Wacław Holewiński – Mebluję głowę książkami

0
304

Wacław Holewiński

 

Mebluję głowę książkami

 

mebluje-glowe

 

 

Moim językiem macierzystym jest polski

ani tu ani tamOsiem życiorysów. Kim byli, są, kim się czują? Polakami? Nie, raczej nie, a w większości przypadków zdecydowanie nie. Żydami? To przecież nie wybór. Więc tak, Żydami. Ale przecież mieszkają w Polsce. Albo w Polsce i gdzieś jeszcze. Czasowo. Większość jednak na stałe. Wyjechali w ’68 (w jednym wypadku w ’67) albo trochę później. Do Izraela prawie nikt nie chciał jechać (poza Tadeuszem Keshetem). Czuli się zagrożeni polskim antysemityzmem? Nie wszyscy. Odnaleźli się w innej rzeczywistości? Tak, wszyscy. Czy to prawdziwy obraz emigrantów żydowskich z pomarcowego exodusu? A czy jest coś takiego, jak prawdziwy obraz emigracji? Jeden, jedyny? To zawsze los, los jednostkowy, indywidualny.

 

Wrócili do Polski. Bo chcieli, bo tu było ciekawie, bo tu mieli swoje korzenie, bo tu czuli się u siebie. Albo tylko chcą tu spędzić ostatnie lata swojego życia.

Krzysztof Topolski, w marcu 1968 roku skazany na półtora roku więzienia, biznesmen, milioner, darczyńca. Wrócił w 1990. Michał Foxenius (Michał Szynagiel), w Polsce szef Volvo Cars, wrócił w 2011, Janusz Marchwiński, przez lata głos „Wolnej Europy”, wrócił w połowie lat dziewięćdziesiątych, prowadzi Cocon Music Club w Krakowie, Adam Ringer, wrócił w 1994 roku, współwłaściciel Green Caff`e Nero, Raisa Sadowski, filolog, mieszka w Warszawie i Berlinie, Krzysztof Zorde, ekonomista, biznesmen, wrócił do Polski w latach dziewięćdziesiątych, właściciel sieci księgarni BookBook, Michał Sobelman, historyk, przez wiele lat rzecznik ambasady Izraela w Polsce, Tadeusz Keshet, mieszka w Warszawie od początku lat dziewięćdziesiątych, biznesmen, specjalista od systemów alarmowych. Kilka dni temu minęła okrągła rocznica Marca ’68, pięćdziesiąta. Chcieli wyjechać? Byli zmuszeni? Czuli zagrożenie? Niektórzy wspominają, że słyszeli wówczas, że będą tworzone obozy koncentracyjne dla Żydów. Ktoś inny mówi, że żydowskie korzenie nie miały znaczenia, chciał się wyrwać w świat, ktoś tęsknił do dziewczyny, która wyjechała do Izraela. Jedni wciąż mają, czują zadrę. Do Polski, do Polaków, inni jakby chcieli dyskretnie pominąć temat, wolą mówić o emigracji, o nudzie życia na przykład w Szwecji czy Danii, a tak naprawdę zachwycają się nową Polską, przemianami, innym myśleniem, widzą tu Europę.

Czy to rozliczenie z krajem urodzenia? Wciąż sobie zadaję takie pytanie. Miałem 12 lat, wyjechał z Polski mój przyjaciel Oleś Latour, siedzieliśmy w jednej ławce. Do dziś mam jego listy. Na początku XXI wieku odnalazł go w Szwecji inny mój szkolny przyjaciel, Michał Lorenc. Oleś pamięta i nienawidzi. Ma prawo? A komuż o tym decydować.

Więc czytam i myślę: nie nam oceniać decyzje. Jedni wyjeżdżali, inni, jak Sławek Bielecki, czy Sewek Blumsztajn, siedząc w więzieniu (albo już po wyjściu) mówili: nie komuniści będą decydować, czy mam wyjechać. Ale myślę sobie, że ci, którzy wrócili, ci, z którymi rozmawia Krystyna Naszkowska, nie wszyscy dobrze usposobieni do Polski, że oni jednak mają szansę widzieć i zrozumieć więcej.

Niektórych podziwiam: adoptować trójkę dzieci, wychować, dać szansę kilkorgu innym. Z innymi się nie zgadzam, zwłaszcza porównywanie obecnej sytuacji do tej z sześćdziesiątego ósmego wydaje mi się niesprawiedliwe, ale… jeszcze raz powtórzę: mają szansę zrozumieć więcej. Tylko tyle i aż tyle. A my, czytając ich słowa? Czy ból, odrzucenie, poczucie krzywdy da się zracjonalizować? Nie da, ale Tadeusz Keshet mówi: „jestem dokładnie przepołowiony. Moim językiem macierzystym jest polski, którego używałem do osiemnastego roku życia. Na pewno w polskim się najlepiej wysławiam i najlepiej czytam, piszę”. Krzysztof Zorde: „Polska jest bardzo pluralistyczna, tu jest tyle różnych środowisk, cały czas coś się dzieje. Można sobie dobrać środowisko, w którym się dobrze czujemy. Są antysemici, są filosemici i tacy, których w ogóle nie obchodzi, kto to jest Żyd”.

Często są z rodzin mieszanych, albo ojciec, albo matka byli Polakami, o swoich żydowskich korzeniach dowiadywali się po latach, często były to rodziny komunizujące, czasami na wysokich stanowiskach w aparacie państwowym PRL-u, ale w strukturach przemysłowych. Ktoś z rodziców ma Medal Sprawiedliwy wśród Narodów Świata, a jednocześnie był antysemitą, niektórych rodzice się rozstawali, oni sami w większości też budowali związki, które nie przetrwały próby czasu. Wyjeżdżali i lądowali w Wiedniu, gdzie dwie organizacje chciały ich zabrać albo do Izraela, albo do Stanów. Byli zdolni, powiedziałbym nawet, że nadzwyczajnie zdolni, przedsiębiorczy, twardzi. Było też pewnie mnóstwo takich, którzy wyjeżdżali i gryźli palce z tęsknoty. I wracali właśnie z tęsknoty, sam znam taki przypadek. Tak, nie ma wątpliwości, w większości doświadczyli zła, które siedzi w nich, w ich wspomnieniach do dzisiaj. Uwiera ich Polska, ale też jest to dla nich miejsce szczególne. Ważne.

Krystyna Naszkowska – Ani tu ani tam. Marzec ’68 – Powroty, Wielka litera, Warszawa 2018, str. 319.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko