Andrzej Wołosewicz – Wyrwane strony z historii literatury

0
281

Andrzej Wołosewicz


Wyrwane strony z historii literatury

 

Jacek Durski            Kazimierz Wyka w tekście „Z lawy metafor” (1957) pisząc o poezji międzywojennej zauważa: „Księga Genezis międzywojennej poezji polskiej na jej pierwszych kartkach, tyczących się samego początku, jest bardzo uproszczona. Zachowała ona u swego początku dwie główne karty: na jednej „Skamander” i Warszawa; grupa od pierwszych kroków nie posiadająca rzekomo rywali, aż do tradycji poezji narodowej przeszła w powszechnym oklasku. Na drugie karcie awangarda i Kraków; grupa później i z większymi oporami przechodząca z klasy do klasy, ale i ona w końcu zdała maturę – przy aplauzie publicznym znacznie skromniejszym. Obraz schematycznie uproszczony. Obraz fałszywy.” Dalszą część eseju, którego sam początek przytoczyłem, poświęca Wyka analizie twórczości Anatola Sterna, który był tak samo daleki od Skamandrytów, jak i od Awangardy Krakowskiej. Dla potrzeb mego tekstu najważniejsze jest podsumowanie: „Oto dlaczego księga Genezis międzywojennej poezji polskiej ma wyrwane u samego początku karty.” (Jeśli kogoś interesuje sam Stern, proszę po niego sięgnąć, rekomendacja Wyki jest zachęcająca).

            Jeżeli Wyka w już zamkniętej, „napisanej” księdze Genezis międzywojennej poezji dostrzega wyrwane u samego początku kartki, to chciałbym zwrócić uwagę na…. nas samych, piszących na tym portalu i gdziekolwiek indziej, chciałbym zwrócić uwagę, że piszemy, zapisujemy właśnie takie kartki. Wystarczy sięgnąć do podsumowań – a już są takowe – literatury (poezji) po 1989 roku, podsumowań sięgających po rok 2010, a więc nieledwie wczoraj, podsumowań z sygnaturą opracowań akademickich, podsumowań z  wziętych i mniej wziętych periodyków literackich, by się przekonać, kogo tam niema! Nie ma tam większości młodych, o których piszemy, a którzy nie są gorsi, a często są lepsi, od tych hołubionych w kółko. Nie ma tam średnio starszego pokolenia autorów, bo całą półkę zajmuje triumwirat Sosnowski, Świetlicki, Tkaczyszyn-Dycki. Przypomnę tu w swej niezgłębionej złośliwości własny wiersz napisany po jednej z polonistycznych konferencji:

 

W obronie innych wódek

 

 

w „Lekcji nieobecności” Aliny Świeściak

czytam że leżenie Świetlickiego

 

jest jego leżeniem

między Białoszewskim i Różewiczem

 

a ja nawet nie muszę leżeć żeby leżeć

mogę nawet leżeć siedząc

 

bo nie o leżenie tu idzie/leży?/

chyba że jestem ciemny jak tabaka w rogu (nie palę)

 

nawet Świetlicki mnie nie oświetlił

chociaż kupiłem jego „Wiersze”

 

bo chciałem być dobrze wychowany

w kwestii bardzo najlepszej poezji

 

kupiłem więc sobie  t e g o  Świetlickiego

i nic z tego! no, na półce dobrze wygląda ale

 

zanim zacząłem czytać tyle się nasłuchałem

że Świetlicki ważnym poetą jest aż

 

na konferencji w Poznaniu w 2013 okazało się

że jego nałogi są ważniejsze od moich

 

że on pije ważniejszą wódkę

no nie wiem, nie wiem

 

też macie poczucie że wasze wódki

są mniej ważne od innych?

 

bo w poezji to od wódki-Świetlicówki może

lepsza jest Gąsiorówka, Jerzynówka czy Ratoniówka

 

więc z tymi wódkami panie Marcinie lepiej

nie przesadzać bo to się różnie kończy. Koniec

 

Nie ma tam też – i za to akademikom należą się potężne cięgi – twórczości pokolenia poetyckiego Hybryd. To tak jakby Jerzyna, Gąsiorowski, Waśkiewicz czy zbliżeni pokoleniowo i towarzysko do nich Śliwonik, Kawiński wszystko, co napisali, napisali w owym kilkuletnim ledwie zakleszczeniu – jak zgrabnie nazwał to Andrzej Zieniewicz –  między Współczesnością a Nową Falą, czyli jakby wszystko napisali mniej więcej do połowy lat 70 dwudziestego wieku. Tymczasem oni pisali (lub jeszcze piszą – Kawiński) do końca pierwszej dekady XXI wieku (Jerzyna zmarł w 2010, Gąsiorowski i Waśkiewicz w 2012) a więc w okresie, który obejmują wspomniane akademickie podsumowanie, a w których…. ich nie ma! Trzeba naprawdę dużej dezynwoltury, by tego nie zauważyć. To tak jakby całą polską poezję po latach 70-tych sprowadzić do Barańczaka i Nowej Fali (z małym przerywnikiem na dwójkę noblistów i Herberta). Obraz to na wskroś fałszywy, dlatego piszmy nasze wyrywane notorycznie stronice księgi Genesis poezji polskiej po 1989 roku. Warto. Może jakiś nowy Wyka za lat kilkadziesiąt napisze: „Księga Genesis poezji polskiej po roku 1989 na jej pierwszych kartach tyczących samego początku jest bardzo uproszczona, ponieważ ma wyrwane u samego początku karty. Jednak dzięki takiemu wynalazkowi jak internet ocalały one na pisarze.pl” Będzie miło? Będzie.


Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko