„Hej,
ptaki do Polski, a my w świat daleki,
aby ją stworzyć szczęśliwą na wieki.”
z wiersza Seweryna Goszczyńskiego[1]
„Wyjście z Polski”
(Na obchodzoną właśnie 100 rocznicę
odzyskania niepodległości datowaną na listopad 2018 roku nakładają się
bezpośrednio rocznice wybuchu i upadku Powstania Listopadowego; to
najdramatyczniejszy okres naszych walk o niepodległość i zawiedzionych
oczekiwań narodu niemieckiego.)
I.
Poeta
datował ten wiersz: „granica pruska 1831”. Raz tylko znalazł się w tym
miejscu i wiedział już co nastąpi za chwilę; to był 5 października 1831 roku.
Niespełna miesiąc po oddaniu Warszawy pod Brodnicą rozegrał się ostatni akt
powstania listopadowego: oddziały powstańcze pod dowództwem ostatniego wodza
naczelnego powstania gen. dyw. Macieja Rybińskiego odbywszy naradę wojenną na
plebanii w Świedziebni, przekroczyły granicę Królestwa Polskiego i Prus w
miejscowości Bachor w okolicach Jastrzębia, gdzie dowódca ogłosił kapitulację i
żołnierze złożyli broń. Armia liczyła wtedy jeszcze 20 tysięcy żołnierzy z
setką generałów i oficerów. Granicę przejechało 95 armat z zaprzęgami, tysiące
koni. Wraz z armią na emigrację udały się też władze powstańcze z ostatnim
prezesem Rządu Narodowego Bonawenturą Niemojewskim, członkowie sejmu i liczni
politycy m.in. Joachim Lelewel, oraz znani poeci: kapitan Seweryn Goszczyński i
porucznik Wincenty Pol. Odchodząc na obczyznę świadczyli, że nie zrezygnują z
podjętego celu. Po przekroczeniu granicy pruskiej na rzece Pisie żołnierze
polskiej armii powstańczej pod eskortą żandarmów pruskich zostali internowani.
Poeta notował…
Polami lasami, wojacy szli w
tłumach,
Bez
pieśni, bez grania w milczących szli dumach
Ich
dumy posępne, ich lica w kurzawie.
„A
dokąd wojacy? – pytają żurawie –
Wasz
pochód jak pogrzeb, choć bronią błyskacie,
Choć
broń wam przygrywa, wy w oczach łzy macie.
Choć broń nam
przygrywa, nam śpiewać niesporo,
Bo
Niemcy dziś jeszcze, dziś ją nam zabiorą.
My z
dłońmi gołymi pójdziemy w świat dalej
I
chleba u obcych będziemy żebrali
Gorzkiego, drogiego – i droższej ojczyzny
Będziemy żebrali za sławę i blizny. [2]
(…)
Droga na zachód Europy prowadziła przez Prusy, kraj niemiecki, który uformował się daleko na północny wschód od macierzystych terenów niemieckich, był najlepiej zorganizowanym państwem niemieckim, znaczącym już politycznie. Prusy,nazywane przez współczesnych armią udającą państwo, miały już za sobą 600 lat, a swój militarny charakter leżał już u źródeł jego powstania; nasz w tym udział można nazwać ironią historii. Okres trzech rozbiorów Polski sprzyjał rozrastaniu obszaru Prus zbliżając jego granice do terenów niemieckich, aż do połączenia z Brandenburgią.
Sława polskiego zrywu wolnościowego przebiła się daleko poza ten pruski wał, ale jego przebycie przez wojska polskie po upadku powstania, pozostawiło tylko blizny. Władze pruskie szykanowały ich, chcąc – po ogłoszeniu przez cara 1 listopada 1831 roku amnestii – zmusić ich do powrotu. W kilku miejscach doszło do użycia siły przeciw polskim żołnierzom. 22 grudnia na elbląskim rynku pruscy huzarzy szarżowali na polskich artylerzystów, płazując ich i kłując. Zginęło wtedy kilka osób. Kilkanaście dni później w leżącym na południe od Elbląga Fiszewie drogę Polakom podążającym do Malborka ze skargą na niewydanie zezwoleń na dalszą podróż na zachód Europy zastąpiła landwehra. Żołnierze otworzyli ogień do nieuzbrojonego pochodu. Zginęło dziewięć osób, 12 było rannych. Pierwsze kolumny żołnierzy Powstania Listopadowego przebiły się przez tereny okupowane w kierunku na zachód Europy w połowie grudnia 1831 roku. Ostatni powstańcy opuścili Prusy w 1834 roku.
Sam proces emigracyjny rozpoczął się znacznie wcześniej, różne były jego motywacje i różne drogi. Było to spowodowane podziałami, które ujawniły się dość wcześnie wśród polityków, jak i wśród wojskowych. Część powstańców przedostała się na zachód przez teren zaboru austriackiego.
Pochody szły trasą przez Elbląg, Malbork, Tczew, Starogard, Chojnice, Wałcz, Gorzów Wielkopolski, Kostrzyn nad Odrą, a dalej do granicy z Saksonią, stamtąd przez Torgau, Lipsk, Eisenach, Frankfurt nad Menem. Ci internowani przez Austriaków wyruszyli z Moraw przez Czechy do granicy Bawarii. Dalej trasa prowadziła przez Norymbergę, Würzburg, Ratyzbonę i Augsburg w Bawarii, Ulm, Stuttgart, Tybingę, Heilbronn w Wirtembergii oraz Fryburg w Badenii do Strasburga do Francji lub przez Szafuzę i Bazyleę do Szwajcarii. Z chwilą przekroczenia granic pruskich i austriackich, koszty dalszej podróży pryejęły lokalne Komitety Przyjaciół Polski. We Francji działały już komitety dla tych, którzy już tam dotarli. Generał Józef Bem, który koordynował przejście wojsk powstańczych, donosił na łamach „Pamiętnika Emigracji”[3] :
„(…) Z zakrwawionym sercem wracam do Saxonii, aby tam jeszcze szukać środków do przeprawienia naszych żołnierzy. Na Paryż, na komitety francuskie, nie było co rachować; składki w tym kraju, wszystkie prawie, chłonął komitet polski.
W Niemczech znalazłem największą sympatię. Wszędzie po drodze, którą żołnierze przechodzić mieli, poformowały się za pierwszą prawie odezwą moją komitety, do których dla porządku po jednym oficerze pododawałem.
I tak oprócz komitetu w Lipsku i we Frankfurcie nad Menem formowały się nowe komitety w Altemburgu, Zwickau, Plauen, Bayreuth, Norymberdze, Würtzburgu, Heidelbergu, Karlsruhe, tudzież wiele innych pomniejszych, gdzie nie tylko oficerów i żołnierzy naszych żywiono, ale także opatrywano w odzież i obuwie, i wysyłano na dalszą drogę powozami. Była to niemała pomoc, bo każdy Polak dostawszy się do Saxonji, mógł tem samem łatwiej dojechać do Francji. Ale potrzeba było jeszcze przeprowadzić żołnierzy przez Prusy. Poznańskie pomogło im ile mogło tajemnie; z największą jednak niecierpliwością oczekiwano pomocy od komitetów francuskich. (…)”[4]
Z tych głównych tras często zbaczano także indywidualnie lub w małych grupkach, które ciągnęły od Prus przez Hanower do Belgię, gdzie – podobnie jak w Szwajcarii – Polacy zaciągali się też do wojska. Także tam docierał generał Józef Bem.
List Jła Bema do kasztelana Platera.
Antwerpia , 22 grudnia 1831.
Z ukontentowaniem widzieć by można, że oficerowie w służbie belgijskiej będący z największą starannością przypatrują się robotom oblężniczym. W przykopach zawsze któregoś można zastać, zawsze tam gdzie idą strzały: dotąd jednaka żaden ani zabity, ani raniony nie był. Na trzydziestu kilku którzy się w wojsku belgijskim znajdują, dziesięciu jest w Antwerpii. W sztabie Jła Desprez: pułkownik Władysław Zamojski, podpułkownik Proszyński, kapitanowie Linowski i Leszczyński; w artylerji: kapitanowie Alexander Szyprowicz i Zboiński, porucznik Michałowski i podporucznik Krystyn Ostrowski; ze sztabu 1-szej dywizji kapitan Bernard Potocki; przy sztabie zaś marszałka Gérard przykomenderowany jako oficer polski major Szemiot. Wszyscy ci oficerowie będą mogli kiedyś robić z korzyścią służbę tego rodzaju, ponieważ tutaj gorliwie się nią zajmują. Minister wojny baron Evains, mówił mi w Bruxelli że jest w ogólności kontent z oficerów polskich. Król sam to samo mi w Antwerpji oświadczył. Jeden tylko awanturnik de la Rose, który był u nas podoficerem, a wszedł tutaj jako oficer polski (właściwie Hanowerczyk) tak się źle prowadził, że go oddalić musiano; ale sam minister wojny powiedział mi że wie że nie jest Polakiem. Pomimo tego że wyższe władze chwalą naszych oficerów, zdaje się że już więcej przyjmować ich nie chcą, gdyż Belgijczykowie niechętnie patrzą na cudzoziemców.[5]
Generał Józef Bem realizował swoją misję na fali entuzjazmu. Polacy, którzy do tej pory cierpieli nędzę i upokorzenia, witani byli przez Niemców z sympatią i entuzjazmem. Niemiecka ludność z podziwem patrzyła na żołnierzy, którzy wystąpili przeciwko potężnemu despotycznemu carowi Rosji. Toteż od samej granicy Polacy doznawali wielu dowodów przyjaźni i gościnności. Szczególnie w Lipsku w Saksonii, gdzie już od listopada 1831 działał „Związek Wsparcia dla Potrzebujących Polaków”. Wjazd Polaków do miasta odbył się w asyście honorowej wojska saskiego i gwardii mieszczańskiej. Tłum mieszkańców wiwatował „Niech żyją Polacy” przy dźwiękach armat i salw honorowych artylerii. Podobne sceny powtarzały się w innych miastach na całej trasie marszu przez Niemcy. Przed Polakami stały otworem najlepsze hotele i domy prywatne. Na ich cześć urządzano bale i wieszano transparenty: „Jeszcze Polska nie zginęła, póki żyją Niemce”. W Gocie wystąpił paradnie miejscowy garnizon, a oficerów przyjęto w książęcym pałacu.
We Frankfurcie nad Menem wybito szyby w rosyjskiej ambasadzie. Pewien obrazek z tego miasta, o którym napomyka w swoim raporcie generał Bem, przedstawiłem w moich wcześniejszych publikacjach i sądzę, że warto ten fragment zacytować. Tę historię niemal anegdotyczną, a przecież prawdziwą przytoczył Karl Dedecius w swoim eseju Überall ist Polen, omawiającym książkę Marcela Reicha-Ranickiego 16 polnische Erzähler. Mieszkająca we Frankfurcie nad Menem muza Wolfganga Goethego, Marianne von Willemer (znana z literatury jako „Suleika”), donosiła mu w liście: (…) Halb Frankfurt ist ganz verrückt wegen dieser Polen. Du würdest die Stadt nicht wiedererkennen. (…)
Co takiego wydarzyło się tam wtedy, że połowa Frankfurtu była tak zwariowana na punkcie Polaków, że Goethe nie mógłby miasta rozpoznać? Na ulicach było głośno od polskich zgrupowań i śpiewów patriotycznych der Feinden des russischen Imperium. Entuzjazm udzielił się frankfurtczykom. Rada miasta przyznała jednogłośnie 30 000 marek na wsparcie polskich uchodźców. A że działo się to we Frankfurcie nad Menem, gdzie flaga miasta jest identyczna jak polska, natomiast biały orzeł w koronie, prawie identyczny, miasto wyglądało rzeczywiście na opanowane przez Polaków.
Niemcy nie przyglądali się biernie wypadkom w Królestwie Polskim. Na jego teren przedostało się kilkudziesięciu niemieckich ochotników, którzy wzięli udział w walkach, albo lekarzy służących rannym i chorym pomocą. Poza tym organizowano przesyłki leków, bandaży i pieniędzy dla wdów i sierot po poległych powstańcach. W celu zebrania funduszy organizowano imprezy charytatywne, koncerty i loterie fantowe. Wydawano wiele książek, broszur i ulotek, zaś w liberalnej prasie ukazywały się artykuły i korespondencje, z których przebijała wyraźna sympatia dla sprawy polskiej. W podobnym tonie tworzyli także poeci, a kraj zalały liczne „polskie pieśni” (Polnischenlieder) sławiące bohaterstwo powstańców. Naliczono ich łącznie około tysiąca. Do najbardziej znanych należały m.in. Pamiętasz o tym, dzielny mój Łagienko, Ostatnich dziesięciu z Czwartego Pułku czy niemieckie tłumaczenie Mazurka Dąbrowskiego. Popularne stały się mazury, polonezy i polskie marsze wojskowe. Część z nich przeniknęła później do niemieckiej kultury ludowej, natomiast nie zawsze wiemy, że popularna u nas pieśń „Tysiąc walecznych opuszcza Warszawę” to przetłumaczony tekst współczesnego poety niemieckiego Juliusa Mosena.
II.
Jakie były przyczyny ogromnego „polskiego entuzjazmu” i spontanicznej pomocy społeczeństwa? Bez uchylenia rąbka nieznanej u nas powszechnie historii Niemiec i punktów zbieżnych tej historii z historią Polski, trudno jest tę euforię zrozumieć. Zdajmy sobie sprawę z tego, ile wydarzyło się na tej krótkiej przestrzeni pierwszych 30 lat dziewiętnastego wieku na tym obszarze Europy. Jeszcze 30 lat wcześniej kraje te były jednymi z pośród kilkuset państw Cesarstwa Rzymskiego. W naszej historii pojawił pierwszy Niemiec w roku 962 w postaci Ottona I. Koronę Cesarstwa Rzymskiego zdążył właśnie przyjąć po wygaśnięciu francuskiej dynastii Karolingów. Kontynuował ideę odnowionego Cesarstwa Rzymskiego do którego należała nie tylko grupa krajów niemieckojęzycznych, ale także mówiący innymi językami, jak Frankowie, Włosi, Czesi i inni. Nazwa Sacrum Imperium została po raz pierwszy udokumentowana w 1157 roku, a tytuł Sacrum Romanum Imperium wprowadzili cesarze szwabskiej dynastii Hohenstaufów w 1254 roku, dodatek „Narodu Niemieckiego“ („Latin Nationis Germanicæ”) był okazjonalnie używany dopiero od końca XV wieku za panowania Habsburgów z Górnej Alzacji. Ostatnim cesarzem był Franciszek II (Austriak, król Czech i Węgier), który po bitwie pod Austerlitz został zmuszony do abdykacji. Napoleon nie zaspokoił się scaleniem swojego cesarstwa z terenem odzyskanym po upadku Cesarstwa Rzymskiego, ale sięgnął dalej poza Ren, podporządkował sobie kraje niemieckie na prawym brzegu tworząc z nich Związek Reński pod swoim oficjalnym protektoratem a z Bawarii i Wirtembergii utworzył królestwa podległe jego jurysdykcji. W ten sposób, po ponad ośmiu wiekach, Święte Cesarstwo Rzymskie przestało istnieć. Był rok 1806. Historia Niemców jest u nas tak samo mało znana, jak wydarzenia, które miały miejsce podczas przejścia polskich żołnierzy powstańczych przez ich tereny; wśród weteranów polskich byli jeszcze żołnierze kampanii napoleońskiej, która była dla nas wojną wyzwoleńczą, a Niemców dopiero upadek cesarza Francuzów wyzwolił spod jego okupacji. Jest szczególna wykładnia tego okresu historii, gdy w szeregach wojsk napoleońskich szły legiony polskie uformowane przez emigrantów wcześniejszych powstań polskich obok legionów utworzonych z Niemców z zajętych przez Napoleona terenów niemieckich po upadku Cesarstwa Rzymskiego. Razem z Polakami walczyli przeciw Prusakom, Austriakom i Rosjanom; razem więc nieśli wolność Polsce i nikt nie pytał czy leżało to w ich interesie narodowym. W krótkim czasie pierwszego trzydziestolecia XIX wieku wokół terenów niemieckich miały miejsce znaczące wydarzenia, jak Rewolucja Lipcowa we Francji, powstanie na drodze rewolucji państwowości Belgii i nasze Powstanie Listopadowe rozumiane jako wojna Polski z Rosją, potężnym imperium, które pokonało Napoleona. Dla narodu niemieckiego nic się nie zmieniło na tym obszarze także po upadku Napoleona; Napoleon stworzył z 300 krajów, ksiąstewek i hrabstw 30, a 50 niezależnych miast pozostało 5, ale dalej nie było państwa niemieckiego a o swoje wpływy na obszarach nazwanych Związkiem Nemieckim bez wspólnego rządu zabiegały Prusy i Austria. Dla tych społeczeństw, posiadających przecież wspólny język, wspólnych poetów i filozofów, ale bez wspólnej historii, silniejsze były echa paryskiej Rewolucji Lipcowej, narodzenie się państwowości Belgii, a teraz jeszcze wieści napływające zza Odry, gdzie naród o wielkiej historii bronił swojej suwerenności. Te rewolucyjne wydarzenia rozbudziły w krajach niemieckich poczucie, że łączy ich więcej, jak tylko wspólny język, ale i świadomość, że feudalne, kościelne często dyktatorskie formy władzy mogły być zmienione tylko na drodze rewolucyjnej.
III.
Sztuka i literatura niemiecka tego okresu nie tylko czerpała tematykę z rewolucyjnych wydarzeń w krajach sąsiedzkich lecz tym samym podsycała narastające rewolucyjne. Malarze niemieccy malowali dramatyczne obrazy przedstawiające walkę narodów tych krajów, spod piór ich poetów ukazywały się poematy i pieśni o bohaterskich czynach Polaków. Bohaterskie czyny naszych „czwartaków” uwiecznione zostały w pieśni i rozprowadzane na alegorycznej ulotce przedstawiającej polskich bohaterów w paradnym szyku bojowym.
Gdy Heinrich Heine dowiedział się o wydarzeniach lata 1830 we Francji, poniesiony entuzjazmem dla idei rewolucyjnej ujrzał siebie jako piszącego wojownika o wolność człowieka i emancypację. W swoich listach mówi o tym pod datą 10 sierpnia 1830 r: „Jestem synem rewolucji i ponownie sięgam tę czarowną broń, nad którą moja matka wymawiała swoje magiczne błogosławieństwo …. kwiaty! Kwiaty! Będę koronować głowę na agonię śmierci. I lirę, dajcie mi lirę, abym mógł zaśpiewać pieśń bojową…. Słowa jak płonące gwiazdy strzelające z góry i palące pałace oświetlające chaty…“.
Coraz bardziej wrogo nastawiony do sytuacji politycznej – zwłaszcza w Prusach – i zmęczony cenzurą w Niemczech, w 1831 r. przeniósł się do Paryża. Tutaj rozpoczął swoją drugą fazę życia i pracy. Chciałby chyba przenieść tę Lipcową Rewolucję na teren niemiecki. Może to uczynić tylko piórem. W wieku 35 lat odkrywa siebie w formach eseju i reportażu, i dziś ogromna jago spuścizna zawarta jest w tomach eseistycznych. W jednej z gazet codziennych pojawiła się seria raportów na temat warunków okoliczności i skutków rewolucji francuskiej. W prywatnej korespondencji do kompozytora Ferdynanda Hillera pisze z typowym dla niego dowcipem: „Jeśli ktoś ciebie zapyta, jak ja się tutaj odnajduję, odpowiedz: „Jak ryba w wodzie. Albo raczej powiedz ludziom, że kiedy jedna ryba w morzu pyta drugą jak się czuje, ta odpowiada: „Czuję się jak Heine w Paryżu”.
Ale w Paryżu do Heinego docierają informacje także o wydarzeniach na wschodzie. Już nie ma czasu na wyjazd do Polski, choć miałby pewnie ochotę to uczynić, jak wielu ochotników, którzy wmieszali się między powstańców w Warszawie. Po wypadkach, które rozegrały się terenie Prus po upadku powstania, poeta zdaje się nie kontrolować swojego oburzenia pisząc:
„W końcu, gdy upadła Warszawa, spadł łagodny pobożny płaszcz, w którym Prusy wiedziały, jak pięknie się drapować, a nawet najgłupsi zobaczyli ukrytą pod nim żelazną zbroję despotyzmu. To zbawienne rozczarowanie Niemcy zawdzięczają nieszczęściu Polaków.
Polacy! Krew burzy się w moich żyłach, kiedy zapisuję to słowo, kiedy myślę o tym, jak Prusy działały przeciwko tym najszlachetniejszym postaciom tego nieszczęścia, jak tchórzliwie, jak nikczemnie, jak zdradliwie. Historyk nie będzie w stanie znaleźć żadnych słów w swoim wewnętrznym obrzydzeniu, jeśli ma powiedzieć, co stało się z Fiszewie; te zakłamane czyny bohaterskie muszą dobitnie opisane sędziemu wymierzającemu karę – – – – słyszę rozpalone żelazo syczące na pruskich chudych plecach.”[6]
Entuzjazm tłumów wywoływał zaniepokojenie konserwatywnych rządów tychże krajów niemieckich. Rządy te pod wpływem dyplomacji Austrii, Prus i Rosji, a częściowo z własnej inicjatywy starały się ograniczać propolskie manifestacje. Oficjalnie jeszcze w 1832 roku władze Saksonii odmówiły Polakom prawa pobytu w Dreźnie, a wiosną zamknęły przed nimi granice kraju, podobnie uczyniły Wirtembergia i Bawaria, ale entuzjazm zwykłych obywateli Niemiec witających polskich powstańców wymknął się spod kontroli władz i stawało się jasne, że jest to wyraz opozycji liberalno-demokratycznej; przemarsz Polaków stał się ważnym czynnikiem umacniającym patriotyzm ogólnoniemiecki. Propolskie stowarzyszenia przekształciły się rychło w kluby polityczne, które podejmować zaczęły walkę w imię wolności i demokracji przeciwko własnym autorytarnym rządom, o stworzenie jednolitego państwa narodu niemieckiego.
IV.
Wiosną 1832 roku sprawnie koordynowane przez generała Józefa Bema grupy powstańcze dotarły do Renu. Po podboju terenów niemieckich na lewym brzegu Renu przez francuskie wojska rewolucyjne w 1790 roku, od 1801 roku, dzisiejszy Palatynat należał do Republiki Francuskiej. Ludność palatyńska znała więc idee rewolucji, Liberté, Égalité, Fraternité. Era Napoleona Bonapartego zakończyła się klęską w wojnach o wyzwolenie. Na Kongresie Wiedeńskim w latach 1814-1815 zwycięzcy podzielili Europę Środkową i wyznaczyli nowe granice. Na mocy Traktatu Monachijskiego okręg reński został przydzielony Cesarstwu Austriackiemu. W roku 1816 r., po dwudziestu latach rządów francuskich, Palatynat, (tzw. Nadrenia), dołączony został do Bawarii, jedngo z kilku niemieckich państw, które 26 maja 1818 r. przyjęły konstytucję. Zgodnie ze swoją liberalną francuską tradycją prawną Nadrenia otrzymała specjalne prawa poza będąc bez granic z Bawarią. Prawa te nie były respektowane przez bawarskiego króla, co po Rewolucji Lipcowej we Francji leżącj po drugie Renu, pobudziło oddolne siły demokratyczne wolnej prasy broniącej praw konstytucyjnych. Gdy 26 maja miała się manifestacja dla uczczenia tej konstytucji, Philipp Jacob Siebenpfeiffer, redaktor naczelny gazety „Bote aus dem Westen”, odwołał ogłoszone przez władzę uroczystości na zamku w Hambach i wezwał do odbycia kontrmanifestacji następnego dnia. Jeszcze wieczorem dziennikarze i liberałowie zebrali się w strzelnicy w pobliskim Neustadt. Wśród nich byli wybitni niemieccy członkowie opozycji Börne, Harro Harring i Jakob Venedey, Lucien Rey, zastępca strasburskiego społeczeństwa „La Société des amis du peuple” oraz przedstawiciele polskiego Komitetu Narodowego Polskiego z Paryża. Tematem przewodnim była sprawa utworzenia wspólnej ojczyzny. Już na tym spotkaniu przedstawiciel studentów postawił jednoznaczne pytanie: „Czy spotkaliśmy się, aby znów pogawędzić, czy też jest czas, aby uderzyć?”. Odbyło się formalne głosowanie w sprawie pytania i zdecydowano jeszcze nie uderzać. Dzień zakończył się w uroczystym nastroju, dzwonieniem dzwonów, strzelaniem z pistoletów i rozpalaniem ognisk.
27 maja kilkadziesiąt tysięcy ludzi pochodzących z różnych środowisk i krajów niemieckich, oraz polskich kombatantów i Francuzów zza pobliskiej granicy pomaszerowali na górę do ruin zamku. Centralnym punktem pochodu były niemiecka i polska flaga. Na górze zamocowano obie flagi na ruinach.
Spotkania w następnych dniach trwały w atmosferze festynu wśród wina i śpiewu. Tylko aktywiści spotykali się dla dalszych dyskusji, gdzie było wiele wypowiedzi domagających się przemienia festynu w rewoltę, ale nie było ogólnej akceptacji dla takiego radykalnego rozwiązania. Uroczystości przewidziane na dwa dni zakończyły się dopiero 1 czerwca. Z ust mówców padały ważne deklaracje. Jeden ze współorganizatorów Hambacher Fest, Johannes Fitz, stwierdzał: „Zjazd w Hambach przez opowiedzenie się za przywróceniem wolnego państwa polskiego stał się wyrazicielem opinii i żądań prawdziwych patriotów niemieckich. Niepodległość winna być zwrócona Polsce nie tylko w imię sprawiedliwości dziejowej. Leży ona przede wszystkim w interesie samych Niemców, bowiem bez wolności Polski nie ma wolności Niemiec. Bez wolności Polski nie ma trwałego pokoju, nie ma zbawienia dla innych narodów europejskich.”
Wtórował mu Bazyli Zatwarnicki, członek polskiej delegacji: „Nigdy nie były dwa narody bardziej godne siebie niż naród niemiecki i polski; nigdy nie zawarły dwa narody piękniejszego i trwalszego związku, aniżeli teraz Niemcy i Polacy. Niech po wieczne czasy uszczęśliwia on naszych potomków!”
Zdejmując z ruin białoczerwoną flagę Franciszek Grzymała apelował: „Ludzie niemieccy, którzy zawiesiliście tutaj tę polską flagę na cześć naszych ludzi, zachowajcie ją. Niech Opatrzność pozwoli, aby wkrótce nadszedł moment, kiedy po wielkiej walce narodów z absolutyzmem, otrzymamy ponownie z waszych rąk ten sztandar, aby wygrać lub umrzeć pod tym samym, walcząc o wolność.”
Festyn zakończył się uroczystym odprowadzeniem flag do Neustadt. Niestety, rzeczywisty układ sił w Europie nie pozostawiał złudzeń, że czas na gorąco deklarowane zmiany jeszcze nie nadszedł. Wkrótce po zakończeniu manifestacji nastąpiła ostra reakcja władz. Organizatorzy Święta zostali aresztowani, cudzoziemcom zakazano pobytu na ziemi niemieckiej, a ze współpracy demokratów obu narodów nic praktycznego nie wyszło.
Bezpośrednio po festiwalu w Hambach emisariusze (wysłannicy) przekazali wiadomości do Press and Fatherland Associations. Ubolewając nad dalekim od oczekiwań efektem demonstracji przypominano, że przecież kilka dni wcześniej wśród opozycyjnych organizatorów festynu panowała atmosfera rewolucyjna. Wymarzona rewolucja jednak nie doszła do skutku.
Heinrich Heine, który przebywał w tym czasie na emigracji, nie krył rozczarowania i żalu do organizatorów: „W czasach Hambacher Festiwal ogólny przewrót w Niemczech można było próbować z pewną perspektywą sukcesu. Te dni Hambachu były ostatnią datą, jaką nam wyznaczyła bogini wolności….”. Heine w swoich esejach, nie oszczędził także polskiej emigracji, z którą miał możność zetknąć się w Paryżu: ich rozbicie wewnętrzne, zamiast jedności z ruchem karbonariuszy myśląc o całej Europie. Rzeczywiście tym większe było rozczarowanie Niemców, że nie wystarczyło to wywołania rewolucji na ich terenie, że ogrom mirażu bohaterstwa, otaczający polskich powstańcy listopadowi był tak ogromny, że wydawał się wystarczający dla zapłonu rewolucji. Cóż, Heine to jednak poeta, wielki poeta romantyzmu, pisze później:
Nie, Polska nie jest jeszcze zagubiona…. Z jego politycznym istnieniem, jego prawdziwe życie jeszcze się nie skończyło. Podobnie jak Izrael po upadku Jerozolimy, a więc być może po upadku Warszawy[162], Polska wznosi się do najwyższego powołania. Być może ci ludzie są nadal zarezerwowani na czyny, które geniusz ludzkości ceni bardziej wysoko niż bitwy wygrane i rycerskie zaciskanie mieczy wraz z deptaniem koni jego narodowej przeszłości! I nawet bez takiego powojennego znaczenia Polska nigdy nie zostanie całkowicie utracona….
Będzie żyć na najsławniejszych stronach historii![7]
Solidarność z Polską była wówczas w Europie powszechna. W Londynie powstało stowarzyszenie literackie „The Literary Association of the Friends of Poland”. W Paryżu, w Playel-Saal, Fryderyk Chopin wzruszał sympatyków Polski swoimi polonezami i mazurkami. W Rzymie proboszcz Félicité Robert de Lamennais skomponował hymn à la Pologne. Ryszard Wagner skomponował swoją młodzieńcza uwerturę Polonia. Jeszcze w roku 1862[8] Giuseppe Garibaldi deklarował gotowość walki za Polskę zapewniając młodych polskich emigrantów przebywających na Szwabii, w Heidelbergu: Wzniosę jeszcze swoje ramię dla obrony wolności Polski!
Christian Medard Manteuffel, we Frankfurcie nad Menem, 2018.
PRZYPISY
1. Data festynu przy zamku Hambach weszła do kalendarza obchodów rocznic walki narodu niemieckiego o wolność i demokrację. W roku 1988 na zamku demonstrowali polscy uchodźcy solidarnościowi, był obecny prof. Edward Szczepanik, premier Rządu RP na Uchodźstwie. W roku 2001 odbyło się tam spotkanie prezydentów Francji Jacquesa Chiraca, Polski Aleksandra Kwaśniewskiego i niemieckiego kanclerza Gerharda Schrödera w ramach konsultacji Trójkąta Weimarskiego. W roku 2007 w 175 rocznicę tego wydarzenia poczta niemiecka wydała znaczek okolicznościowy z reprodukcją obrazu wspłóczesnego artysty Erharda Josepha Brenzingera z wyeksponowanym fragmentem o obiema flagami. Dziś gości przychodzących odwiedzać Hambacher Schloss witają na maszcie obie te flagi.
2. Heinrich Heine, urodzony w 1797 r. w Düsseldorfie. W 1831 r. opuścił Niemcy. Zmarł na wygnaniu w Paryżu w 1856 roku. Duchowo zaangażowany w tworzenie demokratycznego państwa niemieckiego. W swojej publicystyce zbliżył się do kwestii wolności Polski jeszcze przed wybuchem powstania 1831 roku. W roku 1823 w wydawnictwie „Der Gesellschafter oder Blätter für Herz und Geist“ (Berlin) ukazała się się jego książka „Über Polen“, rok później wydanie w języku polskim przez „Księgarnię Wilhelma Zukerkandla” we Lwowie.
Wszystkie tłumaczenia w całym eseju, jeśli
nie zostały oznaczone inaczej, pochodzą od autora. (ch. m. m.)
[1] Seweryn Goszczyński przedostał się potem do Galicji i działał tam – we Lwowie i Krakowie – w środowisku polskich twórców, dopiero w roku 1838 wyemigrował do Francji, a zbiór „Trzy struny”, skąd wziąłem ten wiersz, wydał w roku 1839 w Strasburgu.
[2] Dramat ten przedstawił na swoim obrazie współczesny niemiecki artsta malarz Dietrich Monten: Finis Poloniae. Abschied der Polen von ihremVaterlande. (Berlin, Staatliche Museen zu Berlin – Preußischer Kulturbesitz, Nationalgalerie, Inventar-Nr. W.S. 153)
[3] „PAMIĘTNIK EMIGRACJI” (Niepodległość, Całość, Wolność) pod redakcją Michała Podczaszyńskiego, Paryż – 1932, 1933. Tomy: I. II. III. Czasopismo było pierwszym polskojęzycznym pismem we Francji. Ukazywało się na przstrzeni jednego roku; pierwszy numer ukazała się 1 lipca 1832 roku, ostatni 25 lipca 1833. Ukazywało się w postaci broszur tutułowanych nazwiskami postaci historycznych.
[4] „Pamiętnik Emigracji“, cz. I, 23 stycznia 1833, („Leszek Czarny”), str. 8.
[5] „Pamiętnik Emigracji“, cz. I, 28 grudnia 1832, („Bolesław I”) str. 1-2.
[6] Heinrich Heine w przedmowie do zbioru reportaży:„Französische Zustände“. Dzieła zebrane w czterech tomach, pod redakcją Otto F. Lachmanna, wyd. Reclam, tom 4, Lipsk o.J., s. 10 f. Wydarzenia w Fiszewie utrwalił także francuski malarz Reynauld Frères.
[7] Heinrich Heine: Werke und Briefe in zehn Bänden. Herausgegeben von Hans Kaufmann, 2. Auflage, Berlin und Weimar: Aufbau, 1972. Essays III: Aufsätzte und Streitschriften. Drittes Buch, S. 161-162. Drittes Buch. Strona 161.
[8] Po zamachu na księcia Konstantego.