Ignacy S. Fiut – Poezja dialektyczna

0
529

Zanim przejdziemy do analizy zwartości poetyckiej tomu poezji Bohdana WrocławskiegoSkazany na peryferia musimy przypomnieć różne odcienie rozumienia terminu „dialektyka”. Najczęściej się uważa, że termin ten jako pierwszy użył Heraklit z Efezu ok. w 6. p.n.e. w swej wariabilistycznej koncepcji rzeczywistości, co nie znaczy, iż taki typ myślenia nie występował wcześniej w utworach poetów antycznych w Europie i basenie Morza Śródziemnego. Dialektyków było wielu, a przede wszystkim byli nim: Sokrates, Platon i Arystoteles, choć w odmiennych znaczeniach. „Dia-legein”, od którego wywodzi się termin „dialektyka” – to przecież nic innego jak: „zbierające rozbieranie” i „rozbierające zbieranie”, szczególnie w mowie dialogicznej, czy polilogicznej, które po powstaniu alfabetu i zapisu linearnego eksponowało głównie modele dialektyki z nim związane. Wydaje się, że już starożytni myśliciele rozróżniali „negację różnicującą” od „negację nicestwiącej”, ale i umieli w procesach poznania i tworzenia stawać w tzw. „różnicy ontyczno-ontologicznej”, która pozwalała im – jak sugerował Martin Heidegger – stawać człowiekowi w niej i stawać się „prześwitem”, w którym to, co jest, wychodzi na jaw, Znaczy to tyle, że umieli już rozróżniać „bycie” od „bytów”, które dostarczało im racji jednostkowego istnienie, czyli orzekać o ich „jest”, które postrzegał podmiot doświadczający i mówiący i/lub piszący o nich. Samo „bycie” w języku było trudne do wyrażania (był „za krótki”), a można je było jedynie kontemplować, negatywnie definiować (tzn. „czym nie „jest” – vide Platon), ale i doświadczać jako „Nicość”, (resp. „nicościowanie Nicości”). Stąd to Heraklitowi przypisuje się autorstwo czterech praw dialektyki: wszechzwiązku zjawisk, jedności i walki przeciwieństw, przechodzenia zmian ilościowych w jakościowe i vice versa oraz negacji negacji.

W takim modelu myślenia i tworzenia, tj. dialektycznym i ewolucyjnym, każde miejsce może być centrum, by następnie stać się peryferium i na odwrót. Co istotne, liniowy model czasu sformułowany przez św. Augustyna z Tagoste ulega tutaj osłabieniu, bo czas upływa, ale świat porusza się w tym linowym upływie po spirali, która ma coraz większy promień – jak to sprytnie przedstawił G. W. F. Hegel w teorii przyrostu wolności w rozwoju dziejów w duchu idealistycznym, czy K. Marks w duchu materialistycznym. Sądzimy, że te uwagi filozoficzne, ale i heideggerowskie rozumienie dialektyki jako hermeneutyki dziejów ułatwi lekturę tej znakomitej poezji autora oglądającego świat w perspektywie dialektyczno-hermeneutycznej z tzw. peryferium, czyli Kątów Rybackich.

Warto w tym miejscu przytoczyć dłuższy fragment utworu tytułowego tego tomu „Skazany na peryferia”, w którym czytamy: „Od pewnego czasu nie mogę odnaleźć tego/co powinno być mi znacznie bliższe//niż/fragmenty niekończących się zdarzeń/w których ciągle spotykam siebie na poboczu dróg//wtedy/poraża mnie geografia przepływania krwi//inżynieria pełna krzyku i wypaczeń//także w tych miejscach/w których ropiejące od bólu i codzienności słońce/wykrzywia swoje promienie/na korę próchniejącej wierzby//ona i ja zdajemy sobie sprawę z bliskości naszych/odczuć i snów//rozumiem/zawsze chmary barbarzyńców otaczając Rzym/wyznaczają/koniec cywilizacji//wówczas odgaduję//byłem jestem i będę wiecznym tułaczem// skazanym na peryferia//(…)”. Jak każdy twórca, poetę coraz bardziej otacza zwątpienie, bez którego nie ma myślenia, czy czasem „nie cały umrę”. Doświadczenie bowiem rozpadu organizmu z każdym dniem, świadomość, że małe cząstki sukcesywnie go opuszczają, poeta marzy o życiu aż do ostatniego oddechu, ginięcia w ciszy. Trudno powracać mu do wspomnień z dzieciństwa, bo budzi się niepokój, który towarzyszył K.C. Norwidowi w Domu Świętego Kazimierza w Ivry. Przypomina sobie podróż (niewiadomo czyją) do Apollo Theather, debiutancka płytę Elli Fitzgerald, którą słuchał w roku 2017 człowiek w samochodzie. Odtwarza świat Pompei i Herculanum po wybuch Wezuwiusza i porównuje go ze współczesnym Nowym Jorkiem i Mountmartem. Rzym okresu Id Marcowych, kiedy zabito Gaiusza Juliusza Cesara, którego echa do dzisiaj wędrują po świecie: wszystko jakby dzieje się w wyobraźni Wrocławskiego „tu i teraz”, bo „Wszystkie drogi prowadzą do Rzymu”. Dzięki bibliotekom i książkom, których lektura przypomina podróż pociągiem po świecie, w czasie której zaciera się granica między czuwaniem a snem. Czas staje się dla niego szturmem, a alfabet nie daje mu możliwości opisu świata, powraca więc odarty ze złudzeń do czci „własnego pogaństwa i barbarzyństwa”, uświadamiając sobie, że następuje koniec europocentryzmu i schematów naszej cywilizacji opartej na chrześcijaństwie rozpuszczany przez kolejne fale emigrantów. Peryferia ukazujące się w takich horyzontach stają się dla autora miejscem pełnym samotności, nawet wtedy kiedy żyje się w „mrowiskach miast”, co pozwala mu tak spointować to doświadczenie: „to nie koniec wieńczy dzieło, lecz przetrwanie”. Nawiązuje do podróży do „jadra ciemności Josefa Conrada, słyszy znów muzykę i śpiew B. Crosbyʼego, Elli Fitzgerald, Luis Armstronga, Edith Piaf.

W kolejnych utworach tego tomu Wrocławski powraca do swoich Katów Rybackich, a pamięć podrzuca mu wspomnienia o Immanuelu Kancie, Mikołaju Koperniku i Demostenesie. Godzi się więc z tym swoim egzystencjalnym przeznaczeniem, a sprezentowane „Buty z Wołynia” stają się źródłem zrozumienia naszej historii. Upływ czasu, starzenie się, ruch pór roku, szczególnie jesieni, nieustannie przypomina poecie o „samotności poety”. Celem poezji staje się przecież „oswajanie codzienności”, uczestniczeniu w niej i „spadaniu” razem z nią, ale należy wspominać o przyjaciołach poetach, np. Krzysztofie Gąsiorowskim, Janie Himilsbachu „Jędrku” Waśkiewiczu, Piotrze Kuncewiczu, ale i Władimirze Wysockim, Charlesie Bukowskim, Alanie Ginsbergu. Za Marcelem Proustem autor poszukuje „utraconego czasu” i sam określa siebie „zbuntowanym dzieciakiem peryferii”, który usilnie poszukuje chyba również Heleny trojańskie!

Podsumowując, można rzec, że warto przeczytać ten tom poezji Wrocławskiego, choć należy przestrzec przed taką lekturą, bo jego czytanie może stać się notorycznym nałogiem!

Ignacy S. Fiut

——-

B. Wrocławski, Skazany na peryferie, posłowie – Ryszard Tomczyk, projekt okładki Filip G.A. Wrocławski, Wydawnictwo Pisarze. pl, Warszawa 2018, s. 134.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko