Józef Chełmoński
Przede mną kolejny tomik poetycki Pawła Kubiaka. Nie będę przybliżał jego sylwetki, łatwo znaleźć informacje o poecie (internet, facebook, katalog Biblioteki Narodowej, antologie itd.) i o jego działalności w literaturze. Zajmę się Uwięzią”. Chyba to się odmienia, nie jestem pewien, jak przy wszelkich dość oryginalnych nazwach własnych. Czego dotyczy? A to już odsyłam ciekawskich do tomiku.
Zacznę od wiersza
oczekiwanie na magię
jadę pociągiem Gałczyński
zaczarowany elektrowóz
trwoży skrzydła ptaków
poranne słońce ziewa
na pąkach dziewanny
kołyszę się w dorożce
z pejzażu
ze zmyśleń
rąk oczekiwanych
chłodniejących ramion
przyspieszony s kretesem
na obwodzie sensu
Tak, Kubiak jest poetą drogi, teraz to sobie uświadomiłem, chociaż znam go i jego poezję od lat i kilka razy o niej pisałem. Ale nigdy nie naszło mnie to skojarzenie: poeta drogi. A teraz widzę je coraz jaśniej – Kubiak wciąż w drodze. Może to być droga w Bieszczadach (raczej szlak) i to dość regularnie, droga do poetów, którym wciąż organizuje spotkania w Piastowie czy droga do serc osób, które go zajmują. Widać w tym wierszu jakąś wyrazistość przekazaną delikatną kreską (żeby odwołać się do malarstwa). Warto tu od razu powiedzieć, że tomik zdobią rysunki Joanny Szczuki, właśnie takie, delikatne acz intensywne, ulotne acz treściwe, jak słowo poetyckie Kubiaka: , jędrne ale nie nachalne, ich przekaz mocny i delikatny jednocześnie. Nie wiem, jak Paweł to robi, ale odbieram jego „Uwięź” jakby rzucał we mnie solidną metaliczną kulą (słowa, oczywiście), bo to słychać w uszach i uczuciowo-intelektualnym odbiorze, ta solidność i moc, i metaliczna twardość, zdecydowane, to to, że w poezji Kubiaka nie ma miejsca na kompromisy – a gdy to wszystko do mnie dociera (owa twarda kula słowa), to łapię owe słowa, ową poezję jako miękkość, puszystość, jako coś przyjaznego czytelnikowi. Takie zderzenie daje w efekcie poezję wymagającą, poezję wymagającego przekazu, w której nie ma miejsca na czytelnika pobieżnego, nie skupionego, ale przecież poezja to przejrzysta, klarowna i w tym sensie sprzyjająca czytelnikowi. To wciąga i nie pozostawia obojętnym, wciąga w orbitę naszych ludzkich istotności (śmierć, miłość, życie) w sposób dany tylko klasycznej poezji, w której słowo ma moc i nie pozwala zdominować się zbędnym konfabulacjom poetyckich konstrukcji przypominających wieżę Babel. I w tym sensie Kubiak jest klasykiem, bo jeżeli w nas samych wieże Babel są możliwe, a są cokolwiek o sobie myślimy, to Paweł Kubiak pozwala mi je oglądać w sposób jasny i czytelny, pozwala zobaczyć co w nas rozmazane i zapętlone jako ważne i koniecznedo autoanalizy, do namysłu. I możliwe do owego zautoanalizowania dzięki wierszom takim jak:
droga
i znów mnie życie
przeczołgało po aksamicie
szczerych rojeń
pogasły gwiazdy
bo świeciły tylko do wewnątrz
moich oczu
zostało szare
światło zmierzchu rozpromienione
rdzawą zorzą
została droga
pusta jeszcze lecz na jej końcu
wieje nicość
zakurzone naczynie
czas nie jest zły
ani dobry
jego emanacje ociekają
palcami lat zasiedlają
obrazki dzieciństwa
kolorowe zmarszczki
jego stalaktyty
odrywają mnie
od rzeczywistości
stalagmity uciskają we śnie
materia mojego czasu
doczekała się rozbrykanych
stóp wnuka
wzniosła się
ponad ponad ponad
czas przyszły
nie wychyla nosa
z książek do gramatyki
Zobaczmy, że to są językowo stosunkowo proste konstrukcje, bez zbędnej jarmarczności słowa. Poezja Kubiaka działa na mnie jak ożywcze źródło spłukując prześladujący mnie od niepamiętnych czasów obraz: współcześni poeci siedzący z diabelskim uśmiechem nad każdym wersem i upychający weń – ku swemu zadowoleni a ku rozpaczy czytelnika – co rusz nową zaskakującą konstrukcję. Nie przeczę, czasami te konstrukcje są zaskakująco piękne, ale w ich nagromadzeniu, spiętrzeniu umyka sens całości a czasami podejrzewam, że przykrywa jego brak. U Kubiaka inaczej: żadne słowo nie zasłania całości wiersza, lecz ją uwydatnia! Tymczasem w dominującym zgiełku współczesnej poetyckiej bitwy o czytelnika nie dostrzegam sensu i często – mój starzejący się wzrok winien jest temu niedowidzeniu. Ale jeśli nawet tak jest, to właśnie poezja Pawła Kubiaka przemywa moje oczy źródlanym krystalicznym słowem przypominając klasyczną zasadę, że w poezji powaga może iść pod rękę ze spolegliwością słowa.
Kubiak pisze w sposób skondensowany. Zwróćmy uwagę, że jego wiersze są stosunkowo krótkie, operujące krótką (a więc szybką) frazą. A takie pisanie niejako wymusza precyzję. Wydaje mi się, z moich czytelniczych doświadczeń, że rozwlekłość, przegadanie najczęściej pokrywają naszą autorską słabość, niejasność, jakbyśmy sami do końca nie widzieli, co i jak chcemy powiedzieć, zagadujemy więc sytuację biegunką słów. U Kubiaka soczystość słów powoduje, że nie musi ich być dużo. Przypomina mi się w tym miejscu uwagą Czechowa, że umiejętność pisania to umiejętność skracania. Krótkie wiersze są swoistym sygnałem dla czytelnika, są autorskim potrąceniem strun czytelniczej duszy, aby poruszone i sprowokowane odnalazły własne brzmienie tego, co wypowiedział poeta. A do tego nie potrzeba wspomnianej gadaniny. Poza tym krótsze wiersze stanowią dla autora niepomiernie większe wyzwanie, bo nie ma w nich miejsca na „naprawienie błędów” jak w każdej dłuższej frazie, gdzie możemy coś dodać, poetycko ujaśnić. Zawsze u Pawła podziwiam tę jego lakoniczność, tym bardziej, że mimo niej – wbrew możliwym obawom – zachowuje on poetycką moc różnorodności, tak jakbyśmy obracali w dłoni niewielkich rozmiarów szlachetny kamień skrzący się barwą świateł, odblasków. To poetyckie iskrzenie daje mi dużą czytelniczą satysfakcję. Zdaje się, że też dodatkowo inspiruje do odbiorczej aktywności, do współpracy z tekstem, a to coś zupełnie innego niż pasywny odbiór. Spójrzmy na kilka wierszy.
przed majestatem
Staszkowi Miszczakowi – kandydatowi
na bieszczadzkiego pustelnika
stoję przed majestatem przyrody
skarpa Jeziora Solińskiego
rzuca na kolana
obok
Juliusz Pierwszy
król świata włóczęgów
koronowany szachinszach
żebraków włóczących się jeszcze
król Bieszczadu
aż po rozległe kresy
obojga narodów
przestwór nieba
zanurzonego w wodzie
chroni przed
nadmiarem majestatu
przywraca porządek
pustelnia
króla Juliusza
jest najzwyczajniejszym
cudem świata
wytworny koniak pokornie
leżakuje w cieniu gumofilców
surowość bukowych bali
starcza za purpurę
po co tu jestem
i dlaczego on
dlaczego ziemia się kręci
a w kątach drży serce
i szuka dobra piękna
choćby krzyny sensu
(doznane w Horodku opodal Polańczyka
w czerwcu 2012 r.)
goniąc
biegnę
gonię ważne
a znajduję tylko miejsce
klękam
by pojąc niepojęte
ciało i myśl
ciążą
wciągają w koleiny
muśnięcie Golgoty
wiarą
trud
wysoko wysoko
sala jest wysoka
jakieś cztery i pół metra
ludzie muszą tu
dobrze oddychać
w klatkach piersiowych
mają czegoś za mało
albo za dużo
leżymy we trzech
jest wczesna ciepła zima
dorodne sosny za oknem
zupełnie nie wiedzą
co począć
wieszamy na nich wzrok
z nadzieją na odnalezienie
pod niebieską choinką
żywicznego aromatu
(Otwock, styczeń 2018)
Uwięź” składa się z czterech części. Pierwsza jest najobszerniejsza ale nie wyróżniona osobnym tytułem. Drugą stanowi cykl miniatur „czerwień w błękicie”. Trzecia to cykl zatytułowany Na tej ZIEMI”, będący poetycką relacją z podróży do Ziemi Świętej a czwartą jest cykl „osośnione pawilony” opisujący Pawłowy pobyt w szpitalu w Otwocku. Wyżej przytoczone wiersze pochodzą kolejno z części pierwszej, trzeciej i czwartej. Pokazują one dobitnie to z czego ulepione są wiersze Pawła. Z życia. Nie ma tu krztyny nieautentyczności, słownych wynalazków, w których czytelnik wyraźnie nie jest w stanie zamieszkać, odnaleźć się. A przecież to jest w poezji najciekawsze: przekład życia na wiersz. Przekład życia składającego się z w końcu znanych nam ingrediencji: uczuć, zachowań, sytuacji, spojrzeń, dotyku, zatrzymań i zamyśleń, rozmów i westchnień, słów i milczenia, obrazów, wędrówki i drogi. Przecież to wszystko jest w nas i w tym sensie żaden poeta nie wymyśla nowego alfabetu, a jednak Paweł Kubiak należy do tych, którzy potrafią mnie zauroczyć. Stąd ta tytułowa zazdrość.
_________________
Paweł Kubiak, Uwięź, Wydawnictwo Miniatura, Kraków 2018