Zbigniew Kresowaty
W DRODZE DO PEŁNI
( z cyklu portretów literackich – Irena Paździerz poetka, pisarka…)
Dopóki żyjemy poruszamy się w autonomicznej rzeczywistości światła, które nas prowadzi. Nasz życiorys wypełnia się przeróżnymi przeżyciami; ciężkimi, szczęśliwymi, realizacjami zamierzonymi i planowymi, ale bywa że w ferworze spraw gubimy własną kreację a wraz z nią chronologię życiorysu, zwłaszcza kiedy przychodzi zebrać w całość dorobek wybieramy kęsy najważniejsze z całego ciągu spraw, które cechują szczególne znaki zwane inaczej bliznami. Dopisujemy do swej pamięci kolejne fakty rzeczywiste w danym czasie, ale szczególne miejsce zajmują zawsze zdarzenia duchowe, gdyż podlegały emocjom dzięki czemu jesteśmy w niekończącej się „drodze do siebie”, czyli w drodze do pełni. Każdy życiorys artysty jest opowieścią zwłaszcza o czynach zaangażowanych, dotyczy bowiem najskrytszych zakamarków własnego JA to do nich mamy wyjątkowy stosunek emocjonalny. Poruszamy się dzięki wewnętrznym mocom a tym samym non stop twórczym kreacjom, odnajdujemy się nawet w snach, które dopowiadają naszej drodze o przeróżnych imaginacjach. Dopóki dziwimy się sobie i otoczeniu – trwamy, wiedząc że nic nie dzieje się bez przyczyny, choć życie bez przerwy nas zastanawia i zaskakuje. Jest ono bowiem pewnego rodzaju tajemnicą, którą stopniowo odkrywamy nie wiedząc, że tym samym ona też nas odsłania coraz bardziej. Chcę zatem powiedzieć o książce monograficznej pisarki i poetki, którą dotykały bardzo ciekawe koleje losu…
Książka monograficzna Liliany Abraham Zubińskiej „W drodze do siebie” (s.85), która ukazała się w 2010 roku w Oficynie Wydawniczej STON 2 jest interesującym i cennym wkładem w odkrywanie drogi twórczej znanej pisarki i poetki kieleckiej Ireny Paździerz – Ta książka zainteresowała i mnie szczególnie, ponieważ znam pisarkę, lecz nie wiedziałem szerzej o niej. Zainteresowała mnie szerzej, gdyż znalazłem w niej wątki bardzo bliskie mojego czasu transformacji i socjologii, nawet zrobiłem Irenie portret, który metafizycznie unaocznia dramaturgię losów pisarki. Każdy portret jest swego rodzaju, zwłaszcza jego wizerunek: mimika twarzy i wyrys dramaturgią. Irena Paździerz to wciąż czynna autorka powieści i opowiadań dla dorosłych i młodzieży. Dowiadujemy się z tej monografii o niezwykle kreacyjnym życiu artystki, która świadomie i z determinacją kroczy do wyznaczonego celu. „W drodze do siebie” – to bardzo pojemna metafora.
Książka ukazuje dotychczasowy ciąg życia artystki, perypetie wzloty czasem upadki, ciąg który wszak biegnie dalej staje się bogatszy o doświadczenia. Bohaterka ma za sobą etap, którego mógłby jej pozazdrościć niejeden dojrzały twórca, a przed sobą dalsze odcinki – pełne planów, pracy i marzeń.
Książka Liliany Zubińskiej ukazuje sylwetkę pisarki, jej rodzinę, środowisko, wytrwałość w zmierzaniu do celu. Mówiąc o jej nieustającej aktywności i pracowitości, o ogromnym szacunku do słowa i do wszystkiego co ją otacza, traktuje przede wszystkim o WIELKIEJ miłości do życia. „W drodze do siebie” to ciekawy zapiśnik – dokument ukazujący osobę, która zaczynała od pamiętników, podróżowała i podróżuje, fotografuje – dokumentuje, a jednocześnie tworzy „ na żywo”: prozę i poezję w swój odrębny, pełen emocji sposób, uzmysławiając nam, że warto mieć cel, do którego się zmierza, bo to nadaje życiu głębię. Meandry losu, spotkani po drodze ludzie, piękno przyrody, historia oraz lektury odciskają piętno na tak wrażliwej duszy, co ma bezpośredni głęboki wpływ na jej twórczość artystyczną.
Monografia Liliany A. Zubińskiej poświęcona Irenie Paździerz ukazuje, jak układają się ciągi każdego bytu ludzkiego, a artysty w bardzo wrażliwy sposób. Jakby w jednym miejscu zakreślają one zakola i wiążą pętle, które kształtują nasze upodobania nawyki oraz zwyczaje, innym razem biegną prosto i szybko jak strzała… Ktoś powiedział, że nic nie dzieje się bez przyczyny – iście to prawda! – Istnieje bowiem, dobrze to wiemy, pewien kod naszej kreacji, który otrzymujemy przy urodzeniu jak metrykę – a jest nim między innymi talent. Ktoś powiedział, że wszyscy go posiadają, tylko czeka on na odpowiednie miejsce i czas oraz sprzyjającą okazję, by wyłonić się na światło dzienne i dać się oszlifować. Tylko wtedy zaowocuje i zalśni jak diament.
Oczywiście, nie byłoby Ireny bez jej rodziców. Oni przekazali jej geny przodków i odpowiednio wychowali. Szczególnie pochodząca spod Wilna matka, bo już w najwcześniejszym dzieciństwie zaszczepiła w niej miłość do książek. Irena nie pamięta czasów, gdy nie umiała czytać, bo już w wieku pięciu lat znała cały elementarz Falskiego na wyrywki. Przypuszczalnie posiadła tę sztukę obserwując swoje siostry – starszą Krystynę i średnią Teresę, które już chodziły do szkoły. Ojciec zaś, jak się dowiadujemy, miał bardzo duże poczucie humoru. W kontaktach z dziećmi nieoceniona była też jego umiejętność opowiadania bajek. To bardzo ważne, choć czasem nie przywiązujemy do tego wagi. Bajki kształtują naszą wyobraźnię i pokazują walkę dobra ze złem, dążenie do szczęścia do „chatki księżyca”, w której czeka zawsze dobry i spokojny duch snu. Czytanie i opowiadanie dzieciom wzbogaca je wewnętrznie, a przy tym integruje rodzinę, co procentuje w przyszłości. Tradycje te odradzają się bowiem w kolejnych pokoleniach treściwiej. To niesłychanie cenne i rodzice Ireny o tym wiedzieli.
Dowiadujemy się z monografii także o innych dziecięcych marzeniach… Irena kochała przede wszystkim muzykę, stąd jej pomysł uczęszczania także nia do szkoły muzycznej. Powie później wierszem o tym pragnieniu tak:
Najpierw byłam muzyką/ w pudle rezonansowym skrzypiec/ cienkim smyczkiem dziecięcych lat/ muzyka rozkwitała kobietą/ a nuty zgęstniały w słowa poety.
Dziecko nie zdaje sobie sprawy z tego, ile wyrzeczeń wymaga wirtuozerskie opanowanie instrumentu ma słuch jednak i słyszy… Przy bogactwie innych zainteresowań, z różnych powodów rodzinnych, brak czasu na ćwiczenia powoduje niezadowolenie z postępów, zniechęca, tak więc po czterech latach nauki skrzypce trzeba było odłożyć. Przyczyniła się do tego również tragedia rodzinna – trauma związana z przedwczesnym zgonem ojca. Okres dorastania, utrata ojca i rozpoczęcie nauki w szkole średniej spowodowały bunt przeciwko losowi, który tak ją bardzo doświadczył. Ale trzeba było brać się do nauki, bo Liceum Ogólnokształcące im. Jana Śniadeckiego w Kielcach słynęło z wymagań. Burzę uczuć zaczęła przelewać więc na papier, bo to właśnie wtedy zaczęła pisać pamiętniki, którą to czynność ponoć kontynuuje do dnia dzisiejszego przy pisaniu prozy. To godna podziwu wytrwałość i wspaniała szkoła techniki formułowania i wyrażania myśli. Biorąc zaś pod uwagę okres, jaki obejmują te zapisy, prawdopodobnie mają dziś również wartość historyczną. Na pewno są też kopalnią charakterów, zwyczajów, opisów, istnym Sezamem dla pisarza, którym się w międzyczasie pisarka stała.
Kiedy nadchodzi czas budzenia się świadomych pragnień i ujawniania ambicji, a dzieje się to najczęściej w szkole średniej, życie staje się ciekawsze, intensywniejsze, lecz czasem także dramatyczne. Kiedy odchodzi jedno z rodziców, dziecko wyraża naturalny bunt – ona buntowała się przeciw losowi – a był to rok 1965. Sama musiała podjąć decyzję o rezygnacji ( jak wspomniałem) ze szkoły muzycznej, gdzie umieściła swoje artystyczne marzenia. Czas był dla rodziny trudny, pamiętamy te szare czasy komunizmu…ogromne łzy… same cisnęły się z ucz na policzki”. Okres to znamienny, odciskający wielkie piętno na Irenie, wtedy właśnie przychodzą pierwsze rozterki, ale i uniesienia… Przyszła pisarka i poetka pisząc swoje szczere pamiętniki, odnotowuje pierwsze fascynacje płcią przeciwną, o czym świadczy m. in. wiersz pt. „Pamiętam” :
Dlaczego myślę wciąż o tobie
Chociaż wiem, że ty nie pamiętasz
Mojego wyglądu, moich spojrzeń
I choć wiem, że wszystko minęło
Wciąż mam przed oczyma
Twoje włosy, błękit spojrzeń, koszulę w kratę
Powiesz: – To zbyt mało, to za długo
Ja już dawno zapomniałem
Potem przyszły studia. Dobrze wiemy, że to czas konieczny, czas decyzji, zawsze bardzo znamienny i niezmiernie ważny okres w życiu. Irena studiowała ekonomię na Uniwersytecie w Łodzi, był to więc czas wyboru drogi życiowej i smaku życia… czas cenny do oceny….poddawaniu się własnemu samopytaniu: co będę robić, jak zarabiać na przysłowiowy chleb? – Ale pomimo rozterek, są to najpiękniejsze wspomnienia, jak pisze autorka książki Liliana Zubińska. I choć były to czasy peerelowskie, nikt zbytnio się tym nie przejmował. Były wyjazdy integracyjne, ba obozy, a w przypadku Ireny również te naukowe, w góry i kontakt z żywą przyrodą kumulowały dobre wspomnienia, które zaowocowały zrobieniem uprawnień przewodnika i wieloletnim oprowadzaniem wycieczek nie tylko po Górach Świętokrzyskich.
W 1975 roku przyszedł egzamin magisterski, czas szukania pracy i powroty – powroty… do miejsca urodzenia. Wiele spraw w tej książce jakby opowiada o naszym – czytelników, życiu. Nużąca praca, w której trudno było się odnaleźć, zmuszała do poszukiwania przyjaciół i dodatkowego zajęcia. Pocieszeniem były rajdy górskie oraz zimowe wyprawy na narty celem „naładowania akumulatorów”. W końcu wyzwoleniem okazała się zmiana polegająca na zatrudnieniu się w „Exbudzie” – firmie cieszącej się wówczas ogromnym prestiżem nie tylko w Kielcach. Irena wyjeżdża na kontrakt do Niemiec. Przygląda się tamtym warunkom życia, poznaje ludzi, pracuje bardzo intensywnie. Jak powie później: daremnie „szukałam drzwi do lasu”, brakowało tam bowiem możliwości bezpośredniego kontaktu z żywą, niekażoną naturą, dławiła ją tęsknota za krajem, za rodziną. Pomimo dobrych zarobków i perspektyw powraca więc do Polski. A po latach wydaje książkę pt.” Witaj Europo!”. Zawsze wiedziała, że my Polacy przynależymy do Europy, że Polska była zawsze ważnym elementem zachodniej społeczności. Zważmy, że nie każdego cechowało to przekonanie, wszak w Polsce obowiązywały wówczas racje żywnościowe i kartki. Dziś dla młodych ludzi to bajka! – Przyznać też trzeba, że tytuł „Witaj Europo” zakrawa na ironię. Irena bywała za granicą i widziała, jak niektórzy „szczęśliwcy” tam żyją, bez polityki. Mogła zostać np. w Niemczech, a jednak tęskniła do kraju. Tylko w Polsce zawsze była u siebie. Ciągnęła ją tu miłość do Ojczyzny, do Rodziny i własnych marzeń… Co zresztą obrazuje poniżej jeden z wierszy Ireny:
Nie pojadę nigdy do Acapulko/ Nie przegram ostatnich dolarów/ w kasynie Las Vegas/ nie kupie nowych sukien/ w salonie Diora/ nie zobaczę stromych brzegów płynąc jachtem poi Adriatyku? /Za to będę z okien wieżowca oglądać/ sforę rozwrzeszczanych dzieci/ bawiących się w błotnistej pustyni/ będę stać w kolejce po paczkę herbaty/…/
A było to przecież tuż przed „stanem wojennym” w Polsce. Świadomy wybór mimo wyświetlającego się „świetlanego bytu”. Ale wobec tego poznanego wcześniej, może nawet jego smaku poza granicą, liczyło się coś znacznie ważniejszego. Następuje więc prozaiczne przyjęcie ciężaru bytu autonomicznego – własnego, połączenia się i wspierania z wszystkimi przyjaciółmi i rodziną – czyli dały znać tutaj „więzi , choć były pęta”… Później spacyfikowano kopalnię „Wujek” – i poszło wielkie echo po Polsce i świecie. Nikt tego nie oczekiwał, a już na pewno tego się nie spodziewał. Przerażona Irena Paździerz pisze wiersz, jak wielu poetów napisało, jako odzew na bezprawie i przemoc…
„ZABITYM W KOPALNI”
Gdy załomocą do twoich drzwi,
Nie będą krzyczeć „hende hoch”
Bo to nie wrogowie ale sąsiad czy brat
Przyszedł złożyć ci wizytę z pałką w dłoni
Nie stawiaj oporu
To tylko przyjaciel
Wymierzy karabin w twoją skroń(…)
W takich sytuacjach, jak pamiętam, wybieraliśmy w myślach prawdę i protest przeciwko reżimowi, choć głośno to niebezpiecznie było o tym mówić. Pisarka znów wyjeżdża, tym razem do Czechosłowacji, choć wie, że długo bez Polski nie wytrzyma. Przypomnijmy sobie sami o swoich wówczas zamiarach: „wyjechać jak najszybciej z tego zaboru komuchowskiego daleko w świat”. Dziewięć miesięcy, które tam spędziła, to jak czas potrzebny na każde ludzkie narodziny. Więcej wytrzymać się nie dało. Odzwierciedla poetka to w swoim wierszu:
/Pozwólcie mi iść/ krętymi drogami/ bo nie każde szczęście/ idzie prostą drogą/ Pozwólcie mi krzyczeć/ gdy inni milczą/ i nie pouczajcie mnie/ że krzyk jest zbędnym protestem/…
Pewnie tutaj nie uzmysłowię nikomu nic nowego, powiedzieć jednak trzeba, że to co zapisze pisarz, poeta albo stworzy inny artysta, jest sumieniem dużej grupy osób. O tym także mówi nam monografia Liliany A. Zubińskiej. Cała twórczość Ireny Paździerz, jak wspomniałem opiera się na jej przeżyciach, na chwilach łapanych „na gorąco”, wręcz na żywo. Autorka non stop jest blisko ludzi czerpiąc wiedzę z obserwacji w tym swoich doświadczeń. Tworzy – pokazuje obraz kraju i społeczeństwa, obraz naszych zalet, wad, tradycji, wyborów i znaczeniu obyczajów. Uzmysławia niejeden błąd ciążący na sumieniu, a także liczne rozterki oraz bardzo szczęśliwe chwile, które nakładają się na siebie i przenikają na przestrzeni kilkudziesięciu lat. Jednocześnie jako pisarka zawsze dotyka spraw społecznych elementarnych wydobytych z całej siebie. To jest bardzo ważne i nader cenne. Bo choć jej „droga do siebie” była wyjątkowo długa i kręta w końcu dotarła do celu, zrozumiała, że najważniejsza jest twórczość zaangażowana. Pierwsza powieść „ Anatomia niszczenia” pisana na rozklekotanej maszynie, pomimo iż okazała się niezbyt udaną próbą, napełniła ją spokojem i wewnętrzną, rozpierającą wręcz radością tworzenia, pewnością, że właśnie to jest jej przeznaczeniem. Takiej satysfakcji nie dała jej dotychczas żadna praca. A zmieniała ją kilkakrotnie – poszukiwała… To przecież jedynie przez przypadek skończyła studia ekonomiczne, chociaż zawsze interesowała ją literatura. Nie zrażając się więc niepowodzeniem, wykorzystując czas wolny i zarywając noce Irena wkrótce napisała dwie następne powieści: „Marzeń zielone migdały” i „Urok tajemnicy”. Pierwsza z nich ukazała się w 2000 roku, a w 2001 w wydawnictwie „Gens” wydane zostały dwie następne książki, m. innymi „Biały koń z chęcińskiego zamku”. Tym razem w tworzeniu postaci bohaterów pomógł jej roczny kurs udoskonalający w zakresie psychoterapii i pomocy psychologicznej ukończony w Instytucie Terapii Gestalt w Krakowie, a w budowie powieści zdobyte wcześniej doświadczenie, książki te odniosły bowiem sukces, co sprawiło Irenie wiele satysfakcji i zakończyło się przyjęciem jej w 2001 roku do Związku Literatów Polskich.
Zachęcona tym Irena poświęca się całkowicie pisaniu. Pojawiają się następne książki: zbiór bajek dla dzieci „Kiedy zwierzęta mówią” (2007), wspomniana wyżej nagrodzona w konkursie im. Stefana Żeromskiego wspomniana powieść „Witaj Europo!” (2008), zbiór opowiadań „To się zdarza” (2009), powieść „Nie jestem Megi”(2011), a w kolejce na wydanie czekają następne cztery powieści.
Monografia Liliany Abraham Zubińskiej z cyklu „portretów literackich” jest przy tym starannie przemyślana kompozycyjnie, wzbogacona ikonografią jak wspomniałem – wieloma fotografiami oraz wypowiedziami zaprzyjaźnionych z Ireną literatów. Widać, że autorka książki włożyła w nią wiele pracy i serca. Zachęcam do zapoznania się z tym wydawnictwem, w którym każdy może odnaleźć również cząstkę siebie. Jesteśmy Polakami i Europejczykami, posiadamy godność, przepełnia nas miłość do własnego regionu, kraju oraz miłość drugiego człowieka. „W drodze do siebie” pod redakcją Stanisława Nyczaja pisarka ukazuje nam postać znaną powszechnie jako prozatorka, która jednak, jak się okazuje, ma duszę poety. Bo to właśnie wiersze, bardziej niż proza, odsłaniają uczucia i ogromną wrażliwość artystki. To w nich jest osobą z krwi i kości, dotykają one bowiem konkretnego miejsca i czasu, świadczą o jej zaangażowaniu i patriotyzmie, o uczuciach, marzeniach i cennych doświadczeniach. Są dowodem wrażliwości osoby doświadczonej, umiejącej patrzeć na życie oryginalnie, a przy tym wiele wymagającej od siebie. Wiersze jej dają spojrzenie na świat z innej perspektywy, może warto byłoby je więc w końcu wydać?
Pomyśleć, że to los pisze nam życiorysy, czasem nawet kierunkuje jak tylko pomagamy szczęściu, prowadzi zgodnie z najskrytszymi marzeniami. Nie każdy jednak, pomimo wytężonej pracy, ma szczęście doczekać się własnego spełnienia. Irenie Paździerz to jednak się udało, choć jeszcze wiele przed nią.
Liliana Abraham Zubińska, „W drodze do siebie”. Portret
literacki Ireny J. Paździerz, STON 2 Kielce 2010, s. 84