Jacek Bocheński -Przedłużenie

0
708

U pana Darka nie, ale w Bibliotece imienia Jana Nowaka-Jeziorańskiego na Czerniakowskiej miałem się bądź co bądź spotkać z „Justyną”. Wszystkie Justyny wprawdzie znikają, jednak nigdy ostatecznie. Zawsze się potem jakoś odnajdują, odtwarzają, wracają, choć niekoniecznie takie same. Bywają w życiu Justyn niezwykłe zbiegi okoliczności i qui pro quo, gdy jedna pojawia się w miejscu przynależnym drugiej, czasem nawet jedna drugą skutecznie wypiera. Ale Trzecia w swojej prawowitej osobie książkowej czekała rzetelnie na Czerniakowskiej, byśmy mogli tam odbyć kolejne spotkanie autorskie z publicznością. Sam teraz tak tylko spotykam się z Trzecią, bo z księgarni, mediów i Wikipedii po krótkim przefrunięciu przez nie znikła.

Otóż Biblioteka imienia Jana Nowaka-Jeziorańskiego umówiła się z nami na spotkanie publiczne, a także z Anną Nasiłowską na poprowadzenie go i z aktorką Bożeną Stachurą na czytanie publiczności fragmentów „Justyny”. Od razu powiadomiłem o tym swojego wydawcę, Agorę, poniekąd matkę Trzeciej. Biblioteka przygotowała, co trzeba, wydrukowała okolicznościowy plakat, rozesłała zaproszenia i tak dalej. Wszędzie oczywiście podała do wiadomości datę, dzień i godzinę spotkania. Ja przez kilka dni ogłaszałem tę informację na Facebooku. Będzie spotkanie z „Justyną”. Wtedy i wtedy. Dla pewności pokazywałem nawet fotografię Trzeciej, bo wiedziałem, że ludzie nieustannie mylą Justyny Dąbrowskie, to znaczy Pierwszą z wydanego przez Agorę „Blogu”, córkę poety Witolda Dąbrowskiego, i Drugą z wydanej przez Agorę „Justyny”, doktorantkę na Uniwersytecie imienia Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie. A do całego tego pomieszania nie wiadomo której z którą tu jeszcze wplątała się Trzecia.

Jakby tego było mało, krótko przed spotkaniem zmącił pod pewnym względem sytuację zbieg okoliczności. Napisała do mnie Justyna Dąbrowska Pierwsza, córka poety Witolda Dąbrowskiego, szczególnym zbiegiem okoliczności autorka opublikowanej właśnie książki „Miłość jest warta starania. Rozmowy z mistrzami”. Zapraszała mnie na swoje spotkanie autorskie poświęcone tej książce. Nieodgadniony czynnik, zapewne magiczny, który od początku krzyżuje drogi Justyn, sprawił, że spotkanie autorskie Pierwszej miało się odbyć tego samego dnia w ten sam wieczór, co moje spotkanie z Trzecią. Musiałem podziękować i odmówić Pierwszej, bo nijak było podziękować sobie i Trzeciej oraz Annie Nasiłowskiej, Bożenie Stachurze i publiczności , gdyby jakaś przyszła jednak do Biblioteki na Czerniakowską mimo atrakcyjnej konkurencji gdzieindziej. Książkę „Miłość jest warta starania. Rozmowy z mistrzami” znam. Dostałem ją w prezencie z ciepłą dedykacją od Justyny Dąbrowskiej. Bardzo ciekawe utwory z gatunku konwersacji refleksyjnej i ogólnej, świetnie budowane i spisane przez rozmawiającą autorkę. Nic dziwnego, że zapatrzony w to dzieło wydawca, przypadkiem Agora, również matka Trzeciej, zadzwonił/zadzwoniła do mnie (kobiecym głosem) już po mojej wymuszonej odmowie i zaprosiła jeszcze raz na spotkanie z Pierwszą, jakby nic wciąż nie wiedząc o moim jednoczesnym spotkaniu z Trzecią.

Ono jednak doszło do skutku w przewidzianym terminie, a publiczność z rozdartym sercem mimo wszystko się pojawiła (u Pierwszej podobno też), wypełniła nawet, o dziwo, całą salę w Bibliotece imienia Jana Nowaka-Jeziorańskiego na Czerniakowskiej.

Były wśród publiczności znakomite osoby. Zaszczyt sprawiła nam Kasia, wdowa po Zbigniewie Herbercie, Katarzyna Herbertowa , z którą przyjaźnię się od czasów, gdy przyjaźniłem się i współpracowałem ze Zbyszkiem. Byli Henryk i Ludwika Wujcowie, Jan i Elżbieta Lityńscy, było dwoje profesorów już po lekturze książki, przygotowanych dobrze do dyskusji: rozbawiony Ireneusz Krzemiński i na wskroś poważna Maryla Hopfinger. Ireneusz Krzemiński, który przysiadł się z drugiego boku do mojej sąsiadki przy estradowym stoliku, pięknej Bożeny Stachury, zabierał głos wielokrotnie. Maryla Hopfinger, która stała z mikrofonem między publicznością, przemówiła tylko raz, lecz nieco dłużej, a zakończyła twierdzeniem, że ostateczną i największą miłością autora książki staje się w niej oda Horacego I,33. Wtedy prowadząca Anna Nasiłowska przeczytała osobiście przekład ody.

Na sali był także cichy bohater „Justyny”, patron rozwoju zdolnej młodzieży, doktor Mizera, jednak nie zabrał głosu. Powiedział mi po spotkaniu, że miał zamiar, ale nie zdążył. A to on kiedyś, niejako w imieniu tej rozwijającej się młodzieży zadał mi pytanie przedstawione w „Justynie – Blogu Drugim”: czy świat ma przyszłość? Zaprosił mnie na scenę Teatru Witkacego w Zakopanem i czekał, żebym odpowiedział. Wciąż nie odpowiedziałem.

Wszystko to jednak skłania mnie do wniosku, że przygody Trzeciej nie są skończone. Różne jeszcze mogą być. Ten wątek trwa.

blog III

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko