Arkadiusz Frania – Wir kierunków

0
458

Wiersze Tomasza Dalasińskiego ze zbioru Większe to swoiste monodramy poetyckie. Wypowiedzi autora mają przecież, poza nielicznymi wyjątkami, szeroką, płynącą frazę, która zdaje się zagarniać, wsysać każdy przejaw energii: to, co zobaczone i przeoczone, przeżyte i falujące w domysłach. Wszystko istnieje naraz, nie czeka na swoją kolej, aby pojawić się na ekranie skojarzeń z sobą. Mamy tu do czynienia z jednoczesnością, duchowym palimpsestem, gdy jedne obrazy nie zostały na dobre wyświetlone, a już na nagle blaknące plamy pchają się rojem chmary jaw i mar rzeczywistości.

Odnoszę wrażenie, że w wierszach toruńskiego twórcy spotykają się wszystkie wiatry-obrazy pędzące w tych samych i odwrotnych kierunkach, stąd ciągły ruch w zdaniach, w gramatyce, logice liryków: „gdzieśmy bywali tam nas teraz nie ma / tam nas nigdy nie było i znaczy: to wszystko / co przyszło wczoraj było mętne nieprzejrzyste” (s. 7). Czytając poszczególne wersy nie schodzimy na dół kartki, ale wchodzimy w głąb, po to, by poprzez kontakt z wyobraźnią pisarza, lepiej poznać siebie.
Bohater cierpi na życie, dręczą go kalendarz, zdarzenia, sytuacje, jest przeto wyraźnie osadzony w przestrzeni miasta (ciągłe migotanie lokalizacji: „jakieś osiedle”, s. 5; „miejskie parkingi”, s. 9) i państwa, nawet ojczyzny. Poeta nie zamyka się w domysłach i metafizyce codzienności wyzutej z historycznego „tu i teraz”, skoro zdobywa się na stworzenie portretu Polski w wierszu-inwokacji Mazurek: „biało-czerwona krwinko w sercu Europy” (s. 17), by w bezpośrednim nawiązaniu do hymnu narodowego zasiać niepokój: „jeszcze się tobą karmię i jeszcze ci truję, / bo jeszcze nie zginęłaś, chociaż trochę już” (s. 18).
Duszę trawi dojmujący brak rzeczy autentycznych, wszechobecne podróbki, awatary, zastępniki, erzace: „za szybą tyle ikon i żadnej świątyni” (s. 23). Lecz czy choć na moment dostrzega punkty orientacyjne: prywatność, moment historyczny, lekturę? To są chyba syrenie śpiewy, jeśli autor pisze: „prawdziwy wróg człowieka tak zwana Historia” (s. 7), „łoskot epoki” (s. 24) czy ostrzej: „skundlała epoka” (s. 41). Najbardziej dramatycznie brzmi konstatacja, charakteryzująca obecną dobę dziejową, gdzie kanały telewizyjne rywalizują o odbiorcę, oferując mecz lub relację z wojny; pozostaje pytanie, jak żyć pośród śmierci? – „Jadłem kebab na mieście, gdy strzelano w Syrii, / jadłem kebab, gdy w Syrii wybuchały bomby” (s. 25).
Człowiekowi jak nigdy wcześniej potrzeba stałego, bezpiecznego miejsca, zakotwiczenia:

Tutaj miałem
o domu, bo dobrze mieć miejsce, w którym można

się znaleźć, gdy trzeba się schować, ale dom
mi się skończył
(s. 11).

Ucieczką przed demonem rozchwianych wartości i iluzji jest nie tylko akt zawieruszenia się: „zgubić się w środku grudnia na jakimś osiedlu” (s. 5), ale pęd w siebie na zatracenie „ja”: „płynąć, // płynąć i płynąć, aż odejdą wody, / aż odejdą i wrócą, żeby nas oczyścić” (s. 5). Współczesny człowiek pragnie właśnie oczyszczenia, katharsis, płaczu, który obmyje z brudu i uwolni z pęt podświadomości.
Na razie bohater chce odnaleźć „ja”, niechby było „ego”, ale to jego „ego”, niczyje inne, własne: „mieszkaliśmy w sobie / jak w więzieniach” (s. 7). Czy jednak jesteśmy tym, kim jesteśmy, czy aby może nie staliśmy się tylko wytworem innych, („skutkiem”) ludzi i przedmiotów? Wiersz Wyprowadzka zawiera rejestr przedmiotów, pętających człowieka, tłamszących jego wolność:

kartony, walizki,
stolik z Jyska, ubrania,
książki, sztućce, krzesła,
zepsuty telewizor,
pusta popielniczka
(s. 44),

Powyższa wyliczanka to nie zwykły arkusz spisu z natury, ale dowód na bezradność homo sapiens. W .pl czytamy z kolei:

sypia [się] w pustych naczyniach pod zlewem z Ikei
i płonie na ekranach, Skype’ach, Instagramach,
i gaśnie na ekranach, Skype’ach, Instagramach,
i zaraz się zamienia we włos w zupce instant
(s. 19).


Stąd bijąca z tomu potrzeba samookreślenia, zdefiniowania swojego miejsca w sobie: „Oto dociera do mnie, że oto nareszcie / docieram się ze sobą” (s. 12), „kiedy się przysiadłem / do siebie” (s. 21), „nie potrafię się zebrać, nie mam dokąd odejść / i nie mam gdzie się zastać” (s. 33), „i nigdzie, gdzie byliśmy, / nigdy nas nie będzie” (s. 44). Próby poznania, zrozumienia i pokochania „ja” wciąż wymykają się jednoznaczności, bo radość miesza się ze zwątpieniem, odnalezienie siebie to nieraz wstęp do niepewnej tożsamości:

więc jestem swoim cieniem i nie ma mnie w nim
więc stoję w świetle stacji by ruszyć i iść

schodami z żelbetonu do góry i w dół
krok po kroku bez końca do góry i w dół
(s. 22).

Pozostaje jednak kolejne wyruszenie w drogę ku sobie i spisanie współczesnych Ksiąg pielgrzymstwa (s. 23).
Podmiot liryczny dokonuje niechętnego odepchnięcia młodości, zbiór Większe to poniekąd pożegnanie z niedorosłością, z tym wewnętrznym dzieckiem, nazwanym „przaśnym chudym chłopcem w dziurawych kaloszach” (s. 8), z „naszymi starymi, dobrymi grami i zabawami” (s. 5). Wir panujący we wspomnieniach został skwitowany deklaracją: „A teraz nas tam nie ma bo wyszliśmy cało / i nadal wychodzimy Każdy w stronę swego” (s. 9). Gdy piszę o wirze, mam na myśli nieoczywistość przeszłości dostępnej bohaterowi, ambiwalencję odczuć przechowywanych w tkankach pamięci, skoro „Był świat Nie było świata” (s. 9), „jak wracać do mieszkania z którego się nigdy / nie wyszło w żadną stronę bo wszystkie już były” (s. 10).
Antidotum na dezintegrację świata i osobowości są uczucia pierwsze, niemal atawistyczne, dlatego niepoddające się do szczętu erozji, jaką wytwarza cywilizacja liberalna: „zawsze będziemy / tęsknić i wspominać” (s. 44), ale także pragnąć bliskości drugiej osoby, współ-bycia bez warunków. Zwróćmy uwagę, iż dedykowany Żonie erotyk Pieprzyki, choć emituje aurę czułości, został naznaczony zarówno motywem zurbanizowania (porównanie pieprzyków do „wymarłych miast”), jak i na wskroś egzystencjalnym wywieszeniem białej flagi:

Bezcenność rąk którymi patrzę w środku nocy
(pieprzyki na jej plecach jak wymarłe miasta)

I może chciałbym więcej lecz wciąż jeszcze nie wiem
czy może być coś więcej ponad to co jest
(s. 29).

            Najnowszy tomik wierszy Tomasza Dalasińskiego nie przygnębia jednak, bohater stara się rozeznać w otoczeniu i swojej psychice, by po zadaniu pytania „A jeżeli nie?” (s. 5) poszukać odpowiedzi, jeszcze raz zaglądając w siebie.

Tomasz Dalasiński, Większe, Wydawnictwo Kwadratura, Łódź 2018, 48 s.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko