Wiesław Łuka – O teatrze i studentach

0
451
Franciszek Maśluszczak

WIESŁAW ŁUKA – pisze o swoich studentach oglądających teatralne przedstawienie i piszących recenzje o tym, jak Antoni Czechow z rosyjskiego Taganrogu zawędrował do amerykańskiej Pensylwanii.

Studentka zadaje reżyserowi i równocześnie aktorowi spektaklu pytanie: Czy czujecie, że ta sztuka zmienia ludzi i świat? Reżyser odpowiada: Jeżeli artysta chce zmieniać świat, to niech się wcześniej puknie w głowę… Sztuka to rozrywka – ona oczywiście zawiera często wyrażone wprost , często w podtekście wartości intelektualne, ale nie przestaje być rozrywką…

Studenci dziennikarstwa mojej grupy trzy dni wcześniej obejrzeli spektakl Wania, Sonia, Masza i Spike w warszawskim Teatrze Polonia w reżyserii Macieja Kowalewskiego – dramatopisarza, aktora i reżysera w jednej osobie. Sztukę napisał amerykański dramaturg, Christopher Durang z Bucks County w Pensylwanii. Teraz studenci rozbierają na czynniki pierwsze jego utwór oraz widowisko Kowalewskiego w ramach ćwiczeń z warsztatu dziennikarskiego. Następnie piszą z tego przedstawienia recenzję; to jeden z programowych gatunków dziennikarskich przybliżany przyszłym – niektórzy nazywają nas drwiąc – pismakom na ćwiczeniach. A dziś spotykamy się z reżyserem i aktorem, Wojtkiem Zielińskim.

Mówienie Czechowem

Durang , autor – tak go oceniają – skandalizujących, często absurdalnych komedii. Dostał za nie między innymi Nagrodę Pulitzera. Zakochał się w twórczości Antona Czechowa, a grubo wcześniej zakochał się w swoich rodzicach, którzy wpoili w niego miłość do rosyjskiego dramaturga wystawiając go we własnym, amatorskim teatrzyku w Pensylwanii. Kochający, już dorosły syn dał temu artystyczny wyraz; napisał „Wanię…” Wiele wskazuje na to, że rozczytywał się w autorze „Wujaszka Wani”, „Wiśniowego sadu”, „Trzech sióstr”, „Mewy”. Te wszystkie tytuły i wiele wątków oraz didaskaliów wprowadził do swego komediodramatu. W utworze jest jednak więcej dramatu niż komedii. Jego bohaterowie nie tylko często „mówią” Czechowem, ale także nim myślą i czują. Rosyjska bohaterka z „Trzech sióstr”, Olga narzeka: ”…Schudłam, zbrzydłam, zestarzałam się i nic, nic, żadnego zadowolenia, a czas płynie i wciąż się wydaje, że odchodzę od prawdziwego, pięknego życia, odchodzę coraz dalej, coraz dalej, w jakąś otchłań. Rozpacz mnie ogarnia, nie rozumiem, jakim cudem jeszcze żyję i do tej pory nie popełniłam samobójstwa…” Sonię Duranga chciało by się nazwać kalką Olgi. Ona czuje się jak kaczka (czapla, mewa), cierpi na chorobę dwubiegunową. Nienawidzi swego życia, potajemnie kocha przyrodniego brata Wanię. Nocami śni i spada z łóżka płacząc i tęskniąc za tym, „czego świat nie może jej dać”. Twierdzi więc, że „jej życie dawno się skończyło”. „Umarliśmy w czasie 15 lat” – niejasno przekonuje. A Wania Duranga, gej w ukryciu, pisze na scenie sztukę też w ukryciu, rękopis chowa w fotelu. W „smutnym domu” jest po uszy utaplany w nostalgicznym rozpamiętywaniu przeszłości; załamany, nie może wybaczyć zmarłemu ojcu, który przylepił mu kiedyś łatkę „żałosny”. Może wtedy przylepił, gdy się dowiedział, że spłodził geja; tego nie wiemy. Zatem Wani bardzo blisko do bohatera Czechowa z „Wujaszka Wani”, gdy bilansuje swoją przeszłość : ….O, gdzie to wszystko, gdzie się podziały te lata, gdy byłem młody, wesoły, mądry, gdy marzyłem i myślałem tak subtelnie, gdy teraźniejszość i przyszłość moja opromienione były nadzieją? Dlaczego my, ledwo zacząwszy żyć, od razu stajemy się nudni, bezbarwni, nieciekawi, opieszali, obojętni, bezużyteczni, nieszczęśliwi…?

Rodzeństwo niespodziewanie odwiedza jego piękna siostra, Masza, utalentowana i odnosząca sukcesy artystyczne na miarę Glorii Swanson, wielkiej gwiazdy jeszcze z epoki filmu niemego (jej życiowa rola w filmiejuż dźwiękowym „Bulwar zachodzącego słońca”). Masza zaliczyła pięciu mężów, a teraz pojawia się w towarzystwie żywiołowego młodzieńca, niepełnego trzydziestolatka. Gwiazda estrady i ekranu też ma mętlik w głowie. Ruga Sonię, gdy ta „użala się nad sobą”, wypomina bratu, że opanował „do perfekcji sztukę zniechęcanie innych do siebie”. Jednak dość szybko i zaskakująco oświadcza, że często także „zapomina, po co żyje”. Czyli bezradność całej trójki wobec istnienia; totalna beznadzieja.

Czas końca świata

Durang oddaje cześć wielkiemu Chechowowi. Aliści – sporo Amerykaninowi brakuje do stworzenia klimatu rosyjskich, ziemiańskich dworków, sąsiadujących z chłopskimi chałupami, do dziejących się tam dramatycznych, miłosnych napięć, konfliktów, życiowych niespełnień i klęsk. Ale przecież Durang nie chce „malować” w Pensylwanii rosyjskich równin między carską, dziewiętnastowieczną Moskwą a dziewiętnastowiecznym, carskim Kijowem. Durang „maluje” swoje obrazy dzisiaj, w XXI wieku. Jego bohatera, Wanię i pozostałych bohaterów sztuki interesują i zarazem przerażają „ekstremalne zjawiska pogodowe, globalne ocieplenie. Żyjemy w wieku –pisze – gdy „skończył się świat”. Wyginęły zwierzęta, brakuje wody, ludzi, książek. Nastąpiło trzęsienie ziemi, ocean pochłonął część stanu Florida. To wszystko niby się śni młodej dziewczynie, Ninie. Ta sąsiadka smutnego domu jest zafascynowana Maszą – gwiazdą, właśnie teraz poznaną. Sama sposobi się także do zawodu aktorskiego. Wania w swoim, skrywanym do tej pory utworze, wyznaczył jej rolę nie człowieka, lecz „molekuły”. Nina gra „molekułę”. Miota się po scenie jako drobinka w wielkim, nieprzyjaznym świecie, którego „już prawie nie ma”. Rzecz dzieje się po końcu świata, który właśnie runął na oczach śniących mieszkańców smutnego domu. U Czechowa, dziesiątki lat wcześniej, ziemskie problemy osobiste i społeczne trapią ludzi z krwi i kości, miotają nimi silne, choć przyziemne emocje. Jednak w prowincjonalnej Rosji (daleko od Moskwy, czy Petersburga) oraz w Pensylwanii jedno jest wspólne i najważniejsze dla człowieczego losu: nostalgiczna tęsknota za miłością.

Tęsknota za dawną codziennością

Trzecia odsłona komediodramatu Amerykanina, który lubuje się w budowaniu absurdalnych, skandalizujących sytuacji. Rodzeństwo ze smutnego domu, po balu u sąsiada budzi się ze snu. Niby wraca do realności ale w akcji zaczynają działać siły nadprzyrodzone, tajemne moce. Władzę i kontrolę nad nimi sprawuje nawiedzona gosposia Kasandra. Ona przestrzega domowników przed złymi ludźmi i ich niecnymi wpływami. Gosposia przywołuje trójkę rodzeństwa do porządku, a nawet niektórych dotkliwie karze (kłuje szpileczkami). Jej przestrogi czasami się spełniają, czasami nie. Nierzadko przybierają charakter absurdu, który jest kochaną przez dramaturga formą artystycznego wyrazu. W tej odsłonie Amerykanin schodzi na ziemię, do codzienności; znów przybliża się do dramaturga z Rosji. Inny duch zaczyna panować w smutnym domu. Rodzeństwo przestaje się nad sobą użalać. Cichnie ton filozofii bezsensu – bezradności wobec istnienia. Nie tylko Wania zaczyna „tęsknić nad przyziemną codziennością”. Sonia myśli o potrzebie mycia włosów, słychać tęsknotę za powrotem minionych czasów jedzenia wieprzowej mielonki z puszki i ślinienia znaczków pocztowych do listów, które teraz zostały pokonane przez ataki „mobajlów” komórkowych. Wychodzą na powierzchnię skrywane grzeszki – młodzieniec Spike, niby kochanek gwiazdy teatru i filmu, po nagłym i błyskawicznym „numerku” z Niną, wyznaje, że tak naprawdę to kocha Szarlotę, gwiazdy asystentkę. Nic nie szkodzi, by ją nazwać „diabelskim nasieniem; po prostu pomiotem”. Spike przeprasza Maszę za oszustwo i wyrządzenie jej krzywdy. A dzisiejsza, poranna nieobecność czapli nad jeziorkiem, nie jest odczuwana jako zły sygnał z niebios, lecz jako nieznaczący przypadek.

Nie wchodzić z butami

Wracamy na uniwersytecką salkę spotkania studentów z Wanią i Spikem. Sztuka obejrzana, trzeba napisać recenzję, wyjątkowa szansa uściśnięcia dłoni reżysera i aktora w jednej osobie – Macieja Kowalewskiego oraz Wojtka Zielińskiego, aktora z dwunastoletnim już stażem scenicznym.

Kowalewski pisze w wywiadzie: „ To sztuka o najważniejszych wartościach życia – wzruszająca, sentymentalno – smutna, ale i śmieszna, i bardzo mądra… Durang wrzucił tematy i postaci z Czechowa, wymieszał je i wyszło mu gorzko – śmiesznie…” A teraz właśnie odpowiada na pytanie studentki Poliny: Czy przez sztukę zmieniacie ludzi i świat? Reżyser radzi „puknąć się w głowę” tym, którzy marzą o takim wpływie sztuki, która jest rozrywką. Student Wojciech pyta, czy myślenie o trudnych i niezałatwionych sprawach domowych aktora wpływa na jego wieczorne zachowanie na scenie? Kowalewski: Aktor musi się nauczyć zostawiać w domu sprawy osobiste i rodzinne. Magda pyta Spika, którą rolę darzy największym sentymentem? Odpowiedź: Nawet w sklepie podczas zakupów grałem rolę Gezy z węgierskiej sztuki Jonasa Hayca, za którą dostałem kilka nagród… Za chwilę przyznaje, że teraz nie przestaje być Spikem w rzeczywistości pozascenicznej. Natalka pyta, czy do kolejnej roli aktor przenosi coś z poprzednich ról? Spike: Po każdej, zagranej roli pozostają pewne nastroje przed kolejnymi rolami. Julia: Jakie są relacje między reżyserem i aktorem? Kowalewski: Aktorzy są zawodowcami, dlatego nawet reżyser nie może wchodzić z butami w czyjąś sferę zawodową. Maria pyta o granice między pewnością siebie a artystyczną pychą? Spike: Pycha, to coś obrzydliwego, więc nie chcę być bucem, uczę się pokory całe życie. Piotr: Czy większa frajda być aktorem, czy reżyserem? Wania (aktor i reżyser): Życie aktora jest intensywniejsze, ale reżyseria, to też wielka przygoda. Julka II: Która część przedstawienia jest najważniejsza i najtrudniejsza? Kowalewski: Wszystkie części są najtrudniejsze i najważniejsze… Durang uczynił Wanię gejem, ale starałem się nie „przeginać” tej sprawy. Zauważyliście, że orientacja Wani nie gra prawie żadnej roli w przedstawieniu. Gabriela: Co jest najtrudniejsze w reżyserii? Kowalewski: Spektakl, to praca zespołowa, wielomiesięczne zmaganie się z materią, by osiągnąć dwa cele – wyeksponować dzieło i poruszyć publiczność. Marta: Jakie są przeżycia po premierze? Kowalewski: Premiera nie jest końcem pracy. Po ośmiu tygodniach prób, dopiero na premierze widzimy i słyszymy energię publiczności. Jeszcze wiele można zmienić po pierwszych przedstawieniach. Katarzyna: Jaka jest rola recenzji po obejrzeniu sztuki? Czy one wpływają na dalsze granie? Spike: Ktoś kiedyś napisał, że będę grał tak, jak mi recenzent podpowiedział, ale to nieprawda, to nie tak działa – mnie podpowiadają mój mózg, moje serce i doświadczenie; no i poziom talentu.

Aktor czuje, że żyje

Co podpowiedziały mózgi i serca studenckich recenzentów? Polina, (Białorusinka o polskich korzeniach) doszukała się na przekór reżyserowi: „ … Zabawny, lekki spektakl nie zostawił mnie obojętnym, pobudził do przemyśleń, wzbogacił… Aktorzy są szczęśliwcami, bo podczas każdego przedstawienia przeżywają różnorodne emocje, uczą się być kim innym… Ale nie tylko aktorzy mają możliwość wchodzenia w czyjeś buty. My również pogrążamy się w nową dla nas historię. Po wizycie w Teatrze Polonia przybliżyłam sobie problem depresji, monotonii bytu, niepewności siebie, strachu przed zmianami w życiu…” Gabriela: „… Życie aktora jest intensywniejsze niż nasze, to niekończąca się przygoda, która sprawia, że człowiek czuje, że żyje. Również dramatopisarz przeżywa pustelnicze przygody intelektualne, które czasami są męczące i frustrujące. To pewnie, dlatego absolwent krakowskiej Akademii Teatralnej, Maciej Kowalewski zdecydował się na reżyserię , a także zagranie tytułowej roli Wani. Postaci tak subtelnej, że nie dało się do niej odczuwać nic oprócz sympatii i współczucia. Niestety, moim zdaniem poczciwy Wania zagubił się między silnymi ogniwami swoich dwóch sióstr…” Maria: „… Bohaterowie Duranga obrazują dwa różne pokolenia, a każde z nich boryka się ze swoimi demonami… Odniosłam wrażenie, że osoby starsze ode mnie łatwiej się odnajdą w tym spektaklu. Byś może jest to sztuka dedykowana właśnie im. Jednak obawiam się, że fragmentami sztuka – jakby to ująć w młodzieżowy sposób – potrafi zabrzmieć jak zrzędzenie starego zgreda…” Piotr: „… W spektakl można się wgryźć bez gigantycznego wysiłku i niepokoju, że przez kichnięcie umknie nam połowa wątku. Pojawia się jednak pytanie : czy skromna scenografia nie obniża efektu odbioru? Ale może efektowne, bogate dekoracje kłóciłyby się z prostą konstrukcją opowiadanej historii? Czegoś takiego nie można wykluczyć… Wszystkie efekty dźwiękowe są na solidnym poziomie i w żadnym momencie nie dominują aktorów, co przy zafascynowaniu widowiskowością postaci młodego i wysportowanego Spike’a wcale nie musiało być takie oczywiste…” Julia: „… Wybuchowamieszanka charakterów może zwiastować katastrofę. Przewiduje ją zresztą Kasandra, gosposia traktująca mityczny rodowód swego grackiego, antycznego imienia zbyt poważnie. Niczym grecki chór przewiduje wydarzenia z życia pozostałych bohaterów… Kowalewski, który reżyseruje sztukę i odgrywa rolę Wani, pozytywnie zaskoczył mnie swoja kreacją. Kultura przyzwyczaiła nas do kreacji homoseksualizmu dalekiej od subtelności. Tutaj zamiast szarży i parodii mamy człowieka z krwi i kości..” Wojciech: „… To trzeba już po prostu zobaczyć, bo choć poważne, to zabawne, a choć zabawne, to wzruszające. Bo choć co chwila padają smutne diagnozy godne rosyjskiego twórcy, to podane są z amerykańską lekkością i humorem…”

Magiczne klucze

W aktualnym, teatralnym repertuarze stolicy, Czechow króluje. Niedawno „Wujaszek Wania” pojawił się na scenie Teatru Polskiego. Zachwyca rozmachem solidnej, niewymyślnej inscenizacji i wybitnym aktorstwem pod „batutą” reżysera, Iwana Wyrypajewa. Trudnego w odbiorze, „Wujaszka Wanię” zaproponował Andrzej Bubień na początek sezonu Teatru „Szóste Piętro”. Tymczasem podczas spotkania ze studentami Maciej Kowalewski przyznał w pierwszych słowach zagajenia: „Nasze przedstawienie jest niskonakładowe…” Chyba chciał się wytłumaczyć z kameralnego charakteru roboty swego widowiska. Studenci zaakceptowali ten charakter. Choć Wojciech w swojej recenzji narzekał na ciasnotę rzędów i foteli teatru Krystyny Jandy. A Polina wyznała: „… Warto samemu odnaleźć swoje magiczne klucze, które otworzą drzwi fantazji i twórczości…”

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko