Jerzy Stasiewicz – dwa felietony

0
127

 

Jerzy Stasiewicz – dwa felietony

 

Nienawykły jestem do czeskiego spokoju

Stasiewicz Jerzy          Nienawykły jestem do czeskiego spokoju. W Broumovie czas płynie wolniej. Spacer z Krinic do drewnianego kościoła tego przykładem. Ludzie idą środkiem ulicy. Samochód potrafi się zatrzymać, poczekać .Nikt nie używa klaksonu. Nie tak jak w Polsce. Mógłbym mieszkać w Czechach.

            Stary przewodnik na cmentarzu, oparty o balustradę wyczekał na ostatniego poetę. Dał czas na skonsolidowanie grupy. I dopiero rozpoczął opowieść o historii miasta , posiłkując się gotyckimi tablicami na drewnianych ścianach świątyni.

 

           Zarazy pustoszyły miasto powracając co kilkadziesiąt lat.

W trzynastym wieku bracia zakonni rozpoczęli ważenie piwa. Wyrabianego do dziś. Jako wielcy smakosze tego trunku w czasie biesiady spalili klasztor. Polak by rzekł – jak się bawić to się bawić.

            Najstarsze nagrobki datowane na siedemnasty wiek. Niezwykle ozdobne z późniejszych czasów – rarytasy sztuki kamieniarskiej – ze zdjęciami zmarłych w archaicznych strojach z sumiastymi wąsami , przenosiły nas do epoki przodków tej ziemi.

            Groby założycieli Broumova w Brazylii , Chile.

W okresie międzywojennym w mieście mieszkało 98 % Niemców .Stąd dążenie przyłączenia Sudetów do III Rzeszy. Mnie uczono w szkole o sztucznym zaludnieniu tych terenów .Prawda pozostaje prawdą.

            Dowiedziałem się ,że te tereny po wypędzeniu Niemców zostały zasiedlone przez ludność czeską z Wołynia .Po drugiej stronie granicy mieszkają Polacy z Wołynia, nawzajem o sobie nie wiedząc. Szczelne granice socjalizmu. A następne pokolenie to już tutejsi.

Grób ośmioosobowej rodziny zamordowanej przez ojca nie mogącego się pogodzić z wygnaniem z ojcowizny. Dzieci w trumnach wraz z rodzicami.

            Konewki na stojakach.

            Piwo Opat znakomite, kelner podał dopiero jak opadła piana. I ważne żeby nie pić duszkiem. Ja tak nie potrafię.

separatorpng1

 

Tłum jak zawsze był rozbawiony

 

            Nie wiem czy droga była kamienista, czy zwykła spalona ziemia na skorupę. Tabuny kurzu unosiły się jak za stadem Tarpanów na stepie Dzikich Pól. Ograniczając widoczność, drapiąc niemiłosiernie gardło. Odksztuszałem błoto czasem ktoś splunął krwistą flegmą. Ociekający pot drążył na brudnej twarzy kanały – plan nieznanego miasta. Nie przeszkadzało to kurtyzanom wabić głębokim dekoltem.

            Był śmiech, obelgi, wytykanie palcami. Tłum jak spłoszone bydło reagował całością. Wydaje się, że było kilku prowodyrów sterujących tą ogłupiałą masą. Ukryty w gigantycznym pochodzie czułem się bezpieczny. Podporządkowałem się jego rozwydrzonym gestom.

            Dźwigał na karku oskórowaną belkę przytroczoną rzemieniem do rozłożonych ramion.

Ktoś GO opluł inny rzucił kamieniem z mojego otoczenia. Zauważyłem z przerażeniem, że współtowarzysze bacznie mnie obserwują. Cisnąłem w skazańca przydrożnym otoczakiem. Głucho jęknęła belka. Zszedł ze mnie wzrok. Poczułem się pewniej.

            Upadł. Strażnicy zaprzęgli do pomocy przypadkowego gapia. Niczym tur pochwycił pod ramię skazańca i dźwigał na wpół omdlałego.

            Na wzniesieniu stały trzy drewniane słupy. Rozwydrzony motłoch podkową napierał na miejsce egzekucji. Wpychając mnie niemal na płaczące kobiety. Setnik wydał polecenie pretorianom utworzyć koło. Żołnierze krzyżowo pochwycili się za pasy. Nikt nie prześlizgnął się przez kordon.

            Zarzucono liny wciągając skazańców niemalże na wierzchołki słupów. Belki umocowano poprzecznie. Ci co byli najbliżej przysięgają – ten po lewej drwił z NIEGO, po prawej o coś prosił. Uzyskawszy odpowiedź stał się spokojny.

            Nie mogę tego potwierdzić. Na krzyk bólu w czas wbijania gwoździ w nadgarstki i stopy odwróciłem głowę. Czułem, że gorący metal wypala mi wnętrzności. Widziałem tylko jak setnik włócznią przebija bok

            Tłum szybko się nudzi. Plac błyskawicznie pustoszał. Stałem jeszcze chwilę patrząc na martwe ciała zwisające z krzyży. Widok ten sam co zawsze.

            Pora była i na mnie.

26-28 lutego 2018 r.

Jerzy Stasiewicz

           

           

 

 

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko