Wacław Holewiński – Mebluję głowę książkami

0
303

Wacław Holewiński

 

Mebluję głowę książkami

 

mebluje-glowe

 

 

 

Pokochali go wszyscy

 

makuszynski o jednymKiedy w Googlach wpisze się imię „Kornel”, jako pierwszy pojawia się obecny wicepremier – Kornel Morawiecki, jako drugi bohater najnowszej książki Mariusza Urbanka – Kornel Makuszyński. Symptomatyczne…

Któż z nas nie zna jego książek? Czy w ogóle są w Polsce tacy? „Szatan z siódmej klasy”, „Panna z mokrą głową”, „Bezgrzeszne lata”, „Awantura o Basię”, „Szaleństwa panny Ewy”, ale przede wszystkim „Przygody Koziołka Matołka” i „Awantury i wybryki małej małpki Fiki-Miki”. Napisał zresztą książek bez liku, większość – swego czasu – zyskała popularność niezwykłą.

Urbanek strzela swoimi biografiami jak z karabinu maszynowego – prawie co roku nowa (Tuwim, Kisielewscy, Waldorff, Broniewski, Brzechwa, Nowak-Jeziorański, Wieniawa) i nieodmiennie widać, że „przerobił” temat dokładnie, że przeczytał wszystko co ważne, że dotarł do źródeł i świadków.

Znamy książki, a autora? Jego życie? Raczej mało.

Nie dożył siedemdziesiątki. Ale też wtedy (w 1953 roku) nie było to wcale tak mało. Bywał głodny i wstydził się warunków w których mieszkał, był też – jak na pisarza – niezwykle zamożny, a pod koniec życia, niewydawany, korzystał z pomocy innych. Żył z książek, ale przede wszystkim z recenzji teatralnych, bo na teatrze, który od dziecka pokochał, znał się jak mało kto.

Wcześnie, w 1894 roku, został osierocony przez ojca (miał dziesięć lat), w tym samym roku zaczął edukację  w rodzinnym Stryju. Ale ze szkół „wylatywał”. Z drugiego, przemyskiego, za pojedynek o kobietę, skończył dopiero trzecie – we Lwowie. Po maturze zapisał się na polonistykę, ale… ale już był postacią. Kasprowicz, kilka lat wcześniej, wydrukował debiutanckie wiersze szesnastolatka! Potem już poszło… Jako dwudziestolatek mocno stanął na własnych nogach – dostał etat w „Słowie Polskim” – został recenzentem teatralnym. I w mig zaczęli o jego względy zabiegać aktorzy, reżyserzy, także poeci… Ale w gazecie – takie czasy – zajmował się przecież nie tylko kulturą. Pisał „wiersze okolicznościowe, felietony i recenzje, ale także relacje z pożarów i pogrzebów, krótkie notatki do kroniki kryminalnej i miejskiej. Jakby tego było mało, naczelny powierzył jego pieczy dział ekonomiczny, czyli informacje z giełdy”. Te ostatnie, na szczęście dla giełdowych graczy, na niezbyt długo.

Wsiąkł w świat artystyczny. Czy mogło być inaczej? Przesiadywał w knajpach ponad miarę, popijał i komentował…

Patrzę na jego zdjęcia, których w książce sporo. Wcześnie wyłysiał, ale był bez wątpienia człowiekiem eleganckim, ze starannie przystrzyżoną brodą, zapewne mógł się podobać kobietom (a na pewno imponować swoją pozycją). Wcześnie wziął ślub z Emilią Bażeńską, która „uczestniczyła na równych z mężem prawach w restauracyjno-kawiarnianych szaleństwach”.

W 1908 wydał swój pierwszy tom wierszy „Połów gwiazd”. A potem… Potem była lawina, często po dwie, trzy książki w roku.

Pierwszą wojnę spędził w Rosji, a w wolnej Polsce szybko, bo już jesienią 1918 „zainstalował” się w Warszawie. Wojnę dwudziestego roku spędził w „Referacie Literackim” Oddziału II Informacyjno-Prasowego. Jednym słowem, prochu nie powąchał, ale „krzepił serca” piosenkami.

W Warszawie pisał recenzje teatralne dla „Rzeczpospolitej”, a potem „Warszawianki”. Wchodził do redakcji „witał się z obecnymi i nie zdejmując płaszcza, siadał do pierwszego wolnego biurka. Pisał bez chwili zastanowienia.” Przerywał wyłącznie na papierosa.

Zatrudniał go Stanisław Stroński, postać w ruchu narodowym znacząca. Czy Makuszyński był endekiem? Trudno powiedzieć, Urbanek nie daje jasnej odpowiedzi – bez wątpienia jednak autorowi „Szatana z siódmej klasy” bliżej było do prawej strony sceny politycznej.

Znali go „wszyscy” i on znał „wszystkich”. Czasami z łezką w oku myślę, że ten czas, czas II Rzeczpospolitej, był dla naszej kultury niezwykły. Bogaty w spory, dokonania, fantastyczne polemiki, ale i postaci takie jak Makuszyński – życzliwe wszystkim.

Pisał dla dorosłych, ale przede wszystkim zyskał przyjaźń i uznanie dzieci. Pokochały go miłością absolutną i dozgonną. Koziołek Matołek – pierwszy polski komiks – pobił wszelkie rekordy popularności. Bez wątpienia także dzięki rysunkom Mariana Walentynowicza.

Kochali go też górale, z miłością wzajemną. Bo choć początkowo pisał o Zakopanem niezbyt dobrze, szybko się przekonał do zimowej stolicy Polski. To tam zamieszkał po opuszczeniu Warszawy (po Powstaniu Warszawskim) i tam umarł.

Miał kilka miłości, drugą żonę (Janinę), ale i brydża, w którego grał znakomicie, dobre trunki, których sobie i przyjaciołom, dopóki było go stać, nie żałował, teatr, książkę.

Jest jednak też w jego pisaniu kontrowersja. Urbanek – i słusznie – pyta czy był antysemitą? Tytułuje jeden z rozdziałów książki „Żydki, Żydy, Żydzięta”. „Dostrzegał żydowską odmienność: obyczajową, religijną, kulturową. Irytowała go ich ekspansywność, śmieszyła nadekspresja, przeszkadzała niechęć do asymilacji.” Łatwo dziś, po holocauście przypinać ludziom tamtych czasów łatkę antysemity. Wydaje się, że zawsze warto patrzeć oczyma współczesnych pisarzowi. Miał przecież cała masę przyjaciół, pisarzy pochodzenia żydowskiego, nie odmawiał im prawa bycia Polakami, cenił ich dorobek.

Po wojnie, zwłaszcza od 1947 roku, nie miał łatwo. Książek o Lwowie czy Wilnie nie można było wydawać z przyczyn oczywistych, ale inne? No, te też miały dla nowej władzy wady. Ryszard Matuszewski o przedwojennym członku Polskiej Akademii Literatury pisał, że „jest pisarzem płytkim i powierzchownym, karmi czytelnika »łatwym, sentymentalnym humorem«, a w swoich powieściach nie gardzi »tanimi chwytami, schlebiającymi typowym gustom drobnomieszczańskim«”. Co więcej, „umieścił go na liście dostarczycieli literackiej tandety, demoralizujących masy czytelnicze w interesie rządzącej przedwojenna Polską burżuazji.” To był w tamtych latach dla pisarza wyrok śmierci. Znów, jak na początku swej drogi był biedny. Takim umarł. Ale… ledwie kilka lat później jego książki znów biły rekordy popularności. Wrócił do żywych! Na stałe!

 

Mariusz Urbanek – Makuszyński. O jednym takim, któremu ukradziono słońce, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2017, str. 295.

 

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko