Franciszek Czekierda – RYSZARD WAGNER I WILHELMINA PLANER CZYLI MIŁOŚĆ I NIENAWIŚĆ

0
78

Część 1

Wilhelmina, zwana Minną wychowywała się miasteczku Oederan w biednej rodzinie Gotthelfa Planera, trębacza wojskowej orkiestry Królestwa Saksonii. Od dziecka znali ją koledzy ojca oraz żołnierze gwardii królewskiej. Minna była ładną dziewczynką, a w wieku szesnastu lat stała się wyjątkową pięknością. Podczas zielonoświątkowego festynu naiwna dziewczyna dała się nabrać na niewyszukane komplementy kapitana gwardii, niejakiego von Einsiedela, który ją uwiódł. Minna zaszła w ciążę, kapitan zaś nie interesował się jej dalszym losem. Gdy matka zauważyła u niej rosnący brzuch, wysłała ją na wieś do krewnych, by uniknąć wstydu przed rodziną i sąsiadami. Niemal dokładnie dziewięć miesięcy później, 22 lutego 1826 roku urodziła córkę, która otrzymała imię Natalia (Netty). Wychowywała ją babcia. Gdy Netty miała osiem lat, zamieszkała wspólnie z matką.
Wilhelmina wyróżniała się urodą, co zauważył w liście jeden z adoratorów: „Gdy Natura powołała Cię do życia, o piękna, złamała schematyczną formę i już nigdy nie stworzy tak cudownego obrazu. Ach, znam Cię od dawna, wspaniała istoto, śliczna w swej młodości, Twój anielski wizerunek nieustannie jawi się w moich snach…”. Minna była mądra i utalentowana. Szybko została aktorką. Na początku grała w sztukach role panienek i nieletnich kobiet, ciesząc się popularnością i zainteresowaniem wielu teatrów. Występowała w Magdeburgu, Dessau, Altenburgu i Dreźnie. Kiedy ugruntowała swoją pozycję, nie akceptowała występów gościnnych i żądała głównych ról. Zarabiała 600 talarów w sezonie, czyli ponad dwukrotnie więcej, niż wynosiło średnie wynagrodzenie muzyka w orkiestrze z jej teatru.
Latem 1834 roku Minna grała w Bad Lauchstädt koło Halle w trupie teatralnej Magdeburskiego Towarzystwa Muzycznego Henryka Bethmanna. (Występy artystów w uzdrowiskach od dawna cieszyły się dużą popularnością, czego doświadczył Johann Goethe w kilku niemieckich i czeskich zdrojach).

W tym samym czasie dwudziestojednoletni Ryszard Wagner, który był dyrygentem chóru w Würzburgu, dowiedział się, że w Bad Lauchstädt poszukują dyrygenta orkiestry magdeburskiej. W środku lata przybył do uzdrowiska na rozmowę, by poznać szczegóły pracy. Propozycja nie była jednak atrakcyjna. Właściciel prosił go, aby udzielił ostatecznej odpowiedzi nazajutrz. Zawiedziony Wagner nie zamierzał przyjmować oferty. Po pożegnaniu się poszedł szukać noclegu, by nazajutrz powrócić do Würzburga. Idąc uzdrowiskową alejką, natknął się na aktorów, których łatwo rozpoznał po wyrazistym makijażu i oryginalnych strojach. „Przecież oni na pewno mieszkają w jakiejś gospodzie lub pensjonacie. Zapytam, co mi szkodzi…” – pomyślał.
– Przepraszam bardzo, poszukuję noclegu – zwrócił się śmiało do wesołej grupki, po czym wzrok utkwił na najładniejszej brunetce. – Państwo z pewnością jesteście tu czasowo i gdzieś wynajmujecie pokoje?
– Właśnie wracamy do pensjonatu – odezwała się Minna Planer.
Wagner przyjrzał się jej z bliska i dopiero teraz zauważył, że w życiu nie spotkał urodziwszej dziewczyny.
– Czy… – urwał, nie mogąc wydobyć z siebie głosu – mogę pójść z wami…, z mości panią? – przemógł się wreszcie.
– Śmiało, młodzieńcze – odrzekła z aktorską swadą.
Oboje szli razem, natomiast pozostali aktorzy podążali za nimi, zatrzymując się co pewien czas i wybuchając śmiechem po kolejnym opowiedzianym dowcipie.
– Domyślam się, że występujecie w uzdrowiskowym teatrze? – zagaił niepewnie.
– Teatr to dużo powiedziane. Ale płacą lepiej, niż gdzie indziej – rzekła miłym głosem. – Swoją drogą masz bystre oko, młody człeku – mówiła wciąż bezpretensjonalnie.
– Nietrudno odróżnić aktora od kuracjusza. Coś o tym wiem… – stwierdził ogólnikowo.
– Ooo! – Minna ucieszyła się. – Czyżbyś sam był komediantem?
– W pewnym sensie… – stopniował napięcie, ciesząc się w duchu, że nawiązał z nią kontakt.
– Może jużeś znany w kilku księstwach, a ja nic nie wiem – żartowała. – Nie przedstawiłeś się, waść… – rzekła rezolutnie.
– Ryszard Wagner. Proszę o wybaczenie, panno… – zawiesił głos.
– Nie panno… – poprawiła go, nie przejmując się, że zbytnio się odkryła. – Minna Planer, aktorka komediowa i dramatyczna. – Po chwili powtórzyła jego nazwisko: – Wagner… Nie słyszałam o takim aktorze.
– Ryszard – uzupełnił. – Owszem występuję, lecz tyłem do publiczności – odrzekł żartobliwie.
– „Tyłem do publiczności” – przedrzeźniła go. – Mości Ryszardzie, tą zagadką narażasz  mnie na konfuzję. Spróbuję jednak ją rozwikłać: jesteś dyrygentem.
– Brawo. Rozum szanownej pani dorównuje jej urodzie – ukłonił się. – Wniosę jednak małą poprawkę, jestem chórmistrzem. A dyrygentem będę prędzej czy później – nabrał pewności siebie.
– Właśnie nasza kompania teatralna poszukuje koncertmistrza – nie zareagowała na jego oklepany komplement.
– Przed chwilą rozmawiałem z właścicielem. Jego oferta nie zadowala mnie. Płaci niewiele więcej, niż otrzymuję w Würzburgu.
– Odmówiłeś waść Bethmanowi? – zdziwiła się. – Nie wiem jak orkiestranci, lecz aktorzy są dosyć zadowoleni.
– Nie dałem jeszcze ostatecznej odpowiedzi. Ale… – przyjrzał się jej po raz któryś z nieskrywanym zainteresowaniem – może jeszcze się zastanowię. „Jeśli dzisiaj ją pocałuję – wymyślił na poczekaniu – jutro przyjmę ofertę”.

W pensjonacie „Pod czarnym baranem” Wagner wynajął pokój nad pokojami aktorów. Przy recepcji zaproponował jej spotkanie, lecz odmówiła, wykręcając się zmęczeniem. Zawiedziony wdrapywał się powoli po schodach do swego pokoju. „Jeśli nawet nie spełnię obietnicy, zostanę tu, bo taka dziewczyna trafia się raz w życiu” – myślał podekscytowany. Około godziny siódmej wieczorem zszedł na kolację. W sali jadalnej zauważył siedzącą przy stole Minnę z koleżanką z trupy. Serce podskoczyło mu do gardła.  Podszedł i zapytał, czy może się przysiąść. Otrzymał zgodę. Po zjedzonej kolacji koleżanka, widząc, że gość całą uwagę skupiał na Minnie, zaś ani razu nie spojrzał na nią, niezadowolona opuściła towarzystwo.
– Mogę łaskawej pani zaproponować szklanicę wina? – powiedział miłym głosem.
Aktorka milcząco skinęła głową.
– Zastanowiłeś się już, waść, nad propozycją Bethmana?
– Zgodzę się przyjąć pracę pod jednym warunkiem… – urwał i wziął duży łyk wina.
– Jakim?
– Teraz nie mogę powiedzieć – wpatrywał się w jej oczy i usta, myśląc o pocałunku.
– Młodzieńcze, jesteś tajemniczy, jak chłopczyk, który znalazłszy talara, schował go i potem nie mógł odszukać – Minna również łyknęła wino.
– Nie pojmuję przypowieści.
– Przewiduję, że skrywany sekret weźmiesz z sobą, wyjedziesz i zapomnisz o nim – nie była ciekawa jego tajemnicy.
– Jeśli mowa o talarach…, czy mości pani może mi zdradzić ile w zespole zarabiają orkiestranci, odchodzący kapelmistrz i…, proszę wybaczyć, aktorki.
– Aktorzy nie?
– Interesuje mnie zwłaszcza jedna aktorka… – uśmiechnął się uroczo.
Wilhelmina zastanawiała się, czy wdawać się z nieznajomym w dyskusję na temat zarobków.  Co prawda wydawał się jej sympatyczny, lecz znała go zbyt krótko, by rozmawiać o tak delikatnych kwestiach. Po opróżnieniu wina, Ryszard zamówił butelkę miejscowego Pinot Blanc. Aktorka nie wyraziła sprzeciwu. Sącząc wino, opowiedział jej o swojej pierwszej operze Boginki (Die Feen). Minna zdała sobie sprawę, że ma do czynienia nie tyle z chórmistrzem, co z ambitnym kompozytorem.
– W Würzburgu muzyk otrzymuje talara i dziesięć srebrnych groszy za koncert – kontynuował opowieść ze swego podwórka.
– U nas podobnie.
– A solistka Henrietta Grabau…
– Alt i mezzosopran – weszła mu w słowo.
– Znasz ją, pani? – zdziwił się.
– Osobiście nie. W Saksonii jest znana.
– Otóż ona…, słyszałem od znajomego z Lipska, za ostatni sezon wzięła ponad czterysta trzydzieści talarów – rzekł w tonie sensacji.
– Sporo, choć nasz właściciel… – zrobiła pauzę – jest hojniejszy.
Wagner nie  dowierzał, że solistka występująca w prowincjonalnym zdroju może więcej zarabiać od znanej aktorki występującej w Lipsku.
– Skoro pan Bethman jest tak hojny, mogę zażądać więcej, niż mi zaoferował – ucieszył się.
– Młodzieńcze, na początku nie próbuj jeść dużą łyżką, bo się łatwo zadławisz…
– A wasz dyrygent ile miał za sezon? – pominął jej dydaktyczną uwagę.
– Skoro zrezygnował, domyślam się, że mało.
Gdy zrobiło się późno, oboje opuścili salę.
– Odprowadzę waćpanią – zaproponował.
– Tylko do progu – odrzekła oschle.
Wagner był zaskoczony jej tonem po tak sympatycznej pogawędce. Po chwili stanęli przed jej pokojem.
– Dobranoc – rzuciła krótko.
– Kolorowych snów – odpowiedział.
Gdy Minna otwierała kluczem drzwi, Ryszard wciąż stał.
– Dobranoc – powtórzyła mocniej.
– Na pożegnanie chciałem zdradzić sekret, od którego uzależniam ponowne rozważenie objęcia posady.
– Chyba już nie jestem ciekawa – powoli otwierała drzwi.
– Trudno. W takim razie zapomnę o tajemnicy, a także o najpiękniejszej aktorce, jaką kiedykolwiek w życiu spotkałem. O świcie powrócę do Bawarii.
– Jakoś to przeżyję – skomentowała ironicznie, po czym weszła do środka. Drzwi zostawiła niedomknięte. Wagner wytrwale stał przed nimi. Minna po chwili wyjrzała.
– Mości muzyku, przecie pożegnaliśmy się – zniecierpliwiła się.
– Chodzi o sekret. Jeśli go nie wyjawię, nie pójdę na rozmowę.
– Już to słyszałam.
– Wyjadę i cały świat muzyczny będzie tego żałował, a najbardziej poznana dzisiaj bogini – rzekł dramatycznym głosem. – A jeżeli zostanę tu dyrygentem, będę waćpanią wielbił w swoich dziełach.
– Jestem zmęczona. Muszę się wyspać, by jutro swoim wyglądem nie straszyć widzów – ziewnęła.
Ryszard zrobił minę skrzywdzonego chłopca.
– No, słucham… – zrobiło się jej go żal.
– Ów sekret to… – zbliżył się do niej i pocałował ją w policzek.
 – Młodzieniaszku, nie pozwalasz sobie za wiele! – zdenerwowała się. – Żegnam – podniosła głos.
– To właśnie ta tajemnica. Obiecałem sobie wrócić jutro na rozmowę pod warunkiem, że waćpanią pocałuję.
– Szczeniackie obietnice. Tajemniczy talar okazał się mało wartym groszem. Powiedziała głośno i zatrzasnęła za sobą drzwi.

Nazajutrz Ryszard udał się na rozmowę do właściciela zespołu teatralnego. Bethmann co prawda nie dał mu wyższej gaży, jednak zgodził się, by kompozytor objął stanowisko dyrektora towarzystwa muzycznego i równocześnie dyrygenta orkiestry. Zaraz potem właściciel przedstawił go muzykom i aktorom, odbywającym wspólnie próbę. Wilhelmina, widząc go u boku Bethmanna, uśmiechnęła się pod nosem. Po zakończonej próbie Wagner odwiedził ją w garderobie.
– Uczyniłem to dla pani – stwierdził zadowolony.
– Nie potrzebuję poświęceń – odrzekła chłodno.
Zrobiło mu się przykro.
– Nie poświęcam się. Moją decyzję proszę potraktować raczej jako wyraz uwielbienia – skinął głową.
– Raczej… – zauważyła kąśliwie. – I proszę bez górnolotnych słów.
– Mówię, co dyktuje mi serce.
– Och! – westchnęła z aktorską przesadą.
– Z okazji objęcia posady zapraszam waćpanią na kolację.
– Jako aktorka nie powinnam odmówić nowemu szefowi muzycznemu – zmieniła ton na sympatyczniejszy. – Choć jako kobieta… – zrobiła pauzę – jeszcze się zastanowię – dokończyła z nutką kokieterii.

Pod koniec kolacji, którą spożywali w pensjonacie, lody między nimi zostały przełamane. Wilhemina, widząc, że Ryszard żywi do niej szczerą sympatię, powiedziała mu o swojej córce oraz że jest starsza, niż na to wygląda. On, nie przejmując się tym, oczami wyobraźni widział już w niej swoją przyszłą partnerkę. Wracając do swoich pokojów, delikatnie zasugerował, że mogliby wspólnie spędzić miłe chwile. Gdy ponownie stanęli przed jej pokojem, zamierzał ją pocałować. Minna uchyliła się, po czym przekręciła klucz w drzwiach.
– Ryszardzie, nie bądź w gorącej wodzie kąpany – ostudziła jego zamiary. – Znamy się zaledwie dwa dni…
– Mimo to czuję całym sobą, że jest to najpoważniejsza sprawa w moim żywocie – rzekł z przekonaniem.
– Nie wiem, być może. Jednak poniechaj… Pamiętaj o różnicy lat między nami – odrzekła poważnym głosem.
– Cztery lata to niedużo.
– Dla kobiety dużo – skontrowała go. – Masz zaledwie dwadzieścia jeden lat. Zresztą nie chodzi o wiek, lecz o dojrzałość, doświadczenie…
– Minno, jestem już w pełni uformowanym człowiekiem. Twoją Netty będę kochał, jak własną córkę.
– Idź już – podała mu rękę. – Okiełznaj wewnętrzny ogień, pohamuj samolubne pragnienia.
– Nieustannie myślę o tobie.
– Niestety wiem w jakim znaczeniu. Jeśli jednak o mnie myślisz, pamiętaj także o mojej matce, która opiekuje się Netty.
Ryszard nie zraził się rezerwą aktorki. Wytrwale zabiegał o jej względy. Pracując wspólnie w Bad Lauchstädt zakochał się. Wkrótce zostali parą. Piękna Minna miała sporo adoratorów, co było dla niego udręką. Spalająca go zazdrość powodowała, że robił partnerce awantury, kończące się jej płaczem. Jednak ich miłość była mocniejsza. W środku sezonu teatralnego, na przełomie stycznia i lutego 1835 roku, zaręczyli się. Po zakończonym kontrakcie w uzdrowisku, trupa teatralna i muzycy powrócili do Magdeburga, gdzie od jesieni rozpoczęli nowy sezon z niższymi uposażeniami.
– Źle się czuję z niższą gażą  – żaliła się partnerowi.
– Jesteśmy już z sobą pewien czas, a nie wiem, ile zarabiałaś Bad Lauchstädt – Ryszard mówił z pretensją.
– Na pewno ci mówiłam.
– Nie – upierał się.
– Ty mi też nie powiedziałeś.
– Bethmann dał mi znacznie mniej, niż tobie.
– Nie dziwię się. W końcu ludzie przychodzą dla mnie, nie dla dyrygenta. Swoją drogą skąd wiesz, że miałam wyższą gażę, skoro twierdzisz, że ci o niej nie powiedziałam?
– Cały zespół to wie. Otrzymywałaś 600 talarów i dodatkowo zwrot za podróże.
– Teraz mam mniej od ciebie – powiedziała z żalem.
– Podrażniona ambicja? Nie zapominaj, że jestem dyrektorem – rzekł z trudno skrywaną dumą.
– Nie chcę być na twoim utrzymaniu – podniosła głos.
– Jesteśmy parą, a mamy oddzielne kiesy. Nie dziwne to?
– Zawsze byłam niezależna finansowo.
– Do czego zmierzasz? – zdenerwował się.
– Mam tego wszystkiego dosyć – rzuciła zrezygnowana.
– O co ci chodzi?
– Gdy miałam wyższy kontrakt, przymykałam oko na mało ambitny repertuar – uniknęła odpowiedzi. – Teraz drażnią mnie sztuczydła schlebiające niskim gustom gawiedzi.
– Mnie też.
– Mało gram. Sama nie wiem, co robić… – była zakłopotana.
– Oczekujesz pomocy?
– Sama sobie poradzę.

Pewnego listopadowego poranka 1835 roku Wilhelmina, nie informując Wagnera, wyjechała z Magdeburga do Berlina, by objąć wcześniej obiecaną jej rolę w Teatrze Królewskim. O jej wyjeździe wiedziała tylko najbliższa koleżanka. Wagner wpadł w rozpacz. Dowiedziawszy się o jej miejscu pobytu, natychmiast za nią pojechał. Odszukał ją w garderobie na krótko przed spektaklem.
– Minno najdroższa, błagam cię na wszystkie świętości, wróć – mówił w modlitewnej intonacji.
– Nie widzisz, że robię makijaż. Za chwilę wychodzę na scenę – zbywała go.
– Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie.
– Ja sobie wyobrażam – odrzekła cynicznie.
– Kocham cię.
– Nie wiem, jak cię tu wpuścili – była zła.
– Już nie będę robił ci żadnych wymówek. Żadnych pretensji.
– Ostatnio byłeś nie do zniesienia.
– Zaklinam cię, wróć.
– Nie zauważyłeś, że mam tu kontrakt?
– Wszystko można cofnąć.
– Kiedy lepiej cię poznałam, odkryłam w tobie niepokojącą rzecz: zachowujesz się inaczej, niż jesteś naprawdę. Właściwie nie wiem, jaki jesteś.
– Jestem cały twój. I będę zachowywał się tak, żebyśmy byli szczęśliwi.
– Frazesy, Ryszardzie.
– Dla ciebie nic nie znaczy moje uczucie? Bez ciebie oszaleję z rozpaczy.
– Nie traktowałeś mnie dobrze. Kierowałeś się jakimiś…, nie wiem, chyba średniowiecznymi zwyczajami, że kobieta ma być ślepo posłuszna swemu panu.
– Nieprawda – zachrypiał. – Solennie obiecuję, że będę cię traktował, jak boginkę, bo dla mnie jesteś boginką.
– Nie pleć bzdur. Wymagam tylko szacunku.

Po skończonym przedstawieniu Ryszard odprowadził ją do wynajętego pokoju.  Pozwoliła mu wejść. Rozmawiali energetycznie pół nocy. Drugie pół kochali się.
– Miłowanie się po kłótni smakuje bosko – uszczęśliwiony położył się na plecach.
– W końcu jestem twoją boginką – stwierdziła pewna siebie.
Przekonał ją do powrotu. W Magdeburgu odnowiła swój kontrakt, grając w sztukach, w których występowała wcześniej. Nie była jednak usatysfakcjonowana. Pewnego czerwcowego dnia, przed końcem sezonu teatralnego, rozmawiała o tym z Wagnerem.
– Magdeburg to jednak dziura, a Bethmann od kilku lat w kółko powtarza zgrane numery – była zdeprymowana. – Powinniśmy poszukać czegoś nowego.
– I co nam da minimum satysfakcji – rozwinął jej myśl.
– Słyszałam, że poszukują amantki w Teatrze Miejskim w Królewcu.
– Nie obawiasz się ryzyka?  
– Ono jest wkalkulowane w mój zawód. Bez ryzyka będę tu gniła, a w najlepszym razie będę prowincjonalną komediantką na uzdrowiskowych scenkach – mówiła zdecydowanym tonem.
– Rób, jak nakazuje ci rozum. Dla mnie nie będzie tam miejsca? – zapytał niepewnie.
– Będę trzymała rękę na pulsie. Jeśli zwolni się posada dla muzyka, powiadomię cię.
– Wiem, co zrobię! – zawołał odkrywczo. – Pojadę do Berlina i tam poszukam zajęcia.
– Mam nadzieję, że w dużym mieście coś znajdziesz – wsparła go dobrym słowem.

Franciszek Czekierda

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko