publikował w „małych magazynach literackich” a nawet sam został wydawcą  pisma „Contact” , wprawdzie było tylko pięć wydań, ale to świadczy o tym, że Williams poważnie traktował siebie jako poetę i miał nadzieję, że poprzez swoje pismo podejmie dyskusję z T.S. Eliotem na temat estetyki  oraz teorii skupionej na przekonaniu, że sztuka powinna czerpać bezpośrednio z doświadczenie artysty i jego „korzeni”, czyli miejsca w którym się urodził i przyszło mu żyć. Williams w myśleniu o sztuce pragnął stworzyć wyraźnie amerykańską formę sztuki / poezji / literatury  wolnej od literackiej tradycji europejskiej, którą według niego reprezentował T. S. Eliot, bo nawiązywał do poetów angielskich (metafizycznych) czy tradycji francuskiej literatury. Warto nadmienić, że w tomie „Spring and All” znalazł się wiersz The  Red  Wheelborrow,  (Czerwona taczka), jeden z najczęściej anto-logizowanych wierszy w Ameryce.  Dzisiaj ten wiersz jest traktowany jako ikona amerykańskiego modernizmu. Warto zwrócić na układ graficzny, jak wiersz został zapisany, składa się z czterech zwrotek po dwa wersy w każdej. Taki zapis stwarza łatwość do czytani / recytacji i do zapamiętania utworu, chociaż niewiele jest w nim do zapamiętania. Ani też nie należy zbytnio zastanawiać się nad  tym, o czym jest, sam w sobie może być „o niczym”, nie ma potrzeby, się w niego „w głębiąc”. Wersja oryginalna jest zawsze ciekawsza od przekładu.

The Red Wheelbarrow

so much depends
upon

a red wheel
barrow

glazed with rain
water

beside the white
chickens.

Czerwona taczka

tak wiele zależy
od

czerwonej
taczki

wypolerowanej
deszczem


obok białych
kur

Wiersz The  Red  Wheelborrow, został prawdopodobnie w oryginale napisany na recepcie; może nawet na dwóch receptach, ale ta pierwsza gdzieś zginęła i pozostał tylko fragment wiersza na tej drugiej recepcie.  Cztero-zwrotkowy dwuwiersz składający się z 22 sylab  pisany jednym ciągiem, mógłby być jednym tylko zdaniem.  Dla niektórych ten wiersz jest  dowodem na to, że mógł tylko powstać podczas medytacji Zen.  Inni  zastanawiają się, stąd poeta wziął pomysł, na tak banalny i trywialny wiersz, i czy to jest w ogóle wiersz, a jeśli już jest, to  o czym on jest? Nikt  nie wie, i spekulacje trwają już sto lat. 
Są też przepuszczenia, że wiersz ten, to nic innego niż prowokacja, taka sama jaką kilka lat wcześniej w roku 1917  dokonał Marcel Duchamp, wysyłając do Nowego Jorku na światową wystawę, pod nazwą Independent Exhibition zwykły pisuar, nazywając go fontanną. Williams podobnie jak inna ikona amerykańskiej literatury Bob Dylan lubił podpatrywać innych, nawet ich naśladować, czy pożyczać bez ich wiedzy i zgody, coś co mu akurat w danej chwili pasowało do jego własnych prac. (O tych zapożyczeniach więcej w dalszej części tej pracy).  Wiersz  powstał w czasie deszczu, gdy poeta się nudził wyglądał przez okno swojego biura w oczekiwaniu na następnego pacjenta. Gdy ten się pojawił, nawiązał się rozmowa o pogodzie, bo zawsze rozpoczyna się rozmowę od pogody, wtedy pacjent stwierdził, że w dzisiejszych czasach tak dużo zależy od techniki, i dużo mniej od człowieka. Williams się zgodził ze swoim pacjentem, a ten dalej kontynuował:  weźmy na przykład te czerwone taczki stojące przy kurniku, od nich tak wiele zależy, jak szybko robotnik upora się z wywożeniem kurzych odchodów z kurnika, jeśli szybko się uwinie, to szybciej skończy swoja pracę. Williams pokiwał głową i powiedział; „so much depends / upon,  / a red /wheelbarrow”. Powiedzmy, że pracownikiem był Murzyn, który mieszkał lub miał gospodarstwo obok domu doktora. I tak dale można pisać scenariusz powstania tego wiersz.
 Być może, wiersz został napisany jako kompozycja malarska martwej natury, bo wiadomo jest, że Williams uwielbiał malarstwo mu współczesne i był z prawdziwego zdarzenia modernistą, zanim jeszcze został poetą modernistycznym. W wywiadzie Mary Margaret McBride Show, WJZ Radio. 4 grudnia 1950 roku Williams na pytanie czytelniczki z Bostonu, też nie potrafił odpowiedzieć o czym jest wiersz. Gospodarz programu Mary McBride poprosiła poetę, aby powiedział jakiś wiersz z pamięci, ale żadnego nie pamiętał z wyjątkiem tego krótkiego, The Red Weelborrow, który powiedział dwa razy, bo za pierwszy razem zapomniał o rodzajniku a. (Tą samą anegdotę opowiedział studentom na spotkaniu w Princeton University, 19 marca, 1952r.). Mary poprosiła poetę, aby powiedział jak pracuje, jak wygląda jego dzień pracy.
 Poeta wyznał, że pracuje codziennie, nawet jeśli napisze 6-8 linijek, to i tak uważa pisanie za swoją pracę. Samo pisanie sprawia mu przyjemność, natomiast po napisaniu wspomnianego już wiersza, powiedział, że usiadł i zastanowił się na spokojnie, co takiego napisał i doszedł do wniosku, że nie wie, co napisał, ale sam proces pisania, sprawia mu ogromną radość, dlatego pisze. Czy wiersz jest zrozumiały? Nie, nie musi być zrozumiały powiedział.
 Wywiad rozpoczął się od pytania gospodarza programu;

 “Have you been doing anything you shouldn’t, William Carlos Williams?” asks the venerable women’s-hour host Mary McBride. 
 “Writing for forty years!” replies the poet with alarming jocularity. “That’s a nefarious business, you know!” 
“Czy robiłeś coś, czego nie powinieneś, Williamie Carlosie Williamsie?”, Zapytała czcigodna gospodyni Mary McBride.
 “Pisanie przez czterdzieści lat!” – odpowiada poeta z niepokojącą żartobliwością. “Wiesz, że to nikczemne zajęcie!”
That’s a nefarious business, you know!”  jest to bardzo przygnębiające stwierdzenie, dla kogoś, kto, gdy to powiedział miał 67 lat, i trudno jest zrozumieć dlaczego poeta tak właśnie powiedział.  Z drugiej strony bycie poetą, który przez wiele lat był wydawcą swoich własnych książek, który musiał sam zbudować wielką maszynę promocyjną swojej twórczości, plus zmaganie się z poetami Eliotem i Poundem, którzy mimo wszystko próbowali, gdzie tylko mogli, pomniejszać znaczenie Williamsa i jego twórczości można nazwać bycie poetą a nefarious business, you know! / nikczemnym zajęciem.


 Ale jeszcze na moment wróćmy do wiersza The Red Weelbarrow. Dla wielu czytelników jego poezji, nie jest aż tak ważna taczka, co jej właściciel, który zainspirował poetę do napisania wiersza. Otóż sprawiedliwości poetyckiej stało się zadość,  gdy 18 lipca, roku 2015  został położony kamień na nieoznaczonym jeszcze grobie Thaddeusa Marshalla, afroamerykańskiego handlarza ulicznego z Rutherford, N.J., byłego pacjenta doktora Williamsa, oddając mu hołd za skromny wkład w amerykańską literaturę.(1). Wprawdzie już w 1954 roku Williams wymienia nazwisko Marshalla w swoim eseju dla magazynu „Holiday”, ale to uszło uwadze krytyków twórczości poety. Ponownego odkrycia dokonał pan Logan, profesor z University of Florida, współpracownik The New York Times Book Review. Jego liczący około 10 000 słów esej na temat wiersza liczącego 22 sylaby, został opublikowany w numerze czasopisma literackiego „Parnassus” i zatytułowany po prostu “Czerwona taczka”. W nim uczony bierze wiersz na swój akademicki warsztat, i analizuje i interpretuje go, pod każdym możliwym kątem, odkrywa, że to pan Marshall i jego taczka stała się  inspiracją dla poetyckiej ikony XX wieku. Profesor Logan z dociekliwością detektywa przejrzał spis ludności z roku 1920 i znalazł tam tylko jednego potencjalnego kandydata: Thaddeusa Marshalla, 69-letniego wdowca, który mieszkał z synem o imieniu Milton przy ulicy Elm 11, około dziewięciu przecznic od domu Williamsa. Z pomocą miejscowego historyka Roda Leitha,a z Rutherford, pan Logan znalazł  na szczegółowej mapie z 1917 r. specjalnie sporządzonej dla firmy ubezpieczeniowej, a dotyczącą ubezpieczenia przeciwpożarowego, duży kurnik na tyłach posiadłości Marshalla, który był jak już powiedziano pacjentem dr Williamsa. Pan historyk Leith, z Rutherford, poszedł jeszcze dalej i odnalazł  prawnuczkę właściciela czerwonej taczki panią Teresę Marshall Hale z Roselle,w N.J., która wychowała się w domu swojego pradziadka. Przy okazji wyszło na jaw, że doktor Williams był przy narodzinach jej dziadka, a także podpisał akt zgonu jej babci. Jednak ona nie miała zielonego pojęcia, że ten lekarz pisze wiersze i była w szoku, gdy się dowiedziała o tym, że wyglądała przez to samo okno co lekarz, który napisał najsławniejszy wiersz Ameryki. Profesor Logan również uważa, że odnalazł pana Marshalla,  tym razem bez taczki, w wierszu Williamsa “St. Francis Einstein z Daffodils “, który odnosi się do
the bare chickenyard
of the old negro
with white hair who hides
poisoned fish-heads
here and there.

Jak już zostało napisane, prawnuczka Hale wygłosiła krótką mowę pochwalną 18 lipca, podczas ceremonii położenia kamienia z nazwiskiem na grobie pradziadka Marshalla na East Ridgelawn Cemetery w Clifton, N.J., gdzie został pochowany w 1930 roku bez nagrobka. Pan Leith zebrał prawie 1000 dolarów na ten upamiętniający kamień, od pani Hale i Daphne Williams Fox, wnuczki poety, która też mieszka w Rutherford.  Złożono także wieniec z  biało-czerwony kwiatów, oznaczający czerwoną taczkę i białe kury.


Ale wróćmy raz jeszcze do samego wiersza pozostawiając źródła inspiracji na boku. Czerwony kolor taczki, bardzo kontrastuje z białymi kurami chodzących wokół  taczki i wydzióbującymi kamyki i robaki z ziemi. Ten minimalizm może jednym się podobać, drugim nie, można zauważyć, że dwu wersy z których składa się wiersz mają zawsze pierwszy wers dłuższy a drugi jest krótszy, można liczyć sylaby i  monosylaby i wyciągać najróżniejsze wnioski. Takie „wiersze znalezione” jak  Czerwona taczka występują w twórczości Williamsa dość często.  Utwór jest niezwykle prosty, bo pozbawiany figur retorycznych czy stylistycznych, nie sprawia kłopotów w zrozumieniu każdego słowa, ale sprawia kłopot w zrozumieniu całości. Zwykły, przeciętny odbiorca ma wrażenie, że artysta, poeta po prostu sobie z niego kpi lub obraża jego inteligencję, i na nic się zdadzą tłumaczenia teoretyków sztuki, czy w   tym przypadku poezji, że dany utwór to doskonały przykład ekonomi słowa, albo ciekawy jest pod względem semantycznym i leksykalnym, słowem im więcej wyjaśnień tylko gorzej dla wiersza, bo staje się nudny, niezrozumiały i kończy się na tym, że czytelnik odkłada tomik na bok.


Jeszcze  innym wierszem Williamsa  jest napisany wiele lat później utwór, bo w roku 1934  pt. This Is Just to Say, którego akcja rozgrywa się w kuchni. Sam tytuł To tylko chcę powiedzieć sugeruje, że narrator chce coś powiedzieć, lub za coś przeprosić, gdy tak nie było nie pisałby tej notki. Tym razem wiemy o co chodzi autorowi, on sam to napisał w formie notatki, którą zostawił na stole, lub na drzwiach od lodówki.

I have eaten
the plums
               that were in
   the icebox

and which
you were probably
saving
for breakfast

Forgive me
they were delicious
so sweet
and so cold

Ten wiersz to migawka, moment w czasie, notka do żony,  której 51 letni mąż/ mężczyzna  usprawiedliwia się jak mały chłopiec przed mamą, że zjadł śliwki, so sweet // and so cold, takie słodki // i taki zimne, (warto zwrócić uwagę na syczącą spółgłoskę „s’). które ona, prawdopodobnie zostawiła na śniadanie. Dziwnym się wydaje, że lekarz z samego rana, na „pusty żołądek”, je prosto z lodówki zimne śliwki. (Z wiersza się nie dowiemy, czy śliwki były myte, czy nie, i tego, czy był to upalny poranek np. lipca). Ta maleńka przestrzeń, kartka na której zapisano 28 słów, 37 sylab, to mini rozprawka o śliwkach, jakie one są słodkie i pyszne, a wszystko  to zostało zapisane ze smakiem w trzech zwrotkach.  Ten wiersz na pewno nie jest wierszem znalezionym, ale wymyślonym przez przypadek, stworzyła go chęć zjedzenia śliwek oraz usprawiedliwienia się; Forgive me // they were delicious // przebacz mi // one były pyszne.  Popatrzmy jednak na ten krótki wiersz do strony poszukiwania amerykańskiej tożsamości przez poetę, śliwki pozostawione przez żonę w lodówce (icebox) stają się symbolem współczesności. Elektryczność, lodówka zmieniły styl życia, przechowywania jedzenia i odżywiania się Amerykanów. Można w środku lata zjeść zimną, prosto z lodówki śliwkę i to wspaniale słodką sliwką.
Forgive me
they were delicious
so sweet
and so cold


Zimne śliwki w środku lata stają się luksusem, ich słodycz staje się rozkoszą, a to wszystko jest zapewnione przez elektryczną  maszynę/lodówkę,  nowoczesność  dla Williamsa nawet w tak prostym wierszu staje się amerykańską tożsamością, ponieważ niewiele ludzi na świecie w `1934 roku mogło prosto z lodówki wyjąć śliwkę so cold i so sweet i ją zjeść w środku lata.

Krótkie wiersze Williamsa z początku jego kariery można zaliczyć do „wierszy znalezionych i stworzonych przez przypadek” lub tak zwanych „ready made”. Te kilku sylabowe wiersze, jednozdaniowe , krytycy literaccy tłumaczą faktem i anegdotą, że poeta, jako lekarz miał w zwyczaju zapisywanie swoich, notek,  zapisków, tekstów na receptach. Sam wielokrotnie przyznawał, że gdy nachodziła go muza, w pośpiechu utrwalał swe myśli na czymkolwiek, co aktualnie miał pod ręką. Ten krótki wiersz, jest pięknym przykładem odnoszącym się do całej twórczości poety z przedmieść Nowego Jorku. Jest napisany stylem nieformalnym, język potoczny, zmaganie z codziennością,  porusza sprawy lokalne w tym przypadku domowe, jest opisana osobista  relacja z żoną, intymność, pewne wyznanie,


Bardzo długo, bo od 1909 roku, aż do początku 1930 roku, poezja Williamsa pojawiała się przede wszystkim w małych nieznanych czasopismach i nisko nakładowych specjalistycznych magazynach literackich. Chociaż, jak zostało już wyżej napisane w latach 1917-1923 poeta wydał trzy tomy wierszy, prawdopodobnie  finansowane z własnej kieszeni, plus tom poetyckiej prozy eksperymentalnej „Kora in Hell” . Popularność lub „przebudzenie” poety nastąpiło” dopiero w roku 1936, gdy miał już ponad 50 lat życia, wtedy to James Laughlin założył pismo „New Directions” w którym na przestrzeni lat publikowali swoją twórczość najwięksi poeci z największych, oprócz T. E. Eliota. To Laughlin zainteresował się twórczością  Williamsa, bardzo mu pomógł, razem, poeta i wydawca przeszli do historii  literatury amerykańskiej dwudziestego wieku.  Ale tak naprawdę uznanie przyszło dopiero w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku, na kilkanaście lat przed śmiercią poety.


Różewicz i tożsamość powojenna kraju i jego obywateli

Zostawmy na chwilę poetę w jego Ameryce i wróćmy do Europy, do Polski, która dla Amerykanów „leży” gdzieś blisko Rosji. Czy są poeci w Polsce, którzy, mogliby stanąć ramię w ramię z Williamsem i coś ciekawego powiedzieć w poetycki sposób o rzeczywistości w której żyją identyfikując się z nią? Poza  postmodernistą Tadeuszem Różewiczem, nikt nie przychodzi mi do głowy. No, może awangardzista, Józef Czechowicz, Julian Przyboś, lub lingwistą Miron Białoszewski. Wybrałem Różewicza, i moim celem nie będzie pokazanie  twórczości dwóch modernistycznych poetów, żyjących w różnych rzeczywistościach, w Polsce i Ameryce, w różnych epokach historycznych,  systemach politycznych, na dwóch bardzo różnych kontynentach. Nie będzie moim celem,  ani dogłębna analiza, czy interpretacja ich twórczości, ale jedynie  pokazanie warsztatu poetyckiego, ”chwytów poetyckich”, myślenie o poezji i twórczości oraz korzystanie z własnego życiowego doświadczenia, a także szukanie tożsamości poprzez tworzenie.   Z zainteresowaniem patrzę na poszukiwania przez obu poetów inspiracji w muzeach, galeriach, czytanie gazet codziennych, śledzenie mass mediów nie mających wiele wspólnego z poezją czy literaturą, a jednak odrywających ważną rolę w ich twórczości. Zwrócenie uwagi na to,  w jaki sposób obaj poeci obserwowali otaczający ich świat, rzeczywistość, wydaje mi się bardzo podobne. Przez rzeczywistość  należy rozumieć, pracę, dom, codzienne życie, troski i problemy, radości i wartości, na których buduję się własne życie. Poprzez ich biografię a przede wszystkim tożsamość, będę chciał pokazać podobieństwa i różnice, tych dwóch wybitnych modernistycznych twórców.


 Dla pokolenia Różewicza i milionów Polaków radość z zbliżającego się wyzwolenia i zbliżająca się Armia Czerwona, szybko zamieniła się w strach.  Różewicz, partyzant w listopadzie 1944 został oskarżony o propagowanie komunizmu, bo w swoich artykułach prasowych pisał o  niesprawiedliwości społecznej przed wojną m.in. mała liczba chłopskich dzieci idących do szkoły. Tak się nieszczęśliwie wcześniej złożyło, że ogłoszono 22 lipca Manifest PKWN w którym napisano, (kłamstwo) że ziemia należy się chłopom.  Ostrzeżony przez swojego dowódcę  „Warszyca” potajemnie opuścił oddział i uciekł do Częstochowy. W 1945 ujawnił się jako żołnierz AK.  Zadebiutuje w kraju, w którym rozpoczęło się polowanie na tych, co nie chcieli złożyć broni, walka z podziemiem. Jego dowódca „Warszyc” zostaje rozstrzelany przez Urząd Bezpieczeństwa (UB) w lutym 1947 roku w Łodzi. Rodzące się państwo komunistyczne rozpoczęło rządy od  wywłaszczania obszarników, a później chłopów i zakładanie Państwowych Gospodarstw Rolnych (PGR). Na wsi w efekcie reformy rolnej zniknęła wielka własność ziemska,  a w miastach władza komunistyczna przekształciła duże zakłady we własność państwa.  Polska Zjednoczona Partia Robotnicza (PZPR), trzymała wszystkich na łańcuchu, począwszy od wspomnianego już chłopa i robotnika a skończywszy na artystach, księżach, profesorach. Wojna zmieniła moralność, kanony myślenia, nastąpiło poczucie tymczasowości,  wielu liczyło na to, że coś się w każdej chwili może wydarzyć, taka prowizorka i życie na niby, dawało się we znaku wielu. Doświadczyła tego przede wszystkim ludność przesiedlona ze Wschodu Polski na Zachód.


 Polska Republika Ludowa(PRL), „wymieniła” też elity, tych wykształconych przed wojną inżynierów, nauczycieli,  intelektualistów,  polityków, ludzi kultury którzy nie zostali zamordowani przez  Niemców czy Rosjan ze względów ideologicznych usunięto ze stanowisk, czy wręcz zakazano im wykonywania pracy ze względów ideologicznych. Powstawała nowa klasa tak zwanych partyjnych do której wstępowali cwaniacy i karierowicze, a także tak zwani „ciemniacy” bez żadnego wykształcenia, na szybkim kursach dokształcających otrzymali kierownicze stanowiska nawet na szczeblu państwowym. Dlatego nie powinny dziwić powojenne awanse i powojenna rewolucja kadrowa, ten co umiał czytać i pisać, miał cztery klasy szkoły podstawowej a należał do partii zostawał kierownikiem zakładu pracy, a z czasem nawet dyrektorem. Ci, co chcieli wziąć w swoje ręce drobny handel, na przykład produkcję świec czy mydła, rząd przez swoją nieudolność skierował przeciwko im aparat państwowy, ucisku. Ci, co odważyli się wziąć inicjatywę w swoje ręce,  państwo nazywało spekulantami.  Propaganda komunistyczna głosiła, że przez spekulantów Polacy są głodni, cały naród głoduje. To przez nich są kłopoty ze wszystkim, i tak przez 40 lat, aż do upadku komunizmu rząd swoją nieudolność gospodarowania państwem tłumaczył robotnikom. Kim byli spekulanci?  To ci, co wiedzieli, jak kupić taniej, żeby drożej sprzedać, komunistom to się nie podobało, nawet w 1950 roku zrobili wymianę pieniędzy i okradli cały naród z oszczędności. PZPR tak zadbała o swój naród i kraj, że para skarpetek, butów, kostka mydła czy czekolady, owoc pomarańczy, cytryny czy banan, były  towarem luksusowym.  Kraj, którego obywatele  latami czekali na założenie telefonu, mieszkania, meble, samochód, na pozwolenie na wybudowanie kurnika, altanki na ogródku działkowym stał się więzieniem, ale komuniści stworzyli pozory równości i troski o obywatela. Każdy musiał pracować, mieć urlop lub wczasy, powszechny dostęp do nauki i służba zdrowia dla każdego.  Z czasem powstała grupa  „myślących ciemniaków” i „cwaniaków i karierowiczów” zapisujących się do partii, by zamiast 15 lat czekania na mieszkanie otrzymać je już 5 -7 latach.  Nawet 30 lat po upadku komunizmu wciąż jest tysiące Polaków, którzy z uśmiechem szczęśliwości wspominają tamte stare „dobre czasy”.  Wracajmy jednak do Różewicza. Po wyjściu z lasu, z partyzantki w 1944 i ujawnieniu się znalazł się w nowej powojennej rzeczywistości, w nowym miejscu zamieszkania w Częstochowie. Z czasem nawiąże kontakt z poetą z Julianem Przybosiem, przeniesie się do Krakowa, aby tam studiować historię sztuki. Tematykę swoich wierszy będzie szukał w niedawnej przeszłości i teraźniejszości, pomiędzy tymi dwoma czasami, będzie doszukiwać się swojej tożsamości. Wśród własnych wspomnień sprzed kilkunastu miesięcy, armii inwalidów, uchodźców/przesiedleńców, sierot, weteranów, dezerterów, repatriantów, robotników powracających z Niemiec i żołnierzy z Zachodu.  Pięćdziesiąt lat po wojnie, poeta wciąż się zmaga z traumą wojenną, wciąż próbuje odpowiedzieć na pytanie, czy to ja potrzebuję nowej tożsamości, czy to Europa, świat jej potrzebuje. Małgorzata Różewicz  autorka  eseju pt. Różewicz i Holocaust uważa, że poemat Złoto Tadeusza Różewicza z tryptyku Recycling  (2) (wyd. 1998 rok, tomu zawsze fragment, recycling) wyprzedza o 13 lat  Złote żniwa Grossów i jest utworem przemilczanym w międzynarodowym obiegu kultury. Poemat  Złoto jest poszukiwaniem własnej tożsamości po holokauście przez poetę, także przez Polaków i Europejczyków, przez ludzkość. Pani Różewicz pisze;  jest to międzynarodowa zmowa milczenia lub celowe pomijanie Różewicza w ‘’sporze o źródła zła”. Złem jest nie tylko człowiek i jego natura, ale…
Złoto
(fragment wiersza)
nikt już nie pamięta
ile waży jedna łza ludzka
cena spada na giełdzie
na rynkach panuje panika
złoto idzie w górę spada
kto mówi o łzie dziecka
a to ten Dostojewski
filozof Heidegger
pisząc o współczesnej zmechanizowanej
produkcji rolnej
mimochodem wspomniał
o produkcji zwłok
w obozach koncentracyjnych
i komorach gazowych
odbywa się liczenie
żydów cyganów polaków
ukraińców niemców rosjan
czasem rachunek się nie zgadza
popioły wymieszane z ziemią
zaczynają powstawać przeciw sobie
za sprawą żywych
dzielą się i biją

Wśród wszystkich tych, których wojna „przemieliła” wielu z nim zabrała lub „zachwiała” tożsamością i powrót do „normalnego” życia był dużym problemem, którzy nie za bardzo wiedzieli, co mają ze sobą zrobić, jak odnaleźć się w nowej rzeczywistości poezja Różewicza na pewno nie mogła pomóc. Różewicz nie był psychologiem, tylko poetą, on pisał wiersze o tym co go interesowało przede wszystkim i o tym co go irytowało, a irytowało go prawie wszystko. W poecie Złoto wciąż się irytuje:

dziwne znaki pojawiły się
 na sztabach złota
w sejfach Riksbanku centralnego banku Szwecji
 złoto zaczęło płakać
krwawymi łzami
 by ukryć ten fakt
Riksbank poprosił
centralny bank szwajcarski
 o usuwanie ze sztab złota
niemieckich znaków
identyfikacyjnych i zastępowanie ich
pieczęciami szwedzkimi


Złoto zaczęło płakać, można dodać, że mogło też gryźć, bo sztaby powstały też m.in. z przetopionych złotych zębów i złotych mostków dentystycznych pomordowanych. Zacieranie śladów, znaków identyfikacyjnych, to nic innego jak zacieranie śladów tożsamości. Do niej poeta już po wojnie nie mógł powrócić, większość ludzi miała ze swoją tożsamością problem.

W wierszu Lament w ostatniej piątej zwrotce pisze:

Okaleczony nie widziałem
ani nieba ani róży
ptaka gniazda drzewa
świętego Franciszka
Achillesa Hektora
Przez sześć lat
buchał w nozdrza opar krwi
Nie wierzę w przemianę wody w wino
Nie wierzę w grzechów odpuszczenie
Nie wierzę w ciała zmartwychwstanie

Narrator wiersza, nie wierzy  w przemianę wody w wino, grzechów odpuszczenie, ani nie wierzy w ciał zmartwychwstanie, czyli podważa podstawowe dogmaty wiary katolickiej. Wojna i jej tragedia uczyniły z wielu ludzi wierzących, wątpiącymi, znaleźli się nawet tacy co odrzucili Boga na zawsze ze swojego serca. Wojna, zmieniła wszystko w życiu każdego  Polaka. Do dziś stanowią ważny element życia rodzinnego i tożsamości większości polskich rodzin. Wojna wykoleiła, zniszczyła, a w każdym razie odmieniła biografię wszystkich, którzy ją przeżyli. Głód, choroby, gruźlica, tyfus,  brak mieszkań, demoralizacja, całkowity chaos i brak nadziei i wiary, że będzie lepiej, z drugiej strony oczekiwania, że Zachód mimo wszystko o Polsce i Europie Środkowej  zapomniał.  To wielki temat nie tylko dla poety, ale dla każdego artysty, który miał oczy szeroko otwarte nawet pół wieku później.
            Poeta żyjący z drugiej strony oceanu Williams nie miał takich problemów ani zmartwień, co nie oznacza, że mieszkał w raju, chociaż wielu mieszkańców zza żelaznej kurtyny uważało Amerykę, nowym ziemskim rajem. Williams jak uważa krytyczka Marjorie Perloff  chciał nie tylko usłyszeć wiersz, ale i go zobaczyć, Ponieważ uważał, że wiersz jest taką maszyną zrobioną ze słów The  Red  Wheelborrow,  jest tak samo  „znalezionym wierszem” jak T. Różewicza wiersz  Białe groszki,  który powstał  po lekturze gazety lub wysłuchania komunikatu radiowego. Jak wiadomo poeta  rozpoczynał swój dzień pracy od czytania/ słuchaniu radia przy śniadaniu. Mass media w PRL-u, radio i gazety były własnością Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej jej organem prasowym. Różewicz mieszkając na Górnym Śląsku czytał „Gazetę Robotniczą”, ogólnopolską „Trybunę Ludu”,  a gdy przeprowadził się do Wrocławia „Gazetę Robotniczą”. Co mógł w nich ciekawego wyczytać i czy wierzył to co czyta? Na pewno nie, ale nawyk rutyna, przyzwyczajenia, które stawały się drugą osobowością człowieka robiły swoje. Andrzej Skrendo (3) powołująć się na Jana Stolarczyka (4)  a ten  w książce pt.  „Wbrew sobie” w zbiorze wywiadów przytacza wywiad autorstwa Dobrochny  Ratajczykowej w której poeta mówi;  Pamiętam jak Julian Przyboś mówił do mnie: „Ależ panie Tadeuszu, poeta i czyta gazety…?  A ja czułem, że w tych gazetach  też coś się da zrobić.  Tę sama historię z gazetami i Przybosiem poeta powtarza w wywiadzie udzielonym Stanisławowi Beresiowi i Joannie Kiernickiej. Dla pana Tadeusza gazety są ważne, czytał je, jego ojciec też był „namiętnym” czytelnikiem prasy codziennej.  Poeta zanim został poetą był dziennikarzem piszącym do gazet codziennych.  Tak z tej papki dziennikarskiej narodził się wiersz Białe groszki .Powstał  po przeczytaniu gazetowego ogłoszenia  lub wysłuchaniu komunikatu radiowego. Utwór ten znalazł się w tomie  Rozmowa z księciem wydanym w 1960 roku.
Białe groszki

20 sierpnia wyszła z domu
i nie powróciła
osiemdziesięcioletnia staruszka
chora na zanik pamięci
ubrana w granatową sukienkę
w białe groszki
ktokolwiek wiedziałby
o losie zaginionej
proszony jest
(490) tom 1


Wiersz – komunikat radiowy, jakby gotowy do użycia, wystarczy tylko rozpisać tekst komunikatu na wersy, tak aby przybrał formę wiersza. Utwór niepokoi i porusza już od pierwszej linijki „20 sierpnia wyszła z domu / napięcie wzrasta w drugim wersie/ i nie powróciła”, pierwsza myśl jaka przychodzi do głowy to, czy nic złego jej się nie stało, czy jest zdrowa i cała, a może ktoś ją napadł i obrabował etc. Nie ma w nim żadnych nadzwyczajnych poetyckich słów, tylko „słowa gazetowe” a jednak czuję się dramatyczny niepokój, rodzi się lęk, wydarzyło się coś niedobrego i wciąż się dzieje, dopóki staruszka się nie znajdzie cała i zdrowa. Jednak ten prosty gazetowy/radiowy komunikat przerwany/przecięty z wyboru poety w tym a nie innym wersie, zaczyna krwawić jak przecięta żyła. Ten moment podcięcia sprawia, że wiadomość zamienia się w literacki utwór. Ten „gotowy język gazetowy” plus masowa kultura, czyli prasa, czynią z poety nie poetę wierszy, utworów poetyckich, ale kolaży.  W ten sposób poeta/twórca to już nie „inżynier dusz”, bo on staje się „technikiem poetyckim”, takim krawcem poetyckim, który „szyje wiersze na miarę swoich czasów” używając do tego szablonu/wzorca gazetowego. W wierszu Od jutra się zmienię tak pisze o swoich nawykach gazetowych:

 zamiast czytać Króla-Ducha
oglądałem Dynastię

zamiast myśleć o zbawieniu duszy
czytałem gazety

zdaje mi się
że już się nie zmienię
do końca życia

bo mamy już pierwsze dni lata 1993 roku
 a ja… (ale to już moja tajemnica)


Tajemnica tożsamości poety,  pod koniec XX wieku ogląda telewizje, czyta gazety, a nie na przykład nie czyta informacji na laptopie czy w  telefonie. Postęp techniczny niesamowity, w ciągu jednego życia można powiedzieć, poeta przesiadł się z konia w samochód, rakietę kosmiczną i czyta e- gazety Ale jak sam twierdzi, że do końca życia się nie zmieni, więc pozostanie przy wersji gazetowej gazet a nie elektronicznej. Świat techniki, postępu, myśli technicznej goni na łeb na szyje, ale człowiek tak szybko się nie zmienia, ba, nawet nie chce się zmienić. Właściwie po co miałby się zmieniać? W tym długim „przegadanym”  wierszu, poeta sam ze sobą się droczy „na oczach całego poetyckiego świata”. Czytelnikom i krytykom daje do zrozumienia, że tożsamości tak łatwo się nie zmienia, ona jest jak nasza skóra, której nie da się ani przefarbować, ani gładko, bez kantów wypracować.  A Różewicz mówi; Ja piszę, tworzę, ale Ja siebie nie spisuję.  To taka różnica, jak między wołem a „sztuką mięsa”. (5). Tym stwierdzeniem poeta próbuje przekonać swoja rozmówczynię, że nie warto łączyć autora z jego dziełem. Tym też porównaniem poeta udowadnia czytelnikowi, że jego natchnienie nie bierze się z jakiś niebiańskich sfer, i ani aniołowie, ani muzy go nie „nawiedzają”. On jest normalny i jego tożsamość jest jak najbardziej tak samo zwyczajna i normalna jak tramwajarza, czy informatyka. A jeśli słyszy jakieś głosy, to jest to przeważnie głos żony Wiesławy wołającej go na obiad. Za normalny na metafizyczne esy floresy więc „pokarm poetycki” czerpie z gazet i codzienności z takiej papki i smacznego rosołu na kościach wołowych.  Czy należy w jego poezji szukać metafizyki, intelektualnych wzruszeń, materiału na uczone dysputy i rozprawy.  poeta w garniturze nie modnym od wielu lat, nie trzyma w ręku cygara ani fajki, tylko gazetę i łyżeczką którą miesza cukier w herbacie lub rozbija jajka ugotowane na miętko.  To pokazuje,  (ale nie udowadnia) że do pisania wierszy nie zawsze jest potrzebna erudycja, on nie musiał tak jak poeta Czesław Miłosz pytać się Alberta Einsteina, czy ma zostać w Ameryce, czy wracać do komunistycznej Polski. On też nie musiał jeździć do Grecji jak poeta Zbigniew Herbert, jemu nie byli potrzebni antyczni bohaterzy, ani ich bogowie, ani krajobrazy greckie, co nie oznacza, że nie lubił i nie cenił kultury śródziemnomorskiej, antycznej. Różewicz też nie podpisał listy 53 pisarzy krakowskich w sprawie wykonania wyroków śmierci na krakowskich księżach, fałszywie oskarżonych o współpracę z Amerykanami. (6).  A listę tę podpisali przyjaciele Różewicza, Julian Przyboś i Kornel Filipowicz (ojciec chrzestny najmłodszego syna Jana), podpisała go także m.in., Wisława Szymborska i Sławomir Mrożek. Zrozumieć postępowanie ludzi w tamtych czasach, a co dopiero osądzić ich dzisiaj, prawie 70 lat później, jest bardzo trudno, komuś, kogo nawet wtedy jeszcze nie było na świecie. Komunizm jako system zbrodniczy nie jednemu porządnemu człowiekowi „zrobił z mózgu wodę”.  Trudno się dziwić chłopu – robotnikom, którzy za sanacji głodowali, ale wielu profesorów, naukowców z najlepszych polskich przedwojennych uniwersytetów uległo „czarowi” komunizmu wyjątkowo łatwo. W poszukiwanie powojennej tożsamości Różewicz w pełni zdawał sobie sprawę z tego, jakie są jego korzenie, czym był komunizm, ale też pamiętał jak wyglądało życie przed wojną. Byłoby wielkim uproszczeniem, że wystarczały mu do życia i pracy twórczej tylko gazety. To jest nieprawda. Wiersze gazetowe  stają się modne na kilka chwil, bo jak wiadomo, moda obowiązuje tylko przez jeden sezon. Stąd też ta „armia naśladowców grafomanów” dla których pisanie takich wierszy jest prosta jak 2 x 2. Taka działalność poetycka „pachnie” modernizmem.  Różewicz tak jak dadaistyczny artysta znajduje tekst/ready made i to gest artysty nadaje przedmiotowi banalnemu status dzieła sztuki. Zbigniew Majchrowski w książce pt. Różewicz  (7) pisze między innymi o warsztacie poety z Wrocławia:  „Przyglądając się tym autografom, widać, że powstanie nowego poematu to nie rozbłysk natchnienia, lecz długie godziny siedzenia przy stole”. Dlatego dodaje, że jest to „pokuta wielokrotnego przepisywania na czysto, aż do uzyskania pełniej przejrzystości wiersza”, (208). Aby uzyskać pełną przejrzystość wiersza, trzeba wiersz „rozebrać”, dotrzeć do jego kośćca, wtedy pojawia się głębia sensu. Doskonałość w redukcji jak w pracy szlifierza diamentów. Efekt odwrotny do praktyki klasycystów „ubierających”, rozbudowujących konstrukcję wiersza. Epigoni dykcji Różewiczowskiej popadali w pułapkę pozornej łatwości najczęściej pisząc teksty mało wartościowe lub wręcz grafomańskie. Tyle o tym wierszu powiedział cytowany już Zbigniew Majchrowski, można dodać, że faktycznie sprawiająca łatwość na pierwszy rzut oka budowa i tematyka wiersza, faktycznie otworzyła bramy za milionów poetów dla których  Różewiczowskie podejście do wiersza stało się łatwym argumentem do pisania, bo to takie łatwe, wystarczy kupić gazetę, bo nie ma w tym żadnej głębi, żadnych „chwytów ani terminów poetyckich”.  Wszystko jest takie oczywiste, że właściwie nie ma co tłumaczyć, ani nad czym się zastanowić. Gazetowe wiersze, to takie łatwe, wystarczy linijki prozy rozpisać na wersy wiersza.

Poszukiwanie tożsamości, dla Williamsa to nie tylko miejsce urodzenia, ale sposób wiedzenia i odczuwania świata, zrozumie go i interpretowanie. Tożsamość poetycka dla niego to także identyfikowanie się z Ameryką, jej historią, ludźmi i kulturą, a przede wszystkim postępem cywilizacyjnym, który można nazwać cywilizacją amerykańską.
 W wierszu  z tomu pt.” Spring and  All” pisał:


Wiersz        

Cały jest
w dźwięku. Piosenka,
nie zawsze piosenka. Powinien

być piosenką  – złożoną
ze szczegółów, goryczki,
lotu osy – czymś
natychmiastowym , nożyczkami

rozwartymi, oczami
zbudzonej –ruchem
odśrodkowym, centrycznym  ( przekład Artur Międzyrzecki)

Wiersz ten jest receptą napisaną przez lekarza, mała i wąska , jej format nadaję formę oraz budowę wiersza. W krótkich wierszach, jedno zdaniowych rozpisanych na wersety poeta  często stosuje przerzutnie, co jest jakby naturalnym sposobem zapisywania wiersza na wąskim skrawku papieru. Stąd też hipoteza, że wiele krótkich wierszy Williamsa było pisanych na receptach, na to zwróciło  uwagę wielu jego krytyków, ale  to tylko forma wierszy. Amerykanin chce w swoim wierszu zwrócić uwagę czytelnika na sam fakt tworzenia,  skąd się biorą inspiracje, natchnienie, co jest i co może być źródłem inspiracji do pisania. Te prywatne obserwacje Williamsa przemawiają do czytelnika poprzez własne indywidualne doświadczenie poety.

            Podobnie rozumiał i wykorzystywał poezję polski poeta Tadeusz Różewicz, który  był  także pisarzem i dramaturgiem o dwa pokolenie młodszym od Williamsa. Urodził się w 9 października 1921 roku w Radomsku niedużym miasteczku, w środkowej Polsce, w którym obok siebie oprócz Polaków, żyli, Żydzi, Rosjanie, Niemcy i Cyganie. Rodzina jego była patriotyczna polska, a rodzice na cześć  bohatera narodowego Tadeusza Kościuszki, którego portret wisiał w domu, nadali mu na chrzcie imię Tadeusz. W żyłach jego płynęła krew polska ze strony ojca i żydowska ze strony matki, która jednak jako bardzo młoda dziewczyna uciekła z domu rodzinnego, ochrzciła się w wieku 14 lat, zerwała z tradycją swoich przodków, wybrała polskość, zamieszkała w klasztorze. W przeciwieństwie do Williamsa  miejsce urodzenia Różewicza jednak nie odegrało większej roli w jego twórczości . Dla niego najważniejsza była Polska i jej historyczne uwikłania, przede wszystkim własne doświadczenia życiowe i wojenne, które go kształtowały od wczesnej młodości.

T. Różewicz zwrócił na siebie uwagę w wieku 26 lat, debiutanckim tomem poetyckim pt. Niepokój (1947), podobnie jak Williams był poetą eksperymentalnym, zrewolucjonizował powojenną poezję polską. Williams w tomie pt. Spring and All  stworzył nowy rodzaj liryki amerykańskiej, opartej na bazie języka potocznego, idiomatycznego, którym starał się wyrazić naoczną, najbliżej doświadczaną codzienność. W konstrukcji wiersza  używał najprostszej składni, stosował  przerzutnie, skrócając wers do minimum, starannie niczym kowal kuł swoje strofy,  był wspaniałym  rzemieślnikiem słowa, ale czy artystą, dla wielu nie.  Zarzut dzisiaj może wydawać się błahy, bo poetą  z  codzienności  amerykańskiego życia budował artystycznie wartościową literaturę. Różewicz, tak bardzo cienionych przed wojną poetów ze grupy „Skamader” odstawił na drugi tor historii literatury. Dokonał dekonstrukcji przedwojennej polskiej poezji, co nie było łatwe i do dzisiaj, jego pisanie wierszy jest kontrowersyjne. Różewicz uznał, że to co się wydarzyło podczas II wojny światowej,  że po masowym ludobójstwie i bestialstwach Niemców/ludzi  należy zakwestionować cały gmach europejskiego humanizmu. Wiedział, że to Niemcy, a nie jak powszechnie podaje się dzisiaj w mass mediach hitlerowcy czy naziści/rasiści,  nikt inny, są odpowiedzialne za wszystkie zbrodnie. Jednak nigdy oficjalnie w swoich wierszach nie powiedział, że to Niemcy są za cokolwiek odpowiedzialne.  Poeta pisze o rozczarowaniu człowiekiem i Bogiem, o rezygnacji z tego wszystkiego, co było w poezji od rokiem 1939.  Nie nawołuje do komunizmu, ale kieruje się  własnym  rozsądkiem i pragmatyzmem, mówiąc, że nowa poezja powinna się odrodzić na fundamencie nowej moralności, która ujmowałaby człowieka takim, jaki jest dobry i zły, empatyczny i okrutny, wierzący i wątpiący, bohaterski i tchórzliwy. Człowiek dla niego w drugiej połowie XX wielu mógł być katem, mógł być ofiarą, mógł być jednocześnie jednym i drugim naraz.  Żyjąc w pojałtańskim świecie zrozumiał swoje miejsce w nim i rolę jaką ma spełniać poeta/pisarz, przez wiele lat zanim stał się poetą mogącym żyć z pisania, był na utrzymaniu żony Wiesławy. Jednak takiego wiersza jak William Carlos Williams Proletarian Portrait / Portret proletariuszki nie napisał.Ale jest tutaj znak zapytania, czy cenzor komunistyczny pozwoliłby na napisanie takiego wiersza o robotnicy, chyba, nie. Gdyby to było pisane przed wojną w sanacyjnej Polsce, to tak, jak najbardziej.
Pięć krótkich zwrotek tworzy dyskretne wizualne wrażenia na czytelniku, że nie potrzebuje on  dużo czasu, aby zanurzyć się w treść wiersza. Zwrotki zachowują podstawowy wzorzec linii długiej / krótkiej, dwu-sylabowe słowa, kończą każdą długą linię z wyjątkiem ostatniej. Ta ostania linijka może być wzięta za szóstą zwrotkę ponieważ różni się od wzorca pojedynczą linią, wyróżnia się   też szczególnym znaczeniem.;
A big young bareheaded woman
in an apron

Her hair slicked back standing
on the street

One stockinged foot toeing
the sidewalk

Her shoe in her hand. Looking
intently into it

She pulls out the paper insole
to find the nail

That has been hurting her

Trzecia zwrotka : Palcami nogi w pończosze / dotyka chodnika
Czwarta. Trzyma but w ręce.. Zagląda / do niego uważnie /
Piąta. Odrywa papierową wkładkę  / w poszukiwaniu gwoździa /
Szósta. który ją zranił.   Utwór ten może być przykładem na to, że poeta znajdował wiersze / natchnienie na ulicy, dosłownie i w przenośni. Potrafił uchwycić moment, w którym młoda kobieta sprawdza, co rani ją w stopę, i zostaje sportretowana słowem przez poetę jako proletariuszka. Wiersz jest napisany prostym, codziennym językiem, łatwym, ale jak wiemy portret wymaga wielkiej wiedzy od malarza i poety, nie tylko spostrzegawczości, ale i inwencji twórczej. „Portret proletariuszki”  wcale nie oznacza, ze Williams miał poglądy lewicowe, (co niektórzy o poglądach lewicowych chcieli tak to wiedzieć) a jedynie to, że jako lekarz miejskiej biedoty, był wyczulony na nierówność społeczną.

Williams przez całe swoje życie mieszkał w cieniu wielkiego miasta New York, w jednym miejscu, które stało się odniesieniem dla jego twórczości, w której chciał wyrazić całą swoją amerykańskość. Przez amerykańskość rozumiał nie tylko kulturę i sztukę, ale przede wszystkim język, który z dekady na dekadę oddał się od języka angielskiego.
Wielka cyfra


Wśród deszczu
i świateł
widziałem złotą
cyfrę 5
na czerwonym
wozie strażackim
pędzącym
po wariacku
z dzwoniącymi gongami
wyjącą syreną
i kołami dudniącymi
przez miasto po zmroku


Warto w tym miejscu wspomnieć raz jeszcze o poecie z Wrocławia, bo obaj poeci polski i amerykański rzadko korzystali z metafory, ponieważ obaj w swojej poezji, tylko niekiedy odwoływali się do wyobraźni. Obaj nie są poetami intelektualistami, nie „słyszą głosów” nie mają w sobie nic XIX wiecznych poetów, ani z tych co na początku XX wieku przesiadywali w modnych kawiarniach literackich Londynu, Paryża czy Warszawy. Nie stosowali „pięknych przymiotników” ani nie byli pięknoduchami. Dla Różewicza od „chwytu poetyckiego” czy figur retorycznych ważniejsza była prawda, a od metafory, autentyczne uczucie, dla Williamsa własne życiowe doświadczenie drobnomieszczanina. Język obu poetów w swej prostocie i eliptyczności nawiązuje do języka prozy, jakby stapia z sobą język poezji i język prozy – zdawałoby się dwa przeciwne sobie żywioły. Ważne są u nich pojedyncze słowa, często stanowiące całość wersu. Obaj są realistami, wiedzą na czym stoją i na co mogę liczyć, dlatego w swojej poezji nie „filozofują”. W życiu osobistym stronią od skandali, narkotyków, alkoholizmu, są skromni. Nie odwołują się do Boga w trudnych okresach życia. Czasem są aż zbyt nudni, nie stają się literackimi instytucjami i unikają świateł reflektorów, bo są bardzo zajęci tym, co robią, sprawiając wrażenie, że nic innego ich nie interesuje, tak bardzo są skupieni na sobie. Obaj twórcy byli poetami prowincji, która dodała im siły do startu w wielki świat. Stronili od wielkiego świata, żyli skromnie, chroniąc swoje życie osobiste przed oczami ciekawskich dziennikarzy i czytelników. Byli tylko raz żonaci, mieli po dwóch synów i wiedli życie nieprawdopodobne spokojne, Williams był lekarzem, dla którego pacjenci byli „całym światem” ponad 40 lat, był w dwóch „ciałach”, lekarza i poety. Różewicz był w innej sytuacji był poetą, lubiącym podróże i zwiedził wiele krajów od Chin, Japonii, Indii, po Wielką Brytanię i Kanadę, zwiedzając najchętniej muzea i galerie sztuki. Williams zaś nigdzie przez całe swoje dorosłe życie nie ruszał się z Paterson, nie licząc wcześniej młodości. To, co  najbardziej różniło Różewicza od Williamsa, to charakter kariery literackiej. Po trzydziestu latach pisania, Różewicz był już kandydatem do Nagrody Nobla, a Williams zaledwie znanym lekarzem w swoim miasteczku, który odebrał około dwa tysiące porodów, ale którego poezję, praktycznie mało kto znał.
Szukania inspiracji w muzeach, galeriach, czytanie codziennych gazet, nie mających wiele wspólnego z poezją czy literaturą, a jednak odrywających ważną rolę w ich twórczości oraz w obserwacji otaczającego ich świata. Przez rzeczywistość należy rozumieć, pracę, dom, codzienne życie, troski i problemy, radości i wartości, na których buduję się własne życie. Poprzez ich biografię i tożsamość można pokazać podobieństwa i różnice  tych dwóch wybitnych modernistycznych poetów.


Williams poszukiwał amerykańskich korzeni dla swojej poezji i przeciwstawiał się poetom, – ekspatriotom, którzy wyjechali do Europy w poszukiwaniu natchnienia i inspiracji. Pomimo dobrej znajomości nie darzył sympatią Ezry Pounda i Thomasa S. Eliota. Przeciwstawiał się ich europejskim wpływom na poezję amerykańską, odwołaniom do języków obcych i źródeł klasycznych. Dążył do stworzenia poezji prawdziwie amerykańskiej, uniezależnionej od wzorców liryki europejskiej. Wydanie poematu The Waste Land (Ziemia jałowa) w roku 1922 roku przez T.S. Eliota określił „wielką katastrofą dla naszej literatury”. Miał świadomość, że poeci, którzy odrzucili Amerykę, wyjeżdżając do Europy, odrzucą także jego twórczość. Cierpiał z tego powodu, ale z wielką desperacją wolał sięgać do tematów, które nazywał lokalnymi. Jednak nie uwolnił się od wpływu europejskiego, mino, że się bardzo starał,  zbyt był uzależniony od sztuki europejskiej, choćby malarstwa czy symbolistycznej poezji francuskiej. Lubił sztukę i kulturę w szerokim tego słowa zrozumieniu, nie stronił od nowinek literackich czy artystycznych pierwszych dekad XX wieku. Nie były mu obce europejskie kierunki w sztuce,  dadaizm i kubizm. Zaprzyjaźnił się z Europejczykami,  Marcelem Duchampem, Man Ray’em i Francisem Picabią, interesował się fotografią. Prowadził bardzo ożywione życie towarzyskie i korespondencję z wieloma współczesnymi mu twórcami i artystami, na przykład z Jamesem Joyce’em.
Williams  przez całe swoje życie mieszkał w jednym miejscu, miejsce te stało się odniesieniem do jego twórczości w której chciał wyrazić całą swoją amerykańskość, ale tworzył  „swoją amerykańskość” oglądając dzieła/prace europejskich artystów, którzy znaleźli się w Nowym Yorku. Jest to paradoks  w twórczości Williamsa, a zarazem niesamowita kreatywność i chęć połączenia obu tak odległych światów w jeden. Patriotyzm lokalny w dużej mierze zainspirowany bezrobociem, załamaniem się giełdy nowojorskiej, fatalnymi warunkami życia najuboższych, nie tylko w aglomeracjach  miejskich, ale przede wszystkim mieszkańców prerii.  W twórczości tzw. proletariackiej w czasach wielkiej depresji ekonomicznej wyrażał się z uszanowaniem i szacunkiem do tradycji i zwyczajów miejscowej amerykańskiej kultury, składającej się z wielu innych kultur ludzi, którzy na przestrzeni dziejów znaleźli się w Ameryce.
 Celem jego było ukazanie, odtworzenie historii Ameryki od Indian, a nie od przybycia tutaj Kolumba i Europejczyków. Jako artysta był się mocno związany z korzeniami i historią swojego kraju. Myślał o Ameryce i Amerykanach jak o narodzie ze wspólną świadomością historyczną. W swojej twórczości sięgał do odległych legend, na przykład o Eryku Rudym, Kolumbie czy Montezumie, ale też do postaci czasowo mu bliższych, na przykład do Abrahama Lincolna czy Edgara A. Poe. W swoich wierszach opisywał codzienność i życie zwykłych ludzi, także emigrantów (w tym również z Polski) oraz – jako lekarz mający, na co dzień do czynienia z bólem i ubóstwem – sytuację swoich pacjentów. Był przy ich narodzinach i śmierci, też jego poezja jest bardzo ludzka i wrażliwa na dole i niedole człowieka.


W posłowie Julii Hartwig (8) możemy przeczytać: „Jako jeden z pierwszych uświęcił estetykę brzydoty, która miała odegrać tak ważna rolę w sztuce współczesnej. (…) Williams z upodobaniem opisuje zapuszczone dzielnice swojego miasteczka, zaniedbane domostwa, zaśmiecone podwórka, dziwacznie odzianych włóczęgów, kobietę ziewającą w oknie, nocną wizytę u chorej, trampa wygrzewającego się w słońcu. I znajduje w tych obrazach swoiste piękno”. Estetyka fragmentu i epatowanie nieestetycznymi przejawami życia to cecha twórczości wielu poetów francuskich, rosyjskich czy polskich. Zjawisko to wyrasta z późnego romantyzmu i obejmuje wszystkie fale poezji modernistycznej. Epatowanie antyestetyką nie jest jednak charakterystyczną cechą poezji Williamsa. Chodzi raczej o sposób opisu, o kontrast zobaczony we fragmentaryczności i zestawienie tego, co liryczne z tym, co przykuwa uwagę. Liryka kontrastu często przyciąga uwagę, zwłaszcza jeżeli nie jest przedstawiona w nadmiarze. Stąd też wybór Julii Hartwig może sprawiać mylące wrażenie. Przedstawia Williamsa jako melancholijnego piewcę smutku i brzydoty. A William Carlos Williams to przede wszystkim mistrz wykadrowanego narracją literacką poetyckiego obrazu świata. Siła obrazowania stanowi o wyjątkowości wielu jego wierszy i poematów.

Paterson, mała ojczyzna 


Williams z otaczającej go rzeczywistości mało poetyckiej, ale inspirującej, z codziennych kontaktów z pacjentami, obserwując bardzo uważnie mieszkańców  miejscowości budował swoją poezję. Dla niego topografia  była ważna z swojego miejsca urodzenia uczynił amerykański kosmos poetycki. Jednak wybrał na akcję swojego poematu nie Ruthford, gdzie żył i prowadził prywatną praktykę lekarską  ani Passaic gdzie pracował w szpitalu, ale miasto Paterson, największe w okolicy znajdujące się jakieś 16 kilometrów od jego Rutherford. Poeta upodobał sobie to miejsce, wcale chyba nie przepuszczając, że siedemdziesiąt lat później prezydent Obama  podpisze ustawę w kwietniu 2009 roku nadając jego sercu poematu,  Great Falls na rzece Passaic w Paterson, N.J. status Narodowego  Park Historycznego.  Poeta na kilka miesięcy przed śmiercią w wywiadzie dla  Paris Review  powiedział, że myślał nad  Manhattanem, w końcu doszedł do wniosku, że  Paterson jest miastem bardziej amerykańskim niż Manhattan. (9)

Amerykanin Williams przez wiele lat, jako poeta stał w cieniu  Anglika/Europejczyka Eliota, którego nie darzył sympatią. Dla czytelników i krytyków nie był ciekawą postacią, ponieważ prowadził życie przeciętnego Amerykanina, żył sprawami przyziemnymi, a do tego w swojej twórczości gloryfikował codzienność. W jego poezji odzywa się współczucie i sympatia dla tych, których Ameryka przyjęła, a którzy wciąż borykają się z problemami związanymi ze znalezieniem pracy i swojego miejsca w życiu. Twórczość Williamsa dotyka również natury. W jego poezji spotkać można drzewa, chmury, ptaki, kwiaty, pory roku. Przykładem niech będą wiersze Irysy, Rolnik, Młody jawor, Wiosenne ubolewanie wdowy.
Silny wpływ na młodzieńcze pisarstwo Williamsa wywarł wielki romantyczny poeta angielski – John Keats. Jednak na patrona swojej poezji wybrał Walta Whitmana, który jak on był synem emigrantów z Europy i należał do pokolenia urodzonych w Stanach Zjednoczonych, które pokochało ten kraj i wiernie chciało mu służyć. To poeta Whitman dopomógł  poecie Williamsowi lepiej zrozumieć Amerykę, która wciąż poszukuje swoich korzeni. To pod wpływem Pounda Williams porzucił poezję romantyczną, łagodną i spokojną, a skierował się ku surowej, – ale pełnej energii życia – poezji Whitmana. Jednak zanim to nastąpiło, miał poeta romans z nowo powstałym kierunkiem imaginistów, do którego należeli między innymi poetka Hilda Dolittle (H.D) oraz malarz Charles Demuth. Hasło Pounda „make it new” (wymyśl/zrób coś nowego) głęboko przez długie lata utkwiło w jego pamięci.
Świat po pierwszej wojnie pędził na złamanie karku, rozwój cywilizacyjny wszystkich oszałamia i zniewala. Powstają nowe rzecz, przedmioty codziennego użytku,  rodzi się nowy człowiek. Nowinki techniczne takie jak radio, kinematograf, przemysł fonograficzny włączają się do obiegu kultury masowej.  Powstaje armia jej odbiorców, co pociąga za sobą potrzebę przedefiniowania sztuki i jej funkcji.  Artyści  nie pozostają w tyle za wynalazcami, James Joyce wydaje Ulissesa, rewolucjonizując prozę angielską. Williams  próbuje się z nim zmierzyć, jego opowiedzą będzie 85 wersowy pierwowzór  poematu  Paterson, jest rok 1926. Williamsowi już nie wystarczają krótkie formy poetyckie zatrzymujące chwile, postanawia napisać większy tekst o swojej miejscowości i podobnie jak Joyce z Dublina, tak on z Paterson czyni bohatera lirycznego swojego utworu.  Wcześniej (1922) T. E. Eliot opublikował długi poemat Ziemia Jałowa, który Williams w swojej autobiogafii na stronie 174 porównał do bomby atomowej,;  It wiped out our world as if an atom bomb had been dropped upon it and our brave sallies into the unknown were turned to dust.”   (zdmuchnęła nasz  świat jak  bomba atomowa  a nasze odważne misje w nieznane zostały obrócone w proch). Poeta użył wojskowej  terminologii, aby oddać swój stan emocjonalny.  Dodał, „”To me especially it struck like a sardonic bullet. I felt at once that it had set me back twenty years, and I’m sure it did.” (to mnie szczególnie uderzyło jak sardoniczny pocisk. Czułem jednocześnie, że cofnęło  mnie  o dwadzieścia lat, jestem  tego pewien, że tak się stało).  Dalej piszę ze uważa Eliot za znakomitego  rzemieślnika, lepiej wykwalifikowani niż on mógł sobie to wyobrazić. Słowa rozczarowania, gorycz ale i uznanie dla Eliota tak powitał Williams poemat, który został uznany za najważniejsze świadectwo poetyckiego modernizmu europejskiego, ale nie amerykańskiego. Słowa te znalazły się w rozdziale 30 jego autobiografii wydanej w 1951 roku.  Można wysnuć teorię, że bez inspiracji  Ziemi jałowej nie byłoby poematu Paterson.  Drugi wielkim który miał swój wkład w pomysł napisania  poematu był Ezra Pound który ogłosił drukiem pierwsze trzydzieści części  wielkiego poematu  the Cantos.   Jest to następna wielka inspiracja dla poety z  Rutherfof  który chce dorównać ekspatriotom,  chce aby jego dzieło stanęło na równi  z nich pracami, pozostawiając jednak endemicznie amerykańskim, wolnym od wcześniejszych jakichkolwiek wpływów europejskich. Tak równe europejskim dziełom, ale na wskroś amerykańskie. Taki był cel Williamsa.
Ale źródeł inspiracji poza już wymienionymi poetami  jest więcej  na przykład Hart Crane pisze długi poemat The Bridge, który zostaje przyjęty entuzjastycznie przez krytykę. Amerykańska modernistyczna poezja jest w najwyższej fazie swojego rozkwitu, Europejczycy Eliot i Pound mogą pozostać z drugiej strony oceanu. Rozpoczyna się długa prawie 40 letnia walka Williamsa z poematem o małej ojczyźnie, którą można górnolotnie nazwać Ameryka, walka którą przerwie śmierć poety. Williams tak mówi o tym poemacie we wstępie do książki: „to bardzo długi poemat składający się z pięciu części, w nim człowiek jest miastem, poszukuje swojego początku, szuka swoich osiągnięć, przeżywa swoje życie w taki sam sposób jak miasto, ucieleśnia je.  W oryginale jest to tak pomyślane, aby każde inne miasto amerykańskie mogło reprezentować swoje najbardziej intymne i specyficzne cechy”. Dla poety każde miejsce Ameryki jest samodzielnym mikrokosmosem, a jednocześnie częścią organicznej całości – wielkiej Ameryki. Paterson wpisuje sięw tendencje poszukiwania nowo amerykańskiejmitologii, której najbardziej nośnym mitem okazał się mit urbanizacji. To nowi Amerykanie – emigranci zbudowali infrastrukturę i wielkie oraz małe miasta nowej Ojczyzny.Williams w swoich uwagach wstępnych opisuje każdą część utworu. Robi to dlatego, aby być dobrze zrozumiałym przez swojego czytelnika. Chce, aby on wiedział, że człowiek może „zrosnąć” się z miastem i odwrotnie miasto z człowiekiem. Williams dzieląc swój czas na pracę lekarza i obowiązki rodzinne bardzo powoli będzie kontynuował swój zamiar jak już zostało powiedziane, będzie to robił przez  czterdzieści lat.
W swej autobiografii Williams pisał: „Człowiek w rzeczy samej jest miastem”,  a można nawet powiedzieć całą Ameryką jest miastem, gdyż Williams widział Paterson, swą małą ojczyznę  jako mała tkankę wielkiego organizmu,  jednocześnie część wielkiej Ameryki – całego ciała. Do napisania słynnego poematu Paterson przygotowywał się wiele lat, gromadząc materiały archiwalne. Chciał na przykładzie dziejów swego miasteczka  zaprezentować historię Ameryki. Spacerował jego ulicami, odwiedzał ludzi i parki, gdzie przysłuchiwał się rozmowom mieszkańców. Część tych obserwacji trafiała później do jego utworów.  To poezja detali, rzeczy niezbędnych w codziennym życiu, pisał ją dla przyjemności, dla lekcji historii o Ameryce .

Williams pisząc tak długo swój epicki poemat Paterson, zasadę kompozycyjnąprzyjął od Eliota (Ziemia jałowa), i podobnie jak on nie umieścił żadnych objaśnień co do szczegółów, czy informacji, które użył w poemacie. Utwór jest swoistym tekstem wielorodzajowym i wielostykowym, w którym wiersz przeplata się z prozą,  stosuje zasadę „kolażowania” łącząc  informacje turystyczne z publicystycznymi, kroniki z dokumentami archiwalnymi miasta. Poeta nawet wykorzystał swoją prywatną korespondencję z innymi poetami,  m.in. listy Allena Ginsberga, informacje anegdotyczne o mieszkańcach Paterson, budując w ten sposób historię szczególną miasta, która staje się lirycznym tekstem. Chciał, stworzyć  nowy amerykański poemat, wolny od jakichkolwiek obciążeń europejskich tradycji literackich. Całość składa się z pięciu części, obejmuje historię spisaną językiem śpieszącej się Ameryki, stanu New Jersey, ścigającej się z samą sobą, idiomem ludzi, wśród których żył. Świat po drugiej wojnie pędził naprzód, a on poeta amerykański chciał pokazać Europie historię Ameryki poprzez losy swojej małej ojczyzny, jednocześnie pragnął udowodnić, że poezja amerykańska pisana w Ameryce, o Ameryce jest równie wartościowa i cenna jak twórczość gigantów poetyckich ex patriotów Ezry Pounda i T. S. Eliota. Aby lepiej zrozumieć to nad czym pracował, zaczął traktować siebie nie tylko jako poetę, ale jako reportera gazety, dokumentalistę, który w letnią niedzielę wybiera się do parku, aby popatrzeć na ludzi, posłuchać to, o czym mówią, poobserwować ich, aby później wykorzystać te doświadczenia w tekście poematu. Pisał i zmieniał, nanosił poprawki, szukał formy, szukał tonu wiersza, wielokrotnie przekładał datę druku. Pierwsza zapowiedz, czegoś większego była już w roku 1939, gdy Williams wysłał  do redaktora  James Laughlin  z  New Directions Publishing  manuskrypt 87 stronicowy zatytułowany Detail and Parody for the Poem Paterson.  Jednak nie został on opublikowany. Minęło kilka lat zanim  Laughlin opublikuje część pierwsza części w czerwcu w 1946 roku, a była obiecana przez poetę wydawcy wiosną 1943 roku. W pierwszej części znalazł się  ten długi  pierwowzór z roku 1924, oraz kilka wierszy pisanych jeszcze w latach trzydziestych. Świadczy to o tym jak bardzo poeta zmagał się z poematem, ile poświęcił mu lat życia. Chciał, aby narracja w wierszu była miejska, poemat swój rozpoczyna od topografii miejsca:

Paterson leży w dolinie a nad im wodospad Passasic
Góruje, wody jego formują linię brzegową miasta. Położonego po
Prawej stronie, głową skierowanego w sam środek spadającej wody
Wypełniającej jego sny ! Wiecznie śpiące miasto, gdzie sny jego spacerują incognito Motyl siada na jego kamiennych uszach

on ani się rusza ani się podnosi i rzadko jest
Nieśmiertelne, on ani się porusza ani się nie unosi, rzadko
Można go zobaczyć, chociaż oddycha …

Pierwsza część poematu przedstawia miasteczko Paterson nad rzeką Passasic i wodospad  Paterson Falls którego spadające wody napędzały turbiny miejscowej elektrowni a ta dawała „życie energetyczne całemu miastu skupionemu wokół wodospady w szczególności zakładom przemysłowym”. Wodospad był w centralnym miejscu miasta a także i poematu, był jego źródłem energii. Williams miastu nadaje cechy ludzkie, personifikuje je: angielskie słowa lepiej oddają specyfikę wiersza niż jego polski przekład, słowa lies – leży, back-plecy. He lies on the right side – on leży na swoje prawej stronie, head- głowa, his dreams walk – jego marzenia/ sny spacerują po mieście, Butterfiels sides on his stone ear- motyle siadają na jego kamiennym uchu, he-neither moves nor rouses,(on) miasto ani się porusza ani wstaje, through he breathes – chociaż oddycha. Dlaczego Williams tak robi, łatwo jest się domyśleć, miasto, miejsce, z którym poeta czuje łączność duchowa, staje się kimś bliskim jak człowiek..

Poemat miał być swoistą  Arts Poetica Williamsa, a także współczesnej Ameryki. W tym poetyckim programie język codzienności  stawał się językiem poetyckim i zgodnie z ideą modernizmu łączył życie potoczne ze sztuką i tak realne miasteczko Paterson stało się ważnym tematem literackim. Krytyka nie zrozumiała intencji poety, zarzuciła mu, że poemat jest zbyt skomplikowany kompozycyjnie. James Breslin biograf Williamsa napisał, że mozaikowa konstrukcja poematu utrudnia jego odczytanie i czytanie. Luźne powiązanie fragmentów nie ułatwia rozumienia tekstu całości. Krytyk Randall Jarrell chwali część pierwszą poematu powstałą w 1926 roku, pisząc, że: „widzi mi się, że część pierwsza poematu, to coś najlepszego co dotychczas Williams napisał; muzyczność strof doprowadzona do  najwyższych granic, dodając, że: „wspaniałe połączenie bardzo subtelnej liryki i uczucia z najważniejszymi aktualnymi sprawami kraju, powinna na zawsze stać się częścią Ameryki, ponieważ nigdy wcześniej nie było wiersza tak amerykańskiego jak ten”. Ale następnie części pierwsza w1946, część druga w 1948,   część trzecia w1949, część czwarta w 1951 i część piąta w 1958 roku. Całość ukazała się dopiero po śmierci poety w 1963 roku.
Krytyk Randall napisał także: “When you have read Paterson you know for the rest of your life what it is like to be a waterfall.” (“Gdy przeczytałeś poemat Paterson, to  przez resztę swojego życia, będziesz wiedział co to znaczy być wodospadem”). (10) Jednak krytyk chwali i gani poetę. Rozczarował się, dalsze części poematu już tak go nie zachwyciły, pisał: „ z każdą częścią jest coraz to gorzej. Każda następna jest bardziej zdezorganizowana, bardziej ekscentryczna i idosyntryczna,  ale to nie jest najważniejsze, najważniejsze jest to, że każda następna część jest mniej i mniej liryczna  the queert wit, ta niesamowita i wspaniała perfekcja z części pierwszej znikła lub przynajmniej reappear only fitfullly. Możemy odnieść wrażenie, po ocenie Randalla Jarrella, że sam problem napisania tego poematu przerósł Williamsa, a jego próba stworzenia czegoś w stylu Eliota, czy Pounda, nie powiodła się.

Williamsowi marzyło się, napisanie poematu, który dorównywałby konceptowi poematuWalta Whitmana Źdźbła trawy, utworu pisanego przez całe życie. Ale i to mu się nie powiodło, bo poemat Whitmana był spójny i przejrzysty, natomiast jego nie, wymagał od czytelnika ogromnego skupienia. Założenia konstrukcyjne poematu – fragmentaryczność, mozaikowość, zawiłość kompozycyjna, liryczność i prozaiczność, melodyjność i muzyczność,  język mówiony współczesnej Ameryki, bez naleciałości europejskich, mitów greckich czy rzymskich. Dla kultury śródziemnomorskiej nie było miejsca w jego poemacie o Ameryce.  Krytyk podszedł do poematu, jak do  maszyny, która, aby działała musi mieć doskonały mechanizm, a poecie o to aż tak bardzo nie chodziło, on chciał też pokazać maszynę-poemat na zewnątrz nie tylko wewnątrz jak ona działa i jaka jest piękna;  

 A wonder! A wonder!
  From the  ten houses Hamilton saw when he looked (at the falls!) and kept his counsel, by the middle of the century —the mills had drawn an heterogeneous population. There were in 1870, native born 20,711, which would of course include children of foreign parents; foreign 12,868 of whom 237 were French, 1,492 German, 3,343 English— (Mr. Lambert who later built the Castle among them), 5,124 Irish, 879 Scotch, 1.360 Hollanders and 170 Swiss— 
Powyższy fragment wzięty z jakiegoś przewodnika czy encyklopedii stał się częścią poematu. Jest to „wyliczanka” osobowa, coś na kształt spisu ludności. Polaków ani Słowian nie ma  uwzględnionych w tym spisie ludności Paterson. Czy faktycznie ich nie było, tego nie wiemy, natomiast wiemy, że tożsamość Ameryki to przede wszystkim Zachodnia Europa. Słowian nikt nie liczył, ani nimi się nie przejmował, uważano ich ludźmi drugiej kategorii. Dla przyszłych Amerykanów z Niemiec czy z Anglii, nie było żadnej różnicy, czy to był Polak, Ukrainiec, Serb, Litwin  lub Bułgar. W ich oczach wszyscy byli siłą do najcięższej pracy, której nikt inny już nie chciał.  Polscy chłopi masowo zaczną emigrować do Ameryki dopiero pod konie XIX wieku i na początku XX. Wykorzystanie informacji encyklopedycznych i publicystycznych  pokazuje, jak podchodził do całego zagadnienia i konstrukcji poematu Williams. Krytyk  nie do końca zrozumiał intencje poety, dlatego poemat nie znalazł w jego oczach pełnego  uznania. Twórczość Williamsa od samego debiutu spotykała się z ostrą krytyką  ze strony  odbiorców tradycyjnie rozumiejących formę poetycką i funkcję literatury. Mógł  on  liczyć na wsparcie Ezry Pounda we wczesnym okresie, jednak po opublikowaniu Ziemi jałowej T. S. Eliota, Ezra stracił zainteresowanie utworami Williamsa. Ale i sam poeta z Paterson w latach 20 zaczął formułować swoją krytykę względem T. S. Eliota i E. Pounda oskarżając ich o zdradę Ameryki i fascynacją Europą, zajmowanie się przeszłością starego kontynentu a nie docenianie wartości Nowego Świata. Na zarzuty Williamsa ani Pound, ani Eliot nigdy oficjalnie nie odpowiedzieli. Zlekceważyli wysiłek twórczy prowincjonalnego eksperymentatora w Europie angażując się i popierając polityczny nurt faszyzmu. Pound oficjalnie a Eliot prywatnie sympatyzował z rodzinnym się w Europie nacjonalizmem niemieckim i włoskim.
Ale  to nie krytyka amerykańska była głównym wrogiem Williamsa tylko czas. Przeciw niemu był czas nieubłaganie płynący, tamte wielkie poematy/ dzieła powstawały zaraz po pierwszej wojnie światowej. Ćwierć wieku wcześniej robiły wrażenie nowości na czytelniku, po XIX wiecznej poezji i po pierwszej wojnie światowej, wszystko miało być nowe, inne, szokować i zachwycać. Po drugiej wojnie światowej  świat był inny, zimna wojna, klimat i atmosfera nie napawały do optymizmu,  zmieniły się też gusta i oczekiwania odbiorcy. Williams po prostu spóźnił się i następne pokolenie czytelników nie przyjęło go entuzjastycznie. Ale czy na pewno?  W wierszu A Sort of a Song wydanym w tomiku The Wedge  w 1944 roku  ukuł swoje powiedzenie ”no ideas but in things” (nie pomysły, ale rzeczy się liczą). Jego pomysł nie był nowy, ale „rzeczą” obok której nie można było przejść obojętnie.

Głos poety, głos ludu

            To nie tylko miejsce urodzenia, ale także sposób widzenia i odczuwania świata jest ważne, rozumienie go i interpretowanie, a także własna estetyka dzieła, tego co tworzymy tego co powstaje staje się nami.  Poeta Rober Creeley w jednym ze swoich esejów tak wspomina poetę z New Jersey :  Myślę  o mocnej odpowiedzi Williamsa  danej jednemu z  profesorów  języka angielskiego z Anglii,  którego spotkał w Seattle w stanie Waszyngton, gdy ten  po wykładzie zadał mu pytanie    „skąd się wziął  pański język” – na które Williams odpowiedział:  ” out of the mouths of Polish mothers” ( z ust polskich matek) “co nie oznaczało tylko polskich ust, ale  z ust tych wszystkich  imigrantek  znających słabo angielski”.  (10) Wypowiedź może nie najuprzejmiejsza, ale oddająca prawdę, podająca źródło skąd poeta czerpie inspiracje. Nie z dorobku europejskiej kultury, ale z „amerykańskiej ulicy, z głosów biednych imigrantów”, który po odpowiednim „oszlifowaniu” staje się głosem Ameryki. Chyba nie takiej odpowiedzi spodziewał się ten brytyjski profesor.  Więcej pisał o tym zdarzeniu sam poeta w swojej Autobiografii wydanej w 1951 roku na stronie 311. Rozwijając temat, że język jego jest szorstki i ostry, tak jak życie emigrantów w Ameryce.


Zainteresowanie malarstwem

Poprzez znajomość, jeszcze z czasów studiów na Uniwersytecie Pennsylwania, z E. Poundem i M.Moore,  Williams poznał nowojorską bohemę, zachwycił się imażynistami. Dzięki nim zwrócił swoją uwagę ku malarstwo modernistycznym i rodzącej się fotografii artystycznej. Te zainteresowania zostały w nim do końca życia. Dzięki imażynistom zapoznał się z nowymi wyrazami sztuki nowoczesnej, zaakceptował nowe techniki i procesy tworzenia, dostrzegł nowy sposób patrzenia na dzieło. Zaprzyjaźnił się z wieloma artystami, chodził na ich wystawy malarskie i fotograficzne. Ulubionym malarzem Williamsa wśród kubistów był Juan Gris. Niektóre z jego prac zawierają to, co Williams nazwał  „recognizable object” (rozpoznawalny przedmiot) stały się inspiracją do wierszy w tomie  Spring i All. Ale nie tylko w tym tomie ten malarz artysta inspirował poetę. Wiele śladów inspiracji malarstwem  Charlesa Demutha, Charlesa Sheeler  czy fotografią  Alfreda Stieglitza znajdziemy w całej twórczości poety.  Williams próbował przełożyć malarstwo modernistyczne, impresjonizm, czy kubizm  na język poezji, eksperymentował z językiem próbując nadać mu nowego znaczenia. Dlatego jego poezja spotkała się z niezrozumieniem przez krytyków literackich, a on sam tak długo musiał czekał na uznanie, bo czy  sztuka linearna, jaką jest poezja,  może przypominać sztukę przestrzenną, taką jak malarstwo czy fotografia? Williams uważał, że tak. Tego zdania nie podzielał jego główny adwersarz T.S. Eliot, (uważał Williamsa za poetę regionalnego, którego znaczenie i dorobek pomniejszał lub bagatelizował)  którego teoria o „objective correlative” (przedmiotów lub wydarzeń powiązanie/współzależność, które mają związek z emocjami) w żadem sposób nie odpowiadała Williamsowi. On był przekonany, że poezja musi wyrastać z jakieś podłoża/ miejsca a nie emocji, jego podłożem było środowisko w którym się urodził i pracował, szerzej mówiąc Ameryka. Dla niego wiersz był obrazem, a słowem przedmiotem w tym obrazie, i poeta tak samo jak malarz, musi dobrze się zastanowić gdy umieścić dany przedmiot na obrazie, tak samo poeta musi się dobrze zastanowić w którym miejscu jakie słowo umieścić w wierszu. Emocje nie są aż tak ważne, one według Williamsa posiadają zbyt dużo metaforyki i w dużej mierze zależą od domniemanych sytuacji, które są iluzyjne i nieukształtowane. Dla Williamsa liczył się konkret a nie idea czy pomysł na tworzenie. Jego konkretem było jego własne życie lokalnego lekarza i wielka Ameryka.

W tym miejscy raz jeszcze można mówić o wielkim podobieństwie w umiłowaniu sztuki plastycznej dwóch poetów z dwóch stron oceanu  starszym o pokolenie Williamsie i Różewiczu. Obaj poeci lubią malarstwo, może je nie kolekcjonują a raczej otrzymują obrazy od swoich przyjaciół malarzy, przyjaźnią się z malarzami i obrazy/sztuka odgrywają duża rolę w ich życiu artystycznych. Williams zaprzyjaźnił się z malarzem Charlesem Demuth,  i Henry Niese, poznał Marcela Duchamp, Maxa Ernsta, najwybitniejszych artystów, kubizmu dadaizmu i surrealizmu. Trzeba uświadomić sobie, że prowincjonalne Paterson jest położone nieopodal stolicy świata, Nowego Jorku do którego Williams często przyjeżdżał na wernisaże malarskie, rzeźbiarskie, fotograficzne, koncerty, widowiska teatralne, premiery filmowe. Różewicz w czasie studiów historii sztuki na Uniwersytecie Jagiellońskim związał się z Grupą Krakowską i zaprzyjaźnił z Jerzym Tchórzewskim, Jerzym Nowosielskim, Tadeuszem Brzozowskim, Marią Jaremianką, Tadeuszem Kantorem, z cała plejadą artystycznej awangardy malarskiej. Podczas Wystawy Sztuki Nowoczesnej w Krakowie na przełomie 48/49 roku recytowano wiersze Różewicza. Jerzy Tchórzewski ilustrował kilka jego tomików poetyckich, zaś sam Różewicz analizował malarstwo Marii Jaremianki, Jerzego Nowosielskiego, Jerzego Tchórzewskiego. (T. Drewnowski Walka o oddech, s.69) W.C. Williams natomiast nawet układał wiersze do zdjęcia Alfrieda Stiegliza  Young Sycampore (Młody jawor). Wiedza Williamsa o rodzącej się nowej sztuce XX wieku oparta była na oglądaniu wystaw i uczestniczeniu w dyskusjach z artystami. Fascynował się kubizmem i surrealizmem, nie obce była mu Dada. Przypomnijmy, że poznał Marcela Duchamp’ a, Francice’a Picabię, Alberta Gleizese’a, Charlesa Sheelera. Williams tomik Spring and All w całości był zadedykowany malarzowi Charlesowi Demuth, który nawet namalował obraz nawiązujący do sławnego wiersza The Great Figure. A w 1936 roku , gdy malarz umarł, poeta poświęcił mu wiersz  The Crimson Cyclamen.(Krwawiący Fijołek alpijski).

Ciekawa jest też historia powstania  wiersza
Jersey Lyric

Widok drzew zimą
Zasłania
Jedno drzewo
na pierwszym planie
gdzie
w świeżo spadłym
śniegu
leży 6 kawałków drewna
na ogień

Pictures from Brueghel, 1962.

Wiersz nawiązuje do sławnego obrazu przyjaciela poety Henry Niese, który pod tym samym tytułem namalował obraz,  prawie dokładnie przedstawiający to co opisał Williams. Piszę prawie, bo jeszcze przed drzewem są umieszczone (w obrazie) butelki po winie i szklanki.  Wiersz ten także nawiązuje do wierszy pisany przez poetę czterdzieści lat wcześniej  m.in do Just to Say, czy Figure 5.

Nie tylko Williams miał problem z Eliotem i Poundem z nimi miał też swoje problemy Różewicz, którego krytyka literacka  PRL oskarżało o naśladownictwo a nawet o próby przemycania myśli i słów zachodnich twórców do polskiego czytelnika. Dla poety z Wrocławia Pound był nie tylko wielkim rewolucjonistą poezji, ale także kimś, kto popierał faszyzm,  z którym on walczył. Różewicz rozumiał, że wojna w swej istocie jest tragedią życiową i moralną dla każdego człowieka, nikogo nie pozostawia niewinnym. Pound to przede wszystkim przeciwnik ideologiczny i polityczny pana Tadeusza, to przez niego i takich jak on  Różewicz nie potrafi posiać już wierszy o księżycu. Staje się poważny, nawet poważniejszy od samej pani śmierci. Tak jak śmierć „obiera ciało” z mięsa, tak Różewicz „obrał” poezję z piękna zostawiają „same kości słów”.  Do dzisiaj tak naprawdę nie wiemy, czy  hołubimy i nagradzamy poeta Pound za agitację, za namawianie do zabijania, zadawał sobie w pełni sprawę z tego co robił poprzez swoje tygodniowe  radiowe pogadanki. Różewicz też się na tym zastanawia, dotyka tematu, ale w dziennikarski a nie poetyki sposób podchodzi do tematu Ezra Pound.  Fragment poematu Jestem nikt z tomu ”Na powierzchni poematu i w środku” (1983).


Przesłuchanie
przed sądem stanowym
dystryktu Columbia
13 lutego 1946


Pan Pound siedzi tutaj
Zechce Pan wstać i pokazać się
Sądowi
Dziękuję


– Czy ktoś zna pana Pounda?
-Ja znam
– Czy poezja, którą Pan czytał była dobra?
-Myślę, że to co czytałem było w porządku
– Czy fakt że miał manię wielkości
i dobre zdanie o sobie
jest czymś szczególnie nienormalnym?
– Nie w wypadku poety
– A on jest jednym z najwybitniejszych poetów?
-Tak
– A czy on rozumie, że dopuścił się zdrady?
– Oskarżony uważa, że posiada klucz
do światowego pokoju
poprzez zrozumienie i tłumaczenie Konfucjusza
– Czy cierpi na psychozy?
– Tak. Myślę że cierpi…

Cierpi na psychozy, czy to może być usprawiedliwieniem, że poeta przez 120 tygodni występuje w  Radiu Rzym i za swoje pogadanki otrzymuje wynagrodzenie 18 amerykańskich dolarów. Różewicz ma z tym problem, bo wiersz pokazuje, że tak naprawdę ani Pound, ani jego uczeń Eliot, nigdy nie zostali rozliczeni ze  swoich ”ciągotek do faszyzmu”.  Eliot nawet został uhonorowany literacką Nagrodą Nobla w trzy lata po zakończeniu wojny w 1948 roku. Rok 1948 był rokiem szczególnym dla amerykańskich bohaterów tego eseju: W.C. Williams miał  atak serca w 1948 i dwa udary w 1949 r. i 1951 r. a 1952 znowu atak serca. W 1948 roku  ukazuje się tom  wierszy Pounda Pisan Cantos  pisanych w stalowej  kładce pod Pizą we Włoszech,  opublikowany przez New Directions.  W  roku następnym tomik zdobył nagrodę  Bollingen Prize, przyznawaną przez Bibliotekę Kongresu US. Ten zaszczyt dla  poety wzbudził wielką i gwałtowną kontrowersję, ponieważ był on  przez wielu ludzi uważany za zdrajcę. Ten sympatyk i promotor faszyzmu Mussoliniego i Hitlera, który głosił przez radio, że Żydzi rządzą światem, że cała gospodarką światowa jest w ich rękach. To Żydzi są właścicielami banków i całego złota świata, pisał swoje pieśni pizańskie na papierze toaletowym.  Na okładce tomiku było zdjęcie klatki zbudowanej z żelaznych prętów w której Pound został zamknięty w 1945r. Według wielu kongresmenów i senatorów nie  był chorym psychicznie człowiekiem, skoro mógł pisać, komponować wiersze, logicznie myśleć,  a jego obecność w szpitalu federalnym dla psychicznie chorych w Waszyngtonie, to czysta kpina z  systemu wartości i sprawiedliwości w Stanach Zjednoczonych. W Polsce mało komu by się tak udało jak Poundowi ujść „na wariata” uniknąć kary za współpracę z Niemcami. Miliony Polaków jednak przeżyło i Różewicz przeżył, co nie odbiera mu ani nikomu innemu prawa  do mówienia o winie i nieszczęściu, jakim obok śmierci i wyciszenia moralności jest poczucie winy, którą nie daje jeść, nie daje spać, nie daje żyć. Nikt nikomu nie może zabronić lamentować, ani odprawić pokuty w celu odnowienia spokoju duchowego i moralnego. Wojna nie nadaje się do pamiętania i wspominania przez tych  co ją przeżyli, doświadczyli na własnej skórze. Każde je wspomnienie jest otwieraniem ran, depresja, osamotnienie, trauma żyjąca w genach dzieci i wnuków do dzisiaj. Różewicz jako żołnierz, człowiek, poeta o  tym wie, przemówił swoim językiem, swoją tożsamością, podzielił się z nami swoją traumą poetycką. Zimna wojna pukała już do amerykańskich drzwi.


Adam Lizakowski
Koniec części 1.


Źródło:
Wszystkie przekłady z języka angielskiego są Adama Lizakowskiego, jeśli nie są podpisane. Korzystałem także z Encyklopedii Britannica.  Wszystkie tutaj cytowane przetłumaczenia  wierszy pochodzą z książki pt. William Carlos Williams, Selected Poems,  Edited with an introduction by Charles Tomlinson. Published by A New Directions Book. New York 1985.
1.A version of this article appears in print on July 7, 2015, on Page C3 of the New York edition with the headline: After Decades, a Bit of Poetic Justice.
2.NIGDY WIĘCEJ nr 22, 2016
3. Tadeusz Różewicz. Wybór wierszy. Biblioteka Narodowa. Wstęp i opracowanie Andrzej Skrendo. Wrocław 2016r.S.CXXI.
4.Wbrew sobie. Rozmowy z Tadeuszem Różewiczem. Opracowanie Jan Stolarczyk. Biuro Literackie. Wrocław 2011r.
5.  Stanisław Krajski, Katolicka Gazeta Internetowa, 2001-12-01
6.Wbrew sobie. O poezji I krytyce z Tadeuszem Różewiczem. Beata Sowińska. Opracowanie Jan Stolarczyk. Biuro Literackie. Wrocław 2011r. 87str.
7. Zbigniew Majchrowski, “Różewicz”, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 2002 r.
8.Julia Hartwig.  Wybór wierszy Williama Carlos Williamsa. Spóźniony śpiewak. Biuro Literackie. Wrocław, 2009r.
9. Paris Review wywiad  przeprowadził  Stanley Koehler.  Wyd. lato 1964r.
10. Brad Leithauser. No other book: Randall Jarrell’s criticism.. The New Criterion. April 1999.
Adam Lizakowski
Dzierżoniów, styczeń 7/2019r.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko